Jasna i ta druga strona księży(ca) 406
Do księdza Mateusza wreszcie uśmiechnęło się szczęście: on też będzie miał pobożnego sponsora
i parafialne marzeniastaną się faktem.
Mateusz chętnie skorzystał z zaproszenia kolegi, księdza Artura, na wspólne wyjście do kina, zwłaszcza, że wieki całe nie korzystał z tej formy rozrywki, a przecież zawsze była jedną z jego ulubionych. Może dlatego, że coraz trudniej było znaleźć film, który naprawdę go interesował, a może po prostu generalnie coraz mniej wychodził z domu. W każdym razie Artur zaproponował nowy film o Carlo Acutisie i jakkolwiek Mateusz akurat za katolickimi filmami osobiście nie przepadał, bo niestety wiele im zwykle brakowało, nie tylko do komercyjnych filmów hollywoodzkich, ale nawet do produkcji protestanckich, to jednak warto było go zobaczyć choćby po to, aby zdecydować czy zabrać później na seans młodzież, a jeśli tak, to czy tę starszą, czy tę młodszą. W parafii akurat dzieci z klas IV-VII próbowali formować w duchu „Bożego influencera” i głównie o nich myślał. Ich seans miał się rozpocząć o 20.00, ale Mateusz już o 18.30 był u kolegi na plebanii.
– A co ty tak wcześnie? – zdziwił się Artur, który jeśli to było możliwe, był jeszcze bardziej roztargniony od Mateusza. – Planowałem jeszcze policzyć tacę, a skoro już jesteś to mi pomożesz.
– Nie ma sprawy – uśmiechnął się Mateusz i pospieszył za kolegą schodami do góry, gdzie znajdowały się pokoje, które zajmował Artur. Obok pokoju, który ewidentnie był gabinetem pracy Artura, bo stało tam biurko, ale oprócz niego również bieżnia, rower, duża klatka z papugą, telewizor i masa innych rzeczy, było mniejsze pomieszczenie ze stołem na środku, na którym była wysypana pokaźna górka wymieszanych banknotów.
– Co ty nie liczyłeś tacy od kilku miesięcy? – zdziwił się Mateusz, który takiej ilości naraz u siebie nigdy nie widział.
– Dobra, dobra, nie żartuj sobie - uśmiechnął się Artur. – Ja liczę pieniądze co tydzień i wpłacam do banku od razu, po tym jak tego ks. Rysia okradli podczas kolędy.
– To pewnie miałeś jakąś tacę inwestycyjną? – dopytywał Mateusz.
– Nie, no co ty, to normalna taca… A nie! Przepraszam, jeszcze był jeden pogrzeb, więc pewnie wszystko jest tutaj razem. No i oczywiście z całego tygodnia też – precyzował Artur.
– Jak to z całego tygodnia? Codziennie zbieracie tacę?
– Oczywiście, a co u ciebie nie zbieracie? – zdziwił się Artur.
– Tylko w środę, jak jest nowenna, bo w pozostałe dni to garstka osób przychodzi na Mszę, nie ma co ich nękać – wyjaśnił Mateusz.
– U nas są nauczeni, że ofiary składa się zawsze, no i jednak tych kilkadziesiąt osób jest na każdej Mszy - powiedział Artur i rozpoczął segregowanie, wygładzanie i układanie banknotów, a Mateusz poszedł w jego ślady.
Przez klika minut Mateusz wykonywał swoją pracę w milczeniu, podczas gdy Artur nieustannie trajkotał referując różne parafialne zwyczaje, które w część odziedziczył, a w części sam wprowadził. W miarę sortowania pieniędzy Mateusz zauważył, że banknotów pięćdziesięciozłotowych było grubo ponad dwadzieścia, podczas gry w jego parafii, jeśli w niedzielę trafiały się maksymalnie dwa lub trzy.
– Artur, ale tych pięćdziesiątek to masz naprawdę sporo – nie potrafił się powstrzymać od komentarza.
– Faktycznie, to dość wyjątkowa sprawa – zgodził się Artur, a Mateusz lekko odetchnął z ulgą, że nawet u kolegi to nie jest norma, który jednak szybko go skorygował. – Zwykłe jest więcej setek, a teraz chyba dopiero dwie się znalazły.
– Aha – powiedział Mateusz i postanowił więcej już nic nie pytać, żeby się niepotrzebnie nie dołować.
– Powiem ci, że nie narzekam na ofiarność parafian, zwłaszcza że nie mam aż tak dużo stałych wydatków – powiedział z uśmiechem Artur.
– Ja też nie narzekam – powiedział Mateusz, ale chyba jakoś tak bez przekonania, bo Artur spojrzał na niego z uwagą i na chwilę zamilkł.
– Oczywiście nie mogę się równać z niektórymi szczęściarzami, którym jak to mówią, nawet byk się ocieli - Artur niestety nie mógł zbyt długo wytrzymać w milczeniu.
– Kogo masz na myśli?
– No na przykład ks. Wojtka. Słyszałeś, że właśnie otworzył w parafii kawiarenkę, którą niemal w całości mu zasponsorował jakiś duży deweloper?
– Nie wiedziałem, że tam jakiś istotny sponsoring był…
– No Wojtek sam opowiadał podczas inauguracji. Kiedyś zatrzymało się u niego dwóch rowerzystów jadących gdzieś na pielgrzymkę, a on zabrał ich na obiad. Okazało się, że to ojciec i syn, no i ten ojciec właśnie jest deweloperem i potem miał w okolicy jakąś dużą inwestycję, która dobrze mu poszła i tak w duchu wdzięczności chciał wspomóc jakąś parafię, a że akurat Wojtka znał, to mu pomógł. Mnie się takie cuda nie zdarzają – śmiał się Artur odkładając kolejną setkę złożonych banknotów dziesięciozłotowych.
– Mnie też nie – zgodził się Mateusz, a w myśli dodał, że nie zdarzają mu się również takie tace, jak ta Artura, ale nie chciał wyjść na zrzędę. Na szczęście musieli już się zbierać do kina i ostateczne podsumowanie tacy Artur zostawił sobie na później co Mateusza ucieszyło, bo nie chciał znać tej sumy.
– Ale na pewno będzie tak jak zwykle, koło siedmiu, ośmiu tysięcy - wypalił Artur, a Mateusz nie skomentował kwoty, choć pomyślał, że to jedyne o co najmniej cztery tysiące więcej niż u niego.
– Czyli jesteś zadowolony – skwitował.
– Tak, wiesz, tryb już jest wakacyjny, ludzi w kościele mniej, nie ma co narzekać. Zbieramy się do kina!
***
Film okazał się być zdecydowanie dla starszej widowni i Mateusz pomyślał, że jego dzieciaczki raczej będą się nudzić. Może bierzmowańcy mogliby się czegoś interesującego dowiedzieć, ale zebrać ich teraz na początku wakacji graniczyło z cudem. Postanowił poczekać aż film ukaże się na innych nośnikach, albo w serwisie streamingowym i wówczas zaproponuje go w parafii. Od jakiegoś czasu myślał, aby jedną z sal przerobić na coś w rodzaju kawiarenki z możliwością projekcji filmów czy innych programów, ale niestety te plany kolidowały z topniejącymi zasobami pieniężnymi parafii. Nigdy szczególnie nie martwił się o przyszłość, zwłaszcza jeśli chodzi o finanse, ale po opłaceniu wszystkich rachunków w kasie parafialnej nie pozostawało nic na inwestycje. Zwłaszcza zimą trzeba było się nieźle nagimnastykować, żeby się nie zadłużyć. Teraz latem jest trochę lepiej, ale i ludzi w kościele mniej, a co za tym idzie mniej ofiar. Mateusz w duchu dziękował, że ma tylko jeden kościół i jeden budynek plebanii i współczuł kolegom, którzy mieli po dwa, trzy kościoły, a nawet więcej. Ale niektórzy mieli od niego jeszcze lepiej, na przykład Artur miał tylko jeden budynek, bo kościół i plebanią stanowiły jedną bryłę.
Takie myśli przewalały się przez jego głowę, kiedy z plebanii szedł do kościoła na wieczorną Eucharystię. W zakrystii, jak się okazało, czekał na niego organista Błażej.
– Szczęść Boże proboszczu, dzwonił dzisiaj do mnie jakiś facet i pytał, czy można u nas przenocować – poinformował go Błażej.
– A czemu do ciebie dzwonił, a nie do mnie? – zdziwił się Mateusz.
– Nie mógł się podobno dodzwonić, a mój numer też jest na stronie, więc zadzwonił do mnie.
– A kiedy chce nocować?
– W środę. No i jest ich dwóch. Ojciec i syn. Jadą rowerami z Częstochowy i proszą o nocleg, no i chcieli oczywiście wiedzieć ile to będzie kosztowało – tłumaczył Błażej.
– Ojciec i syn? Na rowerach? – zaintrygował się Mateusz, któremu się przypomniała sytuacja Wojtka. – No to oddzwoń mu, że oczywiście mogą u nas zanocować i za darmo.
– Ja już sobie pozwoliłem od razu się zgodzić, bo wiedziałem, że proboszcz wszystkich przyjmuje i nie bierze żadnych pieniędzy – odpowiedział Błażej, a Mateusz w pierwszej chwili się zirytował, ale po chwili się uśmiechnął. Żeby nie było, że zwietrzył interes i dlatego się zgodził. I tak by się zgodził. Ale nie mógł zaprzeczyć, że wyobraźnia zaczęła mu pracować bardzo intensywnie. Może jemu też się w końcu poszczęści z jakimś sponsorem. Co tu ukrywać, oczami wyobraźni już widział parafialną kawiarenkę. Miał nawet nazwę.
– Dobrze zrobiłeś – powiedział w końcu powstrzymując myśli, w których chciał już układać harmonogram spotkań, projekcji i debat w ich nowiutkiej parafialnej kawiarence.
Przez cały wtorek i środę nie potrafił się skoncentrować na niczym innym. Przygotował dwa pokoje gościnne. W wolnych chwilach przeglądał w Internecie wystroje kawiarni, podglądał jak to wygląda w innych parafiach. Jeszcze raz przejrzał zdjęcia z inauguracji kawiarenki księdza Wojtka i szczerze koledze w myślach pogratulował, bo zrobił naprawdę piękną rzecz, zdecydowanie się wyróżniającą na tle innych parafialnych kawiarenek, często siermiężnych i z wystrojem z późnego Gierka. Z wielkim trudem skupił się podczas środowej Mszy wieczornej, a po jej zakończeniu czekał w zakrystii na Błażeja.
– Błażej, to powiedz mi o której dokładnie ci rowerzyści będą, bo nie wiem czy może poczekać z kolacją?
– O kurka, zapomniałem księdzu powiedzieć. Wczoraj dzwonili, że jednak nie przyjadą do nas, bo postanowili wracać inną trasą. Przynajmniej nie ma kłopotu, nie?
Jeremiasz Uwiedziony
CDN. Wszystkie imiona i fakty w powyższym opowiadaniu są fikcyjne i jakiekolwiek podobieństwo do rzeczywistości jest całkowicie przypadkowe i niezamierzone.
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!