TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 29 Marca 2024, 07:29
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Jasna i ta druga strona księży(ca) odcinek 252

Jasna i ta druga strona księży(ca) odcinek 252?

Naprawdę nie wiem, co zrobić - żalił się Mateusz Maciejowi.
- Ale opowiedz mi dokładnie, co się wydarzyło - jak zawsze rzeczowo i bez emocji Maciej próbował ustalić fakty.
- Wiesz, jak bardzo zależy mi na ministrantach. Zawsze chciałem, aby fakt bycia ministrantem w mojej parafii był nobilitacją, żeby dla każdej dziewczyny było gwarancją, jeśli zadaje się z chłopcem, który u mnie służy przy ołtarzu, że to jest naprawdę wartościowy człowiek. I ja naprawdę poświęcam tym dzieciakom sporo czasu... No, może ostatnio trochę mniej z powodu budowy, ale nie ograniczamy się do cotygodniowych zbiórek i sprawdzania obecności na służeniach. No i teraz jeszcze szykujemy ten wyjazd do Włoch na przyszły rok, już chodzę koło tego...
- Mateusz, to wszystko już wiem. Powiedz mi, co cię tak wkurzyło? - Maciej chciał konkretów, a nie filozofii życia i formacji wyznawanej przez Mateusza. Poza tym doskonale wiedział o zaangażowaniu kolegi w duszpasterstwo dzieci i młodzieży.
- OK. Już ci mówię. Wiesz, że plac kościelny właściwie graniczy z terenem przedszkola, prawda? No, a w przedszkolu, wiadomo, są ławeczki, karuzele, huśtawki i tak dalej. No i niestety, moim chłopakom czasami palma odbija i jak się robi ciepło to wieczorami tam sobie przesiadują. Kiedyś ten teren był otwarty, więc nie było w tym nic dziwnego ani nagannego, ale od zeszłego roku administracja przedszkola znalazła pieniądze na ogrodzenie i dzisiaj na noc zamykają furtki. No, ale moim ministrantom to nie przeszkadzało i jak się teraz zrobiło ciepło, to oni sobie przeskoczyli przez ogrodzenie i tradycyjnie wieczorami przesiadywali sobie na ławeczkach przy przedszkolu - Mateusz starał się wszystko dokładnie wyjaśnić.
- Popatrz - wtrącił się Maciej - gdybyś w tamtym roku, tak jak planowałeś, uporządkował teren za plebanią i porobił te pergole i ławeczki, to chłopaki nie musieliby przeskakiwać ogrodzenia.
- Wiesz co? Nie denerwuj mnie! Przecież wiesz, że w tamtym roku ledwo mi się udało domknąć budżet przez dodatkowe koszty przy nowym kościele, ledwo mi na opał starczyło, szans nie było na dodatkowe wydatki - zirytował się Mateusz.
- O, nie unoś się, przecież wiem... Ja tylko potwierdzam trafność twojej ówczesnej intuicji, że takie miejsce przy parafii na pewno się przyda - Maciej uspokajał kolegę. - Ale wróćmy do twoich ministrantów.
- Dobrymi intuicjami to jest piekło wybrukowane podobno - skomentował gorzko Mateusz. - No i ci moi ministranci sobie tam wieczorami przesiadywali i w sumie to ja ci powiem, że ja ich za to nie potępiam, bo sam pamiętam, że robiliśmy dokładnie tak samo. Szliśmy popołudniu na teren naszej podstawówki grać w piłkę, ale jak jakaś inna ekipa przed nami zajęła boisko, to się przeskakiwało przez ogrodzenie do sąsiedniego przedszkola i tam spędzaliśmy czas.
- No, to o co się pieklisz? - zdziwił się Maciej.

- Bo na tym nie koniec. Trzy dni temu zauważył ich pracownik przedszkola, ochrzanił ich i pogonił. Zresztą z tego, co wiem, to nawet zrobił to w całkiem cywilizowany sposób i chłopaki w sumie bez gadania opuścili teren, ale niestety przenieśli się na... Facebooka - westchnął Mateusz.
- Na Facebooka? Myślałem, że to wirtualne miejsce - zauważył Maciej.
- No właśnie tam... I zaczęli sobie z tego pana, co ich przegonił z przedszkola, dworować, momentami w niezbyt miły sposób. Ja się na tym nie znam, jakie to było forum tej dyskusji, ale faktem jest, że syn tego mężczyzny włączył się w tę rozmowę, broniąc ojca, ale się nie przyznając, że to jego tato. A że zrobił to w sposób znacznie bardziej agresywny, niż wcześniej wyrażali się moi ministranci, to i cała dyskusja zrobiła się mocno nieprzyjemna. A potem wydrukował wszystko i pokazał ojcu. A ojciec oczywiście przyszedł prosto do mnie i zapytał mnie, czy jestem zadowolony z moich ministrantów, a kiedy zgodnie z prawdą powiedziałem mu, że jestem z nich dumny, pokazał mi całą dyskusję. Voilà! - zakończył Mateusz kładąc na stole przed Maciejem kilka zadrukowanych kartek formatu A4. Maciej przez dłuższą chwilę czytał nic nie mówiąc.
- Szczerze? - powiedział wreszcie. - Czytałem w internecie rzeczy znacznie gorsze. Nie ma przekleństw, czy jakiegoś tak popularnego dzisiaj „hejtu”. No trochę się chłopaki powyzłośliwiali i ministrantom oczywiście nie przystoi, ale nie jest to aż tak straszne, jak twoja mina, kiedy do mnie wszedłeś - skwitował Maciej.
- Moja mina tutaj nie ma żadnego znaczenia. Chodzi o to, co ja mam teraz zrobić. W pierwszej chwili chciałem ich wszystkich z wejścia pożegnać, ale tak naprawdę to jest akurat ta część, która najbardziej się angażuje. Druga myśl, jaka mi przyszła, to zawiesić ich na parę miesięcy, ale obawiam się, że niektórzy pewnie by już nie wrócili. Część z własnej woli, a część z urażonej ambicji rodziców. Więc nie wiem, co zrobić... Ale jestem strasznie rozczarowany! Najbardziej chyba tym, że kiedy sprawa się rozlała po parafii i oni już wiedzieli, że ja wiem, żaden nie miał odwagi przyjść do mnie i powiedzieć choćby jedno słowo...
- No zawsze tak jest, tym się akurat nie przejmuj. Gdyby narozrabiał jeden, albo dwóch, to na pewno by do ciebie przyszli. A tak, ponieważ kwestia dotyczy kilkunastu chłopaków, to nie potrafią wziąć odpowiedzialności. Ja w takich sytuacjach, zrobiłbym to, co uważam, że powinien zrobić ojciec, kiedy jego dziecko, nastoletni dziecko, coś przeskrobie.
- Czyli co? - zapytał Mateusz, a na jego smutnej twarzy pojawiło się pewne ożywienie.
- Nic - odparł Maciej.
- Aha! No faktycznie, powiem ci, że pomogłeś mi, jak jasna cholerka - niewybrednie skomentował rozczarowany Mateusz.
- Easy... daj dokończyć! - zirytował się Maciej. - Nic bym nie powiedział, tylko bym był smutny i pokazał, jak bardzo mnie rozczarował. A poza tym bym był normalny. Żadnych kar, wyrzutów, tylko smutne spojrzenie, tak jakbym to ja coś schrzanił. Na pewno byłaby jakaś reakcja! A jeśli nie, to by tylko znaczyło, że wcześniej to ja popełniłem jakiś błąd i nie dość wyraźnie dałem poznać, że kocham i że mi bardzo zależy -  zakończył Maciej, a Mateusz pomyślał, że gdyby był ojcem to wobec dziecka postąpiłby dokładnie tak samo. A więc dlaczego nie zrobić tego wobec ministrantów?
- Ty wiesz Maciej, że z ciebie to może by był niezły ojciec? - powiedział z uśmiechem do przyjaciela.
- Jakie „może”? Na bank! - Maciej udał oburzenie i poszedł zrobić herbatę.

***

W najbliższą niedzielę Mateusz zastosował się do zaplanowanej strategii. Nie miał z tym najmniejszego problemu, bo to było dokładnie to, co czuł. Było mu smutno i był rozczarowany, ale nie był zły na chłopców, którzy być może po raz pierwszy w życiu przekonali się na własnej skórze, że internet, jak wszystko inne może być błogosławieństwem, albo przekleństwem. I że niektórych nieprzemyślanych działań nie można odwrócić albo wycofać. Zwłaszcza w internecie. W zakrystii panowała wręcz grobowa cisza. Czasami któryś z chłopców zapytał o coś, co dotyczyło liturgii, Mateusz zwięźle odpowiadał i rozmowa umierała natychmiast. Sytuacja była niemal identyczna przed i po każdej z trzech niedzielnych Mszy. Mateusz zapowiedział, jak co roku, nabożeństwa majowe, ogłosił, że w niektóre dni będzie też obecny przy figurkach na terenie parafii, gdzie ludzie zwykle się zbierają na śpiew litanii, ale nie powiedział, że będzie razem z ministrantami, a co roku tak czynił. Po Mszach nie zapytał, którzy chłopcy będą chcieli z nim pojechać, bo zawsze była to dobrowolna inicjatywa. Oczywiście w normalnej sytuacji po Mszy byłaby swobodna rozmowa, kto będzie, kto nie będzie, ale dzisiaj nic takiego nie miało miejsca. Mateusz nie pytał, a żaden ministrant się nie wychylał. Po każdej Mszy Mateusz w sposób niezamierzony, ale jednak nieco dłużej modlił się na klęczniku i ministranci na pewno to zauważyli. Ale nie było z ich strony żadnej reakcji.

***

W poniedziałek Mateusz wracał z miasta samochodem i w pewnym momencie niewiele zabrakło, a uderzyłby w jadący przed nim traktor i aż zbladł na samą myśl, bo przecież już raz ledwo uszedł z życiem ze spotkania z traktorem. Tym razem przyczyną zagapienia się była przydrożna figurka Matki Bożej, a właściwie ruch wokół niej. Przynajmniej z dziesięciu jego ministrantów i pięć dziewczyn ze scholi uwijało się, jak w ukropie porządkując teren, pucując szklaną obudowę, fugi w podmurówce i sam nie wiedział, co tam jeszcze. Zatrzymał się i wysiadł z auta.
- Co tu się dzieje? - zapytał. Na jego widok wszyscy przerwali pracę, ale nikt się nie kwapił z wyjaśnieniem. Wreszcie podeszła do niego Zuzia ze scholki.
- Ekspiacja ministrantów, proszę Księdza Proboszcza - powiedziała z uśmiechem. - Chcieli odpokutować za błędy, a że już pojutrze śpiewamy tu litanię, to się przyda trochę porządku.
- No ministranci rozumiem, ale scholka? Czyżbyście wy też coś przeskrobały, tylko ja jeszcze nic nie wiem? Mam się bać? - zapytał Mateusz a gęba aż mu się śmiała z radości.
- Nieee, proszę Księdza. Solidarność międzyludzka. A poza tym, oni się nadają do sprzątania, jak my do rąbania drzewa!

Tekst Jeremiasz Uwiedziony,
ilustracja Marta Promna

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!