TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 28 Marca 2024, 11:36
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Jasna i ta druga strona księży(ca) odcinek 246

Jasna i ta druga strona księży(ca) odcinek 246

Jak masz na imię? - zapytał Mateusz prowadząc chłopaka do dużego salonu i siadając z nim przy dużym stole. Właściwie cała irytacja mu już przeszła, bo jakby nie spojrzeć, ten chłopak rzeczywiście miał jakiś problem, który chciał przedyskutować z księdzem. I to była jedna z tych sytuacji, w których Mateusz zawsze rzucał wszystko, czym się zajmował i był do dyspozycji. I robił to zawsze z przekonaniem, bo sam pamiętał, jak pewne rzeczy właśnie księża pomogli mu za młodu rozeznać i rozwiązać. I był głęboko przekonany, że to właśnie o takich sytuacjach mówił papież Franciszek, kiedy zachęcał kapłanów, aby zawsze mieli czas dla ludzi, kiedy ich o to proszą. Niestety, często ludzie przyjmowali te słowa papieża, jako zachętę do załatwiania wszelkich formalności kancelaryjnych, nawet takich, które bynajmniej nie wymagały pośpiechu, w dowolnej porze dnia.
- WIktor - odpowiedział chłopak. - Ksiądz Proboszcz pewnie za bardzo mnie nie kojarzy, bo ja już od szkoły średniej nie mieszkam w Strzywążu, a teraz, kiedy jestem na studiach, to bywam jeszcze rzadziej.
- Wiesz co, Wiktor? Ja nawet tych, których widzę prawie co niedzielę w kościele nie do końca kojarzę, więc proszę cię, nie dziw się, że pytam cię o imię - odpowiedział z gorzkim uśmiechem Mateusz.
- No to dobrze! - wyrwało się Wiktorowi, ale szybko próbował się sprostować. - To znaczy nie uważam, że to dobrze, że księdzu pamięć siada... Chciałem powiedzieć, że dobrze, że nie będzie mnie ksiądz torturował, bo nie chodzę do nas do kościoła - wytłumaczył się Wiktor.

- A czemu miałbym cię torturować? - zdziwił się Mateusz.
- No ludzie tak mówią, że jak się idzie do księdza proboszcza i prosi o jakieś zaświadczenie, to ksiądz bardzo krzyczy, jak ktoś nie chodzi do kościoła - tłumaczył chłopak.
- Ja krzyczę? Mnie się wydaje, że ja tutaj w parafii jeszcze nigdy nikogo nie skrzyczałem - zdziwił się, a może bardziej zasmucił Mateusz.
- No choćby ostatnio mój sąsiad był po zaświadczenie, że chce być chrzestnym, no i opowiadał, że ksiądz proboszcz od razu go skrzyczał, że nie chodzi do naszego kościoła i że ksiądz mu nie da zaświadczenia.
- I co, nie dostał tego zaświadczenia? - zapytał Mateusz, który już sobie przypomniał sytuację, o której najprawdopodobniej mówił Wiktor.
- No dostał, ale mówił, że go ksiądz tak przeczołgał, że już drugi raz to by nie poszedł - relacjonował chłopak.
- Interesuje cię, jak go „przeczołgałem“? Czy może on ci już wszystko opowiedział?
- Nie, szczegółów nie mówił... Tylko, że go ksiądz przeczołgał... Jak ksiądz chce, to może opowiedzieć, bo za kilka miesięcy ja też będę prosił o zaświadczenie, to już będę wiedział, co mnie czeka - uśmiechnął się Wiktor.
- Okay. No więc, kiedy pojawił się ten twój sąsiad, zareagowałem tak, jak dzisiaj na ciebie, czyli zapytałem, jak ma na imię, bo go raczej nie kojarzyłem. Później kiedy mi powiedział, że chce być ojcem chrzestnym, zapytałem go, czy jego zdaniem on się nadaje do tej funkcji, no bo ja ponieważ go nie znam, to nie mogę wiedzieć, czy się nadaje. On odpowiedział, że jak najbardziej, że jego kuzynka nie mogła wręcz wybrać lepiej. No i wtedy ja pokazałem mu, co tam jest w tym zaświadczeniu, czyli jakie warunki powinien spełniać chrzestny i czy on je spełnia, żebym ja się mógł pod tym podpisać. No i za bardzo nie wiedział, co odpowiedzieć, więc mu pomogłem pytaniami pomocniczymi: czy był u bierzmowania, czy regularnie uczestniczy we Mszy Świętej, a jeśli tak, to gdzie, bo przecież nie u nas. Po uzyskaniu odpowiedzi wypisałem mu zaświadczenie. Nie wiedziałam, że mogło to wywołać tak „inkwizytorskie“ wrażenie...
- No ale przecież on to do kościoła wcale nie chodzi i nawet trochę był zły na tę kuzynkę, że go poprosiła na chrzestnego, bo wtedy nie mógł pojechać na mecz... - zdziwił się Wiktor.
- Aha! To może dlatego był wkurzony, bo chciał, żebym mu tego zaświadczenia nie dawał... No to mógł po prostu nie kłamać, że chodzi na Msze regularnie, ale do różnych kościołów, bo nie lubi słuchać tych samych kazań... - skwitował Mateusz.
- Bo niby ksiądz mówi co tydzień to samo kazanie? - zdziwił się Wiktor.
- No ja nie, ale on tak się tłumaczył. No, to teraz już wiesz, jakie katusze cię czekają, jak będziesz chciał być chrzestnym. Ale dzisiaj przyszedłeś w innej sprawie, prawda?
- Tak... - Wiktor jakby ponownie stracił całą pewność siebie, którą demonstrował rozmawiając o koledze. - Chodzi o moją dziewczynę. To znaczy... nie. To nie jest moja dziewczyna. Ona mi się po prostu bardzo podoba. I ja naprawdę bardzo bym chciał, żeby ona się mną zainteresowała. No i teraz zbliżają się Walentynki i chciałbym coś zrobić w tym kierunku, aby jej uzmysłowić, jak bardzo mi na niej zależy...
- Myślę, że najlepszy sposób, to po prostu jej o tym powiedzieć - Mateusz wykorzystał moment milczenia, żeby wyrazić swoją opinię, ale zaraz jej pożałował, bo była zbyt banalna i, jak się okazało, słusznie pożałował.
- Proszę księdza proboszcza, ja mam 23 lata i naprawdę wiem sam od siebie, że o takich rzeczach najlepiej powiedzieć i gdyby tylko o to chodziło, to z całym szacunkiem, ale bym księdza nie niepokoił, bo przecież ma ksiądz dość spraw i problemów na głowie. Widziałem nawet, że policjant od księdza wychodził, nie wiem, o co chodzi, ale mniejsza o to. Ma ksiądz różne problemy i nie zawracałbym głowy pierdołami.
- Masz rację, przepraszam, że cię nie wysłuchałem do końca - powiedział Mateusz, który przez chwilę chciał jeszcze wytłumaczyć, po co był policjant, ale stwierdził, że to i tak nie ma sensu. - Proszę, mów dalej.
- Chodzi o to, że ja i ta dziewczyna jesteśmy zupełnie inni. Ja nie chcę jej, ani nikogo innego oceniać, ale... Może inaczej. Ja, chociaż mnie ksiądz nie widzi w kościele, a właściwie to dlatego mnie ksiądz nie widzi w kościele, bo jestem bardzo zaangażowany w duszpasterstwie akademickim, chodzę na pielgrzymki, na Mszy jestem kilka razy w tygodniu... Nie mówię tego, żeby się chwalić, proszę mnie źle nie zrozumieć. Chcę tylko pokazać potężny rozdźwięk między mną a tą dziewczyną, którą jak mi się wydaje, kocham. Ona jest zupełnie inna. Areligijna. Nie mówię, że jest zła, ale jest bardzo daleko od Kościoła i od Pana Boga na pewno też. Wiem, że miała różne doświadczenia, alkohol, narkotyki, myślę też, że i do stosunków damsko - męskich ma dość luźne podejście, ale ja w niej widzę sporo dobra, tylko to jest zupełnie przykryte tym blichtrem światowego życia. Ona uważa mnie pewnie za kolegę, nawet nie za przyjaciela, a ja chciałbym być czymś więcej niż przyjaciel. I dlatego przychodzę do księdza z prośbą o radę. Bo dla mnie wiara jest bardzo ważna. Nie wyobrażam sobie życia i rodziny bez Pana Boga, bez modlitwy, bez Mszy niedzielnej. Więc zanim zupełnie się w niej zakocham, a czuję to coraz mocniej, to chcę się skonsultować, co mam robić. Bo może lepiej w ogóle nawet nie zaczynać... Wie ksiądz, moje serce jest w tym temacie mało doświadczone, i już dwa razy się naciąłem. Myślałem, że moja miłość będzie silniejsza od różnych trudności i kończyło się za każdym razem złamaniem tego mojego biednego serca i jeszcze pośmiewiskiem. Obawiam się, że trzeciego razu bym nie potrafił przeżyć, chyba zupełnie bym stracił wiarę, że normalny wierzący chłopak, może znaleźć podobną sobie dziewczynę i zbudować z nią prawdziwy dom. I najgorsze jest to, że Dagmara, bo tak się ona nazywa, jest przypadkiem jeszcze bardziej desperackim niż dwa poprzednie - westchnął Wiktor i zamilkł. Mateusz, który tym razem nie chciał za wcześnie się wypowiadać, przyglądał się chłopakowi. Wiktor na pewno był jedną z lepszych partii na swoim roku, był dobrze ubrany, wysportowany i miał w sobie ten rodzaj nonszalancji, za którym dziewczyny normalnie szaleją. A w dodatku był głęboko wierzący, przynajmniej tak wynikało z tego, co mówił, a wydawał się wiarygodny. Mateusz nie mógł pojąć, że taki chłopak ma problemy ze znalezieniem sobie odpowiedniej dziewczyny. Chyba, że naprawdę świat już stanął zupełnie na głowie i bycie wierzącym i praktykującym dyskwalifikuje.
- Myślałem, że na Walentynki zamówię Mszę św. - podjął znowu wątek Wiktor i patrzył pytająco na Mateusza.
- Wiktor, Msza Święta jest najwspanialszą modlitwą i zawsze warto z nią wiązać swoje prośby i intencje, ale chyba nie chcesz prosić Boga, żeby Dagmara się w tobie zakochała...
- Oczywiście, że nie - roześmiał się Wiktor. - Ksiądz chyba ciągle uważa mnie za jakiegoś przygłupa. Mszę chcę zamówić z prośbą o dar rozeznania dla mnie i dla niej i abyśmy potrafili wypełnić wolę Bożą. I wiem, że Pan Bóg nam w tym pomoże. Nie nam. Mnie i jej. Ale od księdza chciałbym jakieś porady. Jak mam się wobec niej zachowywać, czy jakoś się odkryć z tym, co czuję? Bo bez względu na to, czy pisane nam być razem, czy nie, to ja naprawdę chciałbym jej pomóc wyrwać się z tego wizerunku, w który się zamknęła. I chciałbym to zrobić, zanim nie zrobi czegoś głupiego i będzie za późno... Bo to jest naprawdę dobra dziewczyna. I, kurka wodna, jest naprawdę piękna...
- I ja mam ci w tym pomóc? - zapytał Mateusz.
- No, a kto jest najlepszym specjalistą od miłości, jeśli nie ksiądz?

Jeremiasz Uwiedziony

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!