TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 03 Września 2025, 20:28
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Jasna i ta druga strona księży(ca) odc. 365

Jasna i ta druga strona księży(ca) odc. 365

Ten wieczór to była jedna długa dyskusja na temat tego, co powinien zrobić Mateusz. Czy ma wrócić na pogrzeb Zygmunta Tarczyńskiego, brata Jana Tarczyńskiego, który z racji na obiecywane od kilku miesięcy ufundowanie konfesjonałów do kościoła uważał siebie za zasłużonego parafianina, a także uznał, że ten nimb „zasłużoności” przechodzi również automatycznie na jego właśnie zmarłego starszego brata? Czy ma nadal kontynuować swój krótki urlop, na który wybrał się z Maciejem, a który ostatecznie przerodził się w zastępstwo za ich kolegę ks. Piotra, który z kolei dzięki temu mógł wyjechać do ciężko chorego ojca? Najciekawsze w tej dyskusji było to, że linia podziału nie biegła pomiędzy nimi, ale właściwie w poprzek. To znaczy, że zarówno Mateusz, jak i Maciej dzielili się argumentami na rzecz każdej z tych dwóch opcji. 

- Sam mówiłeś, że to jest ślepy zaułek, w który się zapędziliśmy, spełniając wszystkie żądania ludzi, byle tylko nie wyjść na chamów i gburów – przypominał słowa Mateusza sprzed zaledwie kilku minut Maciej. - Masz urlop, w parafii jest ksiądz, wszystko jest pod kontrolą, jak sam mówisz, wszystkie pogrzeby staracie się celebrować w ten sam, godny sposób, więc w czym problem?

- No właśnie o tym mówię, że ja nie widzą żadnego problemu. Ale na ile zdążyłem poznać pana Jana, to pewnie już obiecał swoim krewnym, że będzie pogrzeb, jakiego świat nie widział – zauważył Mateusz.

- Widzę, że się kolega łamie... Być albo nie być, jechać czy nie jechać, hamletowski dylemat, co? - uśmiechnął się Maciej. - Ale pamiętaj, że to ty tak sobie wyobrażasz, wcale nie musi tak być. A poza tym kto powiedział, że mamy się domyśleć, co ludzie sobie wyobrażają?

- Ja to wszystko wiem, Maciej... Nie wspominając faktu, że osobiście uważam, że Szymon naprawdę bardzo pięknie odprawia pogrzeby, i gdybym ja miał wybierać na pewno wolałbym Szymona niż siebie jako celebransa.

- Ale wiesz, jak jest dla ludzi, co proboszcz to proboszcz. U mnie na szczęście nie mają innego wyboru – roześmiał się szczerze Maciej.

- A ty się w ogóle zgadzasz na jakieś puszczanie piosenek znanych artystów w kościele? - zapytał Mateusz.

- A skąd! Odkąd ja, że tak powiem, wchodzę do akcji, wszystko ma być liturgiczne i żadnych widzimisię nie ma. Jak już zakończę ceremonię i się oddalam z cmentarza mogą sobie puszczać, co im się podoba, ale dopiero wtedy. W kościele absolutnie nic.

- No to tak samo jest u nas - zgodził się Mateusz. - A ten zażyczył sobie Bocellego.

- No i zażyczył sobie proboszcza – dodał Maciej. - Wiesz co? Możesz pójść na kompromis, zgódź się na Bocellego, a nie zgódź się na proboszcza i masz wilka sytego i owcę całą – zażartował.

- Wiesz, moje doświadczenie jest jednak trochę inne. Jak się zgadzasz na jakieś jedno ustępstwo, to potem jest wielka obraza, jak się nie zgodzisz na kolejne. Niestety, przysłowia ludowe jak zawsze się potwierdzają, i jak komuś chcesz dać palec, to kiedyś chcieli rękę, a teraz chcą wszystko. Na chwilę obecną postanowiłem, że pozostajemy przy naszych planach. Ja zastępuję razem z tobą Piotra, a mojej parafii proboszczuje Szymon i on odprawi ten pogrzeb – zadecydował wreszcie Mateusz.

- Uważam, że to dobra decyzja - zgodził się z nim Maciej. - A że nowe konfesjonały zobaczysz jak świnia gwiazdy, to już inna sprawa - dodał z uśmiechem.

- Powiem ci, że w te konfesjonały to ja już od dobrego miesiąca nie wierzę.

- Aha, więc dlatego nie chcesz jechać na ten pogrzeb – Maciej zaczął się z nim droczyć.

- Wiesz, że nie dlatego – odparł poważnie Mateusz. - A może facet potrzebuje jakiegoś argumentu, żeby się wycofać z obietnicy, to już będzie miał. Zawsze mam problem, żeby rozeznać, czy jak coś się rodzi w wielkich bólach to znak, że to Boża inicjatywa, czy właśnie odwrotnie - sygnał, żeby się z tego wycofać, bo Bożego błogosławieństwa nie ma. I wtedy czekam na znak od Boga. Wyraźny. Więc teraz gość może się na mnie obrazić, że nie przyjechałem i cześć. A jeśli mimo wszystko, w co nie wierzę, jednak ufunduje te konfesjonały, to będzie znaczyć, że pobudki są bardziej szczytne. Ale dajmy już sobie spokój – powiedział Mateusz i w tym momencie znowu rozdzwonił się jego telefon. To był ponownie Szymon.

- No co tam jeszcze pan Jan sobie zażyczył? - zapytał od razu Mateusz.

- No więc tak, na Bocellego w kościele mu się nie zgodziłem. Mają sobie puścić nagranie na cmentarzu na koniec. Potem zadzwonił, że chce, aby jakieś sztandary stały w prezbiterium, to się zgodziłem, bo miejsce jest, a przed południem nie będzie ministrantów, więc ok. Ale jak powiedziałem, że nie będzie ministrantów, więc poczty sztandarowe mogą stać w prezbiterium to się obruszył, dlaczego nie będzie ministrantów i żebym koniecznie kogoś załatwił. No ale chłopaki są w szkole, więc nie wiem, czy się uda. Potem się okazało, że te poczty sztandarowe, co to mają stać w prezbiterium, to nie są – jak myślałem – poczty organizacji, do których należał zmarły, ale pan Jan miał na myśli chorągwie i feretrony z Asysty, które używamy na Boże Ciało. No to w tym momencie już zgłupiałem. Przecież z tym się nie chodzi na pogrzeby, nie mówiąc o tym, że świętej pamięci Zamarły nie należał do Asysty. Mówię proboszczowi, że mi ręce opadają, czekam kiedy gość sobie zażyczy, żeby nieść trumnę pod baldachimem – zakończył.

- Chwała Panu, że ja jestem na urlopie - odpowiedział Mateusz, którego komentarz na temat baldachimu niemal rozbawił, a na pewno odprężył.

- Za to ja mam przyspieszony kurs proboszczowski – odparł Szymon w słuchawce. - Całe szczęście, że proboszcz przyjedzie na ten pogrzeb, bo ja bym chyba stracił cierpliwość.

- Zaraz, zaraz, a kto powiedział, że je przyjadę? Wręcz przeciwnie, właśnie postanowiłem, że się nigdzie stąd nie ruszam – głos Mateusza bynajmniej nie wydawał się tak pewny, jak treść komunikatu, który przekazywał.

- Pan Jan jest święcie przekonany, że pogrzeb będzie odprawiał proboszcz.

- No i nie jest w błędzie zważywszy, że proboszczem na chwilę obecną jesteś ty, Szymon – powiedział Mateusz.

- Poważnie ksiądz nie przyjedzie? - zapytał z niedowierzaniem w głosie Szymon.

- Poważnie. A jeśli chodzi o te chorągwie z Asysty to powiedz panu Janowi, że ich nie używamy na pogrzebach. I wiesz co Szymon? Na wszystkie pytania odpowiadaj zgodnie z naszymi przyjętymi zwyczajami, a jakby pan Jan coś kombinował, to upoważniam cię, abyś mówił, że ja tak powiedziałem, ok?

- Aha... No to dobrze. Czyli, żebym nic nie pomylił... Trąbka może grać, ma się dogadać trębacz z organistą, tak?

- Zgadza się – przytaknął Mateusz.

- Na cmentarz jedziemy samochodami.

- No oczywiście! Chyba nie chciał iść pieszo, przecież to prawie godzina.

- No właśnie chciał, ale od razu mu powiedziałem, że nie ma szans, choćby z powodu czasu, a przecież jeszcze jest policja i ewentualne pozwolenie, ale przy tym się nie upierał. Chciał też, żeby czekać do końca, aż będzie zasypany grób, ale tu mu się akurat firma pogrzebowa nie zgodziła, więc ja już nie musiałem nic tłumaczyć. Co jeszcze... Aha! Jeszcze chciał, by jakieś osoby przemawiały w kościele, ale powiedziałem, że w kościele tylko ksiądz, a reszta na cmentarzu, no więc on powiedział, że to już sobie załatwi bezpośrednio z ks. proboszczem podczas ceremonii, bo on jest przekonany, że ksiądz będzie, więc nie wiem...

- To na pogrzebie, jako proboszcz pełniący obowiązki, podtrzymasz swoją decyzję – skwitował Mateusz.

- Naprawdę ksiądz nie przyjedzie? - dopytywał jeszcze Szymon.

- No im więcej mówisz, tym bardziej jestem przekonany co do swojej decyzji.

- Aha. Bo najlepsze zachowałem na koniec – Szymon zawiesił głos.

- Tak, no to dawaj!

- Pan Jan powiedział, że byłoby miło, gdyby pod koniec Mszy wspomnieć, że właśnie on ufunduje te konfesjonały do naszego kościoła, żeby uczcić pamięć swojej zmarłej mamy, no i tego brata – wyjaśnił Szymon, a Maciej który przysłuchiwał się całej rozmowie, bo Mateusz włączył tryb głośnomówiący, aż parsknął śmiechem.

- No więc widzisz drogi Szymonie, że ja nie mogę na ten pogrzeb przyjechać – jeszcze raz utwierdził siebie i innych w swojej decyzji Mateusz.

- A co ja mam zrobić? - jęknął Szymon.
- Mam o tym wspomnieć?

- Nie mam zielonego pojęcia – odparł szczerze Mateusz, - więc w tej sprawie pozostawiam ci wolną rękę. Ale jeśli zdecydujesz, żeby o tym powiedzieć, to musisz zaznaczyć, że pan Jan cię o to prosił, bo inaczej będzie wyglądać, że wywieramy na niego publiczny nacisk, żeby te konfesjonały w końcu ufundował.

- No to ja nic nie powiem. A jak będzie miał pretensje, powiem, że tak mi proboszcz kazał – zawyrokował Szymon.

- Jak chcesz, masz wolną rękę. No i sorry Szymon, że przypadło na ciebie, ale w ten sposób poznasz tajniki proboszczowania – uśmiechnął się Mateusz.

- Jakoś damy radę! Z Panem Bogiem – Szymon zakończył połączenie.

- Ja na twoim miejscu to bym zgodnie z jego wolą powiedział o tych konfesjonałach, wtedy jego obietnica stałaby się publiczna, trudniej by mu było się wycofać – stwierdził po chwili Maciej.

- A ja myślę, że Szymon zrobi co trzeba i wreszcie będziemy mieć jasność co do sytuacji. I jak mam postawić moje pięć groszy, to stawiam na oglądanie gwiazd przez świnie – uśmiechnął się Mateusz.

- W takim razie zapraszam cię na seans filmowy. Może jakiś horror o egzorcystach? Ostatnio dzieciaki w szkole pytają mnie tylko o to – zaproponował Maciej.

- Zwariowałeś? Żebym potem nie spał po nocach? Mowy nie ma!

- Naprawdę boisz się takich filmów? - zaczął się śmiać Maciej.

- Nawet nie wiem, czy się boję, bo na wszelki wypadek wcale ich nie oglądam – odparł Mateusz. – Ja proponuję „Ojca Chrzestnego”. Najlepiej dwójkę.

- Mam to oglądać po raz trzeci? - jęknął spoglądając na niego Maciej.

- Nie wierzę, że tak rzadko obcujesz z arcydziełem – skwitował Mateusz.

Jeremiasz Uwiedziony 
CDN. Wszystkie imiona i fakty w powyższym opowiadaniu są fikcyjne i jakiekolwiek podobieństwo do rzeczywistości jest całkowicie przypadkowe i niezamierzone.

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!