TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 03 Września 2025, 12:53
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Jasna i ta druga strona księży(ca) odc.345

Jasna i ta druga strona księży(ca) odc.345

Mateusz siedział przed komputerem i tępo wpatrywał się w ekran. Właśnie się zabrał do pisania sprawozdania z wizyty duszpasterskiej, czyli z kolędy, które obiecał przedstawić w najbliższą niedzielę podczas ogłoszeń. Dobre dwadzieścia minut minęło, a migający kursor był jedynym znakiem na nowo utworzonym dokumencie. Przed oczyma przebiegały mu obrazy z trwającej grubo ponad miesiąc kolędy, nigdy wcześniej nie zajęła mu ona tak wiele czasu, ale w żaden sposób nie potrafił stworzyć jakiejś syntezy. Wszystko mu się mieszało i jeżeli przed kolędą miał nadzieję, że po niej będzie znacznie mądrzejszy, to teraz wydawało mu się, że chaos w jego głowie wręcz się spotęgował. Nie był bardziej zorientowany ani w kwestii swojego poprzednika ks. Piotra i jego usunięcia ze stanowiska w aurze skandalu i podejrzeń o molestowanie nieletnich, ani tym bardziej w materii kiepskiego zaangażowania wiernych w życie wspólnoty, czy ujmując rzecz wprost, pozostawienia jego, czyli nowego proboszcza, samemu sobie. Mateusz westchnął głęboko i raz jeszcze spróbował skoncentrować się na faktach. Choć na początku był dość przerażony, że wiele rodzin go nie przyjmowało, to jednak na koniec okazało się, że nie było właściwie żadnej różnicy z latami poprzednimi. Może nieco inaczej rozłożyły się zamknięte drzwi, ale w sumie i tak przyjęło go około 85 % rodzin, co było całkiem dobrym rezultatem biorąc pod uwagę miejskie uwarunkowania. Ze znakomicie prowadzonych przez jego poprzednika kartotek wynikało, że w poprzednie lata, a właściwie przed pandemią, było podobnie. Podczas pandemii ks. Piotr przez dwa lata zrezygnował z tradycyjnej kolędy. Mateusz pomyślał, że dobrym początkiem sprawozdania będzie wyrażenie radości, że po kilku latach przerwy znowu można spotkać się z parafianami w ich domach i podziękowanie wszystkim, którzy go przyjęli. I od razu mógł przedstawić statystyki i podkreślić, że rezultat jest podobny do tych sprzed pandemii. Po napisaniu tych dwóch zdań znowu zapadł w otępienie. Nadal przechodziły mu przez myśl twarze z przyklejonym uprzejmym uśmiechem, bądź po prostu obojętne, setki takich twarzy, które widział podczas kolędy, którym oczywiście nie był w stanie przypisać konkretnych nazwisk, ale nawet nie odczuwał takiej potrzeby, bo sytuacje były bardzo podobne do siebie: uprzejme przyjęcie księdza, który wykonuje swój obowiązek i odwiedza wiernych po kolędzie, a oni wypełniają swój obowiązek i poświęcają mu pięć czy dziesięć minut. I niewiele wyjątków, gdzie reakcja była bardziej życzliwa. Szczerze mówiąc, to wszystko zupełnie się rozmijało z jego oczekiwaniami. Jak zawsze zresztą, ale wydawało mu się, że obejmując już trzecie probostwo, będzie znacznie lepiej przygotowany i mniej rzeczy go zaskoczy. Mało tego, tę niespodziewaną zmianę przyjął również dlatego, że liczył na nowe wyzwanie, że będzie miał większe motywacje, a trudny początek związany z niejasnościami wokół poprzednika zmusi go do jeszcze większej kreatywności... Nic z tego się nie wydarzyło. Po nieco ponad pół roku czuł się wypalony, jakby ze dwadzieścia lat wykonywał jakąś syzyfową pracę. Czy Pan Bóg chce mu przez to coś powiedzieć? Jeśli tak, to mógłby jednak być bardziej precyzyjny, bo póki co, Mateusz nic z tego nie rozumiał. Niemal z wdzięcznością przyjął dźwięk telefonu, choć zwykle nie lubił przerywać pracy nad parafialną biurokracją. 

- Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus. Ksiądz Mateusz...

- Szczęść Boże księże proboszczu, moje nazwisko Bolecki, bardzo przepraszam, ale wczoraj wróciliśmy z nart i niestety podczas naszej nieobecności miała miejsce kolęda na naszej ulicy. Chciałbym zapytać, czy istnieje taka możliwość, aby księdza jeszcze do nas zaprosić. My się oczywiście dostosujemy, tak żeby księdzu pasowało – głos po drugiej stronie zawiesił się w oczekiwaniu.

- Oczywiście, że jest taka możliwość, cieszę się, że pan dzwoni i chętnie przyjadę. Nawet natychmiast – dodał Mateusz myśląc, że dobrze będzie mu się oderwać choć na chwilę od swoich niezbyt pozytywnych rozmyślań.

- Natychmiast? - zdziwił się pan Bolecki. - Trochę minie ksiądz zaskoczył, bo myśleliśmy o przygotowaniu jakiejś kolacyjki, ale jak tak się zastanawiam, to po feriach mamy tyle zaległości, że ciężko będzie o wolny wieczór, a akurat teraz jesteśmy wszyscy w domu. Ksiądz wybaczy, zapytam żony, może ksiądz chwileczkę poczekać?

- Oczywiście – odpowiedział Mateusz, a potem chcąc nie chcąc wysłuchał rozmowy, którą pan Bolecki prowadził ze swoją żoną. Kobieta nie była zbyt zadowolona, bo ewidentnie zależało jej na kolacji, ale jej małżonek przypomniał kolejno ich najbliższe zobowiązania i zakończył pytaniem, czy żona chce, aby kolęda była w Wielkim Poście. Wówczas kobieta zgodziła się z nim, że może jednak lepiej, aby ksiądz przyjechał natychmiast.

- Proszę księdza, bardzo chętnie przyjmiemy księdza dzisiaj, czy mam podjechać samochodem? - zapytał pan Bolecki.

- Nie, nie, dziękuję, proszę mi podać adres, a ja przyjadę swoim - odparł Mateusz i po zanotowaniu nazwy ulicy zakończył rozmowę. Z ulgą wyłączył komputer, założył sutannę stwierdzając przy okazji, że stała się ona mocno obcisła, a to oznaczało, że znowu przytył, jak zawsze kiedy go coś gryzło. Wsiadł w swojego busa i znowu pomyślał, że ma taki, a nie inny samochód, bo był przekonany, że w parafii busik się zawsze przyda, a tymczasem od pół roku jeździł nim zawsze sam. Może trzeba go zmienić i przestać się łudzić, że ludzie chcą gdzieś jeździć z proboszczem?

- Tak, wspaniały pomysł – odpowiedział półgłosem swoim myślom. - Po kolędzie zmienić sobie samochód, otwarta droga do serc swoich parafian.

Dom państwa Boleckich znajdował się jakieś pięć minut jazdy samochodem od plebanii, więc bardzo szybko stanął przed drzwiami, które otworzyły się zanim zdążył zadzwonić.

- Proszę bardzo, zapraszam! - w drzwiach stał mężczyzna, który mógł mieć kilka lat mniej od Mateusza. Miał założoną elegancką niebieską koszulę i krawat. Mocno uścisnął dłoń swojego proboszcza. - Kacper Bolecki! Proszę, tędy i na prawo – jak przystało na gospodarza poprowadził kapłana do salonu, gdzie czekała małżonka i trójka dzieci.

- Moja żona Jagna, najstarsza córka Zosia, młodsza Iga i nasz beniaminek Staś – przedstawił ich kolejno, a zarówno żona, jak i dzieci z uśmiechem podchodzili i podawali dłoń Mateuszowi, który przez chwilę poczuł się jakby był w jakiejś innej parafii.

- Jaka wspaniała rodzina – wykrztusił wreszcie z siebie, po czym zaprosił ich do wspólnej modlitwy. Kiedy zakończyli sięgnął po leżące na stole Pismo Święte.
 - Skoro mamy tu Biblię to może zobaczymy co Pan nam chce dzisiaj powiedzieć? - zapytał, a kiedy zobaczył, że wszyscy ochoczo skinęli głowami, chciał wybrać losowo fragment.

- A czy ja mogę otworzyć? - zapytał Staś, który mógł mieć jakieś osiem, dziewięć lat.

- Stasiu, jednak może lepiej żeby ksiądz proboszcz to zrobił? - wtrąciła się pani Jagna.

- Ależ nie, absolutnie, najlepiej będzie, jak Stasiu wylosuje nam słowo – uśmiechnął się Mateusz i wręczył Biblię chłopcu.

Stasiu z wielką powagą wziął księgę, mocno zacisnął powieki, otworzył, położył na stole, a potem palcem wskazał fragment po prawej stronie. Mateusz sięgnął po Biblię i okazało się, że był to fragment dwunastego rozdziału Księgi Daniela. 

- „Anioł Pański odezwał się do Habakuka: «Zanieś posiłek, jaki masz, Danielowi do Babilonu, do jamy lwów». Habakuk odpowiedział: «Panie, nie widziałem nigdy Babilonu ani nie znam jamy lwów». Ujął go więc anioł za wierzch głowy i niosąc za włosy jego głowy przeniósł go do Babilonu na skraj jamy z prędkością wiatru” - przeczytał Mateusz i zamilkł. Przez dłuższą chwilę wszyscy się zastanawiali co mogą dla nich oznaczać te słowa.

- Ciekawe do kogo Pan Bóg kieruje te słowa, które nam wskazał przez Stasia – powiedział wreszcie Mateusz.

- No raczej nie do księdza proboszcza – stwierdził stanowczo Stasiu.

- A dlaczego nie do mnie? - zapytał Mateusz.

- No bo tam anioł przeniósł tego proroka z jednego miejsca na drugie za włosy, a ksiądz proboszcz jest łysy – odparł Stasiu, a wszyscy wybuchnęli śmiechem, również Mateusz, choć dokładnie w tym momencie zrozumiał, że te słowa były jednak dla niego. Były odpowiedzią, na jego rozterki, czy na pewno jest we właściwym miejscu. Jest. Skoro go tam Pan postawił, to jest we właściwym miejscu. Jego rozmyślania przerwał dźwięk dzwonka u drzwi.

- Czyżby jacyś goście? - zapytał Mateusz.

- Raczej nie – odpowiedziała pani Jagna. - Myślę, że to pizza dojechała. Ksiądz wybaczy, ale nie miałam czasu, żeby coś ugotować, więc zamówiliśmy pizzę. Jeśli to nie jest jakimś problemem, to byłoby nam bardzo miło, gdyby ksiądz zjadł z nami – powiedziała i patrzyła na niego proszącym wzrokiem.

- Z największą przyjemnością – odparł Mateusz i w duchu dziękował Bogu za ten wieczór. To był znak normalności, którego potrzebował. - Kocham pizzę!

- Ja też! Margaritę! - wykrzyknął Stasiu i natychmiast pobiegł za mamą, która poszła do drzwi. 

- Może ksiądz sobie zdejmie komżę, a ja z dziewczynami nakryjemy do stołu! Iga, Zosia, przynieście, proszę, talerze i szklanki – powiedział pan Kacper i w mgnieniu oka stół był nakryty, a pięć dużych kartonów z pizzą po kolei lądowało pośrodku i błyskawicznie znikało. Mateusz czuł się, jakby był u rodziny zaprzyjaźnionej od dekad. Dzieci miały naturalną śmiałość do księdza, choć nigdy nie przekraczały granicy poufałości, no może trochę, a rodzice swobodnie prowadzili z nim konwersację na różne tematy. Kiedy pizza zniknęła, dzieci najpierw pomogły posprzątać ze stołu po czym dyskretnie udały się do swoich pokojów, a pani Jagna poszła do kuchni przygotować kawę.

- Księże proboszczu, strasznie się ksiądz męczy w naszej parafii, prawda? - zapytał niespodziewanie pan Kacper.

- O, zaskoczył mnie pan... Ale nie da się ukryć, że jest mi bardzo ciężko. I co najgorsze, nie mam zielonego pojęcia, dlaczego tak jest... - wyznał szczerze Mateusz.

- Proszę księdza, nasza parafia to jest uśpiony bizon. Uśpiony od jakichś 20 lat. I trzeba, żeby go ktoś, przepraszam za słowo, ale tak to wygląda, trzeba, żeby go ktoś porządnie ukłuł w d...

Jeremiasz Uwiedziony

Książka: JASNA I TA DRUGA STRONA KSIĘŻY(CA) 

CDN. Wszystkie imiona i fakty w powyższym opowiadaniu są fikcyjne i jakiekolwiek podobieństwo do rzeczywistości jest całkowicie przypadkowe i niezamierzone.

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!