TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 03 Września 2025, 20:32
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Jasna i ta druga strona księżyca odc. 363

Jasna i ta druga strona księżyca odc. 363

Rzeczywiście wszystko było dokładnie tak, jak Piotr zapowiedział. Życie w jego parafii wydawało się toczyć w kompletnym spokoju i Mateusz był wręcz zdumiony. U niego w parafii nie zdarzył się chyba nawet jeden taki dzień, aby nikt nie pojawił się u drzwi plebanii, nie wspominając o telefonach. A już poniedziałki były pod tym względem najgorsze. Natomiast u Piotra mijała właśnie piąta po południu i nie pojawiła się ani jedna osoba, a i telefon milczał, jak zaklęty. Mateusz zauważył, że chyba Maciej miał podobne wrażenia, bo parę godzin wcześniej podszedł do stolika, na którym stał aparat, podniósł słuchawkę i sprawdził, czy jest sygnał. 

- Najwyraźniej wszyscy wiedzą, że ma ciężko chorego ojca i starają się mu nie przeszkadzać – skwitował sytuację Maciej.

- Być może, ale wcale nie jest wykluczone, że po prostu tutaj ludzie mają jednak inne zwyczaje, pamiętaj, że nasza diecezja powstała z kilku innych i czasami różnice są bardzo wyraźne – Mateusz przedstawił inną wersję interpretacji.

- Nie sądzę. Nie zapominaj, że ja byłem przez pięć lat wikariuszem w Karnicach, dwadzieścia kilometrów stąd, i zapewniam cię, że interesanci pojawiali się dniami i nocami, tak samo jak teraz u mnie, czy u ciebie. Więc raczej nie chodzi tu o inne zwyczaje, może po prostu mamy szczęście, że nikt nas nie niepokoi podczas urlopu – uśmiechnął się Maciej. - Mam taką pokusę, żeby zaplanować coś na jutro, kiedy wróci Piotr, ale się powstrzymuję. Jutro też wyruszymy przed siebie, bez żadnego planu.

- A nie wydaje ci się, że może powinniśmy jednak zdzwonić do Piotra i powiedzieć mu, żeby został ze swoim ojcem cały tydzień? - zapytał ostrożnie Mateusz oczekując gniewnej reakcji przyjaciela, który niespodziewanie się uśmiechnął i przez dłuższą chwilę nie udzielał odpowiedzi.

- Myślałem dokładnie o tym samym – powiedział wreszcie nie przestając się uśmiechać. - Ale nic nie mówiłem, żebyś nie myślał, że tak szybko przeszła mi chęć na urlop w stylu Jacka Reachera. Ale taką jazdę bez celu zawsze możemy uskutecznić innym razem, a tutaj możemy zrobić coś dobrego dla kumpla. Więc ja jestem oczywiście za! A tak a propos, to za chwilę musimy się zbierać do kościoła. Wiesz co? Skoczę do tej sali kinowej Piotrka na górę i zobaczę co on tam ma za filmy i może wybiorę coś na dziś wieczór, dobra? - powiedział Maciej i nie czekając na odpowiedź Mateusza ruszył na piętro.

Mateusz natomiast jeszcze raz rozejrzał się dookoła. Podszedł do biurka Piotrka. Obok mocno sfatygowanej Biblii Jerozolimskiej leżały też inne książki, wszystkie z zakładkami w środku, co wskazywało, że Piotrek czytał je wszystkie równocześnie. Ku jego zaskoczeniu zauważył, że obok pozycji z duchowości, takich jak „Myśli św. Jana od Krzyża” było też kilka zwykłych kryminałów. Przez chwilę pomyślał, że właściwie nic nie wie o koledze, który w okresie seminaryjnym, był jednym z jego najbliższych przyjaciół. Fakt, że był zawsze bardzo skryty, i to raczej inni wciągali go w bliższe relacje, niemniej jednak koniec końców, był uczestnikiem wszystkich najważniejszych wydarzeń i wspólnych wakacji ich kilkuosobowej ekipy. Kilkuletni pobyt Mateusza za granicą spowodował poluźnienie wielu relacji, a po powrocie odnowiły się tylko te, o które zbiegali inni, bo on sam, jak zawsze, bez reszty pozwalał się pochłaniać nowym sytuacjom duszpasterskim, do których posyłał go biskup. Siłą rzeczy Piotrka spotykał rzadko i dopiero dzisiaj rano dowiedział się choćby jak to było ze śmiercią jego mamy. Przez chwilę przemknęła mu przez głowę myśl, że koniecznie trzeba się z Piotrkiem zbliżyć, a może też i odnowić inne, ważne niegdyś przyjaźnie, ale szybko mu przeszło. Znał siebie już zbyt dobrze, żeby uwierzyć w te swoje chwilowe wielkie pragnienia, aby diametralnie zmienić swoje życie. Chociaż, kto wie, może tym razem? Uśmiechnął się trochę sam do siebie, a trochę do Pana Jezusa na krzyżu nad biurkiem Piotra, zastanawiając się, czy Syn Boży ma więcej ubawu słuchając tych jego „mocnych postanowień” czynionych co drugi dzień, czy może jednak jest po prostu załamany patrząc na tego, którego powołał, a któremu tak kiepsko wychodzi przemienianie siebie, a co tu dopiero myśleć 
o przemienianiu świata.

- Co ty tam Piotrkowi na biurku szperasz? - rzucił wesoło Maciej ze schodów.

- Patrzę, co czyta – odparł Mateusz.

- Nie wiadomo, czy czyta, czy ma książki na biurku. Ja jak byłem wikariuszem i mieliśmy wizytację biskupa, to u siebie w mieszkaniu rozkładałem na biurku same pobożne i teologiczne książki, w tym niektóre w innych językach. Przy sofie na stoliczku kolejne dwie, w tym jedną otwartą, ale położoną grzbietem do góry. To samo przy łóżku, w tym jedną na podłodze. I oczywiście w kibelku też ze dwie książki plus kilka różnych tytułów czasopism katolickich i jedno czasopismo psychologiczne. Mówię ci biskupi byli zawsze pod wrażeniem, a jeden pomocniczy rzeczywiście nawet skorzystał z toalety. Potem na kolacji powiedział do mojego proboszcza: „Ma ksiądz naprawdę mądrego wikariusza, aż się proboszcz mało nie udławił”, no ale skoro biskup tak powiedział, to nie mógł zaprzeczyć, zwłaszcza że powiedział „mądrego”, a nie na przykład „pracowitego”, czy „dobrego”. No i od tego czasu, zawsze jak mnie spotykał, to się pytał „A co tam teraz bracie czytasz ciekawego?” - zakończył Maciej.

- Jaja sobie robisz, co? Przecież ty lubisz czytać – Mateusz patrzył zdziwiony.

- Nie żartuję, naprawdę tak robiłem. Głównie dlatego, że te wszystkie wizytacje uważałem za wielką fikcję, bo się po nich nigdy nic nie działo, zresztą niewiele się zmieniło pod tym względem po dziś dzień. Choć, jak dobrze pomyślę, to trochę się zmieniło, ale nie tyle z wizytacjami, które dalej nie przynoszą żadnych skutków, ale z tym, że dzisiaj wystarczy jakiś anonim, żeby proboszcz czy wikariusz poleciał z hukiem. Ale to nie jest temat, który bym chciał poruszać podczas urlopu - uśmiechnął się Maciej. - A czytanie polubiłem dopiero, jak zostałem proboszczem. Słuchaj! Piotrek ma olbrzymią, i jak mówię olbrzymią to nie przesadzam, kolekcję filmów, w tym wszystkie Bondy. Więc pomyślałem, że dzisiaj obejrzymy dwa najlepsze za starych Bondów, jednego wybierzesz ty, jednego ja, a jutro śmigniemy do kina na najnowszego, bo właśnie jest premiera. Jak ci się podoba taki plan?

- Jestem za. Dobra, zbieramy się do kościoła, bo na gościnnych występach nigdy nie wiadomo, jak to jest z kościelnym i przygotowaniem kościoła i ołtarza do Mszy Świętej – powiedział Mateusz. - Dobrze, że wziąłem jedną koszulę na koloratkę.

- Ja nie wziąłem żadnej, ale chyba się zmieszczę w Piotrka sutannę, chyba nie miałby nic przeciwko temu – zasapał Maciej dopinając nieco za szczupłą dla niego sutannę.

Do zakrystii musieli wejść przez kościół, ponieważ drzwi od zakrystii były zamknięte. W kościele było kilkanaście osób i panowała kompletna cisza. Mało kto zwrócił uwagę, jak przechodzili środkiem nawy zmierzając do zakrystii. Wchodząc do prezbiterium przyklęknęli na chwilę przed tabernakulum, po czym Mateusz wstał jako pierwszy i wszedł do zakrystii, gdzie przywitał go około pięćdziesięcioletni mężczyzna.

- Zapomniał pan otworzyć zewnętrzne drzwi od zakrystii – zauważył.

- Przepraszam. Nie wiedziałem, że są księża goście. Normalnie nigdy ich otwieram, bo ksiądz proboszcz prawie zawsze godzinę wcześniej przychodzi do kościoła i modli się w konfesjonale, spowiada i zawsze wchodzi do zakrystii tą drogą – wyjaśnił grzecznie kościelny. - Te drzwi otwieramy dopiero po liturgii. Nikt się nie dobija przed Mszą, a już tym bardziej w trakcie.

- A na przykład ministranci? - zapytał Maciej, który w międzyczasie też już wszedł do zakrystii.

- Oni też najpierw chcą przez chwilę pomodlić się przed Panem Jezusem, a dopiero potem, zawsze ta samą drogą, co księża teraz, wchodzą do zakrystii.

- Chcą, czy muszą? - zapytał Maciej.

- Wie ksiądz, ja to nie wiem, czy chcą czy muszą. Odkąd ja tu pomagam, to za naszego księdza proboszcza zawsze tak było i nikt się nigdy nie pytał dlaczego. Każdy chłopak, jak chce zostać ministrantem, to widzi jak się inni zachowują i robi tak samo. Czy obaj księża będą odprawiać? - zapytał uprzejmie kościelny.

Maciej patrzył na niego z nieco dziwną miną i Mateusz nie mógł dociec, czy bardziej z powodu przyciasnej sutanny tak mu oczy wytrzeszczyło, czy ze względu na odpowiedź kościelnego na temat zachowania ministrantów. Mateusz sam był pod wrażeniem tego co usłyszał. I o Piotrze i o ministrantach.

- Tak, proszę pana. Obaj odprawimy i niestety nie mamy alb, ponieważ dopiero dzisiaj rano dowiedzieliśmy się, że ksiądz Piotr potrzebuje zastępstwa – wyjaśnił Maciej z ulgą rozpinając sutannę, którą najwyraźniej postanowił pozostawić w zakrystii na czas Mszy.

- To żaden problem, mamy alby gościnne w kilku rozmiarach – odpowiedział kościelny, a Mateusz ponownie się zdziwił, że ten mężczyzna, który najwyraźniej nic nie wiedział, że nie ma jego proboszcza, nawet nie mrugnął okiem, kiedy się o tym od nich dowiedział i o nic nie wypytywał. - Formularz mszalny jest przygotowany z dnia, jest organista i lektor, a właściwie lektorka. Nie wiem czy ksiądz proboszcz mówił, ale dzisiaj przypada nabożeństwo do św. Jana Pawła II. Ale oczywiście decyzja należy do przewodniczącego liturgii. Gdyby jednak nabożeństwo miało być, to po Komunii przygotuję klęcznik, a na klęczniku będzie otwarta agenda, i tam jest wszystko po kolei.

- Oczywiście, że zrobimy nabożeństwo. To może ja pójdę sprawdzić tę agendę, żebym nic nie pomieszał – powiedział Maciej, który chyba podjął decyzję, że będzie przewodniczył.

- Proszę mi wierzyć, że nie ma takiej potrzeby, tam jest wszystko bardzo jasne i proste – zapewnił go kościelny.

- A ja może usiądę do konfesjonału – zaproponował Mateusz widząc, że brakowało jeszcze dziesięciu minut do osiemnastej.

- Bardzo księdzu dziękuję, to by było wspaniale, bo proboszcz spowiada dzień w dzień i pewnie znajdą się chętni – powiedział kościelny i Mateusz wyszedł z powrotem na kościół i niemal stanął z wrażenia. W kościele było trzy razy więcej ludzi, niż gdy oni wchodzili dwie minuty temu i przez otwarte drzwi od zakrystii nie usłyszeli choćby najdrobniejszego hałasu, trzaśnięcia drzwiami, czy skrzypienia ławek. W kościele panowała kompletna cisza.

Jeremiasz Uwiedziony 

CDN. Wszystkie imiona i fakty w powyższym opowiadaniu są fikcyjne i jakiekolwiek podobieństwo do rzeczywistości jest całkowicie przypadkowe i niezamierzone.

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!