Jasna i ta druga strona księży(ca) odc.335
Od dziesięciu minut siedział w kościele z brewiarzem leżącym na ławce i jeszcze nie otwartym. Można pokusić się o stwierdzenie, że siedział z rozdziawionymi ustami i bynajmniej nie wpatrywał się w Najświętszy Sakrament, ale w dekorację florystyczną przygotowaną przez panią Małgosię. I nawet nie chodziło o to, że była jakaś wspaniała, bo widział już w życiu rzeczy bardziej imponujące przygotowane przez zawodowców. Dekoracja była prosta, zrobiona z bardzo zwyczajnych i niedrogich kwiatów, ale pani Małgosia ewidentnie miała jakiś talent do widzenia przestrzennego, bo swoje kompozycje umieściła w nieoczywistych miejscach. Na przykład nie było wielkiego bukietu przed ołtarzem, ale sześć mniejszych kompozycji rozmieszczonych niesymetrycznie i jeszcze z kolorystyką, która łagodnie zmieniała się, od prawa do lewa, by zwieńczyć się w soczystej czerwieni w okolicy krzyża ołtarzowego i potem wycieniować się aż do ściany. Mateusz zdał sobie sprawę, że nawet nie potrafił dobrze oddać słowami tego, co widział. Ale bardziej jeszcze od wrażenia samą dekoracją uderzała go myśl, jak to możliwe, że taki talent nie znalazł uznania w oczach jego poprzednika. A ze słów pani Małgosi jasno wynikało, że swoje usługi oferowała również ks. Piotrowi, ale on nie był zainteresowany. I siłą rzeczy Mateusz musiał wrócić myślami do swojej poprzedniej parafii i zaczął intensywnie się zastanawiać, czy i on takich błędów nie popełnił, czy nie przeoczył jakichś talentów i charyzmatów przez swoją krótkowzroczność. Po dłuższej chwili namysłu przyszła mu do głowy tylko jedna taka sytuacja, ale wówczas chodziło o założenie pewnej grupy modlitewnej, na co on się chętnie zgodził, ale później osoba okazała się bardzo toksyczna i jątrząca i w sumie nic się nie urodziło, a pomysłodawca odszedł urażony, więc trudno uznać, że to on, Mateusz, kogoś odrzucił czy pominął. A może z tą panią Małgosią jest coś nie tak z jakichś innych powodów, a on o tym nie wie? I w sumie nawet nie ma kogo zapytać...
- Boże, jaki człowiek jest głupi! - westchnął półgłosem sam do siebie sięgając wreszcie po brewiarz. - Jestem już tak przewrażliwiony, że nie potrafię się cieszyć czymś pięknym i szukam dziury w całym. Przepraszam Cię, Panie Jezu i dziękuję Ci za panią Małgosię. Ktoś, kto robi takie piękne rzeczy nie może zostać zmarnowany. I oby więcej takich ludzi się pojawiło, amen! - zakończył swój monolog Mateusz i znakiem krzyża rozpoczął modlitwę Liturgii Godzin.
***
Kiedy przed pierwszą Mszą niedzielną zapalał świece przy ołtarzu słyszał delikatny szmer rozmów zgromadzonych już w kościele wiernych, którzy komentowali dekorację kwiatową. Ludzie dopytywali się nawzajem, czy w sobotę był jakiś ślub, a generalnie wrażenia najwyraźniej były podobne do tych, które dzień wcześniej miał Mateusz. Zachwyt połączony z niedowierzaniem. Mateusz uśmiechał się pod nosem bardzo zadowolony z takiego obrotu sprawy. Co prawda uśmiech zniknął w momencie, kiedy zaczął grać organista, przypominając mu o nierozwiązanej jeszcze kwestii ostatniego pracownika, który mu pozostał. Podczas ostatniej i jedynej póki co rozmowy poprosił go, aby nie czekał na dzwonek obwieszczający wyjście procesji z zakrystii, ale żeby delikatnie zaczął podgrywać na minutę, dwie minuty wcześniej i w ten sposób wprowadził ludzi w klimat modlitwy. Pan Roman wziął sobie to do serca, ale zaczął od razu wrzeszczeć do mikrofonu słowa pieśni „Kiedy ranne wstają zorze”, więc Mateusz szybko zapalił ostatnie świece i udał się do zakrystii, aby choć trochę wyciszyć mikrofon na chórze. Przypomniał sobie, że w jednej z parafii, w której pracował, młodzież ze scholki nazywała organistę „ryczywół” i on wówczas bardzo ich ganił za to i prosił, aby tak nie mówili, choć wiedział, że było to w każdym razie przepełnione sympatią do starszego już muzyka, który sam chciał odejść, bo zdawał sobie sprawę, że głos mocno nadwyrężony, ale pełnił posługę w duchu posłuszeństwa, bo nie było następcy. Dlaczego akurat teraz przyszedł mu do głowy? Któż to wie... Zgodnie z przewidywaniami, mimo że rozpoczął się już rok szkolny w zakrystii nie pojawił się żaden ministrant. Dlatego podczas ogłoszeń duszpasterskich Mateusz musiał coś na ten temat powiedzieć.
- Moi drodzy, z przyczyn, które pozostają dla mnie nieznane, wokół kapłana w naszej parafii utworzyła się jakaś wielka próżnia, na pewno wy również to dostrzegacie. Owszem, prezbiterium, czyli ta część świątyni wokół ołtarza, to domena księdza, ale zwykle znajdują się w niej również ministranci, lektorzy, szafarze, kręci się pan kościelny, czy też zakrystianin – różnie się go nazywa w parafiach, natomiast u nas nie ma tutaj nikogo oprócz mnie. Jak powiedziałem, nie znam przyczyn, czegoś mogę się domyślać, ale chciałbym wam powiedzieć, że bardzo mi jest smutno z powodu tej próżni i zrobię wszystko co w mojej mocy, aby to prezbiterium, zakrystia, ten kościół i ta parafia znowu wypełniły się radosną obecnością ludzi młodych i starszych. Dlatego bardzo się cieszę, że zgłosiła się do mnie jedna pani, na razie nie ujawnię jej imienia, bo nie wiem, czy sobie tego życzy i zaproponowała swoje usługi przy dekoracji kościoła. I zobaczcie jaki wspaniały efekt! Przyjmuję to jako znak od Pana Boga, On zawsze jest pierwszy w tym co dobre i piękne, ale też jako znak waszej otwartości na mnie. Dobry początek. Coś w tym prezbiterium się pojawiło i to z waszej inicjatywy. Więc teraz ja o coś poproszę. Przyznam szczerze, nie wiem w jaki sposób dotychczas było organizowane sprzątanie kościoła, a trzeba się za to wziąć, aby naszej pięknej świątyni nie zaniedbać, dlatego proszę was o radę, jak możemy ten problem rozwiązać. Jak wiecie rozwiązania dostępne są różne: sprzątają parafianie według grafika, zatrudnia się osoby do tego, bądź wynajmuje profesjonalną firmę. A może jest jakieś inne wyjście? Chętnie wysłucham wszelkich porad, a ponieważ na razie nie mamy Rady duszpasterskiej ani ekonomicznej, sam będę musiał podjąć decyzję. A może przeprowadzimy jakieś małe referendum? Tak głośno myślę, ponieważ po raz pierwszy znajduję się w takiej sytuacji, że właściwie niemal całkowicie zerwana jest ciągłość pomiędzy poprzednią administracją parafii a tym co będziemy robić w przyszłości. Ale jestem przekonany, że Duch Święty nas poprowadzi, a im dłużej patrzę na te piękne dekoracje kwiatowe, tym bardziej moja pewność się umacnia. Dziękuję wszystkim za wspólną modlitwę i życzę błogosławionej niedzieli – zakończył Mateusz i udzielił błogosławieństwa. Po powrocie do zakrystii i zdjęciu szat pomyślał, że chyba dobrze będzie powrócić do starego zwyczaju i wychodzenia przed kościół prosto od ołtarza, aby tam pożegnać każdego osobiście, może w ten sposób przełamywanie lodów pójdzie szybciej.
- Ze słów księdza proboszcza wnioskuję, że kompozycje nie są takie złe? - z zamyślenia wyrwał go głos pani Małgosi, która weszła do zakrystii cała uśmiechnięta i zadowolona.
- Pani Małgosiu! Nie są złe??? One są wspaniałe, naprawdę, musiałaby pani mnie zobaczyć wczoraj, jak nie wiedziałem, czy mam patrzeć na kwiaty, czy na posadzkę szukając tam swoje szczęki. Świetna robota – komplementował ją szczerze Mateusz.
- Czyli mogę kontynuować, tak? - dopytywała się kobieta aż zarumieniona z zadowolenia.
- Oczywiście, to byłoby straszne, gdyby po takim początku nie było dalszego ciągu. Proszę mi tylko powiedzieć, jak ja mam pani pomóc – powiedział Mateusz szczęśliwy, że miał pierwszy pewny punkt w swoim duszpasterstwie.
- Na początek mam prośbę – pani Małgosia spojrzała na niego niepewnie.
- Proszę bardzo – odparł Mateusz.
- Mam koleżankę, która jeździła ze mną na te wszystkie szkolenia florystyczne i uważam, że ona jest nawet lepsza ode mnie. Czy ona mogłaby tutaj razem za mną robić te dekoracje? Bo widzi ksiądz ona nie jest z naszej parafii...
- Ależ oczywiście! Chociaż trudno mi sobie wyobrazić, że lepsza od pani, a poza tym co powie jej proboszcz, jeśli my ją tutaj zaangażujemy... - trajkotał Mateusz, który nie mógł uwierzyć własnym uszom, nie jedna ale dwie florystki w jego kościele.
- No właśnie, nie zdążyłam dokończyć. Koleżanka jest osobą niewierzącą i do żadnej parafii nie należy. Nie wiem, czy to jest jakiś problem? - Małgorzata patrzyła na niego z konsternacją.
- Pani Małgosiu, to nie jest absolutnie żaden problem, kto wie, może się u nas nawróci? A poza tym szanujemy wszystkich ludzi, a jeśli chcą nam pomóc, to dlaczego nie? Ale ona pewnie będzie oczekiwała jakiegoś wynagrodzenia, podobnie jak pani, pani Małgosiu...
- Nie! - przerwała mu wyraźnie zadowolona. - Właśnie, to jest kolejna sprawa. Ja nie chcę żadnego wynagrodzenia, nie ma absolutnie o czym mówić. Ksiądz nie wie, jaka to satysfakcja widzieć swoje bukiety w świątyni. Moja koleżanka, Beata, jest świetnie sytuowana materialnie i nie wzięłaby grosza, zwłaszcza od księdza, ale jej też bardzo zależy, żeby gdzieś móc się artystycznie wyrazić. Nawrócić to jej się raczej nie uda, ale kto wie?
- Zobaczymy – uśmiechnął się Mateusz. - Czyli ja pokrywam koszty materiału, a wy się realizujecie jako wolontariuszki, tak? - mówił.
- Na razie tak. W sensie, że widziałam w jednym kościele taką szkatułkę „Na kwiaty do ołtarza”. Może by taką u nas też postawić i jak się ludziom będzie podobać, to może się okazać, że pokryją się koszty kwiatów i będzie jeden wydatek dla parafii mniej, a może nawet i jakiś zarobek. Oczywiście jeśli ksiądz się zgadza.
Jeremiasz Uwiedziony
Książka: JASNA I TA DRUGA STRONA KSIĘŻY(CA)
CDN. Wszystkie imiona i fakty w powyższym opowiadaniu są fikcyjne i jakiekolwiek podobieństwo do rzeczywistości jest całkowicie przypadkowe i niezamierzone.
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!