TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 18 Kwietnia 2024, 03:30
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Jasna i ta druga strona księży(ca) - odcinek 251

Jasna i ta druga strona księży(ca) - odcinek 251

srodek

Mateusz właśnie powiesił w gablocie nowe ogłoszenia i kilka plakatów, które otrzymał z kurii i przyglądał się, czy wszystko równo wisi i czy czasami któraś z gablot nie jest „przeciążona”. Trochę miał bzika na tym punkcie, ale od kiedy pozbyli się starych zardzewiałych gablot i zafundowali sobie nowe, bardzo eleganckie i znacznie większe niż poprzednie, zależało mu aby je w pełni wykorzystać. Właśnie dlatego osobiście zajmował się gablotką. Oczywiście ciągle myślał, że musi zmontować do tego specjalną ekipę, no ale na razie kończyło się na myśleniu. Chociaż od Wielkiego Czwartku te myśli stawały się coraz bardziej intensywne, bo... wsłuchał się w swoje własne kazanie. Jakoś go tak Duch Święty poprowadził, że nagle zaczął mówić o tym, ilu rzeczy oczekuje się od księdza, podczas gdy tak naprawdę, jeśli ksiądz sprawuje pobożnie Eucharystię, wyjaśnia Słowo Boże i jest wierny konfesjonałowi, to właściwie już wypełnił wszystko, co do niego należy. Bo te czynności może wykonać tylko on, podczas gdy wszystko inne w parafii mogą robić świeccy. Mówił, że nie może być tak, że ksiądz odmawia komuś spowiedzi, bo musi dokończyć budować dekoracje Grobu Pańskiego na przykład. I po tym kazaniu sam po raz kolejny zaczął przyglądać się swojej pracy w parafii i współpracy ze świeckimi i... okazało się, że nie wygląda to najlepiej. Koledzy ostrzegali go, że parafie takie jak Strzywąż „ciążą ku niedzieli”, czyli że ludzie głównie chcą Mszy Świętej niedzielnej a do innych rzeczy trzeba ich ciągnąć wołami. I coś w tym było. A może nawet więcej niż coś. No chyba że on za mało się starał, aby ludzi angażować. A może chodzi o to, że on myśli, że sam zrobi lepiej? W każdym razie musi się bardziej postarać, aby świeckich zaangażować i podzielić się odpowiedzialnością. „Może właśnie grupa od gablotki będzie pierwszą jaskółką” - pomyślał raz jeszcze spoglądając na gablotkę z zadowoleniem, bo efekt był właściwy.   
- Proboszczu! - damski głos z nutką zaczepliwości wyrwał go z zamyślenia.
- Słucham, pani Wojciechowska, w czym mogę pomóc? - odpowiedział Mateusz rozpoznając panią Janinę z Koła Gospodyń Wiejskich.
- No bo tak patrzę na tę gablotkę i się zastanawiam: dlaczego my wcale nie jeździmy na żadne pielgrzymki? Za każdym razem jak jedziemy do swatów w niedzielę i jesteśmy na Mszy to tam ciągle ogłaszają zapisy na jakieś pielgrzymki, wycieczki a u nas to nigdy nic - pani Wojciechowska patrzyła na Mateusza z nieukrywanym wyrzutem.
- Ależ pani Janino, ile razy ogłaszaliśmy propozycje pielgrzymek i nigdy się nie nazbierał choćby jeden mały autobus? - odpowiedział Mateusz.
- A kiedy ostatnio proboszcz coś zaproponował?
- No... o ile dobrze pamiętam... – Mateusz usiłował sobie przypomnieć, ale czuł że zaczyna się rumienić, bo faktycznie to musiało być ładnych kilka lat temu. - Wie pani co? Nie pamiętam! Mam tyle spraw na głowie, a ponieważ nie było odzewu to i przestałem proponować.
- Widzi ksiądz? A trzeba spróbować – pani Janina przechodziła do ataku.
- A poza tym to pani musi wiedzieć, że to nie jest tak, że w tych parafiach, co robią pielgrzymki, to się tym ksiądz zajmuje... Tam często robią to osoby świeckie. A u nas w Strzywążu, to jak ksiądz nie zrobi, to nikt nie zrobi... A ja naprawdę już nie mam czasu na to wszystko – żalił się Mateusz.
- No to ja zorganizuję! - niespodziewanie zdeklarowała się Wojciechowska.
- Proszę bardzo! Ma pani moje wsparcie. Gdzie chcemy jechać? - zapytał.
- No może by tak do Łagiewnik, akurat będzie Niedziela Miłosierdzia...
- Ale to jest za sześć dni, nie zdążymy tego ogłosić, trzeba do gablotki plakat dać, na stronę internetową... To się nie uda. Może za miesiąc, to tak...
- Ale w niedzielę przecież proboszcz nie może, a ja bym chciała żeby jednak proboszcz był i dlatego myślałam o sobocie... - pani Janina jakby nie słyszała jego obiekcji.
- Tej sobocie??? - Mateusz nie potrafił ukryć zdumienia.
- No pewnie, że tej. Ksiądz załatwi autokar – mówiła Wojciechowska, - bo od księdza mniej zawołają. Ja się zajmę resztą. Wyjazd o 5.00 może być?
- Może być, ale...
- Na 50 osób autokar – przerwała mu kobieta. - Jakby co, to będę dzwonić.
- Ale może coś dam do gablotki? - wykrzyknął jeszcze za nią Mateusz.
- Nie ma takiej potrzeby - powiedziała Wojciechowska i zniknęła.
- Panie Jezu, sorry, ale kaktus mi na dłoni wyrośnie, jak ona nazbiera 50 osób w cztery dni – powiedział półgłosem Mateusz kręcąc głową.

***

Dwa dni później Mateusz oglądał swoje dłonie, czy mu na nich nic nie rośnie, ponieważ Wojciechowska zadzwoniła do niego z pytaniem ile dokładnie miejsc ma autokar, bo ona ma już 50 osób, a jeszcze są chętni. I kiedy w sobotę rano wyjeżdżali z parkingu w 56-osobowym autobusie nie było ani jednego wolnego miejsca. A Mateusz śmiał się sam do siebie, że Sobór Watykański II definitywnie zawitał pod strzywążskie dachy. 

Jeremiasz Uwiedziony
Ilustracja Marta Promna


CDN. Wszystkie imiona i fakty w powyższym opowiadaniu są fikcyjne i jakiekolwiek podobieństwo do rzeczywistości jest całkowicie przypadkowe i niezamierzone.

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!