Jasna i ta druga strona księży(ca) odc. 411
– Dobrze ci radziłem, żebyś na stare lata nie bawił się w bohatera - śmiał się Maciej z Mateusza, po usłyszeniu opowieści z pieszej pielgrzymki na Jasną Górę.
– Nie będę nawet z tobą wchodził w dyskusję, bo to żadne bohaterstwo w wieku pięćdziesięciu paru lat przejść pieszo parę kilometrów. Raczej nazwałbym lenistwem twoją postawę, bo przecież też kiedyś lubiłeś pielgrzymki - odparł Mateusz.
– Nie, nie, nie. Ja chodziłem na pielgrzymki, ale to nie znaczy, że je lubiłem - ripostował Maciej. - Pamiętasz taki film o Świętym Franciszku, w którym była scena z nagusieńkim braciszkiem, który biegiem zbliża się do grupki współbraci stojących ze św. Franciszkiem i wszyscy się śmieją, a on mówi, że jakiś ubogi prosił go o ubranie, więc on mu wszystko oddał? No i wtedy któryś z braci zauważa, że przecież to przede wszystkim oni, zakonnicy są ubogimi, na co golasek stwierdza: no tak, ale nam się to podoba. Rozumiesz? Wam się podoba chodzenie na pielgrzymkę, a ja wolę na czterech kółkach się przemieszczać - powiedział Maciek ze śmiechem. - Ale z drugiej strony trzeba przyznać, że jednak Opatrzność Boża nad tym Grześkiem czuwała, no bo co on by sam w tej grupie zrobił, gdyby ciebie nie było?
– Jakoś by sobie pewnie poradził - odpowiedział Mateusz. - Pamiętam, jak dla śp. ks Orzechowskiego, kiedy już nie mógł iść w pielgrzymce zarówno ze względu na wiek, jak i tuszę, studenci załatwili meleksa i powolutku go wieźli i on mówił konferencję. Wyobraź sobie, że w tej grupie Grzegorza to nawet mają tojtoje wynajęte, które jadą za grupą, więc coś by wymyślili. Ale rzeczywiście liczba księży, którzy są zainteresowani pójściem na pielgrzymkę spada i niewiele grup może się poszczycić bogactwem w tym zakresie. A ja cieszę się, że mogłem pomóc.
– I przez całą trasę prowadziłeś tę grupę? - pytał Maciej.
– Nie, nie. Grzegorz codziennie jakiś jeden albo dwa odcinki szedł, a w ostatni dzień, to nawet prawie cały - odparł tłumacząc Mateusz.
– To było zawsze nawet dla mnie księdza trudne do wyjaśnienia, że przed Jasną Górą wszyscy łącznie z tymi, którzy całą drogę ledwo się wlekli z tymi pokiereszowanymi stopami, nagle dostają takiego pałera, bo ja cierpiałem zawsze do końca - przyznał Maciek.
– No widzisz? A gdybyś to polubił, tak jak my, to też byś pałera poczuł - śmiał się Mateusz. - Ale powiem ci szczerze, że nie było mi łatwo. Bo jeżeli ktoś chodzi na pielgrzymki bez przerwy, to pewne zmiany zachodzą z roku na rok, po trochu i może nawet człowiek się nie orientuje, a już na pewno nie irytuje. Ale jak masz taką dziurę kilkuletnią, to ciężko jest potem się przyzwyczaić, że ludzie są nieco inni niż kiedyś. Przede wszystkim bardzo roszczeniowi. Dla mnie było nie do pomyślenia, że nawet podręczne plecaczki dla niektórych były problemem i notorycznie szukali auta, żeby je komuś wcisnąć. Albo pojawia się pierwszy ból i jest histeria i domaganie się natychmiastowego transportu, czyli trupiarki. A jeśli komuś sugerowałem, że może jednak spróbuje po odpoczynku chociaż kilkaset metrów przejść pieszo, to na mnie patrzyli jak na jakiegoś Mengelego, który okrutne eksperymenty sobie robi na żywej tkance ludzkiej.
– To teraz już rozumiesz tych naszych parafian, którzy nie chodzą do kościoła, bo już nie jest tak jak kiedyś - skomentował Maciej.
– Nie rozumiem - Mateusz spojrzał na niego ze zdziwieniem.
– No wiesz, ci którzy mówią, że jak kiedyś proboszcz szedł przez kościół zbierając tacę i pogłaskał go po główce, to on rozumiał, że jest w kościele, a teraz to już nie jest to samo i szkoda, że już nie jest tak jak kiedyś - tłumaczył Maciej.
– Rozumiem, ale nie bardzo widzę związek z tym, o czym ci mówię.
– No jak nie widzisz związku? Chodzi mi o to, że jak jest długa przerwa, to potem nic już nie jest takie samo - wyjaśniał Maciej.
– Czyli, że niby moje odczucia o zmianach w pielgrzymowaniu są porównywalne do odczuć starego konia, który nie chodzi do kościoła i mówi, że mu brakuje pogłaskania po główce?
– A nie są? - Maciej wyraźnie i ze śmiechem na twarzy go prowokował
– Wiesz co? Ja rozumiem, że jesteś niezadowolony, bo nie zostaliśmy dłużej w górach… - mówił Mateusz.
– To nie ma żadnego związku - przerwał mu Maciej.
– I jesteś zazdrosny, że jednak dałem radę przejść te 160 kilometrów…
– Skoro to lubicie to se chodźcie - nadal przerywał mu Maciej.
– Ale to nie znaczy, że muszę wysłuchiwać takich głupich komentarzy - powiedział Mateusz, który chyba jednak poczuł się trochę dotknięty, choć doskonale znał swojego przyjaciela i wiedział, że żartuje. - A poza tym to ci przypominam, że jesteśmy umówieni z naszymi świeckimi przyjaciółmi na wypad w góry w listopadzie i tym razem mamy chodzić po górach naprawdę, a nie wlec się z tobą po dolinach. Sam się zarzekałeś, że będziesz w znakomitej formie, a mamy już połowę września.
– Zarzekałem się? - uśmiechnął się Maciej. - No to na pewno słowa dotrzymam, a teraz jeszcze jedno ciasteczko i…
– To już chyba piąte albo szóste - zauważył Mateusz.
– Liczysz mi?
– Liczę, bo na mnie zawsze możesz liczyć, więc muszę cię dopingować do zdrowszego trybu życia - powiedział Mateusz.
– To całe szczęście, że ktoś nade mną czuwa - uśmiechnął się Maciej i jeszcze jedno ciastko wziął na drogę. - Dobra, koniec kawki, wracamy na salę obrad - powiedział i ruszyli wraz z innymi księżmi do dużej auli w seminarium, gdzie odbywało się rejonowe spotkanie kapłanów z połowy diecezji z biskupami, a ich rozmowa miała miejsce podczas przerwy kawowej. Przed przerwą był wykład na temat ochrony nieletnich, a teraz po przerwie miały być różne tematy bieżące i możliwość zadawania pytań.
– Jestem ciekaw co powiedzą na temat katechezy w szkole i problemów związanych z nową sytuacją - powiedział Maciej zajmując miejsce mniej więcej w połowie sali.
– A co mają powiedzieć? Przecież wszystko jest jasne. Pani ministra wprowadziła co chciała, potem jak się bardzo elegancko wyraziła: „biskupi sobie pojęczeli” i sprawa zamknięta - odrzekł gorzko Mateusz.
– Nie, no bardziej mi chodzi o takie kwestie, jak na przykład przychodzi do ciebie dzieciak ze szkoły średniej i prosi o zaświadczenie na chrzestnego. Ty go pytasz, czy chodzi na religię w szkole, a on mówi że nie, bo nikt się z całej klasy nie zapisał, a grupa łączona jest w takich godzinach, że albo pobudka o 5.00 rano albo powrót do domu ze szkoły po 17.00. A gdyby nie to, to on by chodził. I powiem ci, że ja naprawdę mam takie dzieciaki i wcale im się nie dziwię, bo ja w takiej sytuacji na pewno bym nie chodził, bo to już zahacza o jakiś heroizm, a nie wydaje mi się, żeby można było wymagać od wszystkich heroizmu. No i taki chłopak czy dziewczyna chce być chrzestnym i szczerze ci mówi, jak sprawa wygląda, bo nie mówię o takich co na religię wcale nie chodzili, nawet wcześniej, chociaż co do nich też trzeba by jakieś normy mieć. No ale z tymi, którym realnie jest bardzo ciężko chodzić na religię, chociaż by chcieli, co wtedy robimy? Robimy srogą minę i mówimy, że to wstyd, że dla Pana Jezusa nie chce mu się raz w tygodniu wcześniej wstać i w związku z tym nie może być chrzestnym, czy przymykamy oko? - pytał Maciej. - Zaraz, zaraz, a czy to czasem nie ty mi mówiłeś, że chciałeś dla takich sytuacji wprowadzić katechezę przyparafialną i biskup kazał ci się wstrzymać?
– Ja - odpowiedział krótko Mateusz.
– A czemu miałeś się wstrzymać?
– Miałem poczekać na oficjalne kroki odgórne, żeby nie sprowokować sytuacji, w której dzieciaki zamiast do szkoły będą chcieli chodzić na parafię, chociaż trudno mi sobie taką sytuację wyobrazić. No ale moja wyobraźnia jest znacznie bardziej ograniczona niż wyobraźnia biskupów…
– No nie wiem, jak to jest z tą wyobraźnią biskupów, bo jak sam mówisz, z reformami pani minister edukacji to wyglądali jakby im grom z jasnego nieba strzelił… No, ale ty dzisiaj możesz się zapytać na forum publicznym, czy już góra ma jakiś pomysł - Maciej patrzył na Mateusza jakby chciał powiedzieć: „zobaczymy czy jesteś taki kozak!”
– Wiesz co? Mi się już nawet nie chce pytać i szarpać się publicznie - odpowiedział Mateusz przebiegając w myślach wszystkie te sytuacje, począwszy jeszcze od seminarium, kiedy właściwie był „dyżurnym” od stawiania przełożonym trudnych pytań, na które rzadko otrzymywał dobrą odpowiedź, a często ponosił konsekwencje nieadekwatnie poważne, a czasami wręcz drastyczne.
– Widzę, że z młodego gniewnego nie wyrósł stary wkurzony, ale pokorna owca - zauważył z przekąsem Maciej.
– No bo widzisz, ja zadawałem trudne pytania nie dlatego, że mi się to podobało - odparł Mateusz. - A w sprawie katechezy to pewnie zrobię w mojej parafii to co planowałem wcześniej, nie czekając na górę. No chyba, że za chwilę góra nas jednak zaskoczy - dodał patrząc na przyjaciela.
Jeremiasz Uwiedziony
CDN. Wszystkie imiona i fakty w powyższym opowiadaniu są fikcyjne i jakiekolwiek podobieństwo do rzeczywistości jest całkowicie przypadkowe i niezamierzone.
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!