TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 03 Września 2025, 20:31
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Jasna i ta druga strona księży(ca) odc. 368

Jasna i ta druga strona księży(ca) odc. 368

Rozmowa z Mariuszem ponownie przybierała obrót, który Mateuszowi wcale się nie podobał. Trochę go denerwowały rozmowy między proboszczami o wikariuszach podczas ich nieobecności, choć oczywiście zdawał sobie sprawę, a nawet pamiętał z własnego doświadczenia, że wikariusze bynajmniej się nie krygują z „obrabianiem” proboszczów.
- A próbowałeś przynajmniej z nim porozmawiać? - zapytał Mateusz.
- Niby tak, ale szczerze ci się przyznam, że ciężko mi to idzie, bo mnie takie nerwy biorą na te jego drwiące uśmieszki, że nie wytrzymuję i zaczynam krzyczeć, więc nic z tego nie wychodzi - wyjaśnił Mariusz.
- Nie wiem, jak można tak funkcjonować. Ja jak mi się zdarzy, że mam dzień wolny od jakichkolwiek obowiązków, to koniecznie muszę sobie coś znaleźć, choćby pojechać kogoś odwiedzić, bo jak siedzę cały dzień w domu, to nawet się porządnie brewiarzem nie pomodlę, tak mnie takie lenistwo rozbija - zauważył Mateusz. - Ale może rzeczywiście my się urodziliśmy jeszcze bez tych smartfonów przed oczami i nie potrafimy zrozumieć, że młodym w zupełności wystarczy jakiś tablet czy komputer i świata mogą poza nim nie widzieć.
- Wiesz, też o tym myślałem, ale akurat Grzegorz w tych rzadkich chwilach, w których się widzimy, wcale nie siedzi non-stop w telefonie. Jak go porównuję z poprzednim wikariuszem, to tamten to dopiero był uzależniony od świata wirtualnego. Grzegorz nie wydaje mi się. Nie sądzę, żeby cały czas siedział w jakiejś grze czy na portalach społecznościowych.
- To co on robi, jak nic nie robi? - zapytał Mateusz.
- No właśnie nie wiem, i oprócz tego, że wnerwia mnie, bo w parafii czego się dotknie to rozwali, to jeszcze zastanawiam się, czy coś złego się z nim nie dzieje? - wyznał Mariusz.
- Masz jakieś podejrzenia? Hazard?
- Nie wiem, nie mam zielonego pojęcia. Myślałem, że ty znasz jego rodzinę i może dasz mi jakiś trop.
- Jak ci mówiłem, zupełnie nie pamiętam ani Grześka, ani jego rodziców - Mateusz bezradnie rozłożył ręce.
- A słuchaj, który to już twój wikariusz?
- Czwarty. U mnie najdłużej wytrzymują dwa lata - odparł Mariusz.
- O, to dość szybko. Tak ich zamęczasz?
- Czy ja wiem? Na pewno nie traktuję ich gorzej, niż sam kiedyś byłem traktowany przez proboszczów jako wikariusz. Ale też raczej nie mam dobrych notowań w kurii i żadnych wybitnych do mnie nie przysyłają. Albo wybitnych na odwrót. Ale takiego, co ma wywalone na wszystko, jak ten Grześ, to jeszcze nie miałem.
- Nie mam pojęcia, jak ci pomóc. Na pewno trzeba z nim porozmawiać, to jedno co mogę powiedzieć - zauważył Mateusz.
- Tak, tak, pamiętam. Ty od zawsze uważasz, że trzeba rozmawiać, a mi się wydaje, że już się dość nagadałem. Ale jeszcze rok wytrzymam.
- Będziesz prosił o zmianę wikariusza?
- Nie, co to, to nie. Raz poprosiłem i dostałem właśnie Grzesia, czyli gorszego niż miałem wcześniej. Poczekam, może wikariusz sam poprosi.
- OK. Zostaniesz na obiad? - zaproponował Mateusz.
- Dzięki za zaproszenie, ale jestem już umówiony, więc się będę zbierał. Dobrze, że sobie wyjaśniliśmy pewne sprawy - powiedział z uśmiechem Mariusz i chwilę później już go nie było. Mateusz jeszcze przez chwilę próbował sobie przypomnieć podium najbardziej niepożądanych proboszczów w rankingu wikariuszy, o którym rok wcześniej wspominał mu Dawid, ale nie przychodziło mu do głowy żadne nazwisko. I był prawie pewien, że Mariusza na tej liście, przynajmniej w czołówce nie było. Miał też nadzieję, że jego też nie, bo przecież Dawid mógł nie powiedzieć mu całej prawdy.

***
Kilka dni później, właściwie tuż przed świętami, kiedy Mateusz praktycznie zapomniał o swojej rozmowie z Mariuszem, równie niespodziewanie w drzwiach jego plebanii pojawił się ks. Grzegorz Skoczylas, rodak z rodzinnego miasteczka i ostatnio właśnie wikariusz Mariusza.
- Czyżbyście się umówili ze swoim proboszczem na odwiedzanie mnie? - zapytał Mateusz, który wcale nie miał ochoty ukrywać wizyty Mariusza przed jego wikariuszem, a jednocześnie bacznie mu się przyglądał, aby zauważyć, czy ta informacja go zaskoczyła. I najwyraźniej wcale go nie zaskoczyła, bo Grzegorz tylko się lekko uśmiechnął ze zrozumieniem.
- Nie umawialiśmy się, ale po pierwsze zbliżają się święta – w tym momencie Grzegorz energicznym ruchem wyciągnął zza pleców kolorową torbę prezentową i wręczył ją Mateuszowi, - a po drugie, rzeczywiście pomyślałem sobie, że skoro mój proboszcz otwarcie mi powiedział, że był „na przeszpiegach” i przypomniał mnie księdzu, to wypada, żebym i ja się przypomniał rodakowi. A dzisiaj mam taki objazd przedświąteczny osób, którym wiele zawdzięczam i w sumie to te „przeszpiegi” mojego szefa uświadomiły mi, że nie mam pojęcia, dlaczego księdza nie było do tej pory na tej mojej liście. Przecież ja na pewno nie poszedłbym do seminarium, gdyby ksiądz jako pierwszy nie przerwał tej fatalnej passy dziesięcioleci bez powołań w naszej parafii. Więc jeśli przeżyjemy to paskudztwo covidowe, to teraz już co rok będę się w tym okresie pojawiał na małą chwilę.
- Dobra, dobra – zażartował Mateusz, - nie musisz robić całej tej otoczki, możesz wpaść tutaj i bez wciągania mnie na jakieś listy. A poza tym jesteśmy rodakami, więc choć dzieli nas parę lat, to spokojnie możesz mówić mi po imieniu. Lepiej się będę z tym czuł. Siadaj i opowiadaj – Mateusz odłożył na bok torbę z prezentem i wskazał Grzegorzowi fotel przy kominku, który akurat był rozpalony. Od dwóch miesięcy liczby pojawiające się na fakturach za gaz i energię elektryczną spowodowały nagły nawrot miłości Mateusza do rozpalonego kominka, która tym razem nie miała zbyt wiele wspólnego z romantycznym nastrojem, ale raczej z twardą ekonomią.
- OK! Nie wiem jakich tam proboszcz epitetów użył opowiadając o mnie, ale nawet mnie to za bardzo nie interesuje – Grzegorz od razu przeszedł do rzeczy.
- O,widzę, że jednak to głównie ta sprawa przywiodła cię w moje progi – zauważył Mateusz i przez chwilę przeszły mu przez myśl biblijne słowa: „kto mnie uczynił rozjemcą między wami”, ale nie powiedział tego głośno. Uważał, że trzeba chłopaka wysłuchać i nie nastawiać się negatywnie, bo w sumie zrobiłby dokładnie to samo, co Mariusz w stosunku do niego przez wiele lat.
- Ty też zawsze lubiłeś kawę na ławę, o ile dobrze pamiętam – uśmiechnął się Grzegorz. - To jest moja druga parafia. Na pierwszej byłem u ks. Romana Dąbka, sam wiesz, niesłychanie lubiany w diecezji ksiądz, szanowany, utytułowany i tak dalej, ale z drugiej strony facet, który nigdy nie jest z ciebie zadowolony. Jakbyś się nie starał, zawsze było źle. Jak nic nie proponowałeś, to nie miałeś inicjatywy, byłeś rzemieślnikiem z prawem do odprawiania Mszy, jak miałeś swoje pomysły i inicjatywy, to pchasz się przed szereg, pomijasz proboszcza. Zawsze niezadowolony. Nigdy słowa pochwały, zawsze szukanie dziury w całym. Więc nie ukrywam, że w trzecim roku odpuściłem. Dla własnego zdrowia psychicznego, robiłem tylko minimum, żeby nie podpaść pod jakieś paragrafy kanoniczne. I to się okazało najlepsze, bo proboszcz mógł błyszczeć, a ja być tylko tłem. Przynajmniej trochę odetchnąłem. I czekałem na kolejny przydział. Jak się dostałem do księdza Mariusza, to nawet byłem zadowolony, bo wiem, że przede mną był tam Kilobajt.
- Kto? - przerwał mu Mateusz.
- A taki jeden zafiksowany na komputerach, więc pomyślałem, że jak będę normalnie pracował, a nie siedział cały czas w sieci, to się współpraca dobrze ułoży. I przez parę miesięcy było znośnie. Ale powoli zaczęła z niego taka gorycz wychodzić, że stopniowo musiałem zacząć unikać jego towarzystwa. Jego wielkim marzeniem były studia zagraniczne podyplomowe i strasznie się zawiódł, że wysyłali wszystkich innych tylko nie jego. Między innymi ciebie, co chyba szczególnie go bolało, bo byliście z jednego roku. I ciągle tylko musiałem wysłuchiwać, jak on się w tej parafii marnuje, bo do innych rzeczy był stworzony. A do tego była pandemia, podupadły mi grupy, ale proboszcz był najsurowszym egzekutorem wszystkich najbardziej nawet absurdalnych obostrzeń, a potem miał do mnie żal, że trzech ministrantów zostało... No i wtedy wpadłem na pomysł, że mu coś udowodnię. Zapisałem się bez jego wiedzy na studia podyplomowe, na socjologię, zajęcia były zdalne, więc bez problemów je robię, za pół roku będę miał magistra. I tak naprawdę zrobiłem to dla jaj, żeby mu pokazać, że skoro tak pragnął nauki, to już dawno mógł coś sensownego zrobić i być może nawet się przydać diecezji albo gdziekolwiek, a on tylko jęczy, jak go skrzywdzili. Jak go pominęli, jak nie miał nikogo, kto by go wypromował, bo gdyby nie to, to już minimum habilitacja, profesura, rektorstwo i Bóg wie co jeszcze – opowiadał Grzegorz.
- I naprawdę chciało ci się tylko dlatego, żeby coś udowodnić Mariuszowi? - Mateusz kręcił głową z niedowierzaniem.
- Naprawdę! Ale, i tu jest pies pogrzebany, w miarę robienia tych studiów i obserwacji mojego kapłańskiego życia, moich proboszczów, dzieciaków, które mi się wypisują z religii i mówią „księże, nic osobistego, my nawet księdza lubimy, ale to ostatnia lekcja i potem trzeba czekać ponad godzinę na autobus do domu”, coraz częściej zacząłem myśleć, że jak trafię do trzeciego takiego proboszcza, to nie dam rady, a dzięki tym studiom będę miał zapewnione miękkie lądowanie... poza kapłaństwem.

Jeremiasz Uwiedziony

CDN. Wszystkie imiona i fakty w powyższym opowiadaniu są fikcyjne i jakiekolwiek podobieństwo do rzeczywistości jest całkowicie przypadkowe i niezamierzone.

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!