Konsekwencje grzechu
Jazon, zabójca własnych rodaków, uciekając przed konsekwencjami swego czynu, był przekonany, że schronienia udzieli mu położony na wschód od Ziemi Izraela kraj Amonitów. A co ostatecznie się wydarzyło?
Może Jazon liczył na to, że przeczeka niekorzystny dla siebie czas, a może miał nadzieję na klęskę Antiocha prowadzącego wyprawę przeciw Egiptowi. Nie jeden raz zdarzało się, że ufający w swą potęgę władca nie wracał żywy z kampanii, która miała rozszerzyć jego władzę aż po krańce świata. Jednak sprawy przybrały niekorzystny dla niego obrót.
W stronę Egiptu
Szukając na wschodzie miejsca azylu Jazon zapomniał o panującym w Arabii władcy Nabatejczyków Aretasie. Ów lud swą potęgę i wpływy zawdzięczał temu, co na pustyni jest cenniejsze od złota – wodzie, zaś jego bezpieczeństwo gwarantowało niezwykłe położeniu stolicy kraju - Petry. Miasto to było wykute w otaczających je skałach, a jedyna droga do jego wnętrz prowadziła przez trudno dostępny wąwóz. Jazon nie spodziewał się, że do króla tego ludu dotrze wieść o jego czynach. Tymczasem wiadomość o rozlanej krwi wzbudziła oburzenie. Nadto Jazon był buntownikiem. Świadomie czy nie, ale wystąpił przeciw Antiochowi. Tym samym wymierzenie mu kary dawało szansę na zyskanie sympatii syryjskiego władcy. To było gwarancją pokoju. On był zawsze cenniejszy od wojny, nawet gdyby trwał tylko przez krótki czas. Dlatego Aretas postanowił osądzić Jazona. Oczywiście winowajca nie stawił się przed oblicze króla. Domyślał się jaki wyrok zapadłby, gdyby odbyła się rozprawa. Nie spodziewał się też, by wysłuchana została jego prośba o udzielenie mu łaski. Zdawał sobie sprawę z tego, co uczynił. Jedynym co mu pozostawało była ucieczka. Przemierzał drogę od miasta do miasta, ale nikt nie udzielił mu pomocy. Co gorzej, wszyscy starali się go pojmać, chcąc zaskarbić sobie przychylność potężnego króla Nabatejczyków, a może i nawet samego Antiocha. Do tego za Jazonem ciągnęła się opinia krwawego niegodziwca, człowieka nie liczącego się z ojczystymi i ludzkimi prawami. Dla takich nikt nie miał litości ani współczucia. W oczach wszystkich zasługiwał on jedynie na śmierć należną najgorszym przestępcom.
W tej sytuacji Jazon zdecydował udać się do Egiptu. Ruszył na południe jako banita. Szedł pustynną drogę Szlaku Królewskiego, biegnącego przez ziemie Transjordanii i Araby. Tak dotarł na półwysep Synajski, a następnie postawił swe stopy na egipskiej ziemi. Miał nadzieję, że kraj zaatakowany przez Antiocha udzieli mu schronienia. Jednak i tu spotkało go rozczarowanie. Znów musiał uciekać. Teraz udał się do Sparty. Liczył na pokrewieństwo, jakie miało go łączyć z Lacedemończykami, jak zwano lud zamieszkujący Spartę. Może też spodziewał się tego, że owi ludzie znani z gwałtowności i buntowniczego charakteru przyjmą go jako swojego i nie będą rozliczali go z popełnionych zbrodni. Ale i tu się pomylił. Grecy także uznali jego postępowanie za ohydne. Nikt nie ujął się za nim. Tak przyszło mu umierać na obcej ziemi. Był sam. Ponoć nie było nawet kogoś, kto sprawiłby mu pogrzeb, nie mówiąc o przeniesieniu jego ciała do grobu przodków. Taką uwagą autor Drugiej Księgi Machabejskiej podsumował życie Jazona. Zawarł w niej surową ocenę niegodziwca, ale i przestrogę dla potomnych przed jego czynami. Wzmocnił ją stwierdzeniem, że nikt nie płakał po zakończeniu życia zbrodniarza, który za życia swymi czynami sprawił, że domy pomordowanych przez niego ludzi napełniły się żałobą i płaczem po utraconych bliskich. Teraz, nikt go nie żałował, gdyż za życia nikomu nie okazał dobra.
Zemsta i przywłaszczenie
Jednak śmierć Jazona nie zakończyła nieszczęść, które z jego powodu spadły na Judeę. Ów niegodziwiec jeszcze po śmierci przyczynił się do jej cierpienia. Wynikło ono z tego, iż Antioch czyny Jazona powiązał z przekonaniem o buncie Żydów przeciw jego władzy. Nie wiadomo, czy opowiedziano mu dokładnie o tym, co zaszło w Jerozolimie. A może raczej usłyszał to, co chciał usłyszeć. Mógł również obawiać się, że Hebrajczycy chcą się sprzymierzyć z egipskim władcą Ptolemeuszem i uderzyć na tyły syryjskich oddziałów. W efekcie zdecydował się wycofać z Egiptu i uderzyć na Jerozolimę. Przebieg dalszych wydarzeń wspominano niejednoznacznie. W przekazie Pierwszej Księgi Machabejskiej wydarzenie ataku Antiocha na Jerozolimę łączono z jego wcześniejszą wyprawą. Ta księga, jak i żydowski historyk Józef Flawiusz, mówią o otwarciu bram miasta i życzliwym powitaniu króla przez część jego mieszkańców. Natomiast autor Drugiej Księgi Machabejskiej wspomina o napaści, obronie oraz o okrutnej rzezi, jaka miała miejsce po zdobyciu Jerozolimy. Pozostaje pytanie o powody odmiennych chronologii opisów zawartych w obu księgach. Pomyślmy o jeszcze innym możliwym przebiegu wydarzeń. Możliwe było, że wśród ludzi przebywających w Jerozolimie nastąpił podział. Jedni uważali, że należy się poddać i liczyć na łaskę syryjskiego władcy, drudzy byli przekonani, że nie można się od niego spodziewać niczego dobrego i należy stawić mu opór. I to właśnie ci drudzy spotkali się ze srogą zemstą. Dla jednych była to śmierć podczas walk i egzekucji, dla drugich zaś niewola. Wielu ocalałych bowiem sprzedano w niewolę, by zasilić skarbiec króla.
Pokonując obrońców miasta Antioch nie poprzestał na krwawej zemście. Zapragnął przywłaszczyć sobie skarby Świątyni. Prowadzony przez Menelaosa, człowieka, który miał za nic prawa Boże i ojczyste, syryjski władca dotarł do jej skarbca. Tam kradł wszystko, co tylko było możliwe do zrabowania. Był przekonany o swej sile i zwycięstwie. Nie zdawał sobie jednak sprawy z prawdziwych powodów swego sukcesu. Ten nie wynikał z królewskiej potęgi, ani przebiegłości zdrajcy Menalaosa. To, co spotkało Jerozolimę i Świątynię wynikało z wyroku Boga. Całe nieszczęście było konsekwencją złamania przymierza i odejścia od wiary znaczniej części ludu Bożego. Zabrakło też pobożnego arcykapłana, którego świętość i modlitwa niegdyś przyczyniły się do ocalenia Świątyni przed bezbożnym Heliodorem. Teraz z powodu panującej w Jerozolimie niegodziwości, Bóg obrócił swe oblicze od jej mieszkańców i pozostawił ich na pastwę wrogów. Nie mniej nie był to akt zemsty, ale – jak niegdyś za czasów proroka Jeremiasza – wezwanie do nawrócenia. ■
Tekst i zdjęcie ks. Krzysztof P. Kowalik
Książka: Śladami Jezusa - wędrówki po Ziemi Świętej
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!