Jasna i ta druga strona księży(ca) 416

Nikt by się nie spodziewał, że umierająca staruszka powierzy Mateuszowi swoje sekrety, których nigdy nikomu nie wyjawiła, a zwłaszcza że opowie mu o swojej nietypowej miłości.
– Niestety, na własnych nogach już więcej do naszego kościółka nie pójdę, ale nie żałuję, bo idę do Jezusa – powiedziała cichym głosem pani Kornelia, a wszystkie obecne kobiety zaczęły szlochać.
– Niech mama tak nie mówi – powiedziała pani Julia.
– Mogę nie mówić, ale to niczego nie zmieni – odpowiedziała kobieta. – I nie ma co płakać nade mną, bo miałam piękne życie. Mam piękne dzieci. I Pan Jezus na koniec nie jednego księdza mi przysłał, ale dwóch! – kobieta nawet się lekko uśmiechnęła.
– Pani Kornelio, za te wszystkie pierwsze piątki miesiąca, które pani ofiarowała w intencjach wynagradzających, powinno nas tu być przynajmniej pięćdziesięciu – powiedział Mateusz, a Maciej z uśmiechem pokiwał głową.
– Nawet tylko jeden jest niewyobrażalną łaską – powiedziała z zadowoleniem pani Kornelia i przymknęła oczy.
– Pani Kornelio, to teraz się za panią razem pomodlimy a potem udzielę sakramentów – powiedział Mateusz.
– Tak proboszczu, tak – powiedziała staruszka z zamkniętymi oczami. – Ale najpierw spowiedź. Są sprawy, które muszą być wyznane…
– Oczywiście – odpowiedział Mateusz i skinieniem głowy poprosił wszystkich obecnych o opuszczenie pokoju, a kiedy wszyscy łącznie z Maciejem wyszli, przysiadł na krześle przy samym łóżku umierającej pani Kornelii.
– Niech Pan będzie w twoim sercu, żebyś szczerze wyznała swoje grzechy – Mateusz uczynił znak krzyża nad ciężko oddychającą kobietą.
– Wie ksiądz co? To na początku to nie będzie prawdziwa spowiedź, tylko takie wyznanie – zaznaczyła pani Kornelia ku zdziwieniu Mateusza.
– Jak pani sobie życzy, pani Kornelio, tak czy inaczej wszystko pozostanie pomiędzy nami i Panem Bogiem.
– Nie chcę żeby to co powiem było częścią spowiedzi, bo nie było w tym ani krzty grzechu – powiedziała pani Kornelia, a początkowe zdziwienie Mateusza, że będąca u kresu życia kobieta, zamiast się szybko spowiadać, chce mówić o czymś innym, z wolna ustąpiło rosnącej ciekawości.
– Wie ksiądz proboszcz, jako młoda kobieta podobno byłam naprawdę piękna… A co mi tam! Byłam piękna, bez podobno – kobieta lekko się uśmiechnęła a Mateusz patrząc na jej pokrytą gęstą aczkolwiek delikatną siecią zmarszczek twarz bez problemu dostrzegł w niej piękne rysy, które zapewne lata temu mogły być, na pewno były, olśniewające.
– Pani JEST piękną kobietą, a pani dobroć zakonserwowała w pani to piękno. Bo znam wiele osób, które mimo piękna w młodości zestarzały się bardzo brzydko, ale to nie jest pani przypadek – powiedział z pełnym przekonaniem Mateusz.
– A jako że byłam piękna, to i nasz ksiądz wikariusz nie mógł tego nie zauważyć – powiedziała pani Kornelia, a Mateusz zastygł w milczeniu, bo akurat takiego wyznania się nie spodziewał. – Ja bym pewnie tego już nikomu dzisiaj nie mówiła, ale tak się złożyło, że moja córka Nina, kiedy już nie mogłam się ruszyć z łóżka, chcąc pewnie jakoś mi pomóc przetrwać ten czas, poszła do kiosku i kupiła wszystkie tygodniki religijne, jakie znalazła. Pośród nich był jeden, którego nie czytałam wcześniej, bo uważałam i dalej uważam, że oddalił się od katolickości, nawet nie powiem tytułu, bo jak proboszcza znam, to pewnie też nie przepada za tą gazetą. No ale zajrzałam i akurat trafiłam na tekst o korespondencji naszego kochanego papieża Jana Pawła II z jego przyjaciółką, filozofką z Ameryki. Na pewno ksiądz słyszał. No i tam te tytuły, czy się kochali, co ich łączyło itd. Ale z treści wynika, że to była wspaniała relacja miłości duchowej, która nigdy nie przerodziła się w coś grzesznego. I widzi ksiądz, ze mnie żadna filozofka, ale mogę powiedzieć u kresu życia, że też doświadczyłam takiej pięknej duchowej relacji, przyjaźni z księdzem. Jak już wspomniałam chodzi o księdza, który był wikariuszem w mojej rodzinnej parafii, ksiądz pozwoli że nie będę wchodzić w szczegóły – pani Kornelia na chwilę zamknęła oczy.
– Oczywiście pani Kornelio – pośpiesznie zgodził się Mateusz.
– On już teraz nie żyje, w ogóle umarł dość młodo, ale odkąd się poznaliśmy nie straciliśmy kontaktu aż do jego śmierci. Cóż, na początku na pewno on był pod wrażeniem mojej urody, a ja pod wrażeniem tego „nimbu” młodego, inteligentnego człowieka, który wybrał życie w celibacie, choć pewnie na brak zainteresowania płci pięknej nie narzekał, czego ja byłam przykładem. Nie byłam wtedy szczególnie religijna, ale zaczęłam być dzięki niemu. Chciałam po prostu być bliżej niego. Nie wiem jak on to zrobił, a pewnie powinnam powiedzieć, jak to Duch Święty poprowadził, ale mój ksiądz, proszę wybaczyć, ale tak będą go nazywać… A propos! Wie ksiądz, że ta filozofka pisząc listy do papieża, nazywała go „moje kochanie”? Ja ją w pełni rozumiem. W każdym razie mój ksiądz poświęcał mi sporo czasu, na rozmowach, które nigdy nie miały miejsca na plebanii, ale zawsze na świeżym powietrzu. I prawda jest taka, że on został przeniesiony na kolejną parafię, dość odległą, a ja już nie mogłam żyć bez częstego bywania w kościele. Na Mszy Świętej. W międzyczasie poznałam mojego męża, zakochałam się bez pamięci, rodziłam dzieci, ale zawsze pozostałam w kontakcie z moim księdzem, miał miejsce w moim sercu, a ja miałam miejsce w jego. Jestem o tym przekonana, choć nigdy nie padło słowo „kocham cię”. Przepraszam, raz padło, z mojej strony, na samym początku, kiedy byłam młoda… Jak dzisiaj słyszę o tych różnych problemach w Kościele i o tych księżach, którzy prowadzą jakieś podwójne życie, to nie przestaję dziękować Bogu za mojego księdza, który nigdy sobie nie pozwolił i również mi nie pozwolił, przynajmniej na początku, bo potem już sama wiedziałam, że takiej wspaniałej przyjaźni nie wolno zmarnować chwilą przyjemności, abyśmy poszli w niepożądanym kierunku.
– Często się spotykaliście? – Mateusz nie mógł się powstrzymać od tego pytania, bo od kilku chwil intensywnie myślał o Ani, swojej przyjaciółce, która zawsze była dla niego oparciem, prawdopodobnie on dla niej również, która jednak nie miała tyle szczęścia co pani Kornelia, bo jej związek się rozpadł, mąż zmarł, a teraz jest znowu po ślubie i wstyd powiedzieć, Mateusz nawet nie widział co u niej…
– Kilka razy w roku. Odkąd byłam mężatką odwiedzał nas zawsze w domu. Zaprzyjaźnił się z moim śp. mężem, czasami pomógł coś dzieciom wytłumaczyć… Ale rozmawialiśmy często telefonicznie. W każdej trudnej sprawie do niego dzwoniłam, bo nikt nie potrafił tak ukoić jak on. A mówił głównie o Jezusie. Zresztą wiem, że miał kierownika duchowego i spowiednika, ale myślę, że mnie też traktował jako powierniczkę. Ufał mi. Dużo wiedziałam o jego relacjach z innymi księżmi, wiem z kim mu się dobrze pracowało, a z kim z trudem wytrzymywał. Nigdy ani słowem nikomu o tym nie wspomniałam. Dzisiaj mówię o tym po raz pierwszy. I jeszcze coś, kiedyś mi mówił też o księdzu proboszczu – pani Kornelia się uśmiechnęła.
– O mnie? – zdziwił się Mateusz.
– Tak, chodziło o jakieś księdza pomysły w parafii, gdzie ksiądz był młodym wikariuszem, a on proboszczem chyba nawet na drugiej parafii. Proszę mi wybaczyć, nie pamiętam dokładnie co to było, ale kiedy został ksiądz naszym proboszczem, od razu sobie to przypomniałam.
– A to ciekawe… Od dawna nie żyje?
– Za parę tygodni będzie piętnasta rocznica śmierci. Zawał serca. No ale myślę, że tę rocznicę to już będziemy przeżywać razem z drugiej strony. Bardzo się cieszę na spotkanie z Jezusem, ale mam też nadzieję, że ta największa Miłość, pozwoli mi też tam zobaczyć tę moją trochę ukrytą, ale bardzo czystą miłość… To właśnie od jego śmierci chodzę do kościoła na Mszę codziennie. Ani razu nie opuściłam, wie ksiądz? Nawet w pandemię.
– Pani Kornelio, bardzo pani dziękuję za to wyznanie, a właściwie za pani świadectwo… Mogę tylko powiedzieć, że bardzo żałuję, że nie poznałem osobiście bliżej tego pani księdza – powiedział szczerze Mateusz.
– Myślę, że byście się dobrze dogadywali… Czego, niestety, nie mogę powiedzieć o moich córkach – pani Kornelia ewidentnie zamknęła jeden temat, a rozpoczęła kolejny, który wyraźnie ją martwił.
– Czy teraz już zaczynamy spowiedź? – zapytał cicho Mateusz.
– W sumie to tak… – pani Kornelia uczyniła znak krzyża, a przez jej twarz przebiegł grymas bólu. – Wychowaliśmy dzieci dobrze, zarówno córki, jak i syn są dobrymi ludźmi, pozakładali rodziny, widzę, że kochają swoje dzieci i jak na dzisiejsze czasy w miarę dobrze je wychowują. Ale proszę księdza, Boga nie uznają. Traktują wiarę jako kwestię kulturową, nie mają żywej miłości do Pana Jezusa. To jeden problem, a drugi, to córki absolutnie nie mogą się dogadać między sobą. Ja to nawet musiałam trochę udawać, że tracę przytomność– i to jest chyba grzech, który wyznaję – no ale musiałam jakoś te ich ciągłe kłótnie przerwać nawet przy moim łożu śmierci, że tak powiem. Za chwilę, jak ich wszystkich zawołamy, to od razu powiem, że wszystko co dotyczy pogrzebu to ma syn załatwić, bo jak to zostawię córkom, to miałby ksiądz olbrzymie problemy. No i jeszcze mam wielką prośbę do księdza…
– Słucham pani Kornelio – Mateusz bardzo chciał spełnić ostatnie życzenie swojej najwierniejszej parafianki.
CDN. Wszystkie imiona i fakty w powyższym opowiadaniu są fikcyjne i jakiekolwiek podobieństwo do rzeczywistości jest całkowicie przypadkowe i niezamierzone.
Jeremiasz Uwiedziony
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!