TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 03 Września 2025, 12:56
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Jasna i ta druga strona księży(ca) odc.338

Jasna i ta druga strona księży(ca) odc.338

- Mówię ci, że nigdy nie myślałem, że rozmowa może człowieka tak wykończyć – zwierzał się Maciejowi, kiedy wreszcie późnym wieczorem udało mu się dojechać do przyjaciela.

- To na czym w końcu stanęło? - zapytał Maciej stawiając przed nim małą filiżankę z kawą.

- Dla siebie nie robisz? - zapytał Mateusz.

- Nie. Ostatnio zacząłem się trochę oszczędzać z kawą, zwłaszcza wieczorem – odparł Maciej. - Ale powiedz mi, jak się skończyła ta rozmowa z organistą.

- Wiesz co? Tak mnie facet skołował, że ja już sam nie wiem, na czym ostatecznie stanęło. Kiedy powiedziałem, że musimy jakoś sformalizować jego pracę, ustalić jej zakres, a także świadczenia, które parafia będzie mu wypłacać, on w pewnym momencie stwierdził, że ja nie mogę go zwolnić – tłumaczył mu Mateusz.

- Ale padła z twojej strony jakaś sugestia o zwolnieniu go?

- Może o zwolnieniu nie mówiłem, ale mogłem powiedzieć coś typu: „jeśli ewentualnie zdecydujemy o kontynuowaniu pracy przez pana” i jego chyba to słowo „ewentualnie” tak przestraszyło, że zamiast podjąć rozmowę o warunkach zaczął mi tłumaczyć, dlaczego nie mogę go zwolnić. Ja nawet zadzwoniłem do Piotra wcześniej, żeby się dowiedzieć na jakich zasadach on był zatrudniony, ale okazało się, że pan Roman nic nigdy nie chciał podpisać, to znaczy żadnej umowy, no i generalnie za śluby i pogrzeby otrzymywał jakieś wynagrodzenie bezpośrednio od zainteresowanych, a to co mu dawał Piotrek niby było uzależnione od ilości godzin, ale jak sam Piotrek dość mętnie mi wyjaśniał, nie było to konkretnie ustalone. No i z rozmowy z Piotrem odniosłem wrażenie, że pan Roman często po pieniądze do niego chodził – Mateusz opowiadał o całej sprawie w taki sposób, jakby sam chciał dobrze zrozumieć, o co chodzi.

- No dobra, ale to wiesz od Piotrka. A jakie argumenty za tym, że nie możesz go zwolnić miał sam organista? - dociekał Maciej patrząc na Mateusza.

- Właściwie to nie miał żadnych poza faktem, że ma spore wydatki, ale na co te wydatki to za bardzo nie chciał mi powiedzieć. Pytałem go o rodzinę, ale wygląda mi na to, że chyba jest po rozwodzie, bo niby ma żonę i syna, ale na pewno obecnie mieszka sam. Poza tym wspominał coś o tym, że może też stracić mieszkanie, czy jakoś tak, w każdym razie problemy ma z rodziną, no i z tym mieszkaniem. Trochę mi wyglądało na to, że chłop się w coś wpakował. Nie wiem w co, ale w jakieś tarapaty finansowe, może jakiś hazard. Nie mam pojęcia – Mateusz bezradnie kręcił głową.

- Czyli ostatecznie na czym stanęło? - jeszcze raz zapytał Maciej.

- Na niczym. Ja właściwie próbowałem przez całą rozmowę powiedzieć mu, że są pewne rzeczy do ustalenia i egzekwowania, jeśli ewentualnie ma dalej być organistą, a on wcale się nie odnosząc do tego, o co prosiłem, próbował mnie przekonać, że ja nie mogę go zwolnić. Co zresztą jest o tyle kuriozalne, że nie bardzo jest go z czego zwolnić, bo nigdy nie została podpisana żadna umowa czy jakakolwiek inna forma zobowiązania.

- No to super! - zaśmiał się Maciej.
- Rozmowa, która tak cię wykończyła, nie przyniosła żadnego efektu. A Piotr nic więcej ci nie powiedział na temat organisty?

- Mam wrażenie, że Piotr chce definitywnie uciąć wszystko, co go łączyło z parafią św. Pawła w Jaroszynie. Myślę, że to bardziej przez te oskarżenia – jego zdaniem niesłuszne, a nie przez organistę, czy przez jakieś inne osoby, bo tak mi się wydaje, że skoro wszyscy właściwe mnie opuścili, to jest to jakaś forma opowiedzenia się za poprzednikiem. Ale też Piotr jest chyba osobą, to moje kolejne przypuszczenie, która nie jest skłonna do zmian, kiedy sytuacja jest w miarę stabilna, nawet jeśli nie wszystko mu do końca pasuje. Nie wiem, czy wiesz, co mam na myśli? - Mateusz spojrzał w kierunku Macieja.

- Chodzi ci o ten typ, taki jak na przykład ten Rysiek z Zapolewa?

- Dokładnie! - ucieszył się Mateusz. - Właśnie ten typ. Nawet podobna sytuacja, bo przecież Rysiek też miał tę organistkę, która była jedną wielką porażką, ale ponieważ właściwie nic nie kosztowała parafii, to Rysiek udawał, że stracił słuch, byle nie musiał szukać kogoś nowego. Tyle, że Rysiu to miał taki stosunek do wszystkiego, podczas gdy Piotr naprawdę z tego kościoła i otoczenia zrobił perełkę, no po prostu bomboniera. Natomiast mam takie wrażenie, że z ludźmi żył jakby obok. Ale mogę się mylić, bo przecież póki co mam jeszcze za mało informacji zwrotnej od ludzi, jedynie co od kwiaciarki, która nigdy nie mogła się wcześniej zaangażować, bo Piotr nawet kwiaty sam ogarniał. To znaczy nie wiem czy sam, ale propozycje współpracy odrzucał. A co do organisty, to właśnie sprawiał wrażenie, jakby za wiele o nim nie wiedział i go po prostu tolerował nie wchodząc w szczegóły ani jego sytuacji rodzinnej, ani tego, jak wypełniał swoją posługę w parafii. Chyba – Mateusz w pewnym momencie pomyślał, że może wyciąga zbyt daleko idące wnioski.

- Jednym słowem pan Roman nadal pozostaje twoim jedynym współpracownikiem – uśmiechnął się Maciej.

- Jedynym już nie, bo przecież mam moje florystki, panią Małgosię i panią Beatę. Ale tak, jeśli chodzi o pana Romana, to nasza rozmowa w niczym nie zmieniła jego statusu w parafii, który pozostaje bliżej nierozpoznany – westchnął Mateusz. - Ale przecież ja wcale nie o tym chciałem z tobą pogadać.

- Czyżbyś miał jeszcze jakieś inne problemy we wzorcowym mieście naszej diecezji? - nie bez lekkiej ironii zapytał Maciej, który pochodził z innych stron i nigdy nie podzielał powszechnej opinii, jakoby właściwie wszystkie parafie Jaroszyna miały być wzorem pracy duszpasterskiej i zaangażowania ludzi.

- Coś by się jeszcze znalazło – uśmiechnął się Mateusz. - Ale bardziej chciałem pogadać o pewnej dyskusji jaką mieliśmy z chłopakami w dekanacie na tym spotkaniu formacyjnym, wiesz o co chodzi, prawda?

- Ależ oczywiście, że wiem. Teraz mamy w diecezji kurs na formację i wspólnotowość kapłanów – zasób ironii w głosie Macieja wzrósł w sposób trudny do zignorowania.

- A cóż to za ironia? - Mateusz przez chwilę zupełnie zapomniał, że chciał rozmawiać o filmie o ks. Kaczkowskim i o księżach, którzy wcale nie czują, że ludzie potrzebują ich czasu.

- A daj spokój – krótko uciął Maciej.

- O nie, nie! Teraz kolego to ty się kładziesz na kozetce, a ja ciebie chętnie posłucham – Mateusz nie dawał za wygraną.

- Słuchaj Mati, przecież wiesz doskonale, że te wymuszane spędy księży w celu ich ciągłego formowania i pobudzania życia wspólnego nie dadzą żadnego efektu, jeśli nie się nie ruszy osób bezpośrednio za to odpowiedzialnych – stwierdził Maciej.

- Czyli? - zapytał Mateusz.

- Co będziemy sobie mydlić oczy: w ilu dekanatach dziekani niemal z radością przyjęli pandemiczne obostrzenia i zakazy gromadzenia się zawieszając na niemal dwa lata wszelkie spotkania kapłańskie? A ile razy słyszałeś, że jakiś dziekan mówi, że ten czy tamten ksiądz od lat nie przyjeżdża na spotkania i on go od wielu miesięcy na oczy nie widział? To po co on jest dziekanem? A wiesz na przykład, że tzw ojciec duchowny naszego dekanatu nigdy, podkreślam słowo „nigdy”, nie powiedział nam choćby jednej konferencji? I niemal zawsze jak mamy się spotkać, to on nie może, bo ma robotników, bo się źle czuje, bo ma gości, bo ma sraczkę... nie wiem co jeszcze. Taka jest prawda, że ta formacja i wspólnota księży zależy głównie od dziekanów i ojców duchownych dekanatów. I żadne spędy w tym nie pomogą, choć nie twierdzę, że takich spotkań powyżej dekanatów nie powinno być. Ale najwięcej zależy od tych dekanalnych. Moim zdaniem – Maciej na chwilę zamilkł.

- Czyli mówisz, że jak dziekan i ojciec duchowny dekanatu nie dbają o wspólnotę kapłańską to trzeba ich zmienić? - chciał dobrze pojąć intencje kolegi Mateusz.

- Oczywiście. Może najpierw należałoby zacząć choćby od wyboru takiego dekanalnego ojca duchownego nie dla jaj albo na zasadzie „kto jeszcze nie ma żadnej funkcji”, albo jeszcze lepiej, kogo nie ma na spotkaniu, tego zrobimy ojcem duchownym. Od tego bym zaczął. A potem - jak najbardziej, jeśli dziekan nie interesuje się księżmi z dekanatu, nie stara się osobiście, żeby przyjeżdżali na spotkania, nie odwiedza tych, którzy gdzieś się chowają, to trzeba go zmienić.

- Ale przecież wiesz, że niemal w każdym dekanacie zdarza się taka czarna owca, trochę aspołeczna – zauważył od razu Mateusz.

- Wiesz, w przeciwieństwie do Niemców, którzy w ramach swojej drogi synodalnej doszli do przekonania, że Ewangelia w wielu miejscach jest do korekty, ja w dalszym ciągu uważam, że trzeba się nią kierować. I tam Pan Jezus opowiada, jak to pasterz zostawia 99 owiec i szuka jednej zagubionej. Nie sądzę, żeby to się nie odnosiło też i do pasterzy. Jeśli jest w dekanacie, jak mówisz, jakaś czarna, aspołeczna owieczka wśród księży, to tym bardziej powinna być przedmiotem, a właściwie podmiotem zainteresowania księdza dziekana i ojca duchownego. Z praktyki wiem, że jak tak parę razy nawiedzą aspołecznika, to czasem ten ostatni celem uniknięcia „specjalnej” troski nagle „leczy się” ze swojej aspołeczności. Może nie wszyscy, ale trzeba próbować – zakończył swój wywód Maciej.

- W sumie to pewnie masz rację – powiedział Mateusz.

- No to teraz powiedz, o czym chciałeś ze mną pogadać? - zapytał Maciej.

- O tym, czy ludzie potrzebują naszego kapłańskiego czasu i do czego go potrzebują, ale w sumie wyszło na to, że na pewno księża potrzebują czasu swoich kolegów księży i może na tym już poprzestańmy.

Jeremiasz Uwiedziony

Książka: JASNA I TA DRUGA STRONA KSIĘŻY(CA)

CDN. Wszystkie imiona i fakty w powyższym opowiadaniu są fikcyjne i jakiekolwiek podobieństwo do rzeczywistości jest całkowicie przypadkowe i niezamierzone.

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!