Jasna i ta druga strona księży(ca) odc.343
Pierwsze Święta w nowej parafii tak naprawdę przeszły całkiem spokojnie. Ludzi w kościele było sporo, nawet kilka osób pojawiło się w zakrystii, aby złożyć życzenia swojemu proboszczowi. Nie był to żaden wyłom w murze ciągłego dystansu, który parafianie zachowywali wobec nowego proboszcza, po prostu byli to ludzie, którzy pewnie uważają za przejaw dobrego wychowania wymienienie się z proboszczem życzeniami, które swoją drogą były dość oschłe. Całe szczęście, że w tym morzu obojętności miał swoje kwiaciarki, panią Małgosię i panią Beatę. Ta druga owszem, pomogła w przygotowaniu szopki, ale w Święta w kościele się nie pojawiła, w każdym razie dekoracje świąteczne były piękne. Do tego stopnia, że Mateusz postanowił pozostawić je aż do 2 lutego. Mimo, że organista upierał się, że powinno być liturgicznie, czyli po Niedzieli Chrztu Pańskiego dekoracje powinny zniknąć. A skoro już o organiście mowa, to on też się przełamał opłatkiem z proboszczem życząc mu, aby... miał wspaniałą i długowieczną – tak się wyraził – współpracę z organistą. Również dlatego Mateusz kwestię organisty odłożył na „po kolędzie”. A z kolędą wcale lekko nie miał. Jak się okazało, jego poprzednik ks. Piotr, wszystkie plany kolędy z poprzednich lat miał w komputerze, a ten ponoć „padł”. Na szczęście kartoteka parafialna była wzorcowa, więc Mateusz nie miał problemu, żeby sobie jakoś plan ustalić, a ponieważ z powodu pandemii była dwuletnia przerwa w kolędowaniu, a więc ewentualne odejścia od „zawsze tak było” jawiły się jako mniej bolesne. Mimo że czekała go dość mordercza ilość tras kolędowych postanowił dać sobie chwilę oddechu i między Świętami a Nowym Rokiem pozostał w domu. Nawet nie pojechał do swoich bratanic, tak jakoś czuł się zgaszony i nie miał zamiaru opowiadać o swojej nowej parafii, dopóki nie będzie miał czegoś do opowiedzenia. I póki co była to dobra decyzja, bo rzeczywiście odpoczął, ale czy naprawdę właściwa, to się okaże dopiero w lutym, jak będzie kończył ten tour de force. Ogłosił z góry cały program, czego jego poprzednik nigdy nie robił, zresztą wielu innych kolegów z dekanatu też nie, ponieważ byli przekonani, że podawanie programu kolędy z tygodnia na tydzień podniesie choć trochę frekwencję na niedzielnych Mszach, ale Mateusz szczerze w to wątpił w dobie Internetu. W każdym razie on sam miał świadomość, że ponieważ wprowadził jakiś nowy porządek to jednak lepiej, żeby ludzie wiedzieli wcześniej i mogli się zorganizować. I oto nadszedł pierwszy dzień kolędy. Wyglądało na to, że w jego parafii właściwie nie było bloków mieszkalnych, same domki jednorodzinne i kilka niskich apartamentowców, bo tak się teraz to nazywa, więc nie musiał się doszukiwać jakichś „trudniejszych okolic” i uznał, że wszystkiego dowie się na własnej skórze. W pierwszych pięciu domach nikt nie zareagował na pukanie i poczuł się trochę dziwnie. Ale w szóstym domku zamek szczęknął i drzwi się otworzyły.
- Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! - rozpoczął Mateusz.
- Na wieki wieków, zapraszamy księże proboszczu – powiedział mężczyzna, który mógł mieć około 65 lat. - Kochanie! Jest już ksiądz proboszcz – krzyknął jeszcze w kierunku kuchni i poprowadził Mateusza do pokoju, gdzie na białym obrusie stał klasyczny komplet kolędowy – dwa lichtarze, krucyfiks i talerzyk z wodą święconą i kropidłem. Nieco z boku było położone Pismo Święte. Po kilkunastu sekundach dołączyła do nich również kobieta, pewnie małżonka starszego pana i Mateusz mógł rozpocząć modlitwę. Kiedy zakończył i już miał usiąść na krześle niespodziewanie nawet dla siebie sięgnął po Księgę Pisma Świętego.
- Moi drodzy, dzisiaj pierwszy dzień kolędy, a wasz dom jest pierwszym, w którym otworzyły się drzwi przed kapłanem... Może otworzymy Biblię i zobaczymy, co nam Pan Bóg chce powiedzieć? - powiedział Mateusz i spojrzał na starszych małżonków.
- Ale co, żeby Ewangelię o Narodzeniu Pana Jezusa przeczytać? - zapytała niepewnie gospodyni.
- Nie. Myślałem, żeby otworzyć na chybił trafił i zobaczyć jakie słowo ma dla nas Pan Bóg – odparł Mateusz.
- Ależ oczywiście, niech ksiądz proboszcz otwiera i czyta – odpowiedział mężczyzna.
- Wolałbym, żeby ktoś z was to uczynił, wskazał palcem, a ja chętnie odczytam – powiedział Mateusz uśmiechając się zachęcająco.
- Jak ksiądz sobie życzy – powiedział mężczyzna i wziął z rąk Mateusza Pismo Święte i cały czas patrząc na niego otworzył je i wskazał palcem mniej więcej na środku stronicy. Mateusz dokładnie przyjrzał się wskazywanemu wersowi, głową dał znak, że już wie, które to miejsce, przejął Księgę i odczytał.
- „Nie będą więcej mówić o tobie „Porzucona”, o krainie twej już nie powiedzą „Spustoszona”. Raczej cię nazwą „Moje w niej upodobanie” , a krainę twoją „Poślubiona”. Albowiem spodobałaś się Panu i twoja kraina otrzyma męża” - Mateusz zatrzymał się na chwilę i spojrzał na gospodarzy, którzy patrzyli na niego zdumieni. Postanowił więc przeczytać jeszcze kolejny wers.
- „Bo jak młodzieniec poślubia dziewicę, tak twój Budowniczy ciebie poślubi, i jak oblubieniec weseli się z oblubienicy, tak Bóg twój tobą się rozraduje” - zakończył. - To z Księgi Proroka Izajasza.
Przez chwilę zapadła głucha cisza. Mateusz myślał, że Pan daje mu słowo dotyczące jego nowej parafii i pociesza go w tym momencie oschłości i niezrozumienia. Bardzo mu się podobało to słowo. Ale im dłużej przyglądał się gospodarzom tym bardziej odkrywał w nich jakieś wzruszenie aż do chwili, w której obojgu łzy spłynęły po policzkach. Wtedy zaczął myśleć, że może jednak to słowo nie było do niego.
- No dobrze – powiedział i uśmiechnął się. - To część oficjalną mamy za sobą...
- Oczywiście! - z jakiegoś odrętwienia jako pierwszy wyrwał się gospodarz i wskazał Mateuszowi miejsce przy stole. - Proszę usiąść. Czy ksiądz proboszcz może z nami wypije kawę?
- Tak naprawdę to może trochę za wcześnie, ale zważywszy, że w pięciu domach nie otworzyli, to może w kolejnych jeszcze się mnie nie spodziewają...
- Czyli kawka! - entuzjastycznie wykrzyknął gospodarz ukradkiem wycierając ostatnią łzę z policzka podczas, gdy jego małżonka ciągle nie była w stanie wykrztusić z siebie słowa. - Kochanie! - troszkę głośniej niż to było konieczne gospodarz zwrócił się do niej, jakby ją chciał wybudzić. - Ty zrobisz kawę, czy wolisz zostać z księdzem proboszczem?
- To może ja jednak pójdę do kuchni – powiedziała wreszcie kobieta i szybkim krokiem opuściła pokój.
- Wspaniale! A my się w międzyczasie lepiej poznamy – powiedział mężczyzna przysiadając się do stołu dokładnie naprzeciw Mateusza.
- No właśnie – uśmiechnął się Mateusz wyciągając z teczki kartoteki i przekładając te, których właściciele byli nieobecni. - Na szczęście ksiądz Piotr wspaniale prowadził całą parafialną biurokrację, więc wydaje mi się, że jestem u państwa... Pawłowskich, zgadza się?
- Tak jest! Gerard i Anna. Jak ksiądz pewnie ma zapisane, już prawie dwadzieścia lat mieszkamy tutaj sami – powiedział pan Gerard i Mateusz znalazł potwierdzenie jego słów w kartotece. Przez chwilę chciał zapytać o potomstwo, ale ponieważ wiedział, że może to być temat trudny, postanowił zostawić to na później, może sami o tym wspomną.
- Czy ksiądz proboszcz ma jakieś szczególne życzenia? - z kuchni dobiegł głos pani Anny. - Bo podobno teraz to księża jakieś instrukcje wydają, co mogą jeść i pić...
- Kochanie, proszę cię, nie wygłupiaj się, to był tylko durny filmik z internetu – lekko zirytował się pan Gerard. - Niech się ksiądz nie gniewa, moja małżonka zupełnie nie odróżnia żartów i ironii od rzeczywistości, a ma parę koleżanek, które czasami jej coś podsyłają na komórkę... Ale o jedno trzeba zapytać: ksiądz proboszcz kawę woli rozpuszczalną czy zasypywaną, bo tylko takimi dysponujemy?
- Zasypywaną poproszę – uśmiechnął się Mateusz. - A szczerze mówiąc, to jeśli myślimy o tym samym filmiku, to wygląda na to, że to nie był wcale żart, tylko jeden proboszcz myślał, że ułatwi swoim parafianom życi,e a jedynie się skompromitował – szczerze wyznał Mateusz.
- Być może – powiedział pan Gerard.
- Ale z drugiej strony, jak potem gdzieś ksiądz na kolędzie powie, że czegoś nie może zjeść, bo ma alergię albo mu szkodzi to ludzie powiedzą, że ma fochy albo wydziwia. Więc nie wiem co lepsze... Ale zostawmy to. Jak się księdzu podoba w naszej parafii?
- Cóż, trzeba być wdzięcznym księdzu Piotrowi za to wszystko co tu zrobił. Wie pan, o takich parafiach mówimy, że to bombonierka, wszystko jest pięknie wyprowadzone: kościół, plebania, otoczenie, dokumenty... Wszystko ze smakiem, w dobrym guście... Naprawdę super!
- No tak, gospodarczo, to nie ma ksiądz powodów do narzekań, ale ja bardziej zastanawiałem się, jak się ksiądz czuje pośród parafian? - pan Gerard wbił w niego oczy podobnie jak jego małżonka, która właśnie wniosła paterę z ciastkami. Widocznie milczenie Mateusza, który zastanawiał się nad odpowiedzią, trwało zbyt długo, bo pan Gerard pośpieszył z wyjaśnieniami.
- Wie ksiądz dlaczego pytam? Bo ostatnio odwiedziła nas córka, zupełnie niespodziewanie, a musi ksiądz wiedzieć, że ona za bardzo to z Kościołem nie ma po drodze...
- Ona z nikim nie ma po drodze – wtrąciła się pani Anna. - Jak ksiądz przeczytał ten fragment Pisma Świętego, że nie będzie już porzucona i że poślubi, to my od razu o niej pomyśleliśmy, bo ona taka zagubiona...
- Kochanie, czy możesz mi nie przerywać? - pan Gerard był wyraźnie poirytowany. - No i właśnie ta nasza córka, co do kościoła nie chodzi, ona nam zarzuciła, że my księdzu nie pomagamy, dlatego pytam, jak się ksiądz tu czuje i czy potrzebuje pomocy...
Jeremiasz Uwiedziony
Książka: JASNA I TA DRUGA STRONA KSIĘŻY(CA)
CDN. Wszystkie imiona i fakty w powyższym opowiadaniu są fikcyjne i jakiekolwiek podobieństwo
do rzeczywistości jest całkowicie przypadkowe i niezamierzone.
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!