Jasna i ta druga strona księży(ca) odc.334
Kolejne dni w nowej parafii mijały bez większych niespodzianek i były do siebie dość podobne. Można powiedzieć, że Mateusz cieszył się wyjątkowym spokojem. Dawało się zauważyć, że bez wyraźnej i naglącej przyczyny nikt się nie pojawiał w kancelarii, a w kościele na Mszach Świętych były głównie osoby, które zamówiły intencję mszalną, w niedzielę frekwencja wydawała się nie przekraczać 30 procent.
Z tego co słyszał, wcześniej było znacznie lepiej pod tym względem, ale trudno było mu ocenić, czy to konsekwencje pandemii, czy zawirowań z jego poprzednikiem. Mateusz starał się okazywać serdeczność wszystkim swoim parafianom, zwłaszcza jeśli miał okazję do osobistego kontaktu, ale miał wrażenie, jakby pomiędzy nim a parafianami istniała jakaś pancerna szyba, która uniemożliwiała bliższy kontakt. On sam nie bardzo wiedział, jak sobie z tym poradzić. Póki co musiał osobiście zająć się wszystkim, co dotyczyło kościoła, zakrystii, plebanii i kuchni. Został mu jedynie organista, ale Mateusz z każdym dniem nabierał podejrzenia, że to był właśnie ten członek parafialnego sztabu, który najbardziej nadawał się do zwolnienia. Niby nie pozostawił go całkowicie samego, ale jednocześnie unikał kontaktu, pojawiał się tuż przed Mszą i szybko znikał, śpiewał z dziwną manierą i miał bardzo ograniczony repertuar. I, co najgorsze, ludzie właściwie w ogóle nie śpiewali.
- Panie Romanie, ja naprawdę muszę się z panem spotkać - powiedział Mateusz, kiedy wreszcie udało mu się złapać organistę przed kościołem.
- Oczywiście księże proboszczu, ale ja to chyba jestem ostatnim zmartwieniem, mogę zaczekać - odpowiedział organista.
- Nie wiem czy ostatnim, bo tak naprawdę jest pan jedynym członkiem sztabu parafialnego, który się ostał, więc jeśli mamy mówić o zmartwieniach to jest pan właściwie jedynym, ale odstawiając żarty na bok, minęły dwa tygodnie, a ja nie wiem na jakiej zasadzie jest pan zatrudniony, jak jest pan wynagradzany, jak pan sobie wyobraża dalszą współpracę, no i ja też bym chciał powiedzieć, jak ja bym to widział - wyjaśnił Mateusz.
- Jak dla mnie, to wszystko może pozostać tak, jak było - szybko zapewnił pan Roman.
- Wie pan, panie Romanie, być może dla mnie też wszystko mogłoby pozostać tak jak jest, ale muszę najpierw wiedzieć, jak jest, jakie są zasady. Naprawdę musimy porozmawiać - upierał się Mateusz.
- To jak tylko się jakoś ogarnę, to ja podlecę do księdza proboszcza - zapewnił organista.
- Kurczę, przepraszam, ale nie rozumiem. To ja się muszę jakoś ogarnąć, bo jestem tu nowy. Pan pracuje tutaj od wielu lat, prawda? Więc co ma pan ogarniać? - zniecierpliwił się Mateusz.
- Ksiądz wybaczy, ale to są osobiste sprawy, na razie nie chciałbym wchodzić w szczegóły - powiedział mężczyzna unikając kontaktu wzrokowego.
- Rozumiem, oczywiście nie mam zamiaru wchodzić w pana życie osobiste, po prostu potrzebuję wiedzieć, na czym stoję. Ale oczywiście zaczekam, aż będzie pan gotowy - zgodził się Mateusz, który bynajmniej nie chciał, aby organista mu się zwierzał, jeśli nie odczuwa takiej potrzeby. Poza tym, prędzej czy później będzie się musiał pojawić w kwestii wynagrodzenia, więc jeszcze tych kilka dni mógł zaczekać. I tak wyglądała sytuacja z jedynym parafianinem, który był jakoś głębiej zaangażowany w życie parafii - i to, niestety, przez zatrudnienie. Był to zaiste dziwny obraz parafii w mieście, które słynęło z głębokiego i licznego zaangażowania ludzi w życie Kościoła.
Plusem tej sytuacji, chyba jedynym przynajmniej na razie, było to, że Mateusz sam otwierał kościół, przygotowywał ołtarz i paramenty liturgiczne, zapalał świece. No właśnie świece. Zaledwie kilka dni po objęciu parafii wymienił wszystkie sztuczne świece na olej, na prawdziwe świece woskowe. Uwielbiał ten zapach, a także codzienne pielęgnowanie tych świec, przycinanie knotów, modelowanie wosku. Ludzie przyglądali mu się z wielką ciekawością. Co ciekawe, zaledwie dwa dni po tej wymianie pojawił się u niego proboszcz z sąsiedniej parafii, Robert.
- Cześć, słuchaj, podobno przywróciłeś wszystkie świece woskowe w kościele, prawda to? - zapytał prosto z mostu.
- Tak, a co, ty też o tym myślisz? - Mateusz był zdziwiony, jak szybko rozchodzą się wieści, wziąwszy pod uwagę, że nowe świece były w kościele zaledwie dwa dni w ciągu tygodnia i na Mszach była garstka ludzi.
- Nie, nie! Wręcz przeciwnie, zastanawiałem się, czy może nie chciałbyś się pozbyć, oczywiście za jakąś odpłatnością do uzgodnienia, tych świec olejowych, które polikwidowałeś? - zapytał Robert. Mateusz nie od razu wiedział, co odpowiedzieć, bo są to zawsze kwestie delikatne. Być może ktoś te świece zafundował parafii? Ale z drugiej strony, skoro nie miał żadnej Rady parafialnej to nawet nie miał się kogo spytać.
- Wiesz co Robert? Nie wiem, czy ktoś mi się o te świece nie upomni, na przykład, że ofiarował do kościoła, albo coś takiego. Ale jeżeli zgodzisz się na taki układ, że gdyby ktoś się odezwał z pretensjami, to mi je ewentualnie zwrócisz, to możesz je zabrać. A co do rekompensaty to zobaczymy później, może będę potrzebował jakiejś innej pomocy - zaproponował Mateusz.
- Dla mnie nie ma żadnego problemu - Robert był bardzo zadowolony, że udało mu się praktycznie za darmo otrzymać kilka kompletów bardzo przyzwoitych świec, bo trzeba oddać Piotrowi, poprzedniemu proboszczowi, że produkty były naprawdę dobrej jakości.
- Ale, Robert, powiedz mi proszę, jak to się stało, że wiesz o tym, że wymieniłem wszystkie świece? Ja nawet tego w żaden sposób nie ogłaszałem, po prostu wymieniłem wszytko we wtorek rano, a dzisiaj jest czwartek i ty do mnie przyjeżdżasz… - dziwił się Mateusz.
- Sorry Mateusz, ale tego nie mogę ci powiedzieć - uśmiechnął się Robert. - Ale pobędziesz kilka miesięcy w Jaroszynie i wszystko zrozumiesz. Powiem ci tylko tyle, że właściwie jesteś tu pierwszym proboszczem, który nie był wcześniej wikariuszem w przynajmniej jednej z tutejszych parafii. Ja na przykład byłem przed probostwem przez osiem lat w Jaroszynie - Robert jeszcze raz uśmiechnął się znacząco i zabrał duży karton ze świecami i ruszył w kierunku swojego samochodu. Mateusz chciał go jeszcze przy okazji zapytać, jakie jest jego zdanie na temat całej tej sprawy z księdzem Piotrem, ale Robert szybko wskoczył do samochodu, jakby się obawiał, że Mateusz może się rozmyślić.
- Może to i lepiej - westchnął Mateusz i machnął ręką, po czym udał się do kancelarii. Nie spodziewał się wielkiego ruchu, ale bardzo się starał nigdy nie spóźniać i być zawsze do dyspozycji. Kolejną sprawą, którą musiał z uznaniem oddać Piotrowi, była kancelaria prowadzona w sposób wręcz perfekcyjny. Mateusz chyba nigdy w swoim życiu nie miał tak idealnie wyprowadzonej całej biurokracji i obiecywał sobie, że uczyni wszystko, aby dobrych wzorców Piotra nie zmarnować. W sprawach administracyjnych praca Piotra była absolutnie bez zarzutu. Jedyną sprawą, którą musiał Mateusz rozpracować, było sprzątanie kościoła, bo do tej pory zajmował się tym kościelny, którego już nie było. Od ostatniego sprzątania minęły dwa tygodnie, nie było jeszcze jakichś zaniedbań, ale na pewno w tym tygodniu trzeba będzie się za to wziąć, a on ciągle nie wiedział w jaki sposób „ugryźć” tę swoją nową parafię. Nie chciał podejmować pochopnych decyzji, zwłaszcza w kwestiach personelu. W tym momencie otworzyły się drzwi i do kancelarii weszła kobieta około czterdziestki, a może trochę młodsza.
- Szczęść Boże, księże proboszczu, nie przeszkadzam?
- Ależ skąd, właśnie tu na panią czekałem - uśmiechnął się Mateusz.
- Naprawdę? - zdziwiła się kobieta.
- No może nie w sensie dosłownym konkretnie na panią, ale to jest ta godzina, w której jestem do dyspozycji moich parafian - wyjaśnił Mateusz.
- A już pomyślałam, że naprawdę się ksiądz mnie spodziewał… W każdym razie, skoro ksiądz tak na nas czeka, to ja na pewno będę przychodziła - uśmiechnęła się kobieta, a Mateusz się lekko zaniepokoił. - Ale proszę się nie martwić, nie będę księdza nękać, po prostu wydaje mi się, że nastawienie ma ksiądz zupełnie inne niż ks. Piotr.
- Nie sądzę, że ks. Piotr nie przyjmował wiernych w kancelarii - delikatnie skomentował Mateusz.
- W kancelarii przyjmowała pani Bożena, właśnie się zastanawiałam, dlaczego jej nie ma - odparła kobieta. - A ks. Piotr wszystko sam wiedział najlepiej i nie potrzebował konfrontować się ze swoimi parafianami - powiedziała kobieta, a Mateusz, który właśnie się dowiedział, że była jakaś pani Bożena w kancelarii za poprzednika, miał wielką ochotę, żeby pociągnąć ją za język pytając choćby o Radę parafialną, która w całości zrejterowała, ale wiedział, że to nie byłoby eleganckie, więc nie kontynuował tematu.
- W czym mogę pani pomóc? - zapytał.
- Proszę księdza, wspaniały pomysł z tymi świecami w kościele, naprawdę jestem zachwycona. I chciałam zapytać, jaki jest koszt miesięczny tych prawdziwych świec, bo bardzo bym chciała mieć w tym swój udział. No ale nie wiem, na ile mnie stać, może chociaż na miesiąc albo dwa? - spojrzała na niego pytająco a Mateuszowi aż się oczy zaświeciły z radości, bo to było pierwsze potwierdzenie, że zadziałał we właściwym kierunku. - Poza tym, hobbystycznie zrobiłam kilka kursów i szkoleń z florystyki, więc gdyby ksiądz był zainteresowany, to może mogłabym wreszcie sprawdzić, czy się czegoś nauczyłam i czy to komuś może sprawić radość.
Jeremiasz Uwiedziony
Książka: JASNA I TA DRUGA STRONA KSIĘŻY(CA)
CDN. Wszystkie imiona i fakty w powyższym opowiadaniu są fikcyjne i jakiekolwiek podobieństwo do rzeczywistości jest całkowicie przypadkowe i niezamierzone.
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!