TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 22 Sierpnia 2025, 01:38
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Jasna i ta druga strona księży(ca) 408

Jasna i ta druga strona księży(ca) 408 

Mateusz ma niezłą zagwozdkę: jak wytłumaczyć przyjacielowi Maciejowi, że tym razem na urlop nie pojedzie z nim, ale z grupą świeckich?

Znalezienie zastępstwa na kilka wakacyjnych dni, kiedy Mateusz był młodym księdzem nie było żadnym problemem. Ba, sam często był o to proszony i chętnie pomagał, podobnie zresztą jak i chętnie z zastępstwa korzystał. Domy klasztorne jezuitów czy franciszkanów zawsze były pełne ojców, a i wszystkie miejskie parafie dysponowały dużą ilością wikariuszy, więc nawet w okresie wakacyjnym sporo księży było na miejscu, nie mówiąc o rodakach, czyli księżach, którzy pochodzili z tych stron i na urlop często przyjeżdżali do domów rodzinnych. Czasami w wakacje wręcz robiło się tłoczno przy ołtarzach. Ale te czasy minęły zdaje się bezpowrotnie. Mateusz bardzo chciał skorzystać z zaproszenia Roberta i Małgorzaty, małżeństwa z jego parafii, które okazało się być pasjonatami gór i wraz z inną parą przyjaciół, niejakich Maślanków, których Mateusz nie znał, wybierali się na kilka dni w Sudety i bardzo się cieszyli perspektywą zabrania ze sobą księdza i codziennej Mszy Świętej.

Jednak poszukiwania księdza na zastępstwo coraz bardziej przybierały znamiona desperacji albo mission impossible. A on nie był niestety Tomem Cruizem. Na liście kolegów, do których mógł zadzwonić pozostały mu dwa imiona. Piotr długo nie odpowiadał, aż wreszcie przysłał esemesa z zapytaniem: „Co tam Mati? Jeszcze przez pięć dni jestem na drugiej półkuli, więc raczej nie będę odbierał”.
– Fajnie masz – kwaśno uśmiechnął się Mateusz, zastanawiając się przez chwilę, czy kolega ma na myśli półkulę południową, czy może chodzi o półkule oddzielone południkami. Jakby nie było Piotrek był daleko, swoją drogą ciekawe dlaczego „piernik” jeden nie chciał zdradzić dokładnie kraju, w którym się znajdował, w każdym razie na jego pomoc nie mógł liczyć. Ostatnim imieniem na liście potencjalnych zastępców był… Maciej. Tak, ten Maciej, z którym Mateusz zawsze wyjeżdżał na wakacje i któremu jeszcze nie miał odwagi powiedzieć, że planuje wypad z dwoma małżeństwami, a potem pieszą pielgrzymkę i ilość dni, które mógłby spędzić z przyjacielem drastycznie się skurczyła, jeśli w ogóle uda się jakiś wspólny termin uzgodnić. W tym jednak wypadku Mateusz nie czuł się absolutnie winny, ponieważ wystarczająco długo nagabywał kolegę, aby się wreszcie zadeklarował. Tak czy inaczej, musiał do niego zadzwonić. Z prośbą o zastępstwo. Wybrał numer i niemal natychmiast uzyskał połączenie.

– No cześć stary byku! Popatrz co za koincydencja, właśnie wziąłem w rękę telefon, żeby do ciebie zadzwonić – radośnie oznajmił Maciej.
– Telepatia jakaś najwyraźniej – uśmiechnął się Mateusz, ale jednocześnie zaniepokoił. – A co chciałeś mi powiedzieć.
– Ano, koleżko, wszystko sobie w parafii ogarnąłem, więc możemy wreszcie zająć się naszymi wakacjami. Ja nie mam żadnych preferencji, byle gdzieś się wreszcie wyrwać. Mówię ci, zmienianie parafii w naszym wieku, to jest niemal jak przesadzanie starego drzewa. Może i da się jako tako wszczepić w nowe warunki, ale co się człowiek przy tym nastresuje, to nie wiem czy dwa tygodnie urlopu wystarczą, żeby się zregenerować. To gdzie niesamowity Jack Reacher pragnie skierować swoje kroki w tym roku? – Maciej był pełen entuzjazmu na wspólny wyjazd i Mateusz zaczął desperacko rozważać swoje możliwości. Czy mimo wszystko prosić go o zastępstwo i procedować „projekt Sudety” z dwoma małżeństwami, czy po prostu wcale o tym nie wspominać Maciejowi, zadzwonić później do Roberta, że jednak nie może z nimi pojechać i jak co roku wyruszyć gdzie oczy poniosą z Maćkiem.
– Hej, jesteś tam! – zapytał Maciej zdziwiony przedłużającym się milczeniem ze strony Mateusza.
– Jestem, jestem… Zapomniałeś, że Jack Reacher nigdy nie planuje, dokąd jechać, tylko wsiada w pierwszy lepszy autobus – odpowiedział Mateusz „kupując” sobie jeszcze chwilę czasu do namysłu. Ale Maciej od razu wyczuł jakieś zwątpienie w jego głosie.
– No tak. Ale coś mi się wydaje, że ty chyba nie masz chęci w tym roku ze mną wyjechać – zauważył Maciej. – A po co do mnie dzwoniłeś?
– Żeby cię prosić o zastępstwo – wypalił Mateusz zdecydowany, aby wszystko koledze powiedzieć.
– Mnie o zastępstwo? Nie rozumiem.
– Już ci wszystko wyjaśniam – Mateusz wziął głębszy oddech i już uspokojony, że za chwilę wszystko będzie jasne rozpoczął opowiadanie całej sekwencji zdarzeń. – Ponieważ od dłuższego czasu nie mogłeś się zdeklarować kiedy będziemy mogli się wybrać na urlop pomyślałem, że może w tym roku powrócę na pieszą pielgrzymkę na Jasną Górę. A zważywszy moją marną formę natychmiast rozpocząłem treningi, czyli długie spacery. I właśnie kiedy podczas takiego długiego marszu „prawie zdychałem” i łapałem oddech, zatrzymał się przy mnie taki mój parafianin. Od słowa do słowa okazało się, że razem z żoną są pasjonatami wypraw górskich i razem z jakimś drugim małżeństwem w niedzielę popołudniu jadą na kilka dni w Sudety. Gość ma Mercedesa klasy V, chyba ośmiomiejscowego, a w górach wynajęli jakiś dom z czterema sypialniami, no i mocno mnie namawiają, żebym się z nimi wybrał. No i powiem ci, że jeszcze się tak na sztywno nie zgodziłem, ale powiedziałem im, że jak znajdę zastępstwo no to z nimi pojadę. Ale wiesz jak to dzisiaj jest z zastępstwami… – Mateusz zawiesił głos, ale szczerze mówiąc nie spodziewał się szybkiej odpowiedzi przyjaciela, który miał prawo być nieco rozczarowanym, zwłaszcza że tak się ekscytował wspólnym wyjazdem. Jednak Maciej odpowiedział nadzwyczaj szybko.
– Powiedziałeś, że ten dom w górach ma cztery sypialnie? – zapytał.
– Tak, a co?
– No to bomba! – ucieszył się Maciej.
– Dwa małżeństwa, ty, ja i żadna sypialnia się nie zmarnuje.
– Chcesz jechać z nimi? To znaczy z nami? – Mateusz musiał to przetrawić.
– No przecież nie będę tyrał za nas dwóch, podczas gdy ty sobie obczajasz góry. W sumie dawno nie byliśmy razem w górach, nie? Powiem ci szczerze, że lubię te nasze wyprawy w nieznane, ale pojechać czasami w jakieś konkretne miejsce i to jeszcze ze świeckimi, świetnie nam zrobi. Przynajmniej nie będziemy przez pięć dni krytykować biskupa i jego koleżków. Brzmi świetnie nie? Daj mi znać jak najszybciej, czy oni akceptują taki pakiet dwa w jednym, jeśli chodzi o księży, a ja lecę zobaczyć w szafie czy mam co na siebie włożyć na górskie wędrówki, bo jak nie to muszę się kopsnąć do Decathlonu. Ale mi koleś poprawiałeś humor, nie mogę się doczekać.
– Wszystko pięknie – mówił oszołomiony Mateusz, – ale dalej nie mam zastępstwa.
– A to twój problem, ja już sobie załatwiłem. Nie marudź, tylko zadzwoń do tych ludzi i się zapytaj, czy nie mają nic przeciwko mojej skromnej osobie, a właściwie to zrób tak, żeby nie mieli. A potem daj mi znać – Maciej nawet nie pozwolił mu odpowiedzieć i zakończył połączenie.
– Seriously? - jęknął do siebie Mateusz, ale w duchu był zadowolony z obrotu sprawy i że Maciej się jakoś nie żachnął na niego. Tyle, że był w punkcie wyjścia, jeśli chodzi o zastępstwo, no i musiał zadzwonić do Roberta i zgłosić pasażera na gapę. Postanowił rozpocząć od tej drugiej sprawy.
– Szczęść Boże panie Robercie!
– Proszę księdza proboszcza, naprawdę jeszcze z tym „panem”? – ze śmiechem odpowiedział Robert.
– Przepraszam, siła przyzwyczajenia – wytłumaczył się Mateusz.
– Bo już się przestraszyłem, że tak oficjalnie, bo chce ksiądz poinformować, że z nami nie pojedzie. Gosia by się załamała. Ale udało się znaleźć zastępstwo?
– Szczerze mówiąc, to jeszcze nie, ale pojawiła się nowa okoliczność… Nie wiem jak to powiedzieć, ale mój przyjaciel, też ksiądz, z którym zwykle wyjeżdżam na wakacje, jak się dowiedział, że jadę w góry ze świeckimi, to…
– Chciałby się zabrać z nami? – przerwał mu Robert. – Nie ma absolutnie żadnego problemu! – powiedział. – Miejsce i w samochodzie i w domku jest, więc śmiało można go informować, żeby się szykował. Gosia! – wrzasnął zapewne nie do Mateusza, ale nie dało się tego nie słyszeć. – Będziemy mieć w górach dwóch księży! – oznajmił. Po kilku sekundach dał się słyszeć kobiecy głos: „Świetnie, jeden dla nas, a jeden dla Maślanków. Ale ten drugi dla nich, proboszcza im nie oddamy”.
– Słyszał ksiądz? – zapytał Robert Mateusza. – Jest akceptacja z góry!
– No to świetnie – Mateuszowi kamień spadł z serca. Jeszcze przez chwilę porozmawiał z Robertem, ale w myślach już gorączkowo szukał, do kogo jeszcze mógłby zadzwonić z prośbą o zastępstwo, ale nikt mu nie przychodził do głowy.

Po zakończeniu rozmowy z Robertem chciał oddzwonić do Macieja i poinformować go, że wszystko załatwione, jeśli chodzi o jego udział w górskiej wyprawie i po raz drugi zadziałała telepatia, bo w tym momencie nadeszła wiadomość od przyjaciela: „Słuchaj, przecież z twojej parafii pochodzi ten salezjanin, Tadek Lewiński, co pracuje w Rzymie i jak się nie mylę on w sierpniu jest u rodziców na urlopie. Na pewno masz ich numer w kartotece. Zadzwoń, może akurat jest na miejscu”. Mateusz uśmiechnął się nie tylko do treści esemesa, ale przede wszystkim do przyjaciela, który niby powiedział, że go nic nie obchodzi, jak sobie znajdzie zastępstwo, ale potem pewnie zachodził w głowę, jak pomóc. I coś wymyślił. I to jest właśnie jego przyjaciel! Mateusz bardzo się cieszył, że w te góry pojadą razem. 

Jeremiasz Uwiedziony

CDN. Wszystkie imiona i fakty w powyższym opowiadaniu są fikcyjne i jakiekolwiek podobieństwo do rzeczywistości jest całkowicie przypadkowe i niezamierzone.

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!