TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 17 Lipca 2025, 14:24
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Jasna i ta druga strona księży(ca) odc. 405

Jasna i ta druga strona księży(ca) odc. 405

Mateusz wszedł do swojego mieszkania na plebanii i dosłownie opadł na fotel. Co prawda pogoda była wspaniała na procesję Bożego Ciała, bo słońce niemal cały czas było przykryte chmurami i powiewał lekki wiatr, a i cała organizacja wszystkiego, co było zasługą organisty Błażeja, przebiegła bardzo sprawnie, ale mimo wszystko czuł się wyczerpany. Może to już wiek, a może jak zawsze, kiedy kończy się adrenalina wielkich przeżyć to potem następuje gwałtowny spadek energii, a może jedno i drugie razem. 
Ale miał wielki spokój w sercu, bo sam głęboko przeżył to święto. Zawsze się bał, że wpadnie w rutynę, że zacznie się powtarzać, że straci ten święty ogień, który jak wierzył, Duch Święty w nim rozpalał, ale tak się przynajmniej do dzisiaj, nie stało. Nawet kiedy sobie obiecywał, że tym razem nie pozwoli sobie na zbyt emocjonalne słowa, to jednak zawsze ostatecznie mu się to nie udawało. I zawsze z jego serca wydobywał się ten, jak to nazwać, żar? Niech będzie żar. Żar wyznania, że naprawdę w to wierzę, naprawdę to czuję i pragnę byście i wy to czuli i żeby was to rozpalało. Co ludzie sobie z tego jego pragnienia robią to już zupełnie inna sprawa, Mateusz zdążył się już przyzwyczaić do wyjątkowo skąpej wylewności swoich parafian. Co jakiś czas ktoś rzucił jakimś komentarzem typu, „no, dzisiaj ksiądz pojechał po bandzie”, ale czy to oznaczało, że udało mu się dotknąć w nich jakichś istotnych strun, czy po prostu recenzowali występ retoryczny, tego nie potrafił rozszyfrować. 
Dzisiaj właściwie przy każdym ołtarzu dotknął naprawdę kwestii istotnych, dotyczących życia ludzi w bardzo konkretnych wymiarach i pokazał, jak Eucharystia może być dla nich panaceum. Nawet się obnażył mówiąc konkretnie, jak i w czym jemu pomogła. Jakie będą owoce? Pan Bóg to wie, a Mateusz ma jedynie robić to, co do niego należy. 
Zastanawiał się, co zrobić z resztą dnia, bo popołudniu nie miał już żadnej Mszy. Nie był też umówiony na żaden obiad, a samemu też mu się nie chciało nic przygotowywać, zresztą nie był głodny. Na szczęście, bo ostatnio znowu zauważył, że ubrania stają się zbyt obcisłe, bądź wręcz za małe. Ale lato za pasem, więc powinno być trochę więcej czasu i więcej ruchu. 
Uśmiechnął się do siebie na myśl o starym powiedzeniu, że „po Bożym Ciele nie ma księdza w kościele”. Co prawda on się nigdzie nie wybierał i nie miał jeszcze żadnych wakacyjnych planów, bo uzależniał je od przyjaciela Macieja, a ten od zaledwie kilku miesięcy miał nową parafię, więc jeszcze nie był w stanie się określić.
– Czyżby więc dzisiaj miało być zupełnie wolne popołudnie? – powiedział półgłosem do siebie i niemal natychmiast musiał sobie odpowiedzieć przecząco, bo rozległ się dźwięk dzwonka u drzwi. Mateusz jęknął dźwigając się z fotela i rozprostowując kości i wolnym krokiem ruszył do korytarza.
– Szczęść Boże księże proboszczu, ja wiem że po Bożym Ciele nie ma księdza w kościele, ale teoretycznie uroczystość jeszcze się nie skończyła, nawet jeśli u nas jest już po procesji – powiedział mężczyzna, którego Mateusz znał z widzenia, bo właściwie co niedzielę widział go w kościele, ale niestety nie pamiętał jego personaliów. 
– Ma pan zupełną rację, nawet jeszcze nie pora nieszporów, więc tak. Boże Ciało w pełni – powiedział Mateusz uśmiechając się do koincydencji, jako że sam przed chwilą dokładnie o tym samym pomyślał. Dłonią wskazał mężczyźnie drogę do kancelarii i sam ruszył za nim. – Co pana sprowadza do mnie? Proszę mi wybaczyć, ale nie pamiętam pana imienia, chociaż oczywiście znamy się z niedzielnych Mszy.
– Marian Kryszak jestem, nic nie szkodzi, proszę księdza, ja też nie pamiętam imion, a pewnie jesteśmy mniej więcej rówieśnikami.
– No ja jestem rocznik 69, a pan?
– 68, czyli zaledwie rok różnicy - ucieszył się pan Kryszak. – A jeśli mogę księdzu zająć parę minut, to chciałbym po prostu zapytać, czy ksiądz proboszcz uważa, że nasz nowy papież nadal będzie podtrzymywał to nauczanie o synodalności, które wprowadził papież Franciszek.
– A to bardzo ciekawe pytanie i powiem panu, że wcale nie jest tak łatwo na nie odpowiedzieć. Bo jakkolwiek wydaje się, że od pewnych rzeczy nie ma odwrotu, to jednak niewątpliwie papież Leon nie chce być jakimś zwykłym naśladowcą swojego poprzednika. Widać, że ma na wszystko swoją wizję, która wydaje się być wypadkową trzech ostatnich pontyfikatów, a może nawet jeszcze większej ich liczby. Nie wiem, czy mnie pan rozumie, ale Leon jakby pokazuje, że Franciszek zrobił rzeczy fantastyczne, ale to nie znaczy, że przed nim nic nie było i Leon sięga również do tego co było wcześniej. Więc pewnie jakaś kontynuacja tego otwarcia na świeckich, które nazywamy synodalnością będzie, ale dopiero się okaże, jaki ona przyjmie kształt. A czemu pana tak to interesuje?
– Bo ja się długo, że tak powiem, „biłem” z tą synodalnością, o której tyle się mówiło, ale jej nie trawiłem. I jak wreszcie coś z tego zrozumiałem dla siebie, to papież Franciszek umarł i wybrali nowego – uśmiechnął się pan Marian.
– A może mi pan powiedzieć, jakie wnioski pan wyciągnął dla siebie? – zainteresował się Mateusz.
– No ja właśnie poniekąd w tej sprawie do księdza dzisiaj przyszedłem. Bo ja zrozumiałem ostatecznie, że chodzi o to, żebym się po prostu jakoś zaangażował, żebym znalazł jakąś aktywność, w której mógłbym się realizować dla naszej parafii. Czy moje rozumowanie jest właściwe? – zapytał pan Kryszak.
– Pańskie rozumowanie jest absolutnie właściwe i godne polecenia – Mateusz pokiwał głową z uznaniem.
– To idziemy dalej. Trochę mi zajęło główkowanie nad tym, czym mógłbym się zająć, albo w czym być pomocnym, ale akurat przyszło Boże Ciało i pomyślałem sobie, że może zacznę właśnie od zaangażowania się w budowę jednego z ołtarzy, zwłaszcza że trzeci jest dosłownie o rzut beretem od mojej posesji. 
– Powiem panu, oczywiście mówiąc między nami, że ten trzeci ołtarz chyba podobał mi się najbardziej - szczerze wyznał Mateusz. 
– No mi też się podobał, chociaż nie do końca. No więc jak pomyślałem, tak też chciałem zrobić. Popytałem się sąsiadów, jak to funkcjonuje, kiedy się spotykamy, jaka jest koncepcja, no i z żalem muszę powiedzieć, że najpierw mnie trochę zbywali, potem się okazało, że ktoś już coś wymyślił, ktoś zajął się zakupami materiałów, ktoś inny kwiatkami, same ktosie, rozumie ksiądz proboszcz i tak pomiędzy tym ktosiami ostatecznie ołtarz postawili wczoraj wieczorem i nawet mnie nie zawołali, aby w tym pomóc, choć wielu osobom zgłaszałem taką gotowość. I powiem księdzu więcej, dzisiaj po procesji trochę pogadałem z różnymi znajomymi i okazuje się, że tak samo jest z wszystkimi pozostałymi ołtarzami. Są jakieś grupy, jeszcze przez księdza Piotra utworzone i wygląda na to, że mają wyłączność, rozumie ksiądz? I ja pewnie bym na to machnął ręką i główkował dalej, jakie może być moje miejsce zaangażowania, ale po dzisiejszej homilii księdza proboszcza przy drugim ołtarzu, stwierdziłem, że nie będę milczał. A tak a propos, to bardzo księdzu dziękuję za te wszystkie homilie przy ołtarzach. Za ks. Piotra było tylko kazanie na Mszy i z całym szacunkiem, ale za każdym razem mówił o tym, jak to święto powstało, dlaczego robimy procesję i rzadko było jakieś odwołanie do naszych czasów. Więc bardzo to sobie cenimy, to nie tylko moje zdanie, że ksiądz się nie boi aplikować Ewangelii do naszego życia. Podobnie jak to, że ksiądz codziennie mówi kazania i to na każdej Mszy, nawet jak są dwie osoby w kościele.
– Zdarzyło się parę razy mówić kazanie również do jednej osoby obecnej na Mszy – zauważył Mateusz.
– Właśnie. Ale też, proszę się na mnie nie gniewać, konsekwencją może być to, że ten śpiący byk naszej parafii, łącznie ze mną, zostanie jednak dźgnięty w tyłek i może się ruszy. Ja właśnie dlatego przyszedłem, bo ksiądz powiedział, że jeśli Eucharystia ma jednoczyć, to nie może być we wspólnocie jedynie zamkniętych kółek adoracji. A ja jednak poczułem się wykluczony. I o zgrozo! Nie dlatego, że jestem jakimś heretykiem, ale dlatego, że chciałem się zaangażować! Chyba się ksiądz zgodzi, że tak nie powinno być – zakończył swój wywód pan Marian.
– Zgadzam się z panem. Przyznam się, że nie wiedziałem dokładnie, jak działa mechanizm przygotowania ołtarzy, po prostu zawsze przychodziły osoby na dwa tygodnie przed uroczystościami, pytały o tematykę i już działały. Widzi pan, panie Marianie, dla proboszcza, zwłaszcza nowego, to zawsze duża pomoc, jak coś działa bez zarzutu, więc się temu zbytnio nie przygląda, bo są rzeczy, które nie działają i nimi trzeba się zająć najpierw. Ale okazuje się, że to nie do końca przejrzysty mechanizm i obiecuję panu, że zajmę się tym już w najbliższą niedzielę. A jeśli pan chce to możemy też razem pomyśleć, nad pana miejscem i zadaniem w naszej wspólnocie, a do ołtarzy jeszcze wrócimy. 

Jeremiasz Uwiedziony

CDN. Wszystkie imiona i fakty w powyższym opowiadaniu są fikcyjne i jakiekolwiek podobieństwo do rzeczywistości jest całkowicie przypadkowe i niezamierzone.

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!