TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 19 Kwietnia 2024, 18:39
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Jasna i ta druga strona księzy(ca) - odcinek 249

Jasna i ta druga strona księzy(ca) - odcinek 249

jasna

A co księdza do nas sprowadza? - zapytał mężczyzna, podczas gdy mały Karol przypatrywał się Mateuszowi z zaciekawieniem.
- Szczerze mówiąc, to po prostu przechodziłem... - zaczął się tłumaczyć Mateusz i czuł, że brnie w jakieś kłamstwo i raczej nie był to najlepszy sposób na podjęcie relacji z parafianami, których nigdy nie widział w kościele. Na pewno zacząć od kłamstwa nie chciał, ale nie miał pojęcia, co powiedzieć. Mężczyzna też nie pomagał, tylko stał i patrzył spokojnie na Mateusza czekając na wyjaśnienie. Zapadło kłopotliwe milczenie, które mężczyzna wykorzystał, aby uspokoić psa, który szczerzył kły na Mateusza.
- Nie uwierzy pan, ale po prostu rozmawiałem ze znajomą, która opowiadała mi, że ich proboszcz niewiele robi w parafii, ale za to ciągle odwiedza swoich parafian i poczułem taki wyrzut sumienia, że właściwie u was nigdy nie byłem, ani nawet nie rozmawialiśmy. Karol, jak mnie widzi w szkole, to raczej się oddala, no a z panem i z pana żoną to właściwie nigdy się nie spotkaliśmy. Zwykle podczas kolędy was nie ma, no a ja sobie właśnie zdałem sprawę, że poza kolędą, to ja w ogóle moich parafian nie odwiedzam i... nie wiem, może państwo macie ochotę na chwilę rozmowy - Mateusz czuł, że na miejscu taty Karola odpowiedziałby, że nie ma ochoty, tak toporne wydawało mu się to, co mówił.
- Raczej nie czuję takiej szczególnej potrzeby rozmowy z księdzem - powoli, jakby ważąc każde słowo, odpowiedział tata Karola.
- Aha! No tak, rozumiem... To bardzo przepraszam za najście - powiedział Mateusz i odwrócił się w kierunku drogi.
- Chyba, że ksiądz potrzebuje rozmowy... - powiedział nagle tata Karola i Mateusz już miał odruchowo odpowiedzieć, że on niczego nie potrzebuje, ale ugryzł się w porę w język i odwrócił się do swoich rozmówców.
- Tak! Tak, ja potrzebuję porozmawiać - powiedział szybko i z uśmiechem.
- To zapraszam do środka - powiedział tata Karola, a ten się ucieszył.
- To o czym chciałby ksiądz rozmawiać? - zapytał tato Karola, kiedy już usiedli przy ławie w pokoju, a Karol nie odstępował swojego taty.
- Chciałbym panu opowiedzieć, jak kiedyś przyszła do mnie jedna dziewczyna i prosiła mnie, żebym ją wykreślił z ksiąg chrzcielnych, bo ona chce się wypisać z Kościoła. Zacząłem jej tłumaczyć, że chrztu świętego wymazać się nie da z jej duszy i on tam pozostanie na zawsze. Jest konkretna procedura odejścia z Kościoła, potrzebny jest jakiś świadek, itd., ale chrztu z jej duszy się nie wymaże, nawet gdyby zupełnie wyrzekła się nie tylko Kościoła, ale w ogóle wiary. I wtedy ona mówi do mnie, dlaczego wy księża musicie tak wszystko utrudniać. I wie pan, co jej wtedy odpowiedziałem? A co ona by robiła, jeśli jej dziecko stanęłoby nad przepaścią i mówiło, mamo, chcę się rzucić w dół? Czy by go nie próbowała zatrzymać, jeśli je kocha? No więc widzisz, ja jako ksiądz i proboszcz kocham swoich parafian i jeżeli ktoś się decyduje na krok, który moim zdaniem i według mojego najgłębszego przekonania, w sposób bardzo znaczący oddala go od zbawienia, od Boga, od szczęścia, od nieba, to ja bardzo przepraszam, ale jeżeli go kocham, próbuję go uratować. To nie jest utrudnianie, czy robienie problemów - tłumaczył Mateusz.
- No ja doskonale księdza rozumiem, tylko nie mogę pojąć, po co ksiądz mi to mówi - skwitował wywód Mateusza mężczyzna.
- W sumie to pewnie ma pan rację - zasępił się Mateusz. - Chodzi mi o to, że zależy mi na wszystkich parafianach i kiedy widzę, że ktoś wyraźnie unika kościoła, czy mnie osobiście, to czuję, że powinienem coś zrobić. Chociaż dać do zrozumienia, że mi naprawdę zależy. Pewnie mi pan teraz powie, że rychło w czas się obudziłem i rzeczywiście niewiele bym miał na swoją obronę, no, ale... jestem tutaj, by to powiedzieć. Chciałbym, aby Karol, kiedy zajrzę do szkoły, nie omijał mnie z daleka i to bez względu na to, czy chodzi do kościoła, czy nie... - powiedział Mateusz i zauważył, że chłopiec z jakimś takim napięciem spojrzał na swojego ojca.
- Prawdę mówiąc, to muszę przyznać, że obudził się ksiądz w samą porę - powiedział wreszcie mężczyzna po dłuższej chwili milczenia. - Jak ksiądz widzi, nie ma w domu mojej małżonki, ponieważ od dłuższego czasu pozostaje pod silnym wpływem Świadków Jehowy, do tego stopnia, że wyprowadziła się do swoich rodziców, którzy też tam przynależą. To wszystko trwa mniej więcej od momentu, kiedy ksiądz przyszedł do naszej parafii. Świadkowie Jehowy nas tutaj często odwiedzali, bo rozumie ksiądz, skoro teściowie tam byli, to tak szło trochę po linii rodzinnej. I nie ukrywam, że mieliśmy drobny spór z księdza poprzednikiem, nic poważnego i szybko to sobie wyjaśniliśmy, ale żona wtedy pod wpływem swoich rodziców zaczęła to wykorzystywać jako pretekst, żeby przestać chodzić do kościoła. Ja nigdy za wiele nie chodziłem, więc było mi obojętne. Kiedy jednak żona zaczęła się tam angażować, próbowałem się temu jakoś przeciwstawić, ale nie dało się z nią już logicznie rozmawiać, nie chciała słyszeć żadnych racji, poza tymi, które jej tam do głowy włożyli, no i wyprowadziła się do swoich rodziców. Mówi, że jak my się nawrócimy, to wszystko wróci jak dawniej. No ale ja się za bardzo w kościół nigdy nie angażowałem i nie mam zamiaru angażować się w taką wiarę, która nakazuje kobiecie zostawić męża i dziecko. Więc postanowiłem, że w ogóle dam sobie spokój z tymi wszystkimi religiami. I pewnie by tak już było, tylko syn mi się teraz trochę żali... Bo dzieci z klasy będą mieć Pierwszą Komunię Świętą...
- I chodzą na Drogę krzyżową i nawet moi koledzy z klasy są ministrantami i niosą krzyż i świece - wtrącił się mały Karol, ale natychmiast zamilkł.
- No słyszy ksiądz - podsumował ojciec wyraźnie skonfundowany. - I jeszcze akurat dzisiaj księdzu się zachciało przyjść i pogadać. Powiem szczerze, bo przecież nie będę przy chłopaku kłamał, że miałem nie otwierać drzwi, jak do tej pory, kiedy ksiądz chodził po kolędzie, ale chłopak się uparł, że trzeba być grzecznym i jak ktoś przychodzi, to otworzyć. Przez chwilę to nawet pomyślałem, że to on księdza namówił, ale się zarzeka, że nie.
- Ależ absolutnie Karol mi nic nie mówił - powiedział Mateusz patrząc z uśmiechem na chłopca. - Jak panu wspomniałem, zawsze omija mnie szerokim łukiem... Ale już teraz nie będziesz? Chyba nie jestem taki straszny.
- To zależy od taty. Bo ja się zawsze słucham taty - powiedział chłopiec i wcale nie patrzył na Mateusza tylko wpatrywał się z napięciem w ojca.
- I co ja mam teraz zrobić? Przecież chłopak już się nie zdąży do Komunii przygotować. Na religię nie chodził, a zostało raptem półtora miesiąca - mężczyzna kręcił głową, jakby sytuacja zupełnie go przerastała.
- Wie pan, kiedyś sam się dowiedziałem ku swojemu olbrzymiemu zaskoczeniu, że tak naprawdę, to żeby przystąpić do Pierwszej Komunii dziecko musi wiedzieć, że Hostia jest czymś innym niż zwykły kawałek opłatka. Musi rozumieć tę różnicę - odpowiedział intensywnie myśląc Mateusz.
- Tato, ale ja wszystko umiem. Dziesięć przykazań, siedem grzechów głównych, „Wierzę w Boga” - wyliczał chłopak.
- Skąd ty to wszystko umiesz? - zdziwił się ojciec.
- Bo się uczę razem z Maćkiem, nie tylko przyrody, ale mu też pomagam uczyć się do religii - odpowiedział Karol.
- Maciek kuzyn, dużo czasu spędzają razem - skomentował ojciec.
- Czyli nic jeszcze nie jest stracone - uśmiechnął się Mateusz.
- A czy mógłbym nieść krzyż? - wyrwało się chłopcu.
- Jaki krzyż? - zdziwił się z kolei Mateusz.
- Na Drodze krzyżowej - odparł patrząc prosząco na ojca i Mateusza.   

***

Mateusz już dawno nie widział, żeby ktoś tak bardzo przejmował się jakąś ministrancką funkcją. Nie było mu łatwo zaaranżować sytuację, w której Karol, który nigdy nie był ministrantem, mógł ponieść krzyż podczas Drogi krzyżowej, bo bardzo pilnował, aby jednak jakiś solidny okres przygotowania do służby ministranckiej zawsze był. Ale w końcu znalazł sposób: ministranci tym razem mieli recytować rozważania, a zwykłe dzieci nieść krzyż i świece. Na dziesięć minut przed nabożeństwem sami ministranci stwierdzili jednak, że „cywile” źle wyglądają „w cywilu” i „jednorazowo” ubrali ich w komże. Karol o mało nie zemdlał ze szczęścia. Przed Drogą krzyżową obszedł kościół z dziesięć razy i wszystkich pytał, gdzie dokładnie miał się zatrzymać pod każdą stacją. A krzyża nie oddał nikomu nawet na chwilę. Zaś tata Karola stał przez całe nabożeństwo za filarem i mimo wielkich starań nie potrafił ukryć łez.  

Jeremiasz Uwiedziony
Ilustracja Marta Promna

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!