„Jestem spokojny i gotowy na śmierć”
Błogosławiony o. Anastazy Jakub Pankiewicz OFM. O co chodzi? Najpierw krótki życiorys. Jakub urodził się 9 lipca 1882 roku we wsi Nagórzany, w wieku 18 lat, postanowił zostać franciszkaninem – bernardynem i w zakonie przyjął nowe imię – Anastazy, którym posługiwał się już do końca życia. Święcenia kapłańskie przyjął w 1906 roku, po dwóch latach został magistrem nowicjatu, a potem spełniał różne funkcje. W 1930 roku przełożeni zlecili mu założenie nowej bernardyńskiej placówki w Łodzi. Zabrał się za budowę, a oddany do użytku w 1937 roku budynek mieścił klasztor i nowoczesną szkołę, do której wyposażenie sprowadzono z Francji. Przyjmowano tam nie tylko katolików, a nauczycielami, oprócz katechety, byli ludzie świeccy. W tym czasie o. Anastazy sprowadził z Włocławka trzy siostry Trzeciego Zakonu, pomógł im zakupić dom na terenie Łodzi i ustalił z nimi społeczny i charytatywny cel nowego zgromadzenia. Według jego pomysłu miały na pierwszym miejscu służyć pomocą ubogiej młodzieży i najbiedniejszym rodzinom łódzkim. Zgromadzenie Sióstr Antonianek od Chrystusa Króla zostanie zatwierdzone przez ordynariusza łódzkiego 22 grudnia 1959 roku, ale tego o. Anastazy nie dożyje, bo w międzyczasie wybucha wojna.
Okupanci zajmują szkołę, a on zamieszkuje w wynajętym u grabarza mieszkanku na cmentarzu. Aresztowano go 1 kwietnia 1940 roku, ale po przesłuchaniu i odsiedzeniu kilkunastu dni został zwolniony. Wraca do mieszkanka na cmentarzu i przez półtora roku chodzi w habicie i stara się pełnić swoje obowiązki. Wie, że w każdej chwili może stracić wolność. Ten krytyczny dzień nadszedł 6 października 1941 roku, gdy został aresztowany wraz z innymi duchownymi i przewieziony do przejściowego obozu w Konstantynowie Łódzkim. 30 października wywożą ich do obozu koncentracyjnego w Dachau. 18 maja 1942 roku został wraz z innymi 59 skazańcami wpisany na listę „inwalidów” i dwa dni później znalazł się w ciasno załadowanym, ciężarowym aucie. Według relacji naocznego świadka, współwięźnia ks. Stefana Stępnia z Łodzi, o. Pankiewicz był jednym z ostatnich wchodzących do auta skazańców. Kiedy już znalazł się w aucie i usiłował pomóc przy wsiadaniu towarzyszowi niedoli, zatrzaśnięto właz do auta z taką siłą, że to spowodowało obcięcie obu jego rąk. Na wpół żywy, z obciętymi rękami, w zatłoczonym aucie opuścił Dachau i po kilku godzinach jazdy znalazł się w Hartheim koło Linzu, gdzie - jeśli nie umarł wcześniej z wykrwawienia – został wraz z innymi uduszony gazem spalinowym, a następnie spalony w krematorium.
Jeszcze jedna ważna informacja. Wcześniej, po odbyciu spowiedzi, oświadczył: „Jestem spokojny i gotowy na śmierć”.
Dlaczego wspominam dzisiaj bł. o. Anastazego? Otóż zaledwie wczoraj brałem udział w Kongresie 108. Męczenników i zostałem zaproszony do debaty opartej o postać o. Anastazego i jego słowa wypowiedziane po spowiedzi krótko przed śmiercią. I zapytany o to, czy dzisiejszym ludziom młodym można przedstawiać o. Anastazego jako wzór do naśladowania i co zrobić, aby nie zaprzepaścić doświadczeń wcześniejszych pokoleń, odpowiedziałem, że oczywiście należy za wszelką cenę zachować pamięć i propagować to, co uczynili i jak żyli, natomiast zgodziłem się z moimi rozmówcami, że jeśli chodzi o ludzi młodych, to jest szalenie trudne, jeśli wręcz niewykonalne, „zarazić” ich taką postawą życia. Temat śmierci i poświęcenie aż do śmierci włącznie zupełnie rozmija się z tym, czym młodzi dzisiaj się interesują. Są ciągle przekonywani, że nie trzeba myśleć w kategoriach grzechu, że nie liczy się obiektywne dobro i zło, ale to co jest dla nich dobre i wygodne. Stwierdziłem, że widok o. Anastazego z krwawiącymi kikutami rąk raczej młodych nie przyciągnie. A dzisiaj piszę o tym, bo chyba zbyt łatwo się poddałem. Bo jednak mimo wszystko warto próbować, śmierć może dzisiaj jeszcze nikomu nie grozi, ale warto uczyć się od o. Anastazego i jemu podobnych, że trzeba być wiernym swoim zobowiązaniom i warto im być wiernym.
I chciałbym tę postać zadedykować wszystkim dzieciom pierwszokomunijnym, aby zrozumiały jak wielkim dobrem i błogosławieństwem jest dobra spowiedź i jaki pokój i jaką odwagę daje człowiekowi. A także wszystkim neoprezbiterom, którzy w maju przyjmą święcenia kapłańskie, aby w żadnej sytuacji nie wstydzili się swojego stroju duchownego, zwłaszcza w obliczu kpin i zagrożeń. Wspomnijcie zawsze na ojca Anastazego.
ks. Andrzej Antoni Klimek
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!