TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 16 Kwietnia 2024, 23:36
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Jasna i ta druga strona księży(ca) - odc. 242

Jasna i ta druga strona księży(ca) odc. 242

Proszę księdza, trochę rozmawialiśmy między sobą i stwierdziliśmy, że to jednak nie jest do końca w porządku, że ksiądz ciągle załatwia jakieś pieniądze na nasze zimowe wyjazdy, a my się wcale nie angażujemy – powiedział z bardzo poważną miną Wiktor, prezes ministrantów w parafii Strzywąż, a Mateusz mało się nie udławił kawą, bo zupełnie się nie spodziewał takiego obrotu sprawy.
- Rozmawialiście między sobą? - chciał się jeszcze upewnić uważnie przyglądając się twarzom całej dwunastki najstarszych ministrantów, czyli gimnazjalistów, którzy pojawili się u niego chociaż żadnej zbiórki na dzień dzisiejszy nie ogłosił. Nigdy nie robił zbiórek pomiędzy świętami a Nowym Rokiem. Chociaż wszyscy chłopcy potakująco skinęli głowami, od razu wyczuł, że czterech z nich potakiwało jakby mniej skwapliwie, a zwłaszcza Tomek, który też natychmiast opuścił wzrok, kiedy oczy Mateusza na nim się zatrzymały.
- Pomyśleliśmy, że jako najstarsi ministranci, bo przecież tych z liceum i jeszcze starszych, co się pojawiają tylko przy okazji świąt, to nawet nie liczę, bo oni są, jakby... w rezerwie, albo w stanie spoczynku! - Wiktor ucieszył się, że takie fajne określenie przyszło mu do głowy i zadowolony kontynuował dalej. - Czyli z tych czynnych, to my jesteśmy najstarsi! No i pomyśleliśmy, że trzeba wziąć sprawy w swoje ręce, żeby znowu nie musiał ksiądz proboszcz wszystkiego załatwiać i chcieliśmy pomóc w zbieraniu funduszu ministranckiego – zakończył Wiktor i rozglądał się po kolegach szukając aprobaty dla swoich słów i znalazł ją u wszystkich, choć lekką rezerwę ciągle dawało się zauważyć u czterech chłopaków.
- Nie ukrywam, że z jednej strony się cieszę, bo od lat proszę was o więcej inicjatywy i pomysłów, ale z drugiej strony jestem lekko zdziwiony, że akurat w tym roku tak was nagle olśniło – Mateusz mimo wszystko wietrzył jakiś podstęp. - Naprawdę tak sami z siebie zaczęliście na ten temat rozmawiać?
- Naprawdę – odpowiedział Wiktor, ale jakoś bez przekonania. Mateusz już chciał poprosić Tomka, żeby się wypowiedział, ale w ostatniej chwili się powstrzymał. Czuł, że za chwilę bez wywoływania nikogo do tablicy, sprawa się wyjaśni. Milczał więc dalej przyglądając się po kolei chłopakom.
- Bo widzi ksiądz, te wyjazdy w góry są naprawdę super, znaczy się podczas ferii zimowych, tylko tak się zastanawialiśmy, czy może by się nie udało może coś jakby zmienić... - powiedział w końcu Wiktor.
- Żeby pojechać w inne góry? - zapytał Mateusz.
- Oni chcą jechać do Rzymu! - szybko odpowiedział Tomek, jakby chciał uprzedzić jakieś inne wymówki. Wiktor spojrzał na niego z mieszanymi uczuciami malującymi się na twarzy, gdzie ulga, że wreszcie padło magiczne słowo Rzym jednakże ustępowała lekkiej złości, że to nie on, w końcu prezes, powiedział o co chodzi.
- Bo jak graliśmy ostatnio mecz z tymi ministrantami z parafii św. Wawrzyńca, to oni właśnie opowiadali, że byli na takim wyjeździe w Rzymie, no i pomyśleliśmy, że przecież my też chyba możemy – zaczął już spokojnie wyjaśniać Wiktor. - Trochę o tym wspomniałem w domu przy moich rodzicach, no i mama tak jakby podpowiedziała mi, że w innych parafiach to ministranci na takie wycieczki zbierają pieniądze podczas kolędy, robią takie różne sprzedaże ozdób, no i w ogóle coś robią. No i mama powiedziała, że nie możemy księdza naciągać na taki duży wydatek... I potem już tak całkiem sami – Wiktor szczególnie zaakcentował ostatnie słowo, - postanowiliśmy, że musimy trochę pieniędzy zarobić! - zakończył z ulgą i wszyscy chłopcy, już bez żadnej rezerwy wpatrywali się w Mateusza z oczekiwaniem.
- Czyli rozumiem, że już postanowiliście, że za miesiąc pojedziemy do Rzymu? – Mateusz patrzył na tych swoich ministrantów i nie wiedział, czy śmiać się, czy płakać.
- Nie zgadza się ksiądz? – Wiktor nie potrafił ukryć rozczarowania.
- Wiedziałem, że tak będzie – dorzucił Tomek, niby po cichu, ale tak, żeby wszyscy słyszeli.
- Nie o to chodzi, że się nie zgadzam... – zaczął Mateusz
- Yes! - przerwał mu z wielką radością Wiktor a pozostali chłopcy zaczęli krzyczeć jeden przez drugiego.
- ...ale tego się nie da zorganizować w miesiąc – Mateusz musiał podnieść głos, aby go usłyszeli i natychmiast zapanowała grobowa cisza.
- Czyli jednak się ksiądz nie zgadza – Wiktor mało się nie rozpłakał.
- Chłopaki! Bądźcie poważni. Wy sobie chyba nie zdajecie sprawy jak skomplikowana jest organizacja takiego wyjazdu. Ja bym bardzo chciał zabrać was do Rzymu, albo powiem więcej, zabiorę was do Rzymu, ok? Ale nie tej zimy. W miesiąc nie damy rady tego zorganizować, nawet gdybyśmy zebrali potrzebne pieniądze, a nie wierzę, żeby to się udało, bo taki wyjazd naprawdę sporo kosztuje. Ale jak mówię, pieniądze to nie wszystko.
- To kiedy pojedziemy do Rzymu? - zapytał Antek.
- A może być na wakacje? - zaproponował Mateusz.
- No, jak się nie da na ferie zimowe, to chociaż w wakacje – bez większego entuzjazmu zgodził się Wiktor, ale pozostali chłopcy nie ukrywali radości. Widać było wyraźnie, że pewnie Wiktor przekonywał ich, że „załatwi” ten wyjazd na zimę, ale inni byli większymi realistami, więc bardzo ucieszyli się z perspektywy letniej wyprawy do Rzymu. Mateusz czuł, że musi jakoś „podreperować” autorytet prezesa ministrantów.
- Nie wiem, czyj to był pomysł z tym Rzymem, ale bardzo dobrze, że on się pojawił i to teraz, bo dzięki temu, możemy zdążyć z przygotowaniem wyjazdu na wakacje. Bo już po feriach zimowych mogłoby być za późno. Tak że cieszę się, że pomysł od was wyszedł – tłumaczył Mateusz wcale nie patrząc na Wiktora, ale kątem oka dostrzegł, że chłopak był wyraźnie zadowolony. - A poza tym myślę, że już w ferie możemy zrobić jeden krok dalej niż zwykle – dodał z tajemniczą miną.
- Co ma ksiądz na myśli? - zapytał Tomek.

- A co byście powiedzieli, gdybyśmy za miesiąc pojechali w góry, jak zawsze, ale tym razem nieco dalej, bo do Czech?
- To tak jak ministranci z Wawrzysza! - Wiktorowi aż się zaświeciły oczy i ponownie zrobił się radosny harmider. Mateusz pomyślał, że spotkania z ministrantami z innych parafii, czy to przy okazji gry w piłkę nożną, czy to podczas diecezjalnych pielgrzymek, są bardzo potrzebne, ale też i sprzyjają wymianie doświadczeń i czasami niektórzy chłopcy mogą czuć się pokrzywdzeni. Zwłaszcza ci z mniejszych parafii. Parafia św. Wawrzyńca należy do największych w diecezji, a jeszcze znajduje się na terenie najbogatszej gminy. Oczywiście jest tam też bardzo rzutki opiekun ministrantów, ale w Strzywążu, można cudów dokonywać, ale nigdy się nie dostanie z gminy dofinansowania na wyjazd w wysokości dwunastu tysięcy złotych, a tyle udało się pozyskać księdzu ze św. Wawrzyńca. Mateusz nigdy nie chciał, aby pieniądze, które chłopcy dostają chodząc po kolędzie z księdzem, były przeznaczane na jakiś cel. Wolał, żeby chłopcy mieli je dla siebie. W parafii było sporo biednych rodzin i najlepsi ministranci często z nich się wywodzili. A co roku udawało się jakiś skromny wyjazd zorganizować. Teraz zaskoczyli go z tym Rzymem, ale słowo się rzekło...
- A powiedzcie mi jakie to mieliście pomysły, żeby nazbierać pieniędzy na ten wyjazd do Rzymu? - Mateusz znowu musiał przekrzykiwać chłopaków.
- No ale przecież nie jedziemy do Rzymu na ferie zimowe... - zdziwił się Antek.
- Aha! Czyli zajmiemy się wyjazdem lipcowym w czerwcu? - uśmiechnął się Mateusz.
- Nie, nie! No przecież my wiemy, że trzeba już teraz, co ty Antek, z choinki się urwałeś? - Wiktor ponownie przejął przywództwo. - Pomysłów mamy dużo. Znaczy się, trochę mama mi podsunęła... Ale nie wszystkie! To tak: możemy zrobić taką normalną zbiórkę do puszek pod kościołem na wyjazd dla ministrantów. To akurat ja wymyśliłem – pochwalił się Wiktor.
- Nie wątpię – Mateusz nie powstrzymał się od uśmiechu. - To może lepiej powiedz jeszcze pomysły mamy.
- No mama to tak trochę słabsze miała te pomysły, na przykład, żeby sprzedawać sianko do Żłóbka...
- To już chyba za późno, wczoraj był drugi dzień świąt – zauważył Mateusz.
- No tak, ale mam to mówiła ze dwa tygodnie temu...
- OK, co jeszcze?
- No... możemy jeszcze sprzedawać kadzidło i kredę na Trzech Króli!
- Dobry pomysł. Zgadzam się. Co jeszcze?
- Mama jeszcze mówiła, że możemy kolędować po domach, wie ksiądz w przebraniu i kolędy śpiewać, ale nie wiem, czy to wypali... - ten pomysł najprawdopodobniej się Wiktorowi nie podobał, a i innym chłopcom też nie, bo Mateusz słyszał szepty, że to obciach, niektórzy zarzekali się, że oni nie pójdą.
- I to jest wspaniały pomysł! A przy okazji świadectwo! Super. Zgadzam się – Mateusz udawał, że nie widzi skwaszonych min. - Kto przygotuje stroje?
- No właśnie moja mama jest krawcową i powiedziała, że ona bardzo chętnie – Wiktor patrzył prosto w podłogę a chłopcy „zabijali” go wzrokiem.
- Wspaniale! Twoja mama jest super! Ja się z nią skontaktuję. Pobłogosławię was w Nowy Rok i do Trzech Króli możecie chodzić. Kocham was chłopaki!  

Jeremiasz Uwiedziony
Ilustracja Marta Promna

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!