TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 29 Marca 2024, 14:40
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Jasna i ta druga strona księży(ca)- odcinek 287

Jasna i ta druga strona księży(ca) odcinek 287

Mateusz pożegnał się z Szymonem i wyszedł ze szkoły. W pewnym sensie odczuwał nostalgię, że już nie uczył. Miał takie okresy w swoim życiu kiedy uważał, że właśnie uczenie będzie najważniejszą częścią jego posługi, kochał dzieci i młodzież.

Zawsze chciał być dobrym pedagogiem, jak mu to wychodziło to już inna sprawa, ale chyba nie najgorzej. Zdawał sobie jednak sprawę, że być może dzisiaj nie potrafiłby się odnaleźć w realiach szkoły, a poza tym większość proboszczów nie uczyła. Księża wikariusze ciągle też narzekali na mnóstwo biurokracji, więc szkoła raczej szła w kierunku, który jemu się nie podobał. Kiedy tak rozmyślał o szkole prawie doszedł na plebanię
i nagle przypomniał sobie, że przecież pojechał do szkoły samochodem. Niestety nie bardzo pamiętał, gdzie go zaparkował i natychmiast się na siebie zezłościł. Nie wiedział, czy wracać po samochód, czy dać sobie spokój. Ostatecznie jednak wrócił po samochód, bo przy jego postępującej sklerozie mogło się zdarzyć, że zapomni go odebrać, a potem któregoś ranka znajdzie pusty garaż i się przerazi, że mu go ukradli. Piętnaście minut zajęło mu odtworzenie sytuacji i wreszcie znalazł swojego transportera i ruszył w kierunku plebanii. Po drodze przejeżdżał obok lodziarni, przy której stała gromadka dzieciaków, pośród których rozpoznał kilku ministrantów. Pomyślał, że to dobra okazja, żeby nie tylko zjeść loda, ale i porozmawiać z chłopakami. Może uda się też namówić innych? Zaparkował samochód i podszedł do lodziarni.
- Szczęść Boże, księże proboszczu! - wykrzyknął jeden z chłopaków, a Mateusz za żadne skarby nie mógł sobie przypomnieć jego imienia.
- A Bóg zapłać! - odpowiedział uśmiechając się. - Co to już po lekcjach dzisiaj?
- Przecież dzisiaj jeszcze nie było lekcji, na szczęście – odpowiedział chłopak. - Czyżby ksiądz proboszcz chciał postawić lody biednym ministrantom?
- No jak już mam fundować to wszystkim – odpowiedział Mateusz, a chłopaki natychmiast zaczęli wrzeszczeć z radości.
- Czyli dziewczynkom też? - zapytała jedna z dwóch dziewczynek obecnych pośród chmary chłopaków.
- Jak wszystkim, to wszystkim, dziewczynkom przede wszystkim. No to wy wybierajcie po kolei jakie lody chcecie, a ja na końcu zapłacę – powiedział Mateusz na tyle głośno, żeby również sprzedawca usłyszał. Następnie stanął z boku, a dzieciaki kolejno podchodziły, zamawiały i odbierały swoje lody. Chłopców, których nie znał pytał, czy są z jego parafii, a jeśli odpowiedź była twierdząca, to od razu proponował, aby dołączyli do grona ministrantów. Nie można powiedzieć, żeby chłopaki okazywali jakiś szczególny zapał, ale jak sobie myślał Mateusz, ziarno zostało rzucone.
- Proszę księdza, czy ksiądz na pewno zapłaci za te lody? - zapytał go jeden z chłopców pod koniec kolejki.
- Oczywiście, że tak, nie martw się – zapewnił go Mateusz z uśmiechem.
- Nie, bo wie ksiądz, mam tylko na jedną gałkę, ale jak ksiądz płaci to wezmę trzy różne smaki – tłumaczył przebiegły nastolatek.
- Bierz, ile chcesz – uśmiechnął się Mateusz.
- No to wezmę pięć! - wypalił chłopak.
- Byle ci nie zaszkodziło – nadal uśmiechał się Mateusz.
- Żartuję, proszę księdza, trzy mi w zupełności wystarczą – odpowiedział chłopiec odbierając swoje lody. Za nim była jeszcze jedna dziewczynka, a potem już była kolej Mateusza. Zanim zamówił swoje ulubione waniliowe i cytrynowe sięgnął do kieszeni sutanny, ale okazało się, że nie miał w nich ani portfela, ani żadnych innych pieniędzy luzem, co zdarzało mu się bardzo często, ale nie tym razem. Gestem dał do zrozumienia sprzedawcy, że idzie do samochodu po pieniądze, ale miał złe przeczucie, bo jak wychodził do szkoły na akademię to przecież bardzo się spieszył. Właściwie był prawie pewien, że po prostu nie wziął tego portfela i gorączkowo się zastanawiał co teraz zrobić. Zauważył też, że sprzedawca obserwował go kątem oka i chyba już się zorientował, że coś nie gra. Mateusz najchętniej zapadłby się pod ziemię, ale niestety musiał wybrnąć z sytuacji w inny sposób. Postanowił, że zostawi sprzedawcy kluczyki od samochodu i pójdzie pieszo po pieniądze. Ale szczerze mówiąc nie chciał dać takiej plamy przy dzieciakach. Przez dłuższą chwilę grzebał w schowkach samochodu szukając portfela, o którym wiedział, że go tam nie ma, ale dzieciaki wcale się nie rozchodziły tylko wygodnie się rozsiadły na plastikowych krzesełkach.
- Proszę księdza! A można zrobić dokładkę? - krzyczał jeden z nich w kierunku samochodu.
- Jak najbardziej – słabym głosem odkrzyknął Mateusz, a chłopak natychmiast się podniósł i zamówił kolejnego loda. Mateusz powoli zamknął samochód i wolnym, ciężkim krokiem zmierzał ku lodziarni trzymając w dłoni kluczyki od samochodu. Chłopak akurat wziął loda i wrócił na krzesełko. Sprzedawca skinął na Mateusza, który nieco zdziwiony zbliżył się, aby wyjaśnić, że nie może zapłacić. Zanim jednak zdążył cokolwiek powiedzieć sprzedawca nachylił się ku niemu.
- Odda ksiądz przy okazji – wyszeptał w kierunku Mateusza. - Rozumiem, że reszty nie trzeba? - dorzucił głośno, tak że dzieciaki mogły usłyszeć.
- Nie trzeba... - wybełkotał Mateusz totalnie zaskoczony. - Dziękuję!
- No jeszcze ksiądz nie zamówił – wesoło powiedział sprzedawca.
- Ja chyba dzisiaj zrezygnuję – Mateusz dalej był oszołomiony.
- Ależ absolutnie! Widziałem, że miał ksiądz ochotę. Ten będzie od firmy – upierał się człowiek, a Mateusz patrzył na niego jakby spotkał współczesnego Samarytanina.
- No to jedną gałkę cytrynowych i jedną waniliowych w wafelku – powiedział wreszcie.
***
Kiedy wrócił na plebanię przy stole w kuchni siedział sam ks. Daniel. Mateusz ucieszył się jeszcze bardziej, bo chciał pogadać ze swoim najstarszym wikariuszem, ale nie mógł najpierw nie podzielić się tym, co go spotkało w lodziarni.
- Wyobrażasz sobie? Ja już mało się nie spaliłem ze wstydu, a gość mnie za resztkę włosów wyciąga z opałów, zanim nawet zdążyłem cokolwiek powiedzieć. To niesamowite, że są tacy ludzie! I wiesz nie chodzi mi tylko o to, że mnie wybawił z problemów, ale że sam się domyślił, że mam kłopot – entuzjazmował się Mateusz.
- No to jego żona musi być bardzo szczęśliwa – sucho skomentował Daniel, któremu się nie udzielił entuzjazm proboszcza.
- A skąd wiesz? - zdziwił się Mateusz.
- No bo ponoć kobiety marzą o takim facecie, którego nie muszą o nic prosić, tylko żeby się sam domyślił – wyjaśnił Daniel.
- Aha... Ale ja też jestem dzisiaj szczęśliwy – skwitował Mateusz.
- To ja cię proboszcz sprowadzę na ziemię i to dwa razy – powiedział Daniel. - Po pierwsze, to ty proboszcz jesteś jak książka i z twojej facjaty czyta się jak z książki. Każdy by zauważył, że masz jakiś problem, tu nie trzeba być geniuszem.
- No a ja też widzę, że ty od wczoraj jesteś nie w sosie. Może o tym pogadamy? – przerwał mu Mateusz nieco urażony diagnozą.
- Za chwilę. Jeszcze drugie sprowadzenie na ziemię. Piętnaście minut temu był telefon, że jakiś ksiądz pedofil kusi dzieci lodami. Tak coś mi się wydaje, że ten anonimowy wulgarny pan, który dzwonił, miał na myśli właśnie księdza proboszcza. A żeby nawiązać do mojej chandry, to mogę powiedzieć: „Witam w klubie” - zakończył wywód Daniel i na chwilę zapadła cisza.
- Słyszałem, że miałeś jakieś podobne problemy, Szymon mi wspomniał – powiedział wreszcie Mateusz. - Ale Daniel, do jasnej cholery, przecież my nie możemy się teraz dać zastraszyć, czy wykpić. Nie możemy się wycofać, dlatego że nas pomawiają, rozumiesz? Za pół godziny jadę z dwoma chłopakami robić zakupy przed ogniskiem. I co mam teraz się zastanawiać, co sobie ludzie pomyślą? Czy ktoś za mną czegoś nie krzyknie? No daj spokój – tłumaczył Mateusz.
- No ale nie jest to miłe – Daniel wydawał się lekko poruszony. - Wiesz co proboszcz? Pojadę z wami do tego sklepu, może trochę mi przejdzie.
***
Po kilkunastu minutach wkroczyli czwórką do supermarketu. Chłopaki z wózkami z przodu, a księża kilka kroków za nimi. Chłopaki wybierali produkty, pokazywali księżom, a ci kiwali głowami na tak albo na nie i produkty albo lądowały w koszyku, albo wracały na półki. Ludzie albo nie zwracali na nich uwagi, albo uśmiechali się życzliwie. Było normalnie. W większości przypadków jest normalnie.

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!