TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 03 Września 2025, 12:53
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Jasna i ta druga strona księży(ca) odc. 384

Jasna i ta druga strona księży(ca) odc. 384

W tym tygodniu czuł się jak bezpański pies. No, może to lekka przesada, ale w poprzednią niedzielę, ostatnią w lipcu, został pożegnany w swojej poprzedniej parafii, a w pierwszą niedzielę sierpnia ma być powitany w nowej w Jaroszynie.

Pierwsze kontakty z nowym dekanatem nie były szczególnie pozytywne. Nie bardzo mógł się dodzwonić do ks. Piotra, którego miał zastąpić, natomiast jego nowy dziekan, ks. Szczepan, trochę go zwodził odnośnie wprowadzenia. Udało się wreszcie ustalić dzień, właśnie pierwszą niedzielę sierpnia podczas Mszy o godz. 12.00, ale w dalszym ciągu nie było jasne kiedy nastąpi przekazanie parafii i jej aktywów w obecności starego proboszcza, członków rady parafialnej i właśnie księdza dziekana. Trochę go to niepokoiło, bo słyszał, że ostatnio w jednej z parafii były problemy z jakimiś zabytkowymi kielichami, które poginęły i nie tylko. Więc chciał, aby jego proces przejmowania parafii był transparentny i w miarę szybki. Maciej od dawna namawiał go do wspólnej wizyty na „nowych włościach”, ale jakoś nie mogli znaleźć takiego popołudnia, które im obu by pasowało, a Mateusz nie chciał jechać sam. Szczerze mówiąc trochę się też obawiał rozmowy ze swoim poprzednikiem, bo ciągle głośno było, że podpadł, rzeczywiście nie był przenoszony na kolejną placówkę, ale został skierowany na roczny urlop zdrowotny. Albo sam o to poprosił, co do tego też nie było jasności. Ale może dzisiaj wszystko stanie się bardziej klarowne, bo za kilkanaście minut miał przyjechać Maciej i obaj mieli już wolne, więc pewnie się wybiorą do Jaroszyna. Przez chwilę Mateusz próbował „ustalić” stan swoich emocji. Sam nie wiedział, czy był rozczarowany pożegnaniem w starej parafii, czy może było tak, jak oczekiwał. Nie odczuwał też szczególnej ekscytacji nową kartą swojego życia, którą miał za kilka dni otworzyć. Czyżby mu to wszystko trochę zobojętniało? Nie byłby to dobry znak... A może po prostu jest dojrzałym księdzem i wie, że każda parafia ma swoje plusy i minusy, więc nie ma co się nadmiernie ekscytować i eskalować oczekiwań. Na pewno wiedział, że niczego się nie obawia i był przygotowany na różne trudności. Przez chwilę jeszcze się zastanawiał, jak to się stało, że nigdy nie był w żadnej parafii swojego nowego dekanatu, co wydawało się wręcz nieprawdopodobne, a jednak tak właśnie było. Żaden z jego kolegów nie pochodził z jaroszyńskich parafii i nikt w nich nie pracował, więc ani pogrzeby rodziców, ani zjazdy kursowe, imieniny nigdy go tam nie przywiodły. Nowego dziekana, który był od niego starszy o jakieś sześć, siedem lat, znał właściwie o tyle o ile.
Wreszcie dzwonek u drzwi rozedrgał się niecierpliwie nie pozostawiając wątpliwości, że Maciej dotarł.
- Cześć Maciek, wejdziesz, czy jedziemy od razu? - zapytał Mateusz.
- Nawet kawy nie zaproponujesz? - Maciej bezceremonialnie wpakował się do środka niemal siłą usuwając Mateusza z przejścia.
- No przecież pytam – ofuknął go Mateusz.
- Już ja znam ten rodzaj pytania, na który oczekiwałeś tylko jednej odpowiedzi. Ale moja jest inna. Najpierw kawa, opowiesz mi o pożegnaniu, a potem jedziemy – Maciek już siedział w fotelu stukając dłońmi o oparcia.
- W sumie mógłbym ci opowiedzieć w samochodzie, ale dobra, robię kawę – Mateusz zniknął na chwilę w kuchni.
- A co ty mebli nie pakujesz? - krzyknął z salonu Maciej.
- Nie, wszystko zostaje. Zresztą moich mebli było tu niewiele, właściwie to żadnych mebli nie miałem swoich. Część zrobiliśmy już tutaj, więc są parafialne. Chyba z rok temu założyłem księgę inwentarzową, wszystko wpisałem, więc musi zostać – odparł Mateusz.
- A wiesz, że twój następca ma niezłą kolekcję, nie powiem antyków, no ale całkiem przyzwoitych mebli – zauważył Maciej.
- Tak? A to ciekawe, bo jak do mnie dzwonił i mu powiedziałem, że tu właściwie jest wszystko umeblowane, to się wręcz ucieszył. Zwłaszcza jak mu powiedziałem, że nie musi mi za żadne meble płacić, bo albo odziedziczyłem po poprzedniku, albo nabyłem za pieniądze parafialne. Nie posiadał się z radości – opisywał Mateusz stawiając kawę na stole.
- Dziwne... - Maciej się zamyślił. - Doskonale pamiętam, jak narzekał, kiedy dziesięć lat temu zmieniał parafię, że ma meble stylowe, a nowa plebania jak kurnik w pegeerze, tak się dosłownie wyraził. No i ja widziałem te meble w tym „kurniku”, jakoś je tam pomieścił, więc nie wiem co z nimi później zrobił. No, chyba że się wybudował – uśmiechnął się Maciej.
- Wybudował się? - zdziwił się Mateusz.
- Chodziły takie pierdoły, że gdzieś tam nad jeziorem Leszczyńskim miał jakąś działkę. Ale zostawmy to! Opowiedz jak po tobie płakano! - Maciej wypił łyk kawy i wbił oczy w Mateusza.
- No cóż, szału nie było i może i dobrze. Jak wiesz wikariusze zwykle bardziej są zainteresowani ceremonią powitania nowego proboszcza niż żegnania starego, więc wszystkim się zajęła rada parafialna, która w większości była... na urlopie – uśmiechnął się Mateusz.
- Jak to? Żegnali cię na odległość? - zdziwił się Maciej.
- W pewnym sensie tak. Tydzień wcześniej przyszedł przewodniczący pan Zenek i mi wyliczył, kogo nie będzie łącznie z nim. Zapytał, czy wolę kwiaty, czy coś praktycznego, no i zapewnił mnie, że powyznaczał wszystko, więc mam się nie martwić. Znasz mnie i wiesz, że takie rzeczy mnie nie martwią nigdy, wręcz nie lubię takich siłowych życzeń czy podziękowań, ale takie postawienie sprawy było dość kuriozalne. W każdym razie kilka delegacji powiedziało kilka okrągłych słów, coś tam zaśpiewały dzieciaki i było po zawodach. Najlepsze było to, że już po wszystkim zorientowali się, że nikt nie robił zdjęć, nawet komórką. I trochę ma zgryz pani Gosia, co prowadzi kronikę parafialną, bo co ona teraz ma tam umieścić. No więc zlitowałem się i wieczorem zapozowałem do jednego zdjęcia z bukietem kwiatów – opowiadał Mateusz.
- No to nie za ładnie – skwitował Maciej marszcząc brwi.
- Ale powiem ci, że najładniejsze słowa dostałem od nadzwyczajnego szafarza, pana Zbyszka, wiesz, tego, który napisał do kurii, że się w tej parafii marnuję. Wiesz, on naprawdę w to wierzy i jest autentycznie szczęśliwy, że mam zmianę. I to się dało odczuć, choć jak mówił, będzie mu brakować wielu rzeczy i aż mnie zadziwił, kiedy wymienił czego.
- No, słuchamy... - Maciej przestał marszczyć brwi.
- Codziennych krótkich homilii – zaczął wyliczać Mateusz.
- A cóż to takiego, dzisiaj prawie wszyscy mówią takie homilie, przecież twoi wikariusze też mówią, a myślę, że i Piotrek tego nie będzie zmieniał – wtrącił się Maciej.
- Dokładnie tak samo zareagowałem, ale pan Zbyszek stwierdził, że nie chodzi mu o homilie w ogóle, ale o krótkie homilie, gdzie w minutę półtora dostaje jedną ważną myśl, która potem go drąży i takie jego zdaniem miałem tylko ja – Mateusz rozłożył ręce.
- Okay, ale ja mówię takie same. Dobra, co jeszcze?
- Adoracje Najświętszego Sakramentu i zanim zaczniesz marudzić, że wszyscy je robią, to od razu ci tłumaczę, że pan Zbyszek twierdzi, że nikt tak nie potrafił, przynajmniej w naszej parafii, połączyć odpowiedniego zakresu milczenia z medytacją i śpiewem jak ja. Jego zdanie – Mateusz znowu się asekurował gestem dłoni. - Dobra, dość tego, wypiłeś kawę? Dawaj, jedziemy do tego Jaroszyna – powiedział wstając energicznie z fotela.
- Dwie rzeczy? Tylko dwie rzeczy wymienił? Myślałem, żeś tam trochę więcej posiał – Maciej nie byłby sobą, gdyby trochę koledze nie dokuczył.

***

Kościół z zewnątrz i całe otoczenie prezentował się naprawdę imponująco. Nawet statua Świętego Pawła, patrona parafii była jak niepolska i w ogóle wyglądała na prawie antyczną.
- Nie uwierzycie, ale tego Świętego Pawła ściągnąłem z Hiszpanii – dobiegł ich z tyłu głos ks. Piotra.
- Cześć Piotr, od razu czułem, że to jakieś inne klimaty – uśmiechnął się Mateusz i wyciągnął rękę do swojego poprzednika. - Możemy najpierw wejść do kościoła?
- Daj spokój, jeszcze się tam nachodzisz. A poza tym nie mam kluczy przy sobie. Chodźcie na plebanię – powiedział Piotr, odwrócił się i ruszył w kierunku plebanii. Mateusz kątem oka spojrzał na Macieja, który też był zdziwiony zachowaniem gospodarza.
- W sumie racja – powiedział półgłosem. - Jeszcze się tam nachodzisz.
Kiedy weszli na plebanię okazało się, że była już całkowicie pozbawiona mebli. No, prawie całkowicie, bo kuchnia była nienaruszona i w pełni urządzona.
- Meble zrobiliśmy na wymiar ze dwa lata temu, bo nie spodziewałem się, że zachoruję – sarkastycznie stwierdził Piotr. - Więc będziesz musiał tę kuchnię ode mnie odkupić, bo szkoda to demontować i przenosić. Zresztą nie wiem nawet gdzie. Mam faktury na wszystko, policzymy tak, żeby każdy z nas był zadowolony.
- Przepraszam, że pytam, możesz nie odpowiadać, ale jakie konkretnie masz problemy zdrowotne – zapytał Mateusz.
- Żadnych. Zostałem oskarżony o nieodpowiednie zachowania, a w tej chwili zanim cokolwiek się ruszy na ścieżce prawnej wylatujesz na zieloną trawkę, bo w przeciwnym razie diecezja ryzykuje, więc wolą się zabezpieczyć. W sumie się nie dziwię, bo na miejscu biskupa pewnie bym to samo zrobił, ale kiedy nie masz sobie nic do zarzucenia, przynajmniej w materii, o którą cię oskarżają, to nie jest wcale miło.

Jeremiasz Uwiedziony

Książka: JASNA I TA DRUGA STRONA KSIĘŻY(CA)


CDN. Wszystkie imiona i fakty w powyższym opowiadaniu są fikcyjne i jakiekolwiek podobieństwo do rzeczywistości jest całkowicie przypadkowe i niezamierzone.

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!