TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 03 Września 2025, 12:56
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Jasna i ta druga strona księży(ca) odc. 381

Jasna i ta druga strona księży(ca) odc. 381

- Proszę, niech pan wejdzie, panie Zbyszku – powiedział Mateusz ściskając dłoń nadzwyczajnego szafarza Komunii Świętej. Mieli ich w parafii pięciu, ale pan Zbyszek był chyba najlepszy ze wszystkich, ułożony, niezwykle oddany Bogu i Kościołowi i znakomity współpracownik księży i świeckich.
- Księże proboszczu, czego to ja się dowiaduję? Czy to wszystko prawda? - pan Zbyszek nawet nie chciał usiąść
i z wyrzutem spoglądał na Mateusza.
- Nie wiem czy wszystko, panie Zbyszku, ale jeśli ma pan na myśli moje odejście z naszej parafii, to tak – odparł ze spokojem Mateusz. - No, ale chyba mi pan nie powie, że się dowiedział dopiero teraz. Cała parafia od miesięcy nie mówi o niczym innym, a i spoza parafii słyszałem o moim odejściu, więc nie wiem czemu pan jest zdziwiony.
- Księże proboszczu, przecież ksiądz wie, że ja się plotkami nie zajmuję. Dopiero dzisiaj rano przeczytałem
w „Diecezjalnych Wiadomościach”.
Ale jak to tak? Przecież dopiero co ksiądz przyszedł i już zmiana? Czy tu księdzu z nami źle? - gorączkował się pan Zbyszek, który miał już swoje lata.
- Nie tak „dopiero co”, bo pięć lat minęło, ale to nie jest kwestia, czy mi tutaj
z wami dobrze, czy źle. Po prostu ksiądz biskup mnie zaprosił na spotkanie
i stwierdził, że potrzebuje mnie w innym miejscu. A ja sobie przypomniałem, że zawsze chciałem pójść nie gdzieś, ale tam gdzie mnie poślą, więc zgodziłem się i już – wyjaśnił Mateusz.
- Ksiądz tylko tak mówi, ja doskonale wiem, kto tu pod księdzem dołki kopał i to nie od dziś – pan Zbyszek ze smutkiem kręcił głową.
- Ale panie Zbyszku, sam pan powiedział wcześniej, że pan się wcale nie zajmuje plotkami, a teraz...
- ...bo się nie zajmuję! - przerwał mu pan Zbyszek. - Mówię o tym, co słyszałem na własne uszy od osób, które nigdy księdza tutaj nie zaakceptowały. I niektóre się tu kręcą cały czas. Nic nigdy nie mówiłem, bo uważałem, że ksiądz sobie z tym poradzi, a biskup też pewnie nie działa pochopnie, przynajmniej nie ten nowy. Ale wygląda na to, że w końcu im się udało, a ksiądz biskup dał się nabrać – wyrzucał swoje przemyślenia pan Zbyszek.
- Panie Zbyszku, ale to naprawdę nie jest jakieś karne przeniesienie – łagodnie tłumaczył Mateusz.
- No a co innego ma ksiądz powiedzieć? Jak nigdy nie czytam żadnych komentarzy pod informacjami, tak tym razem się skusiłem, żeby zobaczyć, czy któryś z tych, co ich mam na myśli, czegoś tam nie napisał. No, ale chyba nie mieli czelności. Natomiast inni tam wszystko już w tych komentarzach porównali: z większej na mniejszą, z placówki z wikariuszami na samodzielną, z centrum diecezji na obrzeża. Wszystko wskazuje na degradację. Dlatego, księże mówię otwarcie: ja chcę z tym jechać do kurii. Nie będę żadnej grupy montował, ale sam pojadę. Nie podoba mi się, że mój Kościół funkcjonuje w taki sposób. Zaczęliśmy tu wreszcie trochę fajnych inicjatyw duszpasterskich, bo wcześniej liczyła się tylko budowa, i co? Koniec? Nie podoba mi się to.
- Panie Zbyszku, proszę usiąść – uśmiechnął się Mateusz, bo było nie było, to był pierwszy głos smutku z powodu jego odejścia, a do tej pory spotykał się raczej z obojętnością. Pan Zbyszek posłusznie usiadł.
- Ja naprawdę doceniam pana lojalność, panie Zbyszku, ale w mojej zmianie nie ma nic spiskowego, proszę mi wierzyć. I nie ma w tym żadnej kary. Jeśli mogę wyrazić swoją opinię, choć oczywiście mogę się mylić, to być może są to pierwsze oznaki jakiejś rozsądnej gospodarki zasobami ludzkimi w Kościele, jakkolwiek chłodno i korporacyjnie by to nie zabrzmiało. Pewnie, nie spodziewałem się tej zmiany, ale mogę powiedzieć, że rozumiem i podzielam motywacje mojego zwierzchnika. Oczywiście, obaj możemy się mylić, ale na pewno nie czuję się ukarany czy upokorzony. Biskup mnie zapytał i dostał moje „tak”. To wszystko, i wedle mojej wiedzy, nie ma tu drugiego dna. Dlatego bardzo pana proszę, żeby nie robić żadnej afery. Nawet jeśli może pan usłyszy, że osoby, które mnie nie lubiły, będą twierdzić, że doprowadziły do usunięcia mnie. To nie będzie prawdą. To jest moja wolna decyzja – skończył Mateusz.
- Naprawdę? - zapytał pan Zbyszek.
- Naprawdę. Słowo harcerza - Mateusz uniósł w górę dłoń z wyciągniętymi dwoma palcami i uśmiechnął się.
- Słyszał ksiądz, jak coś walnęło? - zapytał niespodziewanie pan Zbyszek.
- Nie – odparł zaskoczony Mateusz.
- A walnęło mocno. Po prostu kamień mi spadł z serca – wyznał pan Zbyszek.
- Aż tak się pan przejął sytuacją?
- Nie. To znaczy tak. Wie ksiądz proboszcz, może biskup powiedział, a może nie, ale ja napisałem do niego list. Nie anonim, tylko normalnie podpisany list, w którym napisałem, że ksiądz się tutaj marnuje. Zrobiłem to pod wpływem impulsu właśnie po jednej z takich rozmów z ludźmi, którzy księdza nie lubią, jak wymyślili kolejną swoją bzdurną historyjkę. Tym razem poszło o tę pielgrzymkę, co to się ludzie w mig zapisali, chyba w tydzień się zapełniła lista, i trudno żeby było inaczej po dwóch latach covida, a oni mi nawijali, że pielgrzymka była utajniona, tylko dla wybrańców. No a przecież ja cały proces z bliska śledziłem, bo co niedzielę jestem w kościele i wszystkie ogłoszenia słyszałem, tłumaczę im, jak dzieciom... Wszystko na nic! Dla nich to kolejna ustawka proboszcza! Wkurzyłem się i napisałem do biskupa, że się ksiądz tutaj marnuje, że inicjatywy, które ksiądz proponuje to rzucanie grochem o ścianę. Że tu potrzeba „odprawiacza” Mszy, a nie duszpasterza. Przysięgam, że tam nie było złego słowa o księdzu, naprawdę. Potem przez chwilę żałowałem, ale nie napisałem nic, co by nie było prawdą. Więc jeśli ksiądz nie ma żalu, za tę zmianę, to naprawdę dla mnie duża ulga. Choć bardzo mi żal, że ksiądz odchodzi. Ale, na całe szczęście, to chyba nie przeze mnie.
- Nie, to nie przez pana, panie Zbyszku. A ten list to ksiądz biskup mi odczytał, ale nazwiska autora nie podał. Nigdy bym się nie domyślił, że to pan, no i przede wszystkim dodał mi pan zasług, których nie mam. Ale rzeczywiście ten list nie miał wpływu na moją decyzję. Chociaż, może jakiś wpływ na propozycję ze strony księdza biskupa mógł mieć, kto wie? Czyli nie wybiera się pan do kurii protestować? - uśmiechnął się Mateusz.
- Broń Boże! W ogóle to przepraszam za to przedstawienie, ale chciałem mieć pewność, jak ksiądz do tego podchodzi i jakby co to gotów bym był jechać i protestować. Ale skoro ksiądz nie żałuje, to znaczy, że Pan Bóg to wszystko ładnie poukładał.
- Wie pan, to nie jest tak, że niczego mi stąd nie będzie brakować, bo przecież jest tu wielu świetnych ludzi i wcale nie miałem wrażenia, że moja praca tutaj to rzucanie grochem o ścianę. Byłem nastawiony na długi marsz, to tak. I nigdzie się nie wybierałem. Ale biskup złożył propozycję, przyjąłem, na pewno będę trochę tęsknić, ale trzeba będzie się przyłożyć do nowej parafii. Alleluja i do przodu! - uśmiechnął się Mateusz i w tym momencie rozległ się dzwonek u drzwi. - Proszę, następna wizyta, ciekawe czy ktoś zadowolony z mojego odejścia, czy zasmucony? - powiedział Mateusz odprowadzając pana Zbyszka do drzwi. Nie skierował do niego już ani jednego słowa więcej, bo kiedy otworzył drzwi i zobaczył w nich Anię, zaniemówił na dłuższą chwilę. W okamgnieniu stanęły mu przed oczami dziesiątki sytuacji z tą kobietą w roli głównej. Począwszy od jej ślubu z Jackiem, to był jeden z pierwszych jakie pobłogosławił w swoim kapłańskim życiu i związanych z nimi planami. Wspaniała chrześcijańska para, niewiele młodsi od niego, piękni, inteligentni, wierzący. Mieli być jego przyjaciółmi i wzorcem dla kursów przedmałżeńskich. Rzeczywiście na początku było wspaniale. Odwiedzali się często, wyjeżdżali razem, ale wkrótce zaczęły się problemy Jacka z alkoholem. Odchodził, wracał, znowu znikał, a Ania cierpliwie czekała. Wreszcie zniknął na dobre. Za każdym razem, gdy piękna porzucona młoda kobieta go odwiedzała, pojawiały się fale plotek. Choć nie tylko. Jedna parafianka twierdziła więc, że to nie Ania go odwiedza, a Duch Święty, bo za każdym razem kiedy się pojawiała, Mateusz wydawał się jak odmieniony przynajmniej przez jakiś czas. Raz nawet, jak się pożarł z parafianami ta pani doradziła mu... spotkanie z Anią. „Ona ma na księdza dobry, Boży wpływ” - mówiła. W każdym razie przynajmniej od pięciu lat, a może dłużej Mateusz nie miał z nią kontaktu. Nawet nie wiedział, gdzie mieszkała. I oto teraz stała u jego drzwi.
- Anna, to naprawdę ty? - zdołał wreszcie wydusić z siebie Mateusz.
- A co? Aż tak się zmieniłam? Że nawet nazywasz mnie Anną, a nie Anią jak zawsze? - odpowiedziała z uśmiechem kobieta nie ruszając się z miejsca.
- Sęk w tym, że się wcale nie zmieniłaś, wyglądasz jak dziesięć lat temu, więc równie dobrze możesz być jakąś zjawą – uśmiechnął się Mateusz wskazując jej drogę do środka. - Jestem w totalnym szoku, pięć lat tutaj mieszkam i nie odwiedziłaś mnie ani razu, a przyjeżdżasz teraz, kiedy ja się właśnie pakuję.
- Jak to się pakujesz? Jakieś wakacje? - Ania spojrzała na niego podejrzliwie.
- Nie, zostałem przeniesiony na inną parafię – wyjaśnił Mateusz.
- Co??? - Ania zatrzymała się w progu i zamarła w absolutnym bezruchu.
- Przecież wiesz, jak to u nas jest, dzisiaj tu, jutro tam – Mateusz przyglądał się przyjaciółce nie rozumiejąc zupełnie jej dziwnej reakcji.
- Wczoraj podpisaliśmy umowę na zakup domu 300 metrów od tego kościoła. Ja i mój narzeczony. Wybraliśmy ten dom, bo chciałam być w twojej parafii – ledwie wyszeptała Ania.

Jeremiasz Uwiedziony

Książka: JASNA I TA DRUGA STRONA KSIĘŻY(CA)

CDN. Wszystkie imiona i fakty w powyższym opowiadaniu są fikcyjne i jakiekolwiek podobieństwo do rzeczywistości jest całkowicie przypadkowe i niezamierzone.

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!