TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 03 Listopada 2025, 14:27
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Jasna i ta druga strona księży(ca) odc. 413

Jasna i ta druga strona księży(ca) odc. 413

Czasami można wszystko zwalić na kiepską pogodę, spadające ciśnienie albo inne sytuacje zewnętrzne. Bywają jednak chwile, kiedy ksiądz po prostu czuje się nikomu niepotrzebny i wypalony w samym swoim sercu.
Nigdy nie był jakoś szczególnie meteopatyczny, ale w ostatnich dniach wydawało mu się, że deszczowa pogoda miała wyraźny wpływ na jego liche samopoczucie. Chociaż w sumie to nie był taki pewny, czy jednak bardziej nie chodziło o ostatnie duszpasterskie rozczarowania, bo jakkolwiek starał się nie brać spraw zbyt personalnie, chociaż przekonywał sam siebie, że jeden sieje, drugi zbiera, ale to Pan Bóg daje wzrost, to jednak coraz trudniej było mu dostrzec jakikolwiek wzrost, a właściwie ślepy by nie dostrzegł, że w wielu sprawca były spadki. A może wpadki. Jak choćby i ta konferencja jubileuszowa na temat Różańca. Czego jak czego, no ale osób zaangażowanych w Żywym Różańcu nie brakowało, więc można się było spodziewać, że akurat taki temat konferencji przyciągnie wielu zainteresowanych, a tymczasem okazało się, że przyszło na tę konferencję najmniej osób. A prelegentem akurat nie był on sam, ale zaproszony gość. I to najbardziej kompetentny w temacie w całej diecezji. No i co? Zainteresowanie w granicach błędu statystycznego. A to była naprawdę bardzo dobra i ciekawie przedstawiona konferencja. 
– Czasami to naprawdę przychodzi ci chęć, żeby zacytować swoim wiernym Ewangelię – zwierzał się ks. Piotrowi z sąsiedniej parafii, który akurat się pofatygował, aby konferencji posłuchać.
– Który fragment? – zapytał Piotr. 
– A ten z jedenastego rozdziału Mateusza: „Przygrywaliśmy wam, a nie tańczyliście; biadaliśmy, a wy nie płakaliście” – wyjaśnił Mateusz.
– Aha. Pamiętam jak mój pierwszy proboszcz, który wkładał naprawdę wiele wysiłku i pieniędzy w różne duszpasterskie inicjatywy, był rozgoryczony bardzo kiepską odpowiedzią parafian i szykował się, żeby im wszystko wygarnąć, ale na szczęście Pan Bóg go zabrał wcześniej i nie zdążył. I całe szczęście, bo go dobrze zapamiętali, a tak to może by się do niego zrazili – powiedział Piotr, a Mateusz pomyślał, że może on też powinien odejść zanim mu się nie przeleje, ale chyba był jeszcze za młody, żeby go Pan odwołał definitywnie, chociaż nigdy nie wiadomo, bo dopiero co pochowali niewiele starszego kolegę.
– Mówisz, że ja też powinienem się usunąć zanim z czymś wypalę? – uśmiechnął się Mateusz.
– No przecież ty tutaj wcale długo nie jesteś, zwłaszcza w porównaniu ze mną – zauważył Piotr, który rzeczywiście miał najdłuższy staż w ich dekanacie.
– To prawda – westchnął Mateusz, który oczywiście nie miał zamiaru prosić o zmianę, głównie dlatego, że taką miał zasadę, ale coraz bardziej ciążyła mu myśl o swojej bezużyteczności. 
– To może jakaś wspólna kolacyjka? – zapytał z nadzieją kolegę.
– Jak wiesz, ja zawsze chętnie przyjmuję zaproszenia, ale dzisiaj wieczorem mam bilet na koncert – uśmiechnął się ksiądz Piotr, który znany był ze swoich muzycznych pasji. 
– No to miłego wieczoru w sali koncertowej, a ja sobie chyba zarzucę jakiś film – Mateusz pożegnał się z kolegą i sięgnął do kieszeni po telefon, który kilka minut wcześniej zawibrował mu w kieszeni. Okazało się, że dzwonił Maciej. Trzeba było oddzwonić.
– No co tam stary koniu? - bardzo po chrześcijańsku przywitał przyjaciela.
– Wszystko dobrze stary byku – odwzajemnił się Maciej. – Jestem w drodze do ciebie, mam nadzieję, że cię gdzieś nie poniosło i siedzisz w chałupie.
– Jestem, jestem, właśnie myślałem, czy by sobie nie zarzucić jakiegoś filmiku.
– Żadnego filmiku dzisiaj nie będzie, zabieram cię ze sobą, będą za jakieś pół godziny – powiedział Maciej.
– Ale dokąd mnie zabierasz?
– Zobaczysz – odparł tajemniczo Maciej i się wyłączył. Mateusz pomyślał, że dobrze byłoby pomodlić się na brewiarzu, bo nie wiadomo, co ten jego kumpel wymyślił i wieczorem może być kiepsko, a on jeszcze miał Godzinę Czytań i Nieszpory do odmówienia. Usiadł w fotelu i nawet sięgnął po książkowy brewiarz, do którego ostatnio próbował powrócić. Zwłaszcza po tym, jak zwierzył mu się kolega, ks. Krzysztof, jak to sobie postanowił powrót do zabierania wszędzie właśnie brewiarza książkowego i jak to miał skrupuły, co sobie ludzie pomyślą, normalnie wstydził się zacząć znowu pokazywać się z brewiarzem w dłoni. To niesamowite, jak szatan potrafi nawet księdza skonfundować. Żeby się wstydzić brewiarza, bo zawsze odmawiałem ze smartfona albo z komputera i nikt mnie od dawna z brewiarzem nie widział, więc jak zacznę nosić to pomyślą, że robię to na pokaz. Albo że wcześniej wcale się nie modliłem. Na szczęście Krzysztof się z tym raz dwa rozprawił, a dzięki niemu również Mateusz zaczął częściej sięgać po tradycyjną Liturgię Godzin. Szczerze mówiąc fakt, że nie wiedział dokąd go zabiera Maciej trochę go rozpraszał, ale ostatecznie udało mu się skupić i odmówić obydwie godziny brewiarzowe dosłownie na kilka sekund przed odgłosem parkującego na podwórku samochodu.
– Jak mam się ubrać? – zapytał Mateusz wysiadającego z samochodu Macieja. 
– Jak to jak? Normalnie! Co myślałeś, że na jakiś dancing pojedziemy? – śmiał
z niego się Maciej.
– Nie, no chodziło mi o to, czy będziemy gdzieś po dworze łazić, czy siedzieć w pomieszczeniu zamkniętym.
– No to powiedzmy, że w pomieszczeniu zamkniętym – odparł po chwili Maciej. – I pospiesz się, proszę! 
– Dobra, właściwie już jestem gotów, tylko wezmę kurtkę, bo jednak chłodno jest – powiedział Mateusz, który i tak był zadowolony, że nie pada, bo ten deszcz po prostu go wykańczał, nie mówiąc o tym, że polityka nie kupowania żadnych nowych ubrań, „bo najpierw muszę schudnąć” doprowadziła go do sytuacji, w której często nie mógł znaleźć nic odpowiedniego w swojej szafie, co nadawałoby się do użytku bez ryzyka bycia wziętym za bezdomnego. 
– To gdzie jedziemy? – Mateusz zapiął pas bezpieczeństwa i nie ukrywał ekscytacji wyprawą w nieznane.
– Przekonasz się – uśmiechnął się.
– Do kina? – zapytał Mateusz.
– Nie! Nawet nie próbuj, bo i tak nie zgadniesz, szkoda mojego czasu.
– Gdzieś na kolację?
– Chciałbyś, ale przecież ciągle jęczysz, że chcesz schudnąć, więc nie.
– Dobra, poddaję się, powiedz!
– Nie powiem ci. Zobaczysz – Maciej rzeczywiście nie miał zamiaru zaspokoić jego ciekawości, więc na dłuższą chwilę obaj zamilkli, a Mateusz próbował coś zrozumieć z trasy, która pokonywali, ale nic sensownego nie przychodziło mu do głowy. Mniej więcej po 45 minutach jazdy Maciej wjechał na podwórze przy średniej wielkości wolno stojącym domu.
– Co to za dom? – zdziwił się Mateusz.
– Zobaczysz – Maciej zamknął pilotem samochód i poszedł przodem w kierunku drzwi wejściowych. 
– No powiedz mi kto tu mieszka – syknął Mateusz, ale właśnie w tym momencie drzwi się otworzyły i stanęła w nich piękna kobieta, może pod czterdziestkę, która kogoś Mateuszowi przypominała, ale zupełnie nie mógł sobie przypomnieć kogo.
– Zgodnie z obietnicą – powiedział Maciej do kobiety, ale ona nie zwracała na niego uwagi, tylko patrzyła na Mateusza, a w jej oczach pojawiły się łzy.
– Bez włosów, ale za to z brzuszkiem – powiedziała w końcu trzepocząc powiekami, aby powstrzymać łzy i w końcu rzuciła się Mateuszowi w ramiona. Mateusz z pewną rezerwą odwzajemnił uścisk, a oczy wbił nerwowo w Macieja domagając się pomocy w identyfikacji ściskającej go kobiety. 
– Ksiądz pewnie mnie nie poznaje? – powiedziała kobieta, kiedy w końcu oderwała się od niego.
– Kurczę, strasznie mi głupio – szamotał się Mateusz przywołując w pamięci wszystkie ładne dziewczyny, które przewinęły się przez prowadzone przez niego grupy młodzieżowe w różnych parafiach, ale nic mu nie kliknęło.
– Jestem Paula. Ze wspólnoty na Malinowym – powiedział kobieta, ale w jego pamięci nadal nic nie klikało.
– Paula… Paula… Paulę pamiętam tylko od Władkowiaków, ale…
– To właśnie ja. Tak wiem, bez tego wstrętnego trądziku i grzywy pod oczy ciężko mnie rozpoznać – powiedziała i dopiero wtedy Mateusz zrozumiał o kogo chodzi. Rzeczywiście nigdy by nie powiedział, że ta piękna kobieta, która przed nim stała, to Paula – najbardziej zakompleksiona dziewczyna z jaką miał w życiu do czynienia. Boże! Ile on godzin spędził tłumacząc jej, że jest wartościową i wspaniałą dziewczyną, tylko pod tym trądzikiem, a rzeczywiście okropnie go przechodziła, nie wszyscy ją odkryją. Jeszcze przez kilka lat po zmianie parafii spotykał się z nią, żeby ją podtrzymać na duchu, żeby się nie załamywała. Że gdzieś tam już chodzi po świecie ktoś, kto będzie z nią szczęśliwy, chociaż szczerze mówiąc, to samemu mu było ciężko uwierzyć w to, co jej mówił, ale naprawdę szczerze się o to modlił. Potem Paula zniknęła, jak kamień w wodę. A on wyjechał za granicę.
– Ksiądz sobie nie wyobraża, księże Mateuszu… – jej głos ciągle się łamał.
– Był taki okres w moim życiu, że jedyną rzeczą, która mnie powstrzymywała, żeby z sobą nie skończyć, była pamięć księdza słów, księdza wiara w to, że jestem kimś wartościowym, bo bywało tak, że był ksiądz jedyną osobą na świecie, która tak uważała. Dla mnie jest oczywiste, że gdyby ksiądz nie przyszedł do naszej parafii nie dożyłabym osiemnastki. A dzisiaj mam 38 lat i jestem szczęśliwą kobietą. Tylko i wyłącznie dzięki księdzu. Ok, dzięki Bogu, który się księdzem posłużył. 

Jeremiasz Uwiedziony

CDN. Wszystkie imiona i fakty w powyższym opowiadaniu są fikcyjne i jakiekolwiek podobieństwo do rzeczywistości jest całkowicie przypadkowe i niezamierzone.

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!