Jasna i ta druga strona księży(ca) - odc.385
I tak oto zaczęła się jego nowa przygoda duszpasterska. Prawdę mówiąc słowo „przygoda” coraz mniej pasowało do opisu sytuacji, a na usta cisnęło się raczej określenie mission impossible, a on wcale się nie czuł Tomem Cruizem skrojonym do tej roli. Wprowadzenie do parafii odbyło się nie w niedzielę, jak początkowo było planowane, ale w sobotę wieczorem. Teoretycznie przyczyną zmiany terminu były obowiązki księdza Szczepana, jego nowego dziekana, który w niedzielę musiał jechać gdzieś na dożynki, czy jakąś inną ceremonię, bo na dożynki było raczej za wcześnie. Musiał? Twierdzi, że musiał. Mateusz początkowo gorączkował się z tego powodu, że przecież w parafii pewnie już było ogłoszone, że wszystko odbędzie się w niedzielę, 7 sierpnia i ludzie są nastawieni, ale, jak się okazało, w parafii nic jeszcze nie zostało ogłoszone. Było to przynajmniej dziwne, ale nie chciał nad tym głębiej się zastanawiać, bo im więcej myślał, tym czarniej to widział. Z rozmowy ze swoim poprzednikiem ks. Piotrem wywnioskował, że po pierwsze jest on odwoływany z parafii z powodu oskarżenia o bliżej nie wyjaśnione czyny wobec nieletniego, jakkolwiek nie padło słowo pedofilia, po drugie, że Piotr jest zdruzgotany tą sprawą i z wielkim żalem opuszcza parafię, którą przynajmniej pod względem gospodarczym wyprowadził na prostą, co Mateusz mógł zauważyć podczas krótkiej wizyty z Maciejem. Był jednak na tyle lojalny wobec swojego biskupa, że - jakby to powiedzieć – nie robił w parafii zamętu większego od tego, który już się wytworzył. A ten był całkiem spory, bo zdaje się, że jakiś chłopiec przez swoich rodziców wniósł oskarżenie, że ksiądz proboszcz go poszarpał czy popchnął, ale w dzisiejszych czasach i w obecnej atmosferze, jaka jest wokół Kościoła, wielu ludzi myślało według następującej pseudo-logiki: chłopiec oskarża o coś księdza. Co dzisiaj najczęściej zarzuca się księżom? I wniosek wychodził prosty jak drut: kolejny pedofil. I Mateusz czuł na sobie te spojrzenia, kiedy wreszcie w sobotę, 13 sierpnia miało miejsce jego wprowadzenie. Dzień fatimski, który zwykle spędzał pielgrzymując pieszo na Jasną Górę, tym razem był dniem jego instalacji. Niewielu ludzi w kościele, ciężkie spojrzenia, ciężka atmosfera, ks. dziekan wyraźnie się spieszył, a koledzy z nowego dekanatu nieobecni. Mimo wszystko Mateusz z wielkim wzruszeniem odczytał CREDO, jakby chciał ponownie umocnić się w wierze, że to Bóg, którego wyznaje, poprzez Kościół, w który również wierzy, posyła go tutaj i że Bóg wie co robi. Został również powitany przez przedstawicieli miejscowych władz samorządowych, nie zdążył się dokładnie zorientować, kto był kim, ale miał wrażenie, że nie był to pierwszy garnitur urzędniczy. Nie był przewidziany żaden posiłek, ksiądz dziekan się spieszył, więc krótko po Mszy Świętej został sam. I wtedy podszedł do niego prawdopodobnie jeden z jego nowych parafian.
- Całkiem ładną parafijkę ksiądz dostał, pewnie się ksiądz cieszy? - zapytał z dziwnym uśmiechem.
- Witam pana – odparł Mateusz. - Szczerze powiem, że dopiero się rozglądam, bo pierwszy raz byłem tu kilka dni temu i to tylko na chwilę. Ale na pewno pięknie tutaj wszystko ks. Piotr wyprowadził... gospodarczo – Mateusz szybko zawęził swój komplement dla poprzednika, bo zdał sobie sprawę, że nie ma pojęcia, czy jego rozmówca jest rozgoryczony postawą księdza Piotra, czy może należy do jego zwolenników i w związku z tym on sam jest rozgoryczony, że księdza Piotra już nie ma
w ich parafii. Szybko okazało się, że prawdziwa była druga opcja.
- I nie tylko gospodarczo. Ksiądz Piotr wyprowadził tu na prostą WSZYSTKO i tak mu podziękowali... A ksiądz sobie tutaj przyszedł na gotowe. Szczęściarz z księdza – pan najwyraźniej sugerował, że może nawet Mateusz „wygryzł” swojego poprzednika.
- Przykro mi, że ksiądz Piotr odszedł i powiem panu, że ja się też nigdzie z mojej poprzedniej parafii nie wybierałem, ale taka była decyzja księdza biskupa i zarówno ksiądz Piotr, jak i ja, po prostu ją przyjęliśmy. Obaj przyrzekaliśmy posłuszeństwo biskupowi, który nas wyświęcił na kapłanów i jego następcom, więc teraz po prostu byliśmy posłuszni jego woli – spokojnie próbował wyjaśnić Mateusz.
- Ja wszystko rozumiem. Posłuszeństwo biskupowi i gotowość na przeniesienie do innej placówki powinno być u was czymś normalnym. Ale nie rozumiem czegoś innego. Nie rozumiem dlaczego za księdzem Piotrem nikt się nie wstawił, przecież ma wielu kolegów, którzy znają go od święceń właśnie, nawet tu bywali na różnych imieninach i innych imprezach. I co? Padło jakieś jedno oskarżenie. Jedno! I pyk! Koniec! Wypad z parafii. Ksiądz sobie zdaje sprawę, że za dwa tygodnie, ktoś może wnieść podobne albo i gorsze oskarżenie pod księdza adresem? I co wtedy? Następna zmiana? Ja się nie znam na tych waszych wewnętrznych hierarchiach, ale czy macie tam w ogóle kogoś, kto by was bronił? Przecież jakby jakiś wariat chciał sparaliżować Kościół, to mógłby wygenerować taką ilość oskarżeń, że nagle trzeba by było połowę parafii zawiesić, a wy co? Będziecie wszystkich tych oskarżonych księży wysyłać na urlopy zdrowotne jak księdza Piotra? Inna sprawa, że on się biedak dopiero teraz tak naprawdę pochoruje z tego wszystkiego, co go spotkało – mężczyzna już nawet nie patrzył na Mateusza, ale widać było, że jest pełen rozgoryczenia i prawdziwie zmartwiony o księdza Piotra.
- Jest sporo racji w tym, co pan mówi. Ale proszę też zrozumieć księdza biskupa. Gdyby po pojawieniu się pierwszych oficjalnych oskarżeń pozostawił księdza na parafii, a potem znowu by się coś wydarzyło ze strony tego księdza, nie daj Boże następne osoby zostałyby skrzywdzone, a rządca diecezji stawałby się współwinnym, bo nie reagował – tłumaczył Mateusz.
- Aha, czyli żeby ochronić siebie to za każdym niesprawdzonym oskarżeniem, albo bzdurą w prasie, będzie odwoływał księży, tak? - mężczyzna patrzył Mateuszowi w oczy.
- Przede wszystkim nie żeby chronić siebie, ale – jak myślę – ewentualne ofiary. To nie jest takie proste. I zgadzam się, że nie jest sprawiedliwe. Ale ta spirala wokół tych problemów jest tak nakręcona, że biskupi mają bardzo małe pole manewru – Mateusz sam już nie wiedział, co ma jeszcze powiedzieć.
- Może i nie mają za dużego manewru, ale to nie jest sprawiedliwe, nie można się tak po prostu poddawać – mężczyzna kręcił głową. - A niech mi ksiądz powie, nie zna ksiądz osobiście żadnego przypadku, że księdza oskarżyli, biskupi zdjęli go z parafii, ludzie zaczęli go wytykać palcami, prasa obsmarowywać, koledzy księża omijać, a potem w uczciwym procesie okazało się, że to wszystko bzdury wyssane z palca? Zna ksiądz takie przypadki? - zapytał.
- Oczywiście, że znam – odparł Mateusz, który miał świeżo w pamięci choćby sytuację ks. Mariana, którego odstawiono na bok w oparciu o plotkę usłyszaną na weselu, a po latach okazało się, że fakt nie zaistniał. Ale co się Marian nacierpiał, to już tylko on wie, no i mimo wszystko gdzieś za nim ta sprawa będzie się ciągnąć. Bo oskarżenie często przylega do człowieka, a uniewinnienie nie zawsze zdoła to odkleić.
- Widzi ksiądz? Ja też znam. A przede wszystkim dałbym sobie rękę uciąć za księdza Piotra. No, ale ksiądz ma teraz fajną parafię, a księdza Piotra, nawet jeśli kiedyś oczyszczą z zarzutów, to już do nas nie przywrócą – podsumował mężczyzna, dając raz jeszcze do zrozumienia Mateuszowi, że nie do końca jest tu mile widziany.
- Nie wiem co panu odpowiedzieć. Nie znam aż na tyle Piotra, żeby za niego rękę włożyć w ogień, ale pewnie wielu jego kolegów mogłoby tak uczynić. Ja też mam wielką nadzieję, że Piotr zostanie oczyszczony z zarzutów i będzie jeszcze mógł służyć Kościołowi tak dobrze, jak to czynił tutaj. Ja mogę tylko pana zapewnić, że ja też dam z siebie wszystko i jeszcze raz podkreślić, że naprawdę nie pchałem się na tę parafię – powiedział Mateusz. - Czy mogę zapytać, jak pańska godność? W końcu jest pan pierwszym parafianinem, który zechciał ze mną porozmawiać...
- Ryszard Maziak – przedstawił się mężczyzna. - Jestem trochę związany z Wojownikami Maryi i z księdzem Piotrem planowaliśmy zrobić coś w naszej parafii w tym kierunku, no ale już nie zrobimy. A to że jestem pierwszym parafianinem, który z księdzem rozmawia, niekoniecznie oznacza, że będę to robił często. Nie wiem. Nie wiem, jak to przetrawię – powiedział mężczyzna, jeszcze raz upewniając Mateusza, że nie pogodził się ze zmianą proboszcza, któremu ufał i z którym miał związane plany duszpasterskie. Wymienili uścisk dłoni i pan Maziak się oddalił.
Mateusz nie wiedział, czy ma być umiarkowanie zadowolony, że jednak w parafii ludzie nie wierzą w winę księdza Piotra, czy raczej zasmucony, że uważać go będą za tego, który wygryzł księdza Piotra i przejął „odrobioną” parafię. Wyszedł z zakrystii i podszedł do pięknej figury św. Pawła przed kościołem. Chciał się chwilę pomodlić do patrona swojej parafii, ale tak naprawdę zalała go fala wielkiej tęsknoty do Matki Bożej w jej jasnogórskim wizerunku. To tam powinien być teraz. Na Jasnej Górze. Tam na pewno wszystko to inaczej by dla niego wyglądało. Spojrzał na zegarek. Osiemnasta trzydzieści. Przy odrobinie szczęścia mógłby dojechać na Apel Jasnogórski, ale jutro czeka go pierwsza niedziela w nowej parafii i pewnie spotkania z kolejnymi panami Maziakami, a też pewnie pojawi się ktoś, kto nie omieszka stwierdzić, że wszyscy księża to pedofile... Tym bardziej potrzebuje więc przytulić się do serca Matki. Nie zastanawiając się ani chwili dłużej Mateusz ruszył w kierunku zaparkowanego samochodu.
Jeremiasz Uwiedziony
Książka: JASNA I TA DRUGA STRONA KSIĘŻY(CA)
CDN. Wszystkie imiona i fakty w powyższym opowiadaniu są fikcyjne i jakiekolwiek podobieństwo do rzeczywistości jest całkowicie przypadkowe i niezamierzone.
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!