Krzyżyk na czole
- Co lobis? - pyta półtoraroczny Nikodem swoją mamę, która przed snem pochyla się nad nim, czule gładzi jego głowę i robi na czółku malca krzyżyk szepcząc „Błogosławię ci, w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego, amen!”.
- Przekazuję ci błogosławieństwo od Pana Jezusa - odpowiada poważnie mama, pani Dorota.
- Co to bogosensfo? - chłopiec pyta tak, jak pozwalają mu językowe możliwości.
- Błogosławieństwo kochanie to znak Bożego szczęścia. Błogosławiony to znaczy szczęśliwy, a dla nas szczęście to miłość Boga, no i oczywiście nasza miłość względem siebie, w rodzinie - mama już zaczyna się pocić brnąc w tajemnice teologii, a tata Nikodema, a jej mąż zaczyna na nią patrzeć krytycznie. - Wiesz synku, że tata cię bardzo kocha, prawda? - pyta Dorota.
- Tak! - mówi malec z uśmiechem.
- A w niebie masz jeszcze jednego Tatę, który uczy nas kochać się wzajemnie - tłumaczy kobieta.
- Ekstla - woła Nikodem.
- To do Niego modlimy się wieczorem i rano tzn. mówimy modlitwę do Anioła Stróża, który jest pomocnikiem tego Taty w niebie - dodaje mama.
- Anioł Stlus! - przypomina sobie brzdąc modlitwę, którą przed chwilą wspólnie odmawiali. To znaczy na razie bardziej rodzice, ale on już umie złożyć rączki, tylko tego krzyża jeszcze nie daje rady.
- W każdym razie nasz Tata w niebie bardzo nas kocha, ale nie może cię dotknąć tak dosłownie, więc dał ci rodziców, którzy mają ci przekazać Jego miłość i zaprowadzić do Niego - kończy mama.
- A gdzie? - pyta rzeczowo Nikodem.
- Dokąd mamy cię zaprowadzić? - dopytuje mama.
- No, gdzie tata jest? - mówi chłopiec.
- Mamy cię zaprowadzić do Taty w niebie ucząc cię miłości i modlitwy. Dlatego przekazujemy ci od Ojca niebieskiego Jego błogosławieństwo, czyli życzenia szczęścia i opieki. Trudno mi powiedzieć teraz, gdzie jest niebo, w którym mieszka nasz Bóg Ojciec - tłumaczy kobieta.
- Ułaaaaa - Nikodem ziewa widocznie znużony trudnym wywodem i dniem pełnym zabaw.
- No synku, pora spać. Przeczytam ulubioną książeczkę, żebyś mógł spokojnie zasnąć - przekonuje tata.
- Dobzie - odpowiada Nikodem. - Ale pierw ty tes - dodaje sennym głosem. Rodzice patrzą po sobie ze zdziwieniem, zastanawiając się, o co mu może chodzić.
- Coło - Nikodem patrzy znacząco na tatę i wskazuje swoje czoło pod grzywką.
Tata szybko reflektuje się.
- Oczywiście, syneczku, niech Ci Pan Bóg błogosławi, w imię Ojca, i Syna, i Ducha Świętego. Amen - mówi dobitnie.
Mama jeszcze macha do Nikosia.
- Śpij dobrze! - rzuca i przymyka lekko drzwi zostawiając chłopaków samych.
Pół godziny później Wojtek wychodzi z pokoju syna i siada przy stole w kuchni, obok żony, która popija herbatę.
- Kochanie, po co mu tłumaczysz teologię? Przecież on jeszcze nic nie rozumie - mówi do Doroty z lekkim wyrzutem.
- Uważam, że nie masz racji. Nigdy nie jest za wcześnie, by zacząć mówić dziecku o Bogu. Dzieci rozumieją i czują sercem więcej, niż nam się wydaje - mówi Dorota. - Mają też niebywałą wyobraźnię, więc sądzę, że warto próbować - dodaje.
- Może masz rację, on jeszcze nie umie dobrze mówić, a czasami jakie mądre pytania zadaje - Wojtek zachwyca się swoją latoroślą. - A jak nasza córeczka? - pyta gładząc zaokrąglony brzuszek Doroty.
- Właśnie poszła spać, więc i ja się położę - dodaje rozpromieniona kobieta.
Anika Nawrocka
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!