Jasna i ta druga strona księży(ca) odc.347
Kiedy ksiądz musi sam się zajmować niemal wszystkimi sprawami dotyczącymi duszpasterstwa, kościoła i jego otoczenia, plebanii, a nawet kuchni, to istnieje spore ryzyko, że prędzej czy później na którymś odcinku pojawią się niedociągnięcia i zaniedbania, a nie można też wykluczyć sytuacji, że całość aktywności poważnie ucierpi.
Mateusz miał tego świadomość i ciężko pracował, aby wszystko było dobrze i na czas przygotowane. Starał się nieustannie demonstrować swoją otwartość i cierpliwość, nie zaniedbywał konfesjonału, starannie przygotowywał się do codziennych homilii i przesiadywał w biurze dłużej niż by to wyznaczały godziny urzędowania. Szukał nowych form dotarcie do ludzi. Kilka dni temu, kiedy z różańcem w dłoni spacerował wokół kościoła, podszedł do niego młody chłopak i poprosił o spowiedź.
- Jeśli ksiądz dopuści taką możliwość, to chętnie skorzystałbym z takiej spowiedzi „na chodząco”. Kiedyś uczestniczyłem regularnie w pielgrzymkach na Jasną Górę i moje najlepsze spowiedzi miały właśnie taki charakter – tłumaczył. Mateusz się zgodził i przez niemal pół godziny chłopak powierzył mu różne sprawy swojego życia, a na zakończenie wyraźnie podniesiony na duchu gorąco dziękował Mateuszowi za poświęcony czas. Również Mateuszowi cała ta sytuacja dała wiele satysfakcji, więc niesiony entuzjazmem ogłosił w niedzielę, że jeśli ktoś go widzi spacerującego wokół kościoła, to może to potraktować jako zaproszenie do spowiedzi, czy rozmowy. Okaże się, czy ta nowość będzie dobrze przyjęta.
W każdym razie mimo że bardzo się starał wszystko „ogarnąć” to jednak od czasu do czasu coś umykało jego uwadze. I tak było właśnie z rekolekcjami. Kiedy sobie wreszcie przypomniał, było już późno i zdawał sobie sprawę, że nie będzie łatwo kogoś znaleźć. Dotychczas kluczem wyboru kapłana na rekolekcje była komunikatywność. Jeśli ksiądz łatwo nawiązuje kontakt z ludźmi, to właściwie jest im w stanie przekazać każde treści, w których choć trochę się orientuje. Oczywiście Mateusz nie przepadał za omnibusami, którzy wszystko wiedzą i na wszystkim się znają, ale ksiądz ze zdolnościami komunikacyjnymi, jeśli wystarczająco wcześniej dostanie temat, na pewno sobie poradzi i ludzie będą zadowoleni. Sęk w tym, że komunikatywni księża są rozchwytywani i na pewno nie da się ich zaprosić na kilkanaście dni przed rekolekcjami. Musiał więc Mateusz dobrze się zastanowić. I właśnie kiedy próbował sobie przypomnieć różnych kapłanów, z którymi dawno nie miał kontaktu, a którzy mogliby pasować do koncepcji, jego wzrok padł na leżące na biurku czasopismo katolickie i natychmiast błysnęło światło. Ks. Jarosław Piotrowski! Pisze piękne teksty w każdym numerze, jest świetnym historykiem i obecnie zdaje się nie ma przydziału do parafii. Nie pamiętał, żeby kiedykolwiek słyszał, że prowadził gdzieś rekolekcje. To mógł być strzał w dziesiątkę. Kiedy zadzwonił do ks. Jarosława ten poprosił o kilka dni namysłu, a potem potwierdził przybycie. To był już drugi dzień i ludzi w kościele było więcej niż w pierwszy dzień, a ks. Jarosław był naprawdę świetnie przygotowany. Mateusz zdziwił się, że potrafił przez cały dzień prowadzić ten sam temat, ale w taki sposób, że na każdej Mszy był jakby ciąg dalszy tego co na poprzedniej, a mimo to wywód stanowił zwartą całość.
- Proszę księdza, jestem zachwycona treściami, które porusza ks. Jarosław. Przyznam się, że nawet sobie nagrywam, bo po pierwszej homilii wiedziałam, że nie dam rady wszystkiego spamiętać i muszę sobie to jeszcze na spokojnie odsłuchać i przemedytować – mówiła mu jedna z parafianek, kiedy po Mszy zatrzymał się przed kościołem. - Dobrze, że jest ktoś taki, kto tak głęboko wyjaśnia, czym jest Kościół, Eucharystia no i wreszcie ktoś powiedział, że to nie chodzi o to, żeby coś się nam podobało, bo ludzie ciągle są przekonani, że to o to chodzi: że ma być ciepło, wesoło, krótko, zwięźle i na temat. Jeśli mamy takich w naszej parafii, to im współczuję, bo pewnie jak homilia trwa pół godziny i nikt się im nie podlizuje, tylko mówi jak sprawy wyglądają, to pewnie szczęśliwi nie są. A mnie żal, że już koniec! Ale mam nagrane, w domu sobie odsłucham. Naprawdę piękny czas księże proboszczu – pani nie mogła w pełni wyrazić swojego zachwytu.
- To bardzo się cieszę, że mamy jeszcze dwa dni tej uczty duchowej – uśmiechnął się Mateusz, a kobieta skwapliwie przytaknęła i ruszyła w kierunku parkingu.
- Uczta duchowa? - prychnął pan Roman, organista, który chyba się nie spodziewał Mateusza przed kościołem. - Proboszczu powiedzmy sobie szczerze, to już nie na nasze czasy. Mnie się coś wydaje, że ten ksiądz to by tylko Mszę Trydencką odprawiał. Mam rację?
- Nie ma pan racji, bo ks. Jarosław – z tego co wiem, - nigdy takiej Mszy nie sprawował. Natomiast na pewno kocha liturgię, a pan to widzę lubi szufladkować ludzi.
- Szufladkować nie, ale odróżnić co mi jest przydatne, a co nie, to i owszem. Ja myślę, że dzisiaj trzeba się otworzyć na świat, a nie ciągle wracać do tego co było, co to oznaczało, dlaczego świece takie czy inne. Dzisiaj są nowe rzeczywistości, nowe symbole i trzeba je odczytywać – perorował pan Roman powoli próbując oddalić się od Mateusz, ale ten nie pozostawał w tyle tylko powoli szedł za organistą.
- Jakie to są te nowe rzeczywistości? - dopytywał Mateusz ciągle dotrzymując kroku swojemu rozmówcy.
- Różne... różne - jąkał się pan Roman wyraźnie zaniepokojony, że proboszcz nie pozwala mu odejść.
- A niech mi pan powie, panie Romanie - zagaił Mateusz, kiedy już nikogo wokół nich nie było, - jakbyśmy wobec tych nowych rzeczywistości, które są również w parafii, ale też i w ekonomii, wie pan inflacja, podwyżki, zredukowali nieco pana udział w liturgii i w konsekwencji też pana pensję?
- Ale jak to? - pan Roman zbladł. - Proszę księdza, ja z tego co mi ksiądz daje z trudem utrzymuję rodzinę, proszę mi tego nie robić.
- A ja myślałem, że pan utrzymuje rodzinę z pensji z WSK – powiedział Mateusz, a Roman zrobił się z kolei czerwony na twarzy. - No chyba, że chce pan pójść na całość i rozegramy... partyjkę w pokera? - organista znowu zbladł i zaczął bardzo szybko trzepotać powiekami.
- Kto księdzu powiedział? - wyjąkał wreszcie.
- Panie Romanie, przecież to nie jest istotne. Obaj wiemy, że ma pan problem, wielu ludzi w parafii wie, że pan pieniądze od parafii, bo przecież nie moje, przegrywa w karty...
- Nie zawsze przegrywam – wyrwał się i zaraz pożałował Roman.
- Ej, chyba jednak zawsze, inaczej oddałby pan pieniądze ks. Piotrowi – zauważył Mateusz, a wyraz twarzy organisty mówił: „aha, czyli to też wiesz”.
- Powiedzmy tak, - Mateusz postanowił pójść va bank - może pan zostać na tych samych zasadach pod warunkiem, że wszystkie zarobione przez pana pieniądze przekazuję bezpośrednio pańskiej żonie. A w przypadku obniżki to też obstaję przy tym, by pieniądze i tak szły do pana rodziny – Mateusz trochę się obawiał, że organista może na to pójść i wtedy problem pozostanie. Pan Roman nerwowo zagryzał wargę i widać było, że intensywnie myśli. Być może rozważał sytuację: jeśli zostanie, a pieniądze pójdą do żony, to po pierwsze wyda się, że jednak nie gra jako wolontariusz, a po drugie nie będzie miał grosza, żeby z kolegami zagrać w pokera. A jeśli odejdzie sam, to przecież zawsze może znaleźć inną parafię, gdzie się załapie na granie i wszystko zostanie po staremu.
- Proszę księdza, a jeśli ja całkiem zrezygnuję, to czy mogę liczyć na księdza dyskrecję i że ksiądz nikomu nie będzie mówił o tych wszystkich rzeczach? - zapytał wreszcie nadal nerwowo przygryzając wargę, a Mateusz zrozumiał, że jego tok rozumowania był właściwy. Pan Roman miał duszę hazardzisty i sam chciał rozegrać swoje karty w innym miejscu.
- Oczywiście, że ja mogę panu to obiecać, że potraktuję te sprawy jak tajemnicę spowiedzi, ale musi pan mieć świadomość, że to nie jest jakaś tajemna wiedza i pewnie sporo ludzi się w tym orientuje – zaznaczył Mateusz.
- Wiem, wiem, ale nie da mi ksiądz wilczego biletu, jeśli mnie jakiś inny proboszcz przyjmie? - dopytywał jeszcze pan Roman.
- Nie. Powiem zgodnie z prawdą, że pan sam zrezygnował. Ale szczerze radzę, żeby w przypadku ponownego zatrudnienia jednak poinformować księdza, że miał pan tego typu problemy. Bo mam nadzieję, że pan chce z tym pokerem skończyć – powiedział bez większego przekonania Mateusz.
- Niby tak, ale wie ksiądz, ja nigdy nie przegrałem więcej niż mam w kieszeni. No może raz, co mi ksiądz Piotr pożyczył, ale nigdy więcej. Traktuję to jako rozrywkę i rodzinie od ust nie odejmuję. Ale rozumiem, że ksiądz może sobie takiej postawy nie życzyć. Więc liczę na księdza dyskrecję i rezygnuję. Czy mam to przynieść na piśmie? - zapytał Roman i miał taką minę jakby już chciał biec i szukać nowej parafii.
- Nie znalazłem żadnej umowy spisanej z panem, więc teoretycznie nie trzeba nic rozwiązywać, ale może niech pan zostanie jeszcze te dwa dni do niedzieli, chociaż pana pożegnam i podziękuję za pracę i najwyżej wtedy coś spiszemy – zaproponował Mateusz.
- Jeśli księdza proboszcza to jakoś nie dotknie, to ja bym już wolał od dzisiaj - Roman spojrzał na niego prosząco.
- Aż tak się panu nie podobają nauki naszego rekolekcjonisty? - uśmiechnął się Mateusz.
- Nie w moim typie – wzruszył ramionami pan Roman. - No i jakby mi ksiądz jeszcze... ten... no wypłacił za ten tydzień.
- Oczywiście – odpowiedział Mateusz i wyciągnął z kieszeni kilka banknotów, wybrał 300 złotych myśląc, że to będą najlepiej wydane pieniądze jego życia
- Dałbym panu jakąś odprawę, ale mam przeczucie, że to pójdzie....
- Nie trzeba żadnej odprawy! - Roman wziął pieniądze, uśmiechnął się, odwrócił się na pięcie i już go nie było.
- Czy to jest właśnie ten moment, kiedy ksiądz chodzi wokół kościoła i czeka na rozmówców? - zapytała młoda kobieta podchodząc do niego.
- Tak, proszę pani, to jest ten moment i to jest bardzo piękny moment – Mateusz uśmiechnął się tak szeroko, że kobieta odruchowo poprawiła włosy.
Jeremiasz Uwiedziony
Książka: JASNA I TA DRUGA STRONA KSIĘŻY(CA)
CDN. Wszystkie imiona i fakty w powyższym opowiadaniu są fikcyjne i jakiekolwiek podobieństwo do rzeczywistości jest całkowicie przypadkowe i niezamierzone.
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!