TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 29 Marca 2024, 05:51
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Jasna i ta druga strona księży(ca) - odcinek 243

Jasna i ta druga strona księży(ca) - odcinek 243

jasna

Do Trzech Króli pozostało naprawdę niewiele czasu, a Mateuszowi zależało, aby ministranci w wersji kolędników wypadli jak najlepiej. To znaczy, aby przekazali rodzinom w parafii, a także samym sobie coś wartościowego. Co nie było łatwe, bo akurat ten sposób na zarobienie pieniędzy na wycieczkę do Rzymu nie wyszedł od nich bezpośrednio, ale od mamy Wiktora. Kolejne spotkanie organizacyjne mogło być bardzo burzliwe. Jak do tej pory do konkretów można było zaliczyć jedynie entuzjazm Mateusza i deklarację pomocy ze strony mamy Wiktora, która była krawcową i na tym koniec. Entuzjazm chłopców był do tej pory nieobecny.
- Proszę księdza - rozpoczął Wiktor. - rozmawialiśmy z chłopakami i stwierdziliśmy, że jednak pomysł z kolędnikami będzie trudny do realizacji.
- Niemożliwy - dorzucił Tomek, który tym razem wydawał się być w pełni zgodny z Wiktorem. Zresztą nie tylko on, wszyscy wydawali się jednomyślni.
- Niemożliwy? A niby dlaczego? - zapytał Mateusz uśmiechając się w myślach sam do siebie, bo na usta cisnęły mu się słowa: „Wiedziałem, że tak będzie”, ale na zewnątrz zachował absolutną powagę i unosząc wysoko brwi w geście wielkiego zainteresowania wpatrywał się w chłopaków czekając na odpowiedź.
- No bo proszę księdza, w takiej wersji kolędników, to powinna być Maryja i jakieś aniołki, a do tego to muszą być dziewczyny, a u nas ministrantek nie ma. Sam ksiądz mówił, że woli żeby ministrantami byli tylko chłopaki - zakończył Wiktor, a pozostali chłopcy potakująco kiwali głowami.
- Chłopaki, rozczarowujecie mnie... Mnie się wydaje, że wam na tym Rzymie wcale nie zależy - powiedział smutnym głosem Mateusz.
- Jak to nie zależy??? Przecież sami to wymyśliliśmy! - chłopcy zaczęli przekrzykiwać się, aby pokazać księdzu, jak bardzo im zależy.
- Trudno mi w to uwierzyć, skoro poddajecie się wobec tak banalnego problemu - Mateusz w dalszym ciągu kiwał głową z niedowierzaniem.
- Ale to wcale nie jest banalny problem! No skąd mamy wziąć dziewczyny? - gorączkował się Tomek.
- Naprawdę tak trudno wam sobie wyobrazić, skąd wziąć dziewczyny w naszej parafii, które mogłyby z wami kolędować i ŚPIEWAĆ kolędy? - zapytał Mateusz szczególnie akcentując słowo „śpiewać”. Chłopcy zamilkli i zaczęli się po sobie nerwowo rozglądać i Mateusz wiedział dlaczego. Oczywiście domyślili się, że chodzi mu o scholkę, w której dziewczynki znakomicie śpiewały, a niektóre były wręcz urodzonymi aktorkami, no i co ważne, były zawsze bardzo chętne do wszelkich występów. Chłopaki natomiast byli skonfundowani, ponieważ część z nich była jeszcze na etapie - zadawać się z dziewczynami to obciach, ale niektórzy już się mocno podkochiwali i to właśnie w dziewczynach ze scholki. Konflikt wisiał więc w powietrzu.
- No chyba ksiądz nie myśli o scholce? - zapytał Antek, który jako piątoklasista zdecydowanie należał do pierwszej grupy. - Nigdy w życiu, potem jeszcze im się zachce jechać z nami do Rzymu!
- A to by było coś tak strasznego, gdyby również scholka pojechała z nami na wakacje? Myślicie, że dziewczyny nie zasługują? - pytał Mateusz wpatrując się w Tomka i Wiktora.
- No w sumie to mogą - Wiktor udawał, że szczególnie mu na tym nie zależy, choć Mateusz wiedział, że akurat w przypadku Wiktora i Tomka, było dokładnie odwrotnie. Tyle tylko, że Tomek dość otwarcie przejawiał swoją sympatię do Amelii ze scholi, natomiast Wiktor podkochiwał się w Kindze, ale chyba jeszcze tego nie wyznał. - Ale przecież nie może być tak, że my zarabiamy pieniądze, a potem one się dołączą.
- Póki co, to jeszcze nic nie zarobiliście, a i do kolędowania coś wam zapał osłabł, bo - jak twierdzicie - brakuje wam odtwórczyń żeńskich postaci. A rozwiązanie leży na wyciągnięcie dłoni. Chłopaki, bądźcie poważni i pomyślcie. Na taki wyjazd do Rzymu najlepiej pojechać autobusem, który ma do 50 miejsc. Ilu was jest? Nieco ponad dwudziestu? Co z resztą miejsc w autobusie? Każdy pojedzie z mamą?
- Nieee! Jak z mamą? To ma być nasz wyjazd bez rodziców! - rozpętała się mała burza.
- Wracamy więc do punktu wyjścia: co z resztą miejsc w autobusie? Kto najbardziej pasuje do waszej grupy wiekiem i zaangażowaniem w liturgię? - pytał Mateusz, ale nikt nie kwapił się do odpowiedzi, choć kilku chłopców patrzyło na niego z nadzieją. - No to mam pomysł, zabierzemy panie z Koła Różańcowego - skwitował Mateusz.
- Niech sobie ksiądz nie żartuje - powiedział Tomek. - Oczywiście, że najbardziej pasuje scholka.
- To niech się ksiądz zapyta dziewczyn, czy chcą z nami jechać do Rzymu, no i czy pomogą nam w tym kolędowaniu - dodał Wiktor.
- Nie, nie, nie. Ja się nie będę nikogo o nic pytał. Wy im to zaproponujcie, właśnie mają próbę w salce, więc szybko będziemy wiedzieli, na czym stoimy - uśmiechnął się Mateusz i pomachał chłopakom ręką na pożegnanie. Chłopaki ciągle z mieszanymi uczuciami w milczeniu opuścili plebanię, a Mateusz usiadł przy kominku i spojrzał na zegarek. Spodziewał się, że chłopaki wrócą za jakieś pięć minut. Mylił się. Po dwóch minutach do mieszkania wpadło niczym wiatr w Dzień Pięćdziesiątnicy jakieś dziesięć dziewczyn, krzycząc jedna przez drugą.
- Proszę księdza, ministranci chcą nas zabrać do Rzymu! Super!
- krzyczała Kinga.
- No i mamy z nimi kolędować. Czy ja mogę być Maryją? Bo kiedyś byłam w szkole - dopytywała się blondynka, której imienia ciągle zapominał.
- Ala ja mam już gotowy strój! - przypomniała Zosia Nowak.
- Proboszczu, a pojedziemy też do Wenecji? Ja kocham Wenecję i tylko o tym marzę! - Amelia zrobiła maślane oczy.
- No tak, ty, Tomek i Wenecja! - powiedziała któraś z dziewczyn i wszystkie wybuchnęły śmiechem.
- Okay dziewczyny - przerwał Mateusz. - wystarczy. Skończyłyście już próbę?

***

- Wiktor, wygląda na to, że będziesz dzisiaj ze mną kolędował we własnym domu - powiedział Mateusz, kiedy zobaczył chłopca czekającego przed drzwiami plebanii.
- I to będzie już drugi raz w tym roku - uśmiechnął się Wiktor.
- No tak, przecież jeszcze byłeś z kolędnikami. Opowiedz mi trochę, jak to wyglądało - poprosił Mateusz.
- Po prostu super! Zresztą ksiądz wie, że dziewczyny są świetne, uwielbiają recytować, występować, tekstów uczą się w pięć minut. Bez nich to by była porażka, a tak to ludzie mieli łzy w oczach... Ale też śmiechu było co niemiara. Normalnie przygoda taka, że szkoda było kończyć. No i przynajmniej ze trzy zwrotki każdej kolędy znam teraz na pamięć - opowiadał Wiktor.
- I wiesz, czyją to wszystko jest zasługą? - zapytał Mateusz.
- Mojej mamy? - niepewnie odpowiedział Wiktor.
- Dokładnie... To był jej pomysł i to ona uszyła większość strojów - podkreślił Mateusz.
- Wie ksiądz co? Mama to chyba ze trzy noce prawie nie spała, ale stroje były piękne - stwierdził z dumą Wiktor. - Dziewczyny już mnie proszą, żebym im załatwił u mamy sukienki na bal na zakończenie szkoły.
- Czyli okazuje się, że mamy warto słuchać, co? - podsumował Mateusz.
- Jak ma rację, to tak - powiedział śmiejąc się Wiktor, a Mateusz klepnął go w plecy i ruszyli na kolędę. Kiedy weszli do domu Wiktora Mateusz ze zdumieniem zauważył, że Wiktor ma dwójkę rodzeństwa, w tym niespełna rocznego Kubusia.
- Jak to się stało, że ja zupełnie nie pamiętałem, że państwo macie trzecie dziecko i to takie małe? Przecież, Boże, jak pani mogła poświęcić tyle czasu na szycie strojów dla kolędników z dwójką małych dzieci i jeszcze tym urwisem Wiktorem na dodatek? Aż mam wyrzuty sumienia - Mateusz sam nie wiedział, czy bardziej mu było głupio, że nie pamiętał chrztu małego Kuby, czy że pozwolił na taki nawał pracy dla jego mamy.
- Może ksiądz nie pamiętać, bo chrzciliśmy na szybkiego, bo Kubuś miał wrócić do szpitala, a księdza zastępował ksiądz Darek i to on ochrzcił - wyjaśnił tato Wiktora zapraszając Mateusza, by usiadł na fotelu.
- A co do pracy, to proszę księdza proboszcza, mam tak wspaniałego męża, że kiedy ja mam jakąś domową pracę do wykonania, to on się zajmuje dziećmi, a więc praca była zespołowa. No i jak ksiądz widział, warto było! Po latach odwiedzin drobnych pijaczków jako kolędników, mieliśmy coś pięknego - odpowiedziała z uśmiechem mama Wiktora.
- Jak to się stało, że ja mam takich wspaniałych parafian i odkrywam to dopiero po tylu latach? Gdzie wyście się chowali?

Jeremiasz Uwiedziony
Ilustracja Marta Promna

CDN. Wszystkie imiona i fakty w powyższym opowiadaniu są fikcyjne i jakiekolwiek podobieństwo do rzeczywistości jest całkowicie przypadkowe i niezamierzone.?

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!