TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 18 Kwietnia 2024, 03:53
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Jasna i ta druga strona księży(ca) - odcinek 282

Jasna i ta druga strona księży(ca) - odcinek 282

M. Promna

- No jak tam brachu Twój debiut u mniszek? - zapytał Maciej stawiając na stole dwa duże kubki z kawą.
- Wiesz, co ci powiem, to nie było łatwe doświadczenie, bo od pierwszej konferencji czułem, że w powietrzu wisi jakaś siekiera i niewiele trzeba, żeby ta siekiera opadła i narobiła szkód – powiedział Mateusz powracając myślami do poprzedniego tygodnia.
- Moim zdaniem jak w powietrzu wisi siekiera to znaczy, że szkody już zostały poczynione – skomentował Maciej.
- I masz rację, ja się z tobą w pełni zgadzam. Ale poczułem się jakbym został tam wezwany, żeby zapobiec większym szkodom. Inaczej mówiąc, miałem tę siekierę rozbroić i unieszkodliwić. Ta siostra Aurelia co mnie zaprosiła, kiedy rozmawiała ze mną była zupełnie normalna, a nawet zadowolona, ale kiedy później widziałem ją w kaplicy pośród innych, to wydawało mi się, że jest tam obcym ciałem. I od samego początku zastanawiałem się, czy ona się wyobcowała, czy ją wyobcowały pozostałe – opowiadał Mateusz przypominając sobie obrazki z kaplicy.
- I co się okazało? - Maciej wydawał się być zainteresowany.
- Nie wiem i się pewnie już nie dowiem – odpowiedział Mateusz.
- Ale powiedz mi chociaż jaki temat wybrałeś, o czym im mówiłeś?
- Posłuchałem twojej rady i nie wybrałem żadnego tematu tylko się skoncentrowałem na liturgii Słowa z tamtego dnia. Wiesz, miałem trzy wystąpienia, to znaczy dwie konferencje i homilię podczas Mszy Świętej. Na pierwszej konferencji mówiłem o pierwszym czytaniu, na drugiej o psalmie, a podczas Mszy Świętej o Ewangelii. I takie mam wrażenie, że chyba dopiero podczas homilii trafiłem w jakiś czuły punkt – Mateusz opowiadał swoje wrażenia, choć sam jeszcze nie do końca potrafił ocenić sytuację.
- A o czym była Ewangelia? - zapytał Maciej.
- Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni – zacytował fragment Mateusz.
- A, to świetna Ewangelia na dzień skupienia. Pewnie, jak to kobiety, siostrzyczki mają z tym spore problemy – powiedział Maciej.
- A my nie mamy? - nieco retorycznie zapytał Mateusz i nie czekając na odpowiedź mówił dalej.
- Wiesz co, wydaje mi się, że akurat nie w tę stronę, bo ja w homilii położyłem nacisk na jedną rzecz, a mianowicie, że wezwanie Pana Jezusa „nie sądźcie” dotyczy również osądzania samego siebie. Że Pan Jezus nie chce, abyśmy siebie sądzili. Że prawo sądu zachowuje On dla siebie, a On jest przecież nieskończonym miłosierdziem. I mówiłem sporo o tym, ile ludzi przez całe życie cierpi, ponieważ siebie osądza i oskarża, uważa, że nie są nic warci. Że wielu ludzi sobie nie przebacza nigdy. I żyją w strasznej kondycji. Jakby nie było Boga i przebaczenia. Miłości. I powiem Ci, że po Mszy była adoracja. I żadna siostra nie wyszła. Nawet kiedy się skończyła adoracja. Ja wyszedłem i było mi trochę głupio, bo nawet siostra Aurelia nie wyszła, żeby się ze mną pożegnać. Wziąłem swoje rzeczy i wyjechałem – Mateusz zakończył swoją relację, ciągle zastanawiając się co tak naprawdę działo się u sióstr i czy coś w ogóle się zmieniło po dniu skupienia, który dla nich poprowadził. A może po prostu odniósł zupełnie mylne wrażenia co do wszystkiego. Może już nie miał tej zdolności, czy tego daru, że spojrzał na kogoś i wiedział czy rokuje, czy też nie, na który tak bardzo liczyła siostra Aurelia.
- Widzę, że tak do końca jeszcze nie wyjechałeś z tego konwentu, na pewno nie mentalnie – zauważył Maciej.
- No, szczerze mówiąc, to ciągle mi to chodzi po głowie. Wiesz jak jest, człowiek już się trochę rekolekcji w życiu naprowadził, ale parafia, nawet najmniejsza, nigdy nie jest taką wspólnotą jak bywa w przypadku zakonów. No i nigdy nie byłem zaproszony, żeby się zmierzyć z jakimś konkretnym problemem – tłumaczył Mateusz.
- Pamiętam jak miałeś u mnie rekolekcje i mnie molestowałeś, żebym ci powiedział, jakie są problemy czy trudności parafii – zaśmiał się Maciej.
- A ty mi nie powiedziałeś. Podobnie jak 90 % innych proboszczów. Więc potem przestałem pytać – podsumował Mateusz.
- No to chyba się ucieszyłeś, że wreszcie trafiłeś na wspólnotę z konkretnym problemem?
- Sęk w tym, że nie wiedziałem jaki to problem... Więc może dałem lekarstwo nie na to co trzeba...
- Wiesz co? Może jednak zostawmy to Panu Bogu, dobra? - Maciej postanowił przerwać te dywagacje.
- Masz racje! Ty, a mówiłem ci, że całe to zaproszenie wyniknęło z faktu, że ta siostra pamiętała moje kazanie ze ślubu sprzed 20 lat? - przypomniał sobie nagle Mateusz.
- Nie mówiłeś. A to ważne?
- Nie... Tak mi się tylko przypomniało – Mateusz nie chciał już ciągnąć tego wątku, ale nagle zapragnął dowiedzieć się, co u Małgosi, na której ślubie zapadł w pamięć siostrze Aurelii. Siostra twierdziła, że małżeństwo się rozpadło, ale że teraz Małgosia żyje według wskazówek z jego kazania, choć jest w związku niesakramentalnym. Mateusz był prawie pewien, że tamto małżeństwo ze sporym prawdopodobieństwem od początku było nieważne i nagle przyszła mu do głowy myśl, że być może cała ta historia z dniem skupienia, tak naprawdę była tylko po to, żeby pomóc nie siostrom, ale Małgosi.
Jeszcze przez kilka minut rozmawiał z Maciejem, a potem opuścił jego mieszkanie z mocnym postanowieniem, aby wejść w kontakt z Małgosią.
***
Jak się okazało miał nadal jej numer telefonu w komórce. Kiedy zadzwonił Małgosia wprost nie posiadała się z radości. Była właśnie na wakacjach.
- Nie wiem jak go nazywać, księże Mateuszu, bo pamiętam, jaki ksiądz był stanowczy, że mąż to jest ktoś w małżeństwie po ślubie kościelnym, a jak nie ma ślubu, to nie ma mowy o małżonkach – biedna Gosia nie wiedziała jak nazwać ojca swoich dzieci.
- Przepraszam, że taki byłem – zawstydził się Mateusz. - Chodziło mi o zapewne o prawne nazewnictwo, ale pewnie w zapalczywości przeszarżowałem. Małgosiu, możesz śmiało nazywać mężem ojca swoich dzieci, pewnie macie związek cywilny. Tak naprawdę to ja nienawidzę słowa partner i każde inne uważam za lepsze, jeśli mówimy o rodzinie. To ile macie dzieci? - zapytał.
- Ksiądz pewnie pamięta, że byłam w ciąży, kiedy brałam ślub z Dawidem. Niestety poroniłam to dzieciątko. I choć próbowałam ratować to małżeństwo, to jednak Dawid uznał, że nie chce takiej żony, która nawet dziecka nie jest w stanie mu urodzić i to się skończyło po niespełna dwóch latach. Trzy lata później poznałam Romka. Jest młodszy ode mnie o 4 lata, ale nie chciał czekać zbyt długo, wzięliśmy ślub, przepraszam... mamy związek cywilny i rok później pojawiła się nasza pierwsza córka, a zaledwie kilka miesięcy temu urodziłam drugie dziecko, tym razem chłopca. No i razem z nim i z Romkiem jesteśmy na wakacjach i to całkiem niedaleko księdza parafii – powiedziała Małgosia.
- A skąd Ty wiesz, gdzie ja jestem na parafii? - zdziwił się Mateusz.
- Zawsze sprawdzałam, gdzie się ksiądz znajduje, ale nigdy nie miałam odwagi, żeby się odezwać. Pamiętam cały czas, jak ksiądz próbował mnie uratować przed tym krokiem i jaka byłam uparta i głupia, aby postawić na swoim. I wstydziłam się nawiązać kontakt – mówiła kobieta z wyraźnym wzruszeniem.
- Małgosiu, wszyscy popełniamy błędy. Ale może spotkamy się i pogadamy na spokojnie? - zaproponował Mateusz.
- Jeszcze przez trzy dni będziemy w tym gospodarstwie agroturystycznym. Serdecznie zapraszam, to mniej niż godzina jazdy od księdza – powiedziała Małgosia z radością.
- To będę jutro popołudniu – zdecydował Mateusz.

***

Kiedy zobaczył parę z małym dzieckiem na polnej drodze był przekonany, że to nie oni, przecież Małgośkę rozpoznałby pomimo upływu lat. Tymczasem kobieta wybiegła mu naprzeciw i serdecznie go objęła.
- Księże Mateuszu! Jak dobrze księdza widzieć!

Jeremiasz Uwiedziony
Ilustracja Marta Promna
CDN. Wszystkie imiona i fakty w powyższym opowiadaniu są fikcyjne i jakiekolwiek podobieństwo do rzeczywistości jest całkowicie przypadkowe i niezamierzone

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!