TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 03 Września 2025, 12:53
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Jasna i ta druga strona księży(ca) odc.340

Jasna i ta druga strona księży(ca) odc.340

- No dobra, głupio mi. Kawa na ławę – powiedziała zdecydowanym głosem Irina. - Imię, które księdzu powiedziałam jest prawdziwe, rodziców też naprawdę mam w tej parafii i tu byłam ochrzczona, ale nazwiska nie chciałam podać, bo jestem dziennikarką i dostałam zlecenie na tekst o apostazji z tezą. A teza brzmi – księża utrudniają.

Dostałam go akurat ja, bo zawsze drwię z księży, Kościoła i ciemnoty. Co z tym dalej robimy? - Irina przestała wreszcie rozglądać się po kancelarii i patrzyła na Mateusza, który z kolei przez chwilę zaniemówił. Zaczął się zastanawiać, czy jest nagrywany, ale nawet jeśli tak było, to przynajmniej dotychczas nie powiedział absolutnie nic, co mogłoby zabrzmieć dwuznacznie, czy w jakikolwiek inny sposób być wykorzystane przeciw niemu. Ale ta myśl zaledwie przebiegła mu przez głowę, bo on przecież nigdy nie mówił ludziom w kancelarii czy w innym miejscu takich rzeczy, których musiałby się później wstydzić. Ta konstatacja wyraźnie go uspokoiła. Jeszcze raz uważnie przyjrzał się kobiecie i jej bladej, zmęczonej twarzy, ani pięknej ani brzydkiej, i jej smutnym oczom.
- Zawsze chciałem być dziennikarzem - wypalił nagle.
- A to powiem księdzu, choć to w obecnym kontekście głupio zabrzmi, że już lepiej być księdzem. Chyba. Nie wiem jak to jest być księdzem, ale wiem jak to jest być dziennikarzem. Syf wyjątkowy. Za teksty publikowane w gazecie dostajemy śmieszne pieniądze, a za te w Internecie to już w ogóle jakaś żenada. Ciągle wisi nad nami widmo zamknięcia tytułu i szef chwyta się najbardziej nawet plugawych spraw, żeby zwiększyć, ba, utrzymać ilość czytelników. Nie wyobraża ksiądz sobie, jakie to jest frustrujące, kiedy na zespole redakcyjnym żadna twoja propozycja nie jest akceptowana i trzeba być po prostu cynglem, któremu są wyznaczane konkretne cele. Nie tak to sobie wyobrażałam, no ale może naoglądałam się za dużo filmów o dziennikarstwie śledczym. A wydaje mi się, że ksiądz w swojej pracy ma zdecydowanie większe pole do popisu. Więc jestem tym dziennikarzem, ale zdecydowanie szału nie ma - Irina już na niego nie patrzyła, jej wzrok pozostał jakoś dziwnie zawieszony pomiędzy światem realnym, a jej chyba dość pesymistycznymi myślami. Mateusz miał ochotę zapytać, dlaczego nie używa żeńskiej formy słowa dziennikarz, ale powstrzymał się w porę. To nie był dobry moment, żeby szukać kolejnego frontu sporu.
- Byłaby pani naprawdę gotowa dokonać aktu apostazji tylko po to, by móc napisać artykuł? - zapytał wreszcie.
- Sama nie wiem, ale biorąc pod uwagę założoną tezę, że księża utrudniają tę procedurę, to powinno mi się nie udać, prawda? - kobieta znowu zwróciła swoje oczy na Mateusza.
- Niby tak. Nie wiem, pani Irino, jak mamy dalej prowadzić tę rozmowę. To znaczy procedujemy dalej pani prośbę o apostazję, czy rozmawiamy o apostazji jak ksiądz z dziennikarką, która osobiście nie jest nią zainteresowana, ale zawodowo chce zgłębić temat?
- Nie wiem. W tej chwili to już chyba nie ma sensu. Dostałam wyraźny przykaz, aby się nie ujawniać, tylko właśnie prosić o przeprowadzenie procedury apostazji. Tu nie chodzi o obiektywny wywiad z księdzem jak to wygląda, tu chodzi o jasny przekaz, jak Kościół z jednej strony robi wszystko, żeby ludzi wypchnąć, a z drugiej jak im to formalnie uniemożliwia - wyjaśniła Irina.
- Czyli pani redaktor prowadzący oczekiwał, że pani naprawdę dokona aktu apostazji? Z wszystkimi konsekwencjami tego czynu dla osoby wierzącej? - Mateusz był lekko zszokowany, mimo że nie był naiwniakiem.
- Mój naczelny jest starym komuchem, a ja, jak już wspomniałam, nie jestem delikatna w stosunku do ludzi Kościoła w codziennych rozmowach, więc on mógł spokojnie uznać, że mam to wszystko gdzieś. Zresztą, on ma taką specyficzną teorię o dziennikarstwie partycypującym, krótko mówiąc - chcesz pisać o aborcji, zajdź w ciążę i ją usuń; chcesz pisać o dragach, musisz się czegoś nawąchać albo coś sobie wstrzyknąć; chcesz o prostytucji i tak dalej - mówiła.
- Aż strach pytać, o czym pani wcześniej pisała - zauważył Mateusz.
- Właśnie. Lepiej nie pytać. Chociaż w obecnym tytule jestem od niedawna - powiedziała Irina jakby chciała troszkę stonować swoją poprzednią wypowiedź.
- A może mi pani powiedzieć, czemu jest pani taka… - Mateusz przez chwilę szukał odpowiedniego słowa, - oschła w stosunku do Kościoła?
- No co to za pytanie? W tych czasach, po tym wszystkim, co wyszło na jaw? Można być albo ślepym fanatykiem, albo w najlepszym wypadku… oschłym.
- Nie będę się teraz sprzeczał na temat proporcji zła i dobra w Kościele, ale proszę mi powiedzieć, czy gdyby pani szef nie zlecił tego akurat tematu, to pomyślałaby pani o apostazji?
- Nie, proszę księdza. Po co mi to? Po co stosować się do jakichś waszych procedur, skoro od dawna nie stosuję się do żadnych reguł, które Kościół ustanowił. Może gdybym była kimś znanym, bardziej znanym, niż cyngielka podrzędnego dziennika, to taki gest mógłby mi przynieść wzrost popularności, ale w mojej sytuacji byłoby to cokolwiek śmieszne - odpowiedziała Irina, a Mateusz odczuł przemożną chęć zapytania, czy kobieta w ogóle wierzy w Boga, ale się powstrzymał.
- Wierzę w Boga, wierzę, ale w ten cały wasz Kościół no to jak można wierzyć? - powiedziała sama z siebie Irina, a Mateusz nie potrafił zrozumieć, czy kobieta miała jakąś moc czytania w jego myślach, czy może jednak jego mina mówiła wszystko.
- Wie pani co? To się świetnie składa, bo kolejny rok duszpasterski w Kościele w Polsce ma motto „Wierzę w Kościół Chrystusowy”, więc jeśli tylko da pani Kościołowi szansę, to może być dla pani wspaniały rok - wypalił Mateusz.
- Ksiądz sobie ze mnie żartuje, prawda? Przecież nawet wy nie wierzycie w te hasełka i dlatego je musicie powiększyć i walnąć na fasadzie kościoła, żebyście ich sami nie zapomnieli - powiedziała Irina, a Mateusz mógł tylko gorzko przełknąć ślinę, bo w wielu przypadkach było dokładnie tak jak powiedziała dziennikarka.
- Ja myślę, że pani jest całkiem dobrą dziennikarką, ale też myślę, że wcale nie musi być tak źle z Kościołem. Zresztą, zostawmy cały Kościół, a weźmy pod uwagę tylko te dwie malutkie jego cząsteczki, czyli panią i mnie. Mam taką propozycję. Przed chwilą modliłem się czytając tę „cegłę”, jak ją pani była łaskawa nazwać - Mateusz wskazał na brewiarz - i tam przeczytałem słowa, które choć napisane 400 lat temu zawstydziły mnie, a mianowicie, że nie korzystam ze środków, które daje mi Kościół dla osiągnięcia dobrych efektów, tymi środkami są post i modlitwa. Więc ja proponuję pani taką umowę: pani da szansę Kościołowi i postara się przyjść na Mszę w każdą niedzielę, a ja przez cały ten rok odmówię w pani intencji codziennie dziesiątkę Różańca i w każdy piątek będę pościł w pani intencji - Mateusz nie wierzył, że to mówił, bo jeszcze nigdy nie obiecał nikomu aż takiej ilości modlitwy, jak tej kobiecie, którą widział pierwszy raz w życiu.
- Ksiądz żartuje? - Irina spojrzała na niego zupełnie zbita z tropu.
- Ani trochę - odparł Mateusz.
- A na czym by polegał ten piątkowy post? - zapytała Irina.
- Tylko chleb i woda - wyjaśnił.
- No nie, to jakieś szaleństwo, o czym my w ogóle rozmawiamy? Ja tu przyszłam złożyć wymówienie z Kościoła, a ksiądz mi tu o jakichś postach…
- Nie, pani Irino, pani tu nie przyszła niczego wymawiać, tylko wykonać zadanie z pracy, co do którego nawet pani miała wątpliwości. I to ja będę ewentualnie pościł, a nie pani - uśmiechnął się Mateusz.
- I miałabym chodzić co niedzielę do kościoła w księdza parafii?
- Byłoby miło, na przykład przy okazji odwiedzin u pani rodziców, ale może pani chodzić do dowolnego kościoła, choć może jakaś kontynuacja byłaby lepsza, niż wizyty w przypadkowych parafiach - wyjaśnił Mateusz, który szczerze mówiąc wcale się nie spodziewał, że kobieta poważnie potraktuje jego propozycję. Nawet było mu strasznie głupio z tego powodu, czuł się jakby oferował coś, czego zakładał, że nie będzie musiał robić.
- I jak będziemy się nawzajem sprawdzać? - zapytała Irina.
- Wie pani co mi się teraz przypomniało? - uśmiechnął się Mateusz. - Jak w jednym starym filmie ksiądz rozdawał „pejdżery” żeby penitenci wysyłali mu wiadomość, jak odmawiali pokutę…
- „U Pana Boga za piecem” - przypomniała sobie natychmiast Irina.
- No właśnie! Ale my nie będziemy się sprawdzać w żaden sposób. Musimy sobie zaufać - powiedział Mateusz i był już właściwie pewien, że jego szalona propozycja stanie się faktem.
- Sama nie wierzę w to co mówię, ale zgadzam się. Tylko bez tego postu - powiedziała Irina patrząc na Mateusza.
- To podsumujmy: pani co niedzielę w kościele na Eucharystii, a ja codziennie dziesiątek Różańca w pani intencji - powiedział Mateusz, który chyba jednak odczuł ulgę po tym, jak dziennikarka sprzeciwiła się piątkowym postom.
- A o co będzie się ksiądz dla mnie modlił?
- A to już zostawię Panu Bogu. Natomiast chciałbym wiedzieć, co pani zrobi ze swoim artykułem - dociekał Mateusz.
- Opowiem szefowi wszystko dokładnie co się tutaj zdarzyło. Całą prawdę.
- I opisze to pani? - zdziwił się Mateusz.
- Jeśli mi szef da zielone światło, to oczywiście. Ale jestem absolutnie pewna, że mnie zruga i powie, że spieprzyłam - sorry za wyrażenie - temat. I pewnie na tym się zakończy kwestia apostazji w naszej gazecie.

Jeremiasz Uwiedziony

CDN. Wszystkie imiona i fakty w powyższym opowiadaniu są fikcyjne i jakiekolwiek podobieństwo do rzeczywistości jest całkowicie przypadkowe i niezamierzone.

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!