TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 18 Sierpnia 2025, 20:39
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Jasna i ta druga strona księży(ca) - odc. 219

Jasna i ta druga strona księży(ca) 

Maciek, proszę cię, powiedz mi, skąd wiedziałeś? - wykrzyknął Mateusz w słuchawkę telefonu z trudem próbując opanować emocje. Serce prawie mu się wyrywało z klatki piersiowej, a oczy miał utkwione w wystającym z żółtej koperty grubym pliku banknotów o nominale dwa tysiące. Było ich dokładnie dwieście. Czterdzieści tysięcy. A żółta koperta była mu doskonale znana i widniała na niej pieczęć jego parafii. - Proszę cię, powiedz. Już się nie baw w te twoje łamigłówki, tylko powiedz mi, skąd wiedziałeś?
- Mateusz, na miłość Boską, ale co skąd widziałem? - Maciej jeśli udawał zdumienie, to robił to po mistrzowsku i Mateusz w innej sytuacji na pewno dalby się nabrać.
- No daj sobie spokój, proszę cię, wiesz o co mi chodzi - niecierpliwił się Mateusz.
- Jak Boga kocham, nie wiem! To, że czasami z ciebie czyta się, jak z otwartej księgi, nie znaczy jeszcze, że nawet przez telefon mam się domyślić, o co ci chodzi - ton Macieja był w tym momencie raczej żartobliwy, ponieważ rzeczywiście często domyślał się, kiedy Mateusz miał problemy.
- Chodzi o pieniądze. Skąd wiedziałeś, że dzisiaj je będę miał? - drążył Mateusz.
- A masz? - zdziwił się Maciej.
- No nie świruj Maciej, proszę cię, przecież wiesz, że mam. Już wczoraj wiedziałeś, że będę miał. No przecież sam mówiłeś przed kolacją, że mam cię nie męczyć swoimi problemami, bo jutro, czyli dzisiaj na sto procent będę miał pieniądze dla elektryka. No i mam. Więc, proszę cię, powiedz mi, skąd wiedziałeś?
- Ale poważnie, masz te pieniądze? - Maciej był tak zaintrygowany, jakby nagle odkrył w sobie jakieś paranormalne albo nadzwyczajne zdolności.
- Tak! Leżą przede mną! Nowiutkie banknoty o nominale dwa tysiące każdy. Równiutko czterdzieści tysięcy! Skąd wiedziałeś? - nie dawał za wygraną Mateusz ze wszystkich sił próbując zachować spokój, a nie było mu łatwo, bo był przekonany, że kolega się z nim droczy. Ale Maciej najpierw milczał przez dłuższy czas, a potem jego głos w słuchawce zabrzmiał bardzo poważnie.
- No to jestem w szoku... - powiedział i zamilkł ponownie.
- Jak to jesteś w szoku? Przecież wczoraj byłeś tak pewny siebie, że dzisiaj pieniądze się znajdą, że aż ci uwierzyłem. Rzeczywiście zapomniałem o tym nieszczęsnym elektryku i długu i miałem bardzo fajny wieczór. Nawet dzisiaj rano, jak zadzwonił przypominając o swoim ultimatum, to mu powiedziałem, że dostanie pieniądze po południu. Gość się rozłączył, a ja dopiero po chwili sobie uświadomiłem, że przecież nie mam najmniejszej pewności, że nie robiłeś sobie ze mnie jaj. Dwie godziny siedziałem w starym kościółku i się gapiłem w Świętą Magdalenę i myślałem, że pierwszy raz w życiu dopadną mnie ataki paniki. Gdzieś czytałem, że to straszne uczucie...
- No ja sobie z ciebie jaj nie robiłem... - powiedział Maciej. - To znaczy, chciałem żebyś się nie martwił i żebyśmy sobie spokojnie, bezstresowo zjedli kolację, no i tak sobie umyśliłem, że jakbyś pieniędzy nie znalazł, to my w mojej parafii zbieramy na malowanie kościoła. Myślę, że jeszcze ze dwa lata nam to zajmie. Nie malowanie, ale zbieranie pieniędzy. I pomyślałem, że jak ci te 40 tysięcy na parę miesięcy pożyczę, to się nic nie stanie... Dlatego byłem taki pewny, że na sto procent będziesz miał te pieniądze. Ode mnie. A właściwie od mojej parafii. Ale nie miałem zielonego pojęcia, że ktoś ci je da... No właśnie, skoro nic nie wiem, to może jednak powiesz mi, jak te pieniądze do ciebie trafiły? Może ktoś chce sobie wyprać jakieś brudne pieniądze? Albo sumienie? - Maciej już wrócił do swojej klasycznej formy i humoru.
- Aha! No to dzięki ci brachu, że chciałeś mnie poratować - powiedział Mateusz i tak mu się jakoś ciepło na sercu zrobiło, bo po raz kolejny okazało się, że na Macieja może zawsze liczyć. - A wracając do mojego dzisiejszego, że tak powiem hiczkokowskiego poranka, to jak udało mi się uniknąć tych ataków paniki, to... nie śmiej się okay? - zastrzegł się Mateusz.
- Niby z czego? - zdziwił się Maciej.
- Z tego, co ci teraz powiem. No to jeszcze w „Magdalence”... położyłem się krzyżem w kościele. Nigdy wcześniej się tak nie modliłem i sam w sobie budziłem politowanie, że gdy mnie przypiliło z pieniędzmi, to nagle się taki asceta zrobiłem... Tak, że szybko wstałem, bo nie chciałem Pana Boga rozśmieszać, zmówiłem jeszcze Koronkę do Bożego miłosierdzia i wróciłem na plebanię. No i właśnie miałem dzwonić do ciebie, żeby się upewnić, czy tak naprawdę masz jakiś plan na te pieniądze, czy sobie robiłeś ze mnie żarty, kiedy nagle ktoś zapukał do drzwi. „Szczęść Boże” powiedział mężczyzna, którego nigdy nie widziałem na oczy. Najpierw pomyślałem, że to może elektryk przysłał kogoś, aby mnie nastraszył, albo coś takiego. Wiesz, jakie człowiekowi przychodzą do głowy głupoty, kiedy jest w desperacji albo w totalnej bezradności. Ale gość nie wyglądał na płatnego ściągacza długów, wręcz przeciwnie, był bardzo elegancki i wąski w szyi.
- Wąski w szyi?
- No wiesz, jak wyglądają tacy goście, którymi się straszy innych, jacyś, no... wykidajłowie? Takie ABS-y, absolutny brak szyi, jak to się mówi - tłumaczył Mateusz slangiem swoich dawnych uczniów z LO.
- Ty, to mnie teraz osłabiłeś. Toż to ja jestem ABS jak nic! - Maciej po drugiej stronie linii telefonicznej zanosił się śmiechem. No i faktycznie, w ostatnich latach dość mocno mu się przytyło.
- No, czyli rozumiesz - zaśmiał się Mateusz. - On nie był taki jak ty, był wąski w szyi. Więc wpuściłem go do środka i pytam, w czym mogę mu pomóc. Gość rozejrzał się po mojej plebanii...
- Chyba po pustkach w twojej plebanii - wtrącił się Maciej.
- No jak uważasz. W każdym razie po chwili mówi, że on myślał, że to raczej on może mi pomóc. Trochę mnie to zdziwiło, ale przezornie nic nie odpowiedziałem, tylko siadłem naprzeciw niego i czekam, co on dalej powie. No, a gość wtedy wyciąga kopertę. I mówię ci, ta koperta prawie mogła STAĆ! Ale najciekawsze, że to była moja parafialna firmowa koperta. Wiesz, ja mam takie żółte i z pieczątką adresową. No i człowiek się mnie pyta, czy ja pamiętam tę kopertę. Powiedziałem mu, że oczywiście rozpoznaję swoją kopertę firmową, ale wydałem mnóstwo zaświadczeń i certyfikatów w identycznych kopertach, że nie mam pojęcia dla kogo i z czym była akurat ta konkretna. No i wtedy gość opowiedział mi historię tej koperty. Nie uwierzysz, historia jak z thrillera. Jakieś trzy lata temu ten facet chrzcił swoją jedyną córeczkę, na którą czekali z żoną bardzo długo. Aha! I co ciekawe, nie chcieli żadnych metod niegodziwych, żadnych in vitro, bo są bardzo wierzący. I pomogła im naprotechnologia. No więc rodzi się dziewczynka i pan chce, aby chrzestnym został jego ówczesny wspólnik w interesach, który akurat mieszkał w mojej parafii. Ja sobie typa zupełnie nie przypominam. I gość przyszedł do mnie po zaświadczenie na ojca chrzestnego. Nie było mnie wtedy, a był to czas, kiedy miałem chwilowo wikarego Darka, pamiętasz? No i tam był chyba drugi związek, a może nawet i trzeci i Darek powiedział mu, że raczej nie może być chrzestnym. A on chciał koniecznie rozmawiać z proboszczem i był mocno przekonany, że „da się załatwić” wszystko. I jeszcze wysmarował ręcznie takie pismo do mnie z prośbą o to zaświadczenie. Napisał wszystko, że nie ma ślubu kościelnego, ale na pewno proboszcz coś wymyśli, bo on wcześniej mieszkał w innych parafiach, miał identyczną sytuację, ale hojnie wspierał inwestycje parafialne i już kilka razy został chrzestnym. A ja akurat miałem wyjeżdżać na dwa tygodnie, więc mu odpisałem. Wyjaśniłem, że go szanuję, respektuję jego wybory, nie wiem, w jaki sposób uzyskał te inne zaświadczenia, ale ja mu takiego nie mogę wydać. I napisałem dlaczego, kim powinien być chrzestny i tak dalej.
- Pamiętasz ten list? - zapytał Maciej.
- Oczywiście, że nie, ale ten człowiek mi go pokazał. Sam byłem w szoku, że miałem wtedy tyle cierpliwości i taktu... W każdym razie idę do sedna. Ten facet zaniósł list swojemu wspólnikowi, powyzywał na mnie, a gość to się ucieszył, bo on nie miał pojęcia, że jego wspólnik i przyjaciel nie miał ślubu kościelnego, bo mieszkał w innej parafii. No i mi powiedział, że już wtedy był mi bardzo wdzięczny, że mu otworzyłem oczy.
- I co? I teraz po trzech latach sobie przypomniał i postanowił dać ci czterdzieści kawałków? - Maciej nie bardzo chciał uwierzyć w całą tę nadzwyczajną historię.
- Nie. Wiem, że ciężko to łyknąć, ale teraz przychodzi najbardziej niewiarygodne. Po roku ich drogi biznesowe się rozeszły, a z biznesowymi również te przyjacielskie i wyobraź sobie, że miesiąc temu ten niedoszły chrzestny jego córeczki został przyłapany na pedofilii. I to wobec dzieci swoich krewnych. Oczywiście w prasie cisza, bo to nie ksiądz... No jak się mój dobroczyńca o tym dowiedział, to wyszperał gdzieś tę kopertę z adresem i w ostatnią niedzielę przyszedł do nas do kościoła. W ogłoszeniach jak zawsze mówiłem o budowie i napomknąłem, że mamy lekki problem, bo trzeba zapłacić 40 tysięcy. I gość wtedy postanowił już nie przychodzić do mnie po Mszy Świętej, bo stwierdził, że to znak dla niego. I wrócił dzisiaj z tą kopertą. I z czterdziestoma tysiącami wewnątrz - zakończył Mateusz.
- Wiesz, jak się ten gość nazywa? - zapytał Maciej.
- Człowieku, byłem w takim szoku, że zapomniałem nie tylko się zapytać o nazwisko, ale nawet podziękować - powiedział Mateusz i obaj zamilkli na dłuższą chwilę.
- Ja pierniczę! - niespodziewanie krzyknął Maciej. - A ja zawsze daję zaświadczenia bez kopert!

Jeremiasz Uwiedziony

CDN. Wszystkie imiona i fakty w powyższym opowiadaniu są fikcyjne i jakiekolwiek podobieństwo do rzeczywistości jest całkowicie przypadkowe i niezamierzone.?

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!