TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 26 Sierpnia 2025, 21:58
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Kiedy krzyż się odsłoni…

Kiedy krzyż się odsłoni…

To ciekawe, że kiedy w tym okresie liturgicznym tradycyjnie zasłaniamy wszystkie krzyże w kościołach fioletowym płótnem, to one stają się bardziej zauważalne, niż kiedy przez cały rok są odkryte (podobny efekt powoduje usunięcie krzyża ze ściany, kiedy to jego jaśniejszy ślad na farbie przypomina nam, że tu wcześniej wisiał).
To zasłonięcie krzyża zawsze skłania mnie do zastanowienia, jakim on mi się objawi w Wielki Piątek, kiedy zostanie uroczyście odsłonięty, jako znak naszego zbawienia, a jeszcze bardziej, jak objawi się w moim życiu.

Pamiętam, jak w dzieciństwie zawsze lubiłem te różne kaznodziejskie przypowieści o krzyżu. Na przykład o tym człowieku, który dostał od Pana Jezusa krzyż, ale ciągle wydawał mu się za ciężki, więc w drodze przez życie sobie go co jakiś czas skracał. Aż wreszcie doszedł do rozpadliny w ziemi, którą wszyscy inni pokonywali kładąc swoje krzyże w formie kładki i szli dalej, a jego krzyż, po przeróbkach okazał się za krótki. Albo ta historia człowieka, który ciągle wraca do Pana Jezusa i prosi o zmianę krzyża, bo ten który otrzymał mu nie pasuje, najpierw bo za ciężki. Pan Jezus mu wymienia na inny, ale po jakimś czasie delikwent znowu wraca, bo za lekki. Wymienia na inny, by później znowu wrócić i wymienić, na krótszy, potem na dłuższy i tak wiele, wiele razy. Aż wreszcie za którymś razem dostaje krzyż, który mu pasuje. Ze zdziwieniem odkrywa, że jest na nim jego imię, bo to był ten pierwszy krzyż, który oryginalnie przeznaczył mu Pan Jezus.

Potem był okres, kiedy zacząłem słyszeć już nie opowiastki, ale historie realnych ludzi wokół mnie, którym Pan Bóg miał włożyć na barki krzyż zdecydowanie dla nich za ciężki. Krzyż Pański mówiono. Pamiętam choćby moją rówieśniczkę, która „zadała się” z pewnym powszechnie rozpoznanym delikwentem. Wszyscy jej mówiliśmy, żeby sobie dała spokój, ale daremny to był trud. Skończyło się to tak, że dziewczyna szkoły nie skończyła, delikwentowi dziecko urodziła, potem pewnie i drugie, już nie pamiętam. A dalej było jak to czasem bywa: przemoc domowa, zdrady, bieda i została zostawiona samej sobie, choć bynajmniej nie uwolniona z tego toksycznego związku. Kiedy miała 40 lat wyglądała na 60. I pamiętam jak raz szła przez kościół, a babcie siedzące w ławkach kiwały z politowaniem, a może ze współczuciem głowami i mówiły: „Ale jej Pan Bóg krzyż na ramiona włożył”. I muszę powiedzieć, że ja już wtedy poczułem w sobie bunt. Jaki Pan Bóg? Co ma Pan Bóg wspólnego z tym, co ją spotkało? No ale były też krzyże nie zawinione, jak ciężkie choroby również ludzi w młodym wieku. No, ale właśnie. Czy na pewno krzyże?

Dopiero jako ksiądz i to nie od samego początku zrozumiałem, że kiedy Jezus mówi nam o braniu na siebie krzyża, swojego krzyża, to nie chodzi mu o męża pijaka ani nawet o ciężkie choroby. Bóg nie chce chorób, one są konsekwencją grzechu pierworodnego, więc nie są one krzyżem, który On nam każe nieść. Więc co jest? W każdym z sześciu fragmentów Ewangelii, w których Jezus zachęca nas do wzięcia krzyża, kontekstem jest prześladowanie ze względu na wiarę. Cierpienie, które nas spotyka ze względu na Jezusa i Ewangelię jest krzyżem, który mamy podjąć. Od chorób, jak się da, trzeba uciekać. Sam Jezus je zawsze usuwał. A jak się nie da? Kiedy zakończyły się prześladowania Kościoła w IV wieku, wielu ludzi chciało nadal cierpieć dla Jezusa i wtedy pojawiła się ta piękna interpretacja, że jeśli z choroby nie ma uzdrowienia, nie da się od niej uciec, to można to cierpienie połączyć z cierpieniem Pana Jezusa i ofiarować je w dobrej intencji. W ten sposób, jak napisał św. Paweł w Liście do Rzymian, miłującym Boga wszystko służy ku dobremu i nawet choroba, której Bóg dla nas nie chce, może przynieść dobro.

Prawda jest taka, że miałem w życiu trochę zawirowań, upokorzeń i trudnych chwil, ale nigdy jeszcze nie zostałem postawiony w perspektywie krzyża: ani w obronie wiary, ani nawet w jakimś poważniejszym cierpieniu czy chorobie. Może dlatego zawsze tak się przyglądam temu zasłoniętemu krzyżowi. Bo nie wiem jak i kiedy mi się odsłoni.

Ks. Andrzej Antoni Klimek

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!