Jasna i ta druga strona księży(ca) - odc. 376
Kolejne dni w parafii były bardzo dziwne. Nigdy wcześniej nie zdarzyła mu się taka sytuacja niepewności. Bo niby rozmowa z księdzem biskupem zakończyła się stwierdzeniem, że Mateusz pozostaje w swojej parafii, a roszady, które ponoć są konieczne w diecezji, dokonają się bez jego udziału, to jednak czuł, że ten temat powróci. Poza tym zadziwiły go słowa Macieja, który całkowicie zgodził się z tezami zawartymi w liście parafianina, którego dane osobowe nie zostały Mateuszowi ujawnione. Komu jak komu, ale akurat Maciejowi ufał, a przecież ten nigdy wcześniej nie sugerował, żeby obecna parafia była dla Mateusza „za ciasna”. Niestety nie mogli podczas ostatniej rozmowy podrążyć tego tematu, bo u Macieja pojawiła się para na protokół przedmałżeński, a Mateusz nie mógł czekać godziny na dokończenie rozmowy, więc teraz sam próbował zgłębić motywacje przyjaciela. Wreszcie nadal nie był przekonany, czy we właściwy sposób odpowiedział biskupowi. To znaczy był przekonany co do meritum, ale być może gdyby miał szansę powtórnego podejścia, inaczej rozłożyłby akcenty. Przypomniał sobie śp. infułata Bogusława, który zawsze się chlubił, że nigdy nie powiedział „nie” żadnemu biskupowi i zawsze na tym dobrze wyszedł. W sumie Mateusz też nie powiedział „nie”, bo żadna konkretna propozycja nie padła, natomiast sposób sondowania go wcale mu nie przypadł do gustu. Jakby nie było nadal był proboszczem w swojej parafii i trzeba było poważnie zająć się przygotowaniami do Triduum Paschalnego, a on był mocno rozkojarzony. A najgorsze było to, że nabrał pewnej podejrzliwości co do swoich parafian i ciągle łapał się na tym, że każdą napotkaną osobę „prześwietlał” pod kątem nieszczęsnego pozytywnego anonimu, który dotarł do księdza biskupa.
Właśnie zaczęli się schodzić lektorzy, którzy mieli podzielić między siebie obowiązki podczas liturgii Wielkiego Tygodnia i teoretycznie Mateusz nie musiał w tym spotkaniu uczestniczyć, ale nagle dotarło do niego, że przecież wcale nie jest wykluczone, że wszystkie najbliższe wydarzenia mogą być ostatnimi z jego udziałem w tej parafii. I jeszcze bardziej zaczął się dręczyć, czy z wszystkimi jest w dobrych stosunkach, czy może czasami kogoś ostatnio nie zniechęcił swoim zachowaniem i że może warto skorzystać z każdej okazji, aby jeszcze coś dobrego komuś powiedzieć.
- O jak fajnie, że ksiądz proboszcz jest dzisiaj z nami – przywitała go pani Maria, jedna z najstarszych lektorek w ekipie, można powiedzieć weteranka.
- Mam nadzieję, pani Mario, że nie będę nikomu przeszkadzał – odpowiedział z uśmiechem Mateusz.
- Niech ksiądz nawet tak nie myśli! - oburzyła się pani Maria. - Wręcz przeciwnie! Jak będzie ksiądz proboszcz to jestem przekonana, że bardzo sprawnie, w pół godziny wszystko załatwimy i nikt nie będzie się dąsał - dodała.
- Wydawało mi się, że zawsze sobie świetnie radziliście beze mnie, przynajmniej sądząc po rezultatach.
- Bynajmniej, proboszczu. Niby zawsze się do jakiegoś konsensusu doszło, ale ile nerwów i czasu, to sobie ksiądz nie wyobraża – pani Maria miała minę, jakby opowiadała o jakiejś przerażającej walce pierwotnych o ogień.
- Co też pani mówi pani Mario, myślałem że podzielenie czytań pomiędzy kilkanaście osób to nie jest jakimś wielkim wyzwaniem – zdziwił się Mateusz.
- Tak by się mogło wydawać, ale jak potem każdy się upiera przy swoim, jeden chce krótkie czytanie, a drugi chce dwa czytania zwłaszcza, że trzeci też ma dwa czytania, a czwarty chce czytać czytanie, po którym bezpośrednio śpiewa się psalm, ale on śpiewać nie chce, natomiast piąty nie będzie czytał bezpośrednio po szóstym, to zapewniam księdza, że ja po takim spotkaniu wszystkich, a przynajmniej sporą część tych osób, odesłałabym do spowiedzi – wytłumaczyła pani Maria.
- Naprawdę nie miałem pojęcia, że aż takie trudności występują w tej układance – Mateusz był szczerze zdziwiony, a nawet przez chwilę poczuł malutki wyrzut pod adresem księdza Dawida, który chyba ze trzy lata temu przekonał go, że świeccy najlepiej sobie z tym poradzą sami, bez wtrącania się księży. Tylko teraz nie mógł sobie przypomnieć, w jakim kontekście Dawid to zaproponował, czy czasem nie było tak, że to właśnie Dawid miał wówczas to spotkanie przeprowadzić i z jakichś przyczyn mu się nie chciało. A po chwili Mateuszowi zrobiło się jeszcze głupiej, że zaczął dopatrywać się drugiego dna w zachowaniu wikariusza i po prostu odpędził od siebie te myśli.
- Proszę księdza, ludziom trzeba dawać pole do działania, ale proszę mi wierzyć, że obecność księdza nigdy nie jest ciężarem, a bardzo często po prostu pomaga – pani Maria pokiwała głową i zamilkła, bo kolejne osoby zaczęły wchodzić do salki i witać się z nią i z Mateuszem.
- O, proszę bardzo, jest i ksiądz proboszcz – z uśmiechem powitał go kolejny ze starszych lektorów, pan Stanisław.
- Witam panie Stanisławie, szczęść Boże – Mateusz uścisnął dłoń mężczyzny i przypomniał sobie, że to właśnie on zawsze czytał czytanie o stworzeniu świata podczas Wigilii Paschalnej. Od razu przyszło mu do głowy, że pewnie o nim też mówiła pani Maria. A w ogóle to zaczął się też zastanawiać, czy to nie pan Stanisław napisał ten list do kurii. Był to nauczyciel, co prawda już na emeryturze, ale ciągle miał w sobie tę trudną nieraz do wytrzymania manierę pouczania wszystkich. Czasami pozwalał sobie na aluzje, właśnie w rozmowach z Mateuszem, że on oczywiście doskonale rozumie wszystkie posunięcia proboszcza, ale „obawia się, że ludzie jeszcze nie dorośli”. Im dłużej Mateusz o tym myślał, tym bardziej prawdopodobna wydawała mu się ta hipoteza.
- Przyszedłem na spotkanie, bo natrafiłem na taką fajną interpretację jednego z czytań i chciałem wam to zaproponować do wykorzystania w tym roku – Mateuszowi dokładnie w tym momencie przyszedł do głowy pewien pomysł.
- A to wspaniale! Mam nadzieję, że księdza pomysł spotka się ze zrozumieniem wszystkich, bo ja – jak zawsze – w ciemno stoję za księdzem. Jak to teraz ostatnio się mówi: „murem za księdzem proboszczem” - pan Stanisław uśmiechnął się i przepraszająco skinął głową oddalając się w kierunku innych osób, z którymi pewnie też chciał się przywitać.
- Proszę księdza, dobrze, że ksiądz jest – pani Bożenka nie traciła czasu na powitania tylko od razu przedstawiła proboszczowi swoją prośbę. - Widzi ksiądz, nigdy mi nie pozwalają wybrać sobie psalmu, a chodzi o to, że jak mam śpiewać piąty czy szósty, to te wszystkie melodie, które wcześniej słyszałam tak mi mącą w głowie, że prawie zawsze się pomylę. Jakby ksiądz mógł to wziąć pod uwagę – Bożena patrzyła na niego prosząco. Mateusz zrozumiał, że tak niewinne spotkanie może przynieść mnóstwo sytuacji konfliktowych i nieco bezradnie rozglądał się dookoła, aż jego oczy spotkały się z oczami pani Marii, która spoglądała na niego znad okularów pochylając głowę w geście, „a nie mówiłam?”. Po chwili jednak mrugnęła do niego, jakby chciała powiedzieć, że wszystko będzie dobrze.
- Słuchajcie kochani – pan Stanisław przejął inicjatywę być może przekonany, że wszyscy są już obecni. - Ksiądz proboszcz ma jakąś nową propozycję.
- Tak, panie Stanisławie, ale może jednak rozpoczniemy spotkanie od modlitwy – zaproponował Mateusz i wszyscy natychmiast wstali. - W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego, amen. Przyjdź Duchu Święty i otwórz nasze serca na Słowo Boże. Uczyń nas pokornymi sługami, narzędziami w Twoim ręku, byśmy mogli proklamować Dobrą Nowinę i służyć ludowi Bożemu. Spraw byśmy nie szukali własnej chwały, ale udzielili naszych głosów i talentów jedynemu przesłaniu, które nadaje sens naszemu życiu. Prosimy razem z Maryją, która był prawdziwą nosicielką Wcielonego Słowa. Pod twoją obronę...
- To teraz możemy usiąść i zaczynamy – powiedział Mateusz kiedy po tym, jak wybrzmiały ostatnie słowa modlitwy. - Rzeczywiście, jak powiedział pan Stanisław, przyszedł mi do głowy pewien pomysł. Spotkałem się kiedyś z takim nagraniem, wydaje mi się, że to dominikanie zrobili, gdzie pierwsze czytanie o stworzeniu świata z Wigilii Paschalnej, jest czytane przez lektora, ale słowa, które powtarzają się jak refren: „I tak upłynął wieczór i poranek dzień pierwszy” i tak dalej są wykonywane przez chór. Pamiętam, że świetnie to brzmiało i pomyślałem, że może spróbujemy tak zrobić i u nas – zakończył Mateusz i natychmiast wywiązała się ożywiona dyskusja, bo jak się okazało, kilka innych osób też znało to wykonanie i były nastawione entuzjastycznie i starały się przekonać pozostałych lektorów do tego pomysłu. Jedyną osobą, która milczała i miała oczy wręcz wbite w Mateusza był... pan Stanisław.
- Widzi pan? - Mateusz zbliżył się do niego. - Jednak inni też są zainteresowani tym pomysłem, więc nie tylko pan „stoi za mną murem”.
- Ale proszę księdza, pierwsze czytanie było zawsze moje i z całym szacunkiem, ale ja nigdy się tym czytaniem z żadnym chórem nie dzieliłem – powiedział Stanisław lodowatym tonem. - Naprawdę wkładałem w to serce.
- Ależ panie Stanisławie, proszę się nie denerwować, myślałem, że co roku się rozdziela czytania i nie ma na to żadnych abonamentów. Ale nawet gdyby rzeczywiście pan chciał je czytać również w tym roku, to nie ma przeszkód, tylko ewentualnie byśmy wprowadzili ten refren śpiewany, to naprawdę jest piękne – tłumaczył Mateusz.
- Widzi ksiądz, parafianie trochę się księdza boją, więc może i nie wszystko księdzu mówią. Natomiast do mnie wielokrotnie dotarły głosy, że bardzo lubią moje wykonanie tego czytania, mam, prawda, nauczycielską było nie było dykcję i po co jakieś eksperymenty wprowadzać? Nie lepiej skoncentrować się na tym, żeby nie fałszowali w psalmach? Ja jeszcze raz podkreślę, że księdza rozumiem i myślę, że w jakiejś naprawdę inteligenckiej miejskiej parafii, księdza pomysły trafiłyby na wielu entuzjastów, ale u nas radziłbym jednak trochę przystopować.
Jeremiasz Uwiedziony
Książka: JASNA I TA DRUGA STRONA KSIĘŻY(CA)
CDN. Wszystkie imiona i fakty w powyższym opowiadaniu są fikcyjne i jakiekolwiek podobieństwo do rzeczywistości jest całkowicie przypadkowe i niezamierzone.
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!