TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 03 Września 2025, 12:53
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Jasna i ta druga strona księży(ca) odc.344

Jasna i ta druga strona księży(ca) odc.344

- I wyobraź sobie, że pierwszy dom, w którym mnie przyjęto po kolędzie, to był właśnie dom jej rodziców – tłumaczył Mateusz Maciejowi, który stał przy kuchni gazowej i przygotowywał jajecznicę. Minęło prawie dwa miesiące odkąd przyjaciele widzieli się po raz ostatni. Kiedy w niedzielny wieczór Mateusz dotarł na plebanię kolegi był tak zmęczony, że właściwie od razu poszedł do łóżka i dopiero teraz przy śniadaniu mogli wreszcie pogadać.

- Czekaj, czekaj, bo się pogubiłem. Chodzi o tę dziennikarkę Tatianę, co chciała cię wrobić w ten artykuł o apostazji, a ty teraz się za nią codziennie modlisz a ona nagle zaczęła chodzić do kościoła i to w twojej parafii, choć w niej nie mieszka, no i byłeś po kolędzie u jej staruszków, tak? - próbował zreasumować sytuację Maciej.
- Nie Tatiana, a Irina, no i nie próbowała mnie wrobić tylko takie miała zlecenie od naczelnego, no i nie zaczęła chodzić do mnie do kościoła tylko była raz, przynajmniej na razie, a poza tym wszystko się zgadza. No i w pierwszy dzień kolędy początek zarąbisty, w pierwszych pięciu domach nikt nie otwiera, choć w niektórych widać światło, zacząłem nabierać podejrzenia, że może jakiś zbiorowy bojkot mi robią...
- Ale o co w tym chodzi? - Maciej przerwał koledze i postawił na stole olbrzymi półmisek z parującą jeszcze jajecznicą na boczku. - Bo to się wszystko nie trzyma kupy. Co ten Piotrek tam nawywijał? To znaczy, zastanawiam się, czy oni tak cię traktują, bo są za Piotrkiem i mają za złe, że go biskup zabrał, czy ta sprawa Piotrka tak ich zniesmaczyła, że mają reakcję odrzucenia wobec każdego kto reprezentuje Kościół?
- O rany, ale jajeczniczka... - jęknął Mateusz i zanim wypowiedział kolejne słowa spałaszował przynajmniej jedną czwartą tego, co sobie nałożył na talerz. Dopiero wtedy wciągnął głęboki oddech i wreszcie zaczął mówić. - Pycha!
- Takie są jajeczka na wsi, ale jak ktoś wybrał miasto, to już tylko jego wina – uśmiechnął się Maciej.
- Kiedyś mi podrzucałeś te wiejskie jajeczka co jakiś czas – przypomniał Mateusz.
- Nie trza było się pchać na drugi koniec diecezji, ja jestem już starszy pan i coraz mniej mi się chce wozić tyłek taki kawał drogi. Ale ze trzy wytłaczanki mam przygotowane dla ciebie, tylko nie zapomnij wziąć – Maciej wskazał na trzy pudełeczka stojące na lodówce. - To o co chodzi z tym Piotrem?
- Powiem ci szczerze, że pół roku minęło, a ja dalej jestem w punkcie wyjścia, jeśli chodzi o zrozumienie sytuacji. Nie mam pojęcia. Z kurii nic konkretnego nie chcą mi powiedzieć, bo trwa dochodzenie. Z pogłosek domyślam się, że chodzi o zarzuty, nawet nie wiem czy molestowania czy znęcania się, nie wiem, postawione przez jednego chłopaka dotyczące zachowania na lekcji religii zdaje się. Od ludzi nic na ten temat nie usłyszałem, a co ciekawe mnie nikt nigdy nie zapytał, dlaczego odwołano Piotra, poza jednym facetem, dość zaangażowanym, który coś tam z Piotrkiem duszpastersko robili razem. Aha! I ten właśnie pan, pan Ryszard kilka tygodni temu chciał mi pokazać, gdzie Piotrek trzymał taki traktorek do odśnieżania i wyobraź sobie, że traktorek zniknął, a pan miał bardzo zawiedzioną minę...
- I co z tym traktorkiem?
- Nie mam pojęcia...
- A pytałeś Piotra?
- Próbowałem kilka razy się dodzwonić, ale nie odbiera.
- Trzeba było napisać esemesa... Wiesz jak to jest w takich sytuacjach, może gdyby wiedział, że chodzi o traktorek to by odpowiedział. Chyba, że kupił go za swoje pieniądze i zabrał ze sobą, jako swoją własność...
- Weź to wytłumacz ludziom... Ale masz rację – powiedział Mateusz i natychmiast wyciągnął komórkę i w kilkanaście sekund napisał wiadomość do Piotra. - Wysłałem, zobaczymy czy odpowie. A wracając do sytuacji, to jak mówiłem, ludzie o Piotra nie pytają, natomiast z rozmów kolędowych wynika, że Piotr co prawda nie był apodyktyczny, w sumie można nawet chyba powiedzieć, że na wiele spraw potrafił przymknąć oko, tak mi się przynajmniej wydaje, natomiast w sprawach dotyczących parafii, różnych prac, zagospodarowania, dekoracji wszystko robił po swojemu. A robił bardzo dużo, sam widziałeś, kościół, plebania, otoczenie wszystko wysmakowane i w najlepszej jakości. Ale w tych sprawach nie dopuszczał nikogo do głosu, o wszystkim decydował sam, bez żadnych konsultacji, a kilku radnych parafialnych, którzy na kolędzie mi powiedzieli, że byli radnymi, bo nie wszyscy się tym ze mną podzielili, zgodnie twierdzili, że tamten rozdział jest już zamknięty i nic mi nie chcieli powiedzieć, na czym to ich bycie radnymi polegało. Znakomita większość ludzi mówi, że proboszcz robił, co chciał, ale w sensie pozytywnym, nikogo się nie pytał, ale ponieważ robił dobrze, więc niemal wszystkim pasowało. A jak czasami ktoś, jak choćby pani Małgosia, która teraz dekoruje nam kościół, zgłaszał się do proboszcza z jakąś inicjatywą, to dostawał grzeczną, ale stanowczą odpowiedź, że temat jest już ogarnięty.
- Ciekawe... Wygląda znacznie bardziej na styl prowadzenia wiejskiej parafii i to jakieś 25 lat temu, a nie na rozwijającą się część jednego z największych miast w diecezji... - zamyślił się Maciej.
- Jak na razie to obszedłem po kolędzie raczej starszą część parafii, choć oczywiście wszystko to domki jednorodzinne, natomiast nowe domy i apartamentowce jeszcze przede mną... Ale mówiłem ci o rodzicach Iriny. Więc pierwszy dom, w którym mi otworzyli i uratowali moją wiarę w parafian, to byli właśnie państwo Gerard i Anna. Bardzo mili, a ponieważ byłem mocno do przodu z czasem, więc chętnie przyjąłem propozycję kawy. Aha! Wyobraź sobie, że od razu padł temat tego filmiku, który chodzi po Internecie, z księdzem tłumaczącym podczas ogłoszeń, co mają mu serwować do jedzenia i picia po kolędzie! Ja myślałem, że to tylko dzieciarnia ogląda, a okazuje się, że nawet starsi państwo...
- Mnie to się nawet już nie chce gadać na temat tych niektórych internetowych produkcji „w koloratce” - Maciej pokręcił głową.
- O, kiedyś byłeś bardziej zainteresowany wykorzystaniem mediów w duszpasterstwie – przypomniał Mateusz. - Ale mniejsza o to. W każdym razie pani Anna odwołała się do krążących w Internecie „instrukcji” pytając mnie jaką chcę kawę, a pan Gerard zganił ją twierdząc, że ludzie sobie to wysyłają dla beki, ale na moje stwierdzenie, że ksiądz z rzeczonego filmiku może i chciał ludziom ułatwić, ale się skompromitował, powiedział, że w sumie tak, ale z drugiej strony, jak potem ksiądz ma na coś alergię i odmawia to mówią, że „wydziwia”. Ale znowu się rozproszyłem. A chciałem powiedzieć, że ci państwo byli przeszczęśliwi, że ich córka Irina wreszcie wybrała się do kościoła, no i przy okazji ich odwiedziła. A teraz uważaj. Irina lekko ochrzaniła swoich staruszków, że mi nie pomagają, czujesz to? Ona, która nie chodzi do kościoła właściwie nigdy, chyba że z „marszem kobiet”, żeby trochę powyzywać na księży, mówi swoim rodzicom, którzy są na Mszy w każdą niedzielę, że nie powinni się dziwić, że nikt nie wspiera nowego proboszcza, skoro oni sami tego nie robią. No i dziadki byli tym szczerze zdumieni, dlatego podczas kolędy pytali mnie, czy ja potrzebuję jakiejś pomocy.
- I co dopowiedziałeś? - Maciej skończył jeść, odstawił na bok swój talerz i spojrzał pytająco na Mateusza.
- Co powiedziałem... Powiedziałem jak jest. Nie mamy kościelnego, nie mamy ministrantów, nie mamy żadnej Rady parafialnej, nie mamy żadnych grup duszpasterskich. Mamy tylko organistę, którego chciałbym zwolnić. Znaczy się tego, że chciałbym go zwolnić nie powiedziałem, w każdym razie po tych moich słowach zapadło dłuższe milczenie - opowiedział Mateusz.
- Zapomniałeś powiedzieć, że nie masz gospodyni – roześmiał się Maciej. - No i rozpłakać się na koniec.
- Dobra, dobra, nie bądź taki do przodu. Jak się pytali to odpowiedziałem.
- A jeszcze masz przecież florystki – powiedział z przekąsem Maciej. - Bo przecież nie kwiaciarki.
- Widzę, że humor ci dopisuje. Dobrze. A propos kwiaciarek! To po tej dłuższej chwili milczenia, pani Anna wreszcie przemówiła wspominając dekoracje kwiatowe w kościele i te dwie urocze panie, które je przygotowują. No to ja wtedy powiedziałem, że to jest właśnie ten pierwszy krok od strony parafian, że ta pani sama się zgłosiła i potem przyprowadziła koleżankę, choć ta druga nie jest z naszej parafii. Może rzeczywiście wcześniej trochę się za bardzo poskarżyłem na swój los, bo po tym wątku kwiaciarek państwo odzyskali rezon i pan Gerard powiedział rozbrajająco szczerze, że przez ostatnie lata ksiądz demonstrował wiele różnych rzeczy, ale nigdy, przenigdy, że on czegoś potrzebuje, a już zwłaszcza pomocy. I że oni, czyli Gerard i Anna są do dyspozycji. Jeślibym chciał wpaść na obiad albo pani Anna może przygotować coś do podgrzania na plebanii, a pan Gerard też ma dużo wolnego czasu, więc na ile siły pozwolą można z niego korzystać. No i na moją propozycję, czy chcieliby na przykład zawiązać z innymi Różę Różańcową albo inną wspólnotę, byli nastawieni wręcz entuzjastycznie.
- Czyli jakiś początek jest... - podsumował Maciej i w tym momencie usłyszeli dźwięk powiadomienia o przychodzącej wiadomości.
- Piotrek odpowiedział! - powiedział Mateusz spoglądając w ekran. - „Sorry, zupełnie zapomniałem o traktorku. Jest w serwisie przy ul. Dębowej 6. Trzeba tam podjechać i go odebrać. Jeszcze raz przepraszam. Piotr”

Jeremiasz Uwiedziony

Książka: JASNA I TA DRUGA STRONA KSIĘŻY(CA)

CDN. Wszystkie imiona i fakty w powyższym opowiadaniu są fikcyjne i jakiekolwiek podobieństwo do rzeczywistości jest całkowicie przypadkowe i niezamierzone.

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!