TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 28 Marca 2024, 17:29
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Jasna i ta druga strona księży(ca) - odcinek 235

Jasna i ta druga strona księży(ca) - odcinek 235

jasna

Kiedy masz uroczyste pożegnanie młodzieży w kościele? - zapytał Piotr, a Mateusz w pierwszej chwili nie zrozumiał, o co mu chodzi.
Masz na myśli pożegnanie wakacji? - zapytał, a wszyscy pozostali koledzy księża na zaległej kolacji imieninowej Jacka gruchnęli śmiechem.
- No już nie udawaj, że nie zrozumiałeś, mam na myśli bierzmowanie - odpowiedział Piotr, a Mateuszowi podniosło się ciśnienie. Gotów był się założyć, że za chwilę, któryś z kolegów opowie stary dowcip o gołębiach w kościele. I się nie zawiódł, chociaż akurat do Michała nie miał szczególnych pretensji, bo chłopak był bez poczucia humoru i ciągle opowiadał stare kawały, które jak pamiętał, kiedyś wywołały salwy śmiechu.
- A znacie historię, jak w jednym kościele się zagnieździły gołębie i proboszcz nie wiedział, jak się ich pozbyć? - zapytał Michał i zanim ktokolwiek zdążył odpowiedzieć opowiadał dalszy ciąg. - Żaden sposób nie pomagał. Ani trutki, ani odstraszające dźwięki. I wtedy kościelny podpowiedział, że trzeba zaprosić Ks. Biskupa, by te gołębie wybierzmował, to wtedy one wylecą z kościoła i nie wrócą - zakończył z uśmiechem Michał, ale nikt inny się nie śmiał, bo dowcip był stary. - Nie łapiecie? No dokładnie, jak nasza młodzież, co ją bierzmujemy i już więcej do kościoła nie wraca - dodał Michał.
- I nie denerwuje cię to? - zapytał nieco zgryźliwie Mateusz.
- Niby co ma mnie denerwować? - zdziwił się Michał.
- No właśnie, co ma go denerwować? - wtrącił się Piotr.
- To, co nazwałeś uroczystym pożegnaniem młodzieży, drogi Piotrze - odpowiedział Mateusz. - Przyznam się wam, że mnie to już wcale nie śmieszy, a coraz bardziej denerwuje, że sobie tak żartujemy z tego bierzmowania i biernie godzimy się na ten wypływ młodzieży.
- Już nie przesadzaj, że tak biernie - zaoponował Piotr - bo robimy, co możemy. Nie wiem, u kogo w parafii są dwa lata przygotowania, ale u mnie są. I wszyscy katecheci są zaangażowani i nie tylko katecheci. W duszpasterskim budżecie najwięcej pieniędzy na akcje duszpasterskie idzie na tych młodziaków i nie mam pojęcia, co jeszcze bym mógł zrobić. Michał, a u ciebie, ile trwa przygotowanie? - zapytał kolegę.
- Rok, tak jak w całym dekanacie. Jakbym zrobił dłuższe, to by mi się wszyscy przenieśli do innych parafii - Michał ustawił się w pozycji obronnej.
- No, widzisz Mateuszu, że to, że zażartujemy wcale nie znaczy, że się nie przykładamy, albo że nam nie zależy. Po prostu trzeba czasami mieć też odpowiedni dystans, bo inaczej to by się człowiek załamał - zakończył Piotr.
- Przepraszam, może rzeczywiście niepotrzebnie się tak strzępię, ale jak powiedziałem ostatnio, coraz bardziej mnie te różne dowcipy na temat bierzmowania denerwują i zastanawiam się, czy jednak nie można czegoś poprawić. Żeby dzieciaki zatrzymać w parafii. Może macie jakieś pomysły? W końcu możemy pogadać o poważniejszych sprawach. Ja się chyba już całkiem wypstrykałem i nie mam pomysłu. Wiem tylko, że żadnych podpisów im nie każę zbierać, ale to chyba trochę mało - zakończył Mateusz.
- Ja zawsze na początku roku idę na jedną lekcję religii do tych klas, które mają rozpocząć przygotowanie do bierzmowania. Normalnie już nie uczę od kilku lat, ale taka jedna godzinka pomaga mi zorientować się w nastrojach i przyjrzeć się dzieciakom w kontekście klasy. Nieraz od razu udaje się namierzyć „głównych rozgrywających”, jak ja ich nazywam, którzy albo ci mogą pomóc pociągnąć resztę tam, gdzie ty chcesz, albo rozwalą wszystko, a przynajmniej skwaszą atmosferę. Daję więc katechetkom wolne i tę jedną godzinę sobie z nimi porozmawiam - powiedział Piotrek.
- A nie boisz się? - Michał odkąd został księdzem, nie uczył religii wyżej niż w przedszkolu, ponieważ słabo sobie radził ze starszymi dzieciakami i w jego głosie wyraźnie słychać było podziw. - Jak do mnie raz w gimnazjum zaczęli strzelać zapalonymi zapałkami, to moja noga więcej tam nie postała - wyjaśnił jeszcze Michał myśląc o wielkich miejskich gimnazjach.
- No co ty? Dzieciaków mam się bać? Poza tym u nas nie strzelają do księży - uśmiechnął się Piotr.
- Jak tak ciebie słucham, Piotrze, to sobie pomyślałem, że pewnie jako proboszczowie odpowiedzialni za katechizację na terenie parafii powinniśmy częściej pokazać się na lekcjach w szkole i to nie tylko u tych, którzy rozpoczynają przygotowania do bierzmowania - powiedział gorzko Mateusz, bo właśnie sobie przypomniał, że w jego słynnym zeszycie z uwagami na przyszłe proboszczowanie była również i ta: „Często odwiedzać szkoły na terenie mojej parafii, nawet jeśli nie będę uczył religii“. Wskazówka, która powstała po rozmowie z koleżanką z podstawówki, która została nauczycielką i opowiadała, jak fatalnie został przyjęty nowy proboszcz w wiejskiej szkole, gdzie uczyła. A właściwie nie tyle został fatalnie przyjęty, co po prostu w ogóle się w szkole nie pokazywał, podczas gdy jego poprzednik lubił do szkoły zaglądać. I przez takie zaniedbanie, a może niedopatrzenie, a może traumę z przeszłości, od razu zyskał sobie miano wroga dzieci i nauczycieli i chyba do końca kadencji w tej parafii nieprzychylnej opinii nie zdołał zmienić. No więc Mateusz sobie zapisał takie postanowienie, ale co z tego, skoro się do niego nie stosował.
- No przecież są co jakiś czas wizytacje - powiedział Michał.
- Myślałem o tych wizytach w szerszym kontekście - odpowiedział Mateusz.
- No więc na początek wybierz się do bierzmowanych, a potem jak ci się spodoba, to może wrócisz za szkolną katedrę - podsumował wyraźnie zadowolony Piotr. Zwykle on prosił o radę Mateusza, a teraz wydawało się, że to jego pomysł spodobał się koledze.
***
Kiedy Mateusz wszedł na szkolny korytarz, przez chwilę wrócił w myślach do swoich szkolnych lat. Wtedy nie było gimnazjum, ale doskonale pamiętał ostatnie lata podstawówki, zawiązywanie się poważniejszych przyjaźni, pierwsze zakochania i rozczarowania. W sumie ciekawy czas. Jak każdy zresztą. Przynajmniej dla niego, ale może on był szczęściarzem? Że mimo różnych przecież problemów i trudności przeżył intensywnie i adekwatnie każdy okres swojego życia. Nie wyrywał się do przodu, ale też później nie żył przeszłością i nie miał takich nostalgii, aby któryś z etapów jego życia powrócił, aby przeżyć to jeszcze raz. Bo nowe etapy dawały tyle satysfakcji i wyzwań, że nie było czasu na taplanie się w przeszłości.
- Szczęść Boże! - nastolatka, którą kojarzył z kościoła, ale niestety nie z imienia, uśmiechała się do niego z wyciągniętą dłonią i pewnie sobie nie zdawała sprawy, że sprawiła mu tym powitaniem wielką przyjemność.
- Szczęść Boże! Przypomnisz mi, jak masz na imię? - Mateusz mocno uścisnął jej dłoń i uśmiechnął się.
- No jak to? Nie pamięta ksiądz? Patrycja - dziewczyna przez chwilę udawała obrażoną. - Wiem, za dużo tych owieczek, żeby wszystkie spamiętać. Może ksiądz przyjdzie do nas na religię? - zapytała, a jej oczy szeroko się otworzyły, jakby naprawdę taka myśl bardzo jej się podobała.
- A w której jesteś klasie? - zapytał Mateusz.
- W pierwszej... Jeszcze się nie mogę przyzwyczaić, wie ksiądz, nowa szkoła, nowi nauczyciele, a ksiądz swój! - znowu się uśmiechnęła.
- Niestety, a może na szczęście dla was, dzisiaj wybieram się do drugich klas - odpowiedział Mateusz mile zaskoczony zaproszeniem i przez chwilę przebiegła mu myśl z tyłu głowy, że jednak szkoda, że już nie uczy w szkole.
- No to już im zazdroszczę - Patrycja zrobiła usta w podkowę „na smutno”, a już za chwilę koleżanka porwała ją ze sobą. Mateusz poszedł więc prosto do pokoju nauczycielskiego, gdzie miała na niego czekać pani katechetka. Kiedy wszedł do środka, znajdujący się tam nauczyciele przywitali się z nim nie okazując większych emocji, ani się na jego widok nie ucieszyli, ani szczególnie nie zirytowali. Przynajmniej na zewnątrz. Pani katechetka natomiast się ucieszyła i natychmiast próbowała go nastawić.
- Księże Proboszczu, niech ksiądz uważa zwłaszcza na tego Daniela w ostatniej ławce po prawej stronie, bo...
- Pani Małgosiu, proszę mi na razie nic nie mówić, wolę się nie uprzedzać - przerwał jej Mateusz, a ponieważ zaraz rozległ się szkolny dzwonek, więc nawet nie musiał więcej tłumaczyć. - Porozmawiamy sobie później, dobrze?
- Oczywiście! - uśmiechnęła się katechetka i ruszyła z nim do sali lekcyjnej.
 - Moi drodzy, dzisiaj mamy wielki zaszczyt, bo gościmy na lekcji Księdza Proboszcza - zaczęła pani Małgosia w najgorszy możliwy, przynajmniej zdaniem Mateusza, sposób, ale nie chciał jej przerywać, w końcu ona z tymi dzieciakami jest na co dzień i nie chciał zrobić niczego, co by w jakikolwiek sposób podważyło jej autorytet. Bo z tego, co wiedział, była lubianą katechetką. - Ksiądz Proboszcz ma wam coś ważnego do powiedzenia. Zostawiam go więc z wami i mam nadzieję, że nie przyniesiecie mi wstydu. Daniel! Schowaj tę komórkę! - nie powstrzymała się od reprymendy. - No, Księże Proboszczu, to ja was zostawiam - zakończyła i wyszła z klasy. Mateusz przez chwilę spoglądał na twarze młodzieży, z których niestety zaledwie kilka potrafił przypasować do konkretnych imion i nazwisk.
- Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! - pozdrowił uczniów po chrześcijańsku. - Jak powiedziała pani katechetka, mam ważną rzecz do zakomunikowania. W tym roku powinniście zacząć przygotowania do bierzmowania, ale postanowiłem, że damy sobie z tym spokój. Bierzmowania nie będzie.

Jeremiasz Uwiedziony
Ilustracja Marta Promna

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!