TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 01 Grudnia 2025, 05:27
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Jeszcze raz o rozmawianiu

Jeszcze raz o rozmawianiu 

Nie bez powodu Święty Paweł nauczając o wierze mówił o zmaganiach, bieganiu i wieńcu chwały.

I jak tam moi kochani, drodzy i zaniepokojeni rodzice dorastających, a może i całkiem już dorosłych pociech, którym nie po drodze z Panem Bogiem? Czy wakacje przyniosły jakieś dobre pomysły, rozmowy, a może nawet rozwiązania? Czy wydarzyło się coś ważnego w życiu waszych dzieci, o czym zechciały z wami porozmawiać? Czy przeżyły coś, co skłoniło ich do innego spojrzenia na życie, na relacje, na wiarę, na miłość? Czy może któremuś z nich Pan Bóg wpakował się w życie mniej delikatnie, niż to ma w zwyczaju? A może ten Rok Jubileuszowy spowodował, że siłą rzeczy wasze dziecko znalazło się na jakimś zjeździe młodych, albo przynajmniej o coś takiego się otarło? Jakaś pielgrzymka? Niekoniecznie, co? W końcu nie każdy ma takie szczęście, jak choćby nasz naczelny, że udało mu się spotkać z rodzicami Świętego Carla Acutisa, a nawet z nimi porozmawiać, mam nadzieję, że przeczytaliście o tym właśnie w tym miejscu w poprzednim numerze „Opiekuna”. Ale z drugiej strony, trzeba mu oddać, że sobie takich okazji szuka. Mnie na przykład nie do końca się chciało jechać na tę kanonizację, ostatecznie nie pojechałem i w związku z tym takiej okazji nie miałem. Pisząc o tym, chcę wam zasugerować, aby szukać takich okazji, stwarzać takie okazje sobie i waszym dzieciom, a przynajmniej chwytać te, które się zdarzają.

Mnie natomiast przydarzyła się okazja do pewnej rozmowy z młodym człowiekiem, którego rodziców, zwłaszcza tatę dobrze znam, ale młodzieńca nigdy nie miałem okazji dobrze poznać, przede wszystkim dlatego, że niestety jego rodzice się rozeszli i pozakładali nowe rodziny. Szczerze mówiąc nawet nie wiedziałem dokładnie, w jakiej kondycji był ten chłopak. Powiedzmy, że ma na imię Bartek, zbliża się do trzydziestki i jest w poważnym kryzysie egzystencjalnym: z dala od rodziców, którym nie potrafi albo nie chce przebaczyć, z dala od Pana Boga, którego działania ani potrzeby w swoim życiu nie dostrzega, nawet nie próbuje poszukać miłości, bo sparzony przykładem rodziców, w płci przeciwnej widzi same wady i wiązanie się z kimkolwiek uważa za bezsensowne skoro i tak „prędzej czy później zakończy się to rozpadem”. A poza tym to bardzo dobry chłopak, ciężko pracujący, grzeczny, uczynny i kulturalny. Wysportowany (niemal codziennie po pracy siłownia) i elegancki, myślę że nie miałby najmniejszych problemów ze znalezieniem sobie dziewczyny. Ba, miałby raczej problemy z wyborem pośród chętnych. A mimo to każdy wieczór po pracy i siłowni spędza sam, oglądając jeden lub kilka odcinków serialu w telewizji, a potem idzie spać. W soboty wyskoczy gdzieś z kumplami, singlami jak on, bo wystarczy, że któryś z nich bardziej się zaangażuje w jakiś związek i szybko przestaje do nich pasować, ale też przyznaje, że jakichś szczególnych przyjaciół nie ma. Kumpli do sobotnich wypadów, tak, przyjaciół nie. Poznając szczegóły jego życia wpadałem w coraz większe przygnębienie: Boże, co to za życie?

Szczerze mówiąc, rozpoczynając z nim rozmowę, dość zresztą przypadkowo, chciałem go poprosić, żeby trochę „odpuścił” swojemu ojcu (jak wspomniałem ojca znam lepiej niż matkę), nie żeby zaakceptował jego nowy związek, ale żeby go nie „dojeżdżał” na każdym kroku, bo to właśnie robił. Ale kiedy po kilkunastu minutach zrozumiałem w jakiej kondycji jest ten chłopak, pomyślałem sobie: mniejsza o ojca, prawdziwy dramat jest w Bartku. Nie była to łatwa rozmowa, bo Bartek traktował dość pobłażliwie moje argumenty. Jakby chciał powiedzieć, ja to wszystko wiem, co ksiądz mi mówi, ale też wiem swoje. I mam swoje doświadczenie. Nawet się przyznał, że rzeczywiście od razu widzi wszystko negatywnie, że jeśli poznaje jakąś nową dziewczynę, od razu zaczyna się w niej doszukiwać jakichś wad, dąży do sprzeczki, kłótni, żeby sobie potwierdzić: nie ma sensu się z nią wiązać. Na moje pytanie, czy podoba mu się takie życie i czy można tak funkcjonować przez całe życie, odparł, że on właśnie jest przekonany, że nie będzie długo żył i zrobiło się dość dziwnie.
– Jak to nie będziesz długo żył? Jesteś okazem zdrowia, wysportowany, zdrowo się odżywiający, robisz wszystko, żeby żyć długo – powiedziałem.
– No ale kiedyś to się może skończyć, mogę przestać – odpowiedział Bartek, a ja już nie chciałem się zastanawiać, czy mówi o jakiejś formie świadomego skrócenia sobie życia, tylko pomyślałem, że to jest dobra okazja, aby wykorzystać analogię.
– Właśnie. Na dzień dzisiejszy bardzo dbasz o swoją formę fizyczną, prawda? I widzisz siebie w lustrze i jesteś zadowolony ze swojej sylwetki, tak?
– Tak – odparł Bartek wzruszając ramionami.
– A teraz sobie pomyśl, że od jutra przestajesz dbać o swoją sylwetkę, odpuszczasz sobie siłownię, zaczynasz jeść, a nawet nie jeść, ale żreć śmieciowe jedzenie, hamburgery i takie tam i wyobraź sobie, że za jakieś pięć czy dziesięć lat siedzisz w McDonaldzie właśnie kończysz piątego burgera i dostrzegasz w lustrze swoją spasioną sylwetkę z ogromną nadwagą i myślisz sobie: jasna cholera, jak ja wyglądam, co się stało z moją wysportowaną sylwetką, za którą wszystkie laski się oglądały? Jak to możliwe, że wyglądam jak świnia bez szyi?
– No raczej bym tak nie powiedział, bo bym wiedział, że skoro nie ćwiczę i żre co popadnie, to taka jest prosta konsekwencja.
– Dokładnie. Jeśli chodzi o sylwetkę to byś wiedział, co się dzieje. Ale wierz mi, że dokładnie tak samo jest ze wszystkimi innymi sprawami, nawet ważniejszymi od sylwetki. Jeśli o coś nie dbasz, nie troszczysz się, nie zabiegasz o to dzień po dniu, to się wszystko rozwala. Nie chcę się wtrącać w sprawy twoich rodziców, dlaczego im nie wyszło, dlaczego ich związek się rozpadł, ale jestem przekonany, że któreś z nich, a może nawet oboje przestali dbać o swoją wzajemną miłość, przestali się starać, przestali o nią walczyć i trzasło. Jak o coś nie dbasz, to przez jakiś czas może ci się psim swędem udawać, że nic złego się nie wydarzy, ale w większości przypadków, jak nie dbasz to się rozwala. Tak samo jest jeśli chodzi o relację z Bogiem, o wiarę: jak o to nie dbasz, jak jej nie rozwijasz, to ona się zwija. Zaczyna ci ciążyć. Jak nie dbasz o relację z żoną, żona zaczyna ci ciążyć. Teraz jesteś wysportowany, wytrenowany, dobrze się odżywiający, nawet długi dystans nie sprawia ci trudności, ale jak się spasiesz, to kilkadziesiąt metrów będzie problemem. Nie sądzisz?
– No, tu mi ksiądz dał do myślenia – powiedział po dłuższej chwili milczenia Bartek.
– Więc to nie jest tak, że nie ma sensu się wiązać, bo każdy związek się rozpadnie. Warto się wiązać, jeśli się spotka właściwą dobrą, piękną i rozumiejącą ciebie osobę, ale potem trzeba o to dbać, trzeba pielęgnować, trzeba się poświęcać. I jak to jest wzajemne, to nie ma leszcza, żeby taki związek rozbić. A ja dodam jeszcze, bo jestem księdzem, ale też jestem o tym absolutnie przekonany, że jeśli dodatkowo jest w tym wszystkim poszanowanie Bożych przykazań, modlitwa, sakramenty, to już w ogóle nie mam o czym mówić. To może przetrwać wszystko. I warto o to powalczyć.

Na tym nasza rozmowa się zakończyła. Nie wiem, czy do czegoś Bartka przekonałem. Przeżycie rozpadu związku swoich rodziców jest niesłychanie dewastujące dla dzieci, myślę, że w jednym z kolejnych tekstów napiszę o tym więcej. Ale wydaje mi się, że jakieś ziarno wątpliwości w jego odrzuceniu relacji zasiałem. I to może być początek jakiejś dobrej dla niego zmiany. Mam nadzieję, że tak będzie i modlę się o to. Ale chciałem wam o tym dzisiaj napisać, bo czasami warto skorzystać z takich analogii. Nasze rozmowy z młodymi często kończą się fiaskiem, bo próbujemy wciągnąć ich na nasz teren, bo czujemy się pewniej, ale oni naszego terenu nie rozumieją. Nie czują. Czasami wręcz nie wiedzą, o czym do nich mówimy. Dlatego trzeba wchodzić na ich teren, nawet jeśli do końca go nie znamy (warto poznawać, już wiele razy o tym tutaj pisaliśmy). Jeśli wiemy, że są sprawy, na których młodym, naszym dzieciom, czy wnukom zależy, to warto się tym posłużyć. Nie ma potrzeby tego podważać, odrzucać czy wyśmiewać. Można pokazać, że z takim samym zaangażowaniem warto podejść również do innych spraw. Jak choćby wiara. Czy miłość. 

ks. Paweł

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!