Jasna i ta druga strona księży(ca) odc. 414
Kiedy już zdarzy ci się zrozumieć, jak bardzo byłeś komuś potrzebny, nie zdążysz się tym nacieszyć, bo już… potrzebuje ciebie ktoś inny.
– Ksiądz sobie nawet nie wyobraża, księże Mateuszu… – głos Pauli ciągle się łamał. – Był taki okres w moim życiu, że jedyną rzeczą, która mnie powstrzymywała, żeby z sobą nie skończyć, była pamięć księdza słów, księdza wiara w to, że jestem kimś wartościowym, bo bywało tak, że był ksiądz jedyną osobą na świecie, która tak uważała. Dla mnie jest oczywiste, że gdyby ksiądz nie przyszedł do naszej parafii nie dożyłabym osiemnastki. A dzisiaj mam 38 lat i jestem szczęśliwą kobietą. Tylko i wyłącznie dzięki księdzu. Ok, dzięki Bogu, który się księdzem posłużył.
– Czyli jak widzisz, nie jesteś całkowicie bezużyteczny, jak ci się ostatnio wydaje – wtrącił się Maciej chcąc pewnie dyskretnie przypomnieć o swojej obecności, ale ani Paula, ani Mateusz nic sobie nie robili z jego słów, tylko nadal pełni zdumienia nie mogli oderwać od siebie oczu, jakby cały świat dookoła nie istniał. Mateusz ciągle nie mógł „posklejać” twarzy stojącej przed nim pięknej kobiety z pryszczatą buzią nastoletniej, zakompleksionej dziewczyny, którą nieustannie pocieszał i podtrzymywał na duchu, a ona z kolei nie mogła uwierzyć, że ten zwariowany ks. Mati sprzed lat, jedyny, który nigdy nie stracił do niej cierpliwości, znowu się przed nią zmaterializował, choć wyglądał znacznie bardziej statecznie, niż kiedy widziała go po raz ostatni.
– Nie sądzę, żebym miał aż tak wielki wpływ na twoje życie – wydukał wreszcie Mateusz. – Natomiast z całą pewnością nigdy bym cię nie rozpoznał po tej metamorfozie – powiedział gapiąc się na kobietę, ale szybko zorientował się, że nie zabrzmiało to zbyt dobrze, jeśli chodzi o jego ocenę wyglądu Pauli wcześniej, więc natychmiast musiał się skorygować. – Mam na myśli to, że nie masz już tej grzywy, która zasłaniała ci pół twarzy.
– Dobra, dobra! Oboje wiemy, że moja ówczesna twarz wymagała jeśli nie grzywy, to może jakiejś burki, jak Arabki noszą, żeby nikogo nie straszyć. Niech sobie ksiądz wyobrazi, że dopiero pobyt w klinice w Szwajcarii, nie chodzi broń Boże o jakąś chirurgię estetyczną, ale o dość długie leczenie tego nieszczęsnego trądziku, przyniósł oczekiwany skutek. Oczywiście nie mogę się pokazać bez makijażu, bo trochę blizn pozostało, ale dokładnie tyle samo nakładam na twarz, co każda inna kobieta, więc można powiedzieć, że dzięki temu leczeniu wróciłam do normalnych.
– To wtedy zapadłaś się jak kamień w wodę? – zapytał Mateusz.
– Nie, nie. Na leczenie wyjechałam jak miałam 25 lat, a z Malinowego wyprowadziliśmy się jak miałam 21. Po prostu ojciec dostał lepszą pracę we Wrocławiu a do tego mieszkanie… przepraszam, że wtedy nawet się nie pożegnałam, ale księdza i tak już u nas nie było. Następca niestety nie miał już takiej cierpliwości do mnie, właściwie to on do nikogo nie miał, więc jakoś bez żalu stamtąd odeszłam. Ale powinnam była się odezwać.
– Naprawdę rozumiem – odparł Mateusz, który pomyślał, że przecież też miał numer telefonu i mógł zadzwonić, a przecież tego wtedy nie uczynił.
– Ale dlaczego my ciągle stoimy na dworze? – niemal krzyknęła do niego zawstydzona Paula.
– No też się zastanawiam – znudzonym głosem wtrącił Maciej po raz kolejny próbując przypomnieć o swoim istnieniu. – Jakbym się oddalił do samochodu, pewnie byście się nawet nie zorientowali - dodał.
– Sorry stary, ale po takiej niespodziance nie powinieneś się dziwić – odpowiedział mu Mateusz, kiedy wchodzili do minimalistycznie urządzonego salonu domu Pauli. – Jak to się stało, że ty poznałeś Paulę?
– W przypadki nie wierzymy, prawda? – uśmiechnął się Maciej. – A więc Bóg tak chciał, po prostu. Jak na mój gust, to chyba chciał cię trochę wyciągnąć z tego chwilowego poczucia bezużyteczności, którym mnie męczysz od paru tygodni - powiedział.
– Ksiądz Mateusz ma poczucie bezużyteczności? – Paula włączyła się w ich rozmowę. – Nigdy w to nie uwierzę! Co sobie księża życzycie do picia? Kawa, herbata, czy coś zimnego?
– Dwie kawy poprosimy – Mateusz odpowiedział za siebie i przyjaciela, którego znał jak własną kieszeń.
– A jeśli chodzi o poczucie bezużyteczności to cóż Paulo, musisz wiedzieć, że nic tak księdza nie buduje jak praca z młodzieżą, a niestety na stare lata z dziadersami młodzież nie chce się zadawać i tych satysfakcji rzeczywiście jest trochę mniej.
– A to ciekawe, bo ja pamiętam, że w naszych czasach na Malinowym, owszem, był ksiądz nam młodym całkowicie oddany, ale przecież dziewczynki ze scholki dziecięcej uwielbiały księdza, że nie wspomnę o starszych paniach z Apostolatu Maryjnego, tak się to chyba nazywało – zauważyła Paula i poszła do kuchni, a Mateusz przez chwilę próbował sobie odtworzyć w pamięci tamte czasy, ale oprócz fajnych chwil z młodzieżą, nic innego za bardzo mu nie przychodziło do głowy.
– Maciej, proszę cię, powiedz mi jak wpadłeś na Paulę – zwrócił się do przyjaciela. – Przecież w tamtych czasach jej nie znałeś.
– Widzisz, gdybyś nie miał takiej awersji do mediów społecznościowych, to zauważyłbyś że w dniu 30. rocznicy twoich święceń zamieściłem na Facebooku jedno nasze stare zdjęcie z życzeniami dla ciebie. Ono przez kilka dni otrzymało sporo polubień i komentarzy, głównie od moich znajomych i byłych parafian, ale niespodziewanie kilka dni temu, kiedy już nawet o nim zapomniałem, odezwała się na moim profilu właśnie Paula. Zapytała, czy ten obok mnie to ksiądz, który kiedyś pracował na Malinowym i dalej już poszło. Co prawda początkowo chciałem się zachować zgodnie z przepisami RODO i nie ujawniać żadnych informacji, ale kiedy zaczęła mnie niemal błagać, twierdząc że zawdzięcza ci właściwie życie, pomyślałem, że dobrze ci zrobi takie spotkanie po latach i proszę bardzo! - tłumaczył szczegółowo Maciej.
– Rozumiem. I bardzo ci dziękuję. I za życzenia na moją 30. rocznicę i za to spotkanie – Mateusz serdecznie walną otwartą dłonią swojego kolegę w plecy i uśmiechnął się do niego. Właśnie w tym momencie rozległ się dzwonek jego telefonu. Po wyciągnięciu komórki z kieszeni zauważył nieznany numer i przez chwilę nawet chciał odrzucić połączenie.
– Coś ważnego? – zapytał go Maciej.
– Numer nieznany, zastanawiam się czy odebrać – podzielił się swoimi wątpliwościami Mateusz.
– Zawsze możesz oddzwonić później – zasugerował przyjaciel.
– Kurna, zawsze mam takie skrupuły… A odbiorę! Coby nie było, dzisiaj nic nie jest w stanie zepsuć mi humoru – Mateusz nacisnął zieloną słuchawkę na ekranie i podszedł do okna, aby swoją konwersacją nikomu nie przeszkadzać.
– Proboszczu, gdzie ksiądz jest? Stoimy pod plebanią – w słuchawce rozległ się nieznany mu żeński głos i pewnie by go zirytowało takie rozpoczęcie rozmowy, gdyby nie fakt, że wyczuł jakieś zdenerwowanie, a nawet miał wrażenie, że dzwoniąca kobieta płakała.
– Niestety nie ma mnie w domu. A mógłbym wiedzieć kto dzwoni i co się stało? - zapytał Mateusz.
– Ja się nazywam Bracka Julia, ale chodzi o moją mamę, Kornelię Kozłowicz, na pewno ksiądz ją kojarzy – odpowiedziała kobieta, a jej głos się załamał kiedy wypowiedziała imię swojej mamy.
– Ależ oczywiście, doskonale znam panią Kornelię, która chyba nie opuściła ani jednej Mszy odkąd jestem w parafii – odpowiedział Mateusz i oczami wyobraźni ujrzał jedyne miejsce w kościele, druga ławka z lewej strony, które było zajęte na każdej Mszy w dni powszednie i o 8.00 w niedzielę. A pani Kornelia, która je zajmowała, nigdy nie przestawała się uśmiechać.
– Wygląda na to, że na kolejnej Mszy jej ksiądz nie zobaczy – pani Julia już wręcz zanosiła się płaczem. – Mama poczuła się bardzo źle i właściwie kiedy tu jestem nie wiem czy jeszcze żyje. – Kobieta znowu wybuchnęła głośnym płaczem. – Wezwaliśmy też pogotowie, ale jeszcze nie przyjechało. Ale mama zawsze nam mówiła, że jeśli coś jej się stanie, to mamy jej sprowadzić najpierw księdza, a potem lekarza. Niestety nie mieliśmy numeru telefonu, więc podjechałam bezpośrednio pod plebanię. No ale księdza nie ma, ale jest na szczęście numer…
– Rozumiem – odpowiedział Mateusz dając dłonią znak Maciejowi, że się zbierają. – Jestem jakieś 45 minut od parafii, natychmiast wsiadam w samochód i jadę prosto do was. Jeśli w międzyczasie dojedzie pogotowie, to bardzo proszę o telefon i pojadę bezpośrednio tam, gdzie ewentualnie zabiorą panią Kornelię.
– Dobrze, proszę księdza. Dla mamy to niesłychanie ważne. Będę księdza informować – pani Julia się rozłączyła, a do pokoju weszła Paula z tacą z filiżankami i zdezorientowana patrzyła na zakładających kurtki księży.
– Co się stało? – zapytała.
– Nie uwierzysz… – gorzko uśmiechnął się Mateusz. – Akurat teraz, kiedy mamy sobie tyle do opowiedzenia, otrzymałem pierwsze w historii mojego pobytu w obecnej parafii wezwanie do chorej. i oczywiście musimy się zbierać natychmiast, bo ta pani absolutnie nie chce odejść z tego świata bez sakramentów…
– No tak – uśmiechnęła się Paula. – Ty bezużyteczny księdzu… Jedźcie! Teraz już mamy kontakt, będziemy jeszcze mieć okazję, żeby pogadać, jak nikt nie będzie umierał.
Jeremiasz Uwiedziony
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!