TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 19 Kwietnia 2024, 18:11
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Jasna i ta druga strona księży(ca) część XCIX

Jasna i ta druga strona księży(ca) część XCIX

Mateusz siedział w kościele w ostatniej ławce i patrzył na ołtarz, który po czterdziestu dniach zgrzebności znowu powrócił do właściwego sobie splendoru i cały był przystrojony kaskadami kwiatów. Bo to przecież dzień Zmartwychwstania Pana. W tym roku, wraz z Księdzem Proboszczem, byli wyjątkowo zadowoleni z pracy wykonanej przez miejscową kwiaciarkę,panią Danusię, która wreszcie znalazła złoty środek pomiędzy obfitością kwiatów z jednej strony i koniecznością nie zasłaniania ołtarza i tego, co się na nim dzieje, z drugiej. Ołtarz wręcz przyćmił Grób Pański przygotowany przez młodzież i to było piękne, bo przecież w grobie Pan Jezus za długo nie był, a na ołtarzu rodzi się, zmartwychwstaje każdego dnia. W kościele od kilku minut nie było już nikogo, a jeszcze unosił się delikatny zapach kadzidła. Miał rację Maciej, który polecił mu tę szalenie drogą mieszankę Bóg wie czego, ale która dawała dym o pięknym zapachu i rzeczywiście nikt nie narzekał, że się dusi. Nawet pani Helena Dobrzyńska, która od lat zwalcza, z uporem godniejszym lepszej sprawy, używanie kadzidła podczas liturgii, tym razem nie wyszła ostentacyjnie z pierwszej ławki, gdy ministrant z trybularzem przechodził obok niej. Mateusz zamknął oczy wciągając delikatny zapach głęboko w nozdrza i dalej do płuc. Choć po południu mieli jeszcze w programie nieszpory i Mszę Świętą, to właściwie już teraz opadły z niego wszystkie emocje związane z przygotowaniem Triduum i, co tu ukrywać, z pilnowaniem żeby Księdzu Proboszczowi jednak nie udało się spełnić swojego marzenia i przejść na łono Abrahama podczas misteriów wielkanocnych. I jak zawsze w takich sytuacjach spłynęła na niego jakaś taka błogość i odprężenie, że niemal zasnął.

- Proszę księdza! - nieznajomy głos rozległ się w ostatnim możliwym momencie, kiedy Mateusz znajdował się na skraju pomiędzy snem a jawą. Uśmiechnął się i odwrócił w kierunku właściciela owego głosu.

- I co się ksiądz tak śmieje? - zapytał mężczyzna stojący obok ławki i patrzący na niego z wyrazem pewnego zdegustowania.

- Jest pan chyba jedynym w całej okolicy, który nie wie co się stało - odpowiedział Mateusz parafrazując słowa uczniów idących do Emaus i w dalszym ciągu uśmiechając się.

- Że niby co? - zapytał mężczyzna z zauważalnym błyskiem zainteresowania w oku.

- Chrystus zmartwychwstał! - niemal krzyknął Mateusz czym wywołał wyraźny odruch rozczarowania u swojego rozmówcy.

- Ach, to... Myślałem, że coś się naprawdę wydarzyło...

- Ale On naprawdę zmartwychwstał, proszę pana, pan zobaczy, grób jest pusty - powiedział ciągle uśmiechnięty Mateusz wskazując dekorację w bocznym ołtarzu.

- Dobra, niech sobie ksiądz zostawi te pogadanki dla kogoś innego. Potrzebuję ten kwit do chrztu - odpowiedział mężczyzna patrząc na Mateusza wzrokiem mówiącym: „Twój psi obowiązek wypisać mi, to czego potrzebuję, więc nie gadaj tyle, tylko do roboty, bo nie mam czasu się tutaj z tobą przekomarzać”. Mateusz westchnął głęboko myśląc, jaki to błogi nastrój go ogarniał zaledwie kilkadziesiąt sekund wcześniej.

- A to pan jeszcze nie był ochrzczony? - nie mógł sobie odmówić tej uwagi.

- Żarty sobie ksiądz stroi, czy co? Oczywiście, że jestem ochrzczony, natomiast mam być ojcem chrzestnym. I to jutro, więc ten kwit potrzebuję dzisiaj.

- Pytam o ten chrzest - powiedział spokojnie Mateusz, - bo każdy ochrzczony doskonale wie, że dzisiaj mamy największe Święto naszej wiary i kancelaria parafialna jest nieczynna. 

- Aha! To teraz mamy w kościele godziny urzędowania - odpowiedział z przekąsem mężczyzna. - A niech no mi ksiądz przeczyta, bo nie dowidzę, co tam jest napisane.

- Chrystus zmartwychwstał...

- Nie to! Po drugiej stronie - przerwał mu mężczyzna.

- Kościół naszym domem - przeczytał Mateusz hasło roku duszpasterskiego i już wiedział do czego zmierza nieznajomy.

- No właśnie, hmm, czyli Kościół jest naszym domem, tak? Wie ksiądz, jak ja w moim domu o coś mamę prosiłem, to ona mi nigdy nie mówiła, że to nie są godziny urzędowania, tylko jak to w domu, wie ksiądz, co mam na myśli - mężczyzna nie ukrywał swojej złośliwej satysfakcji, że udało mu się księdza „załatwić”. Mateusz już miał odpowiedzieć, gdy niespodziewanie zza swoich pleców usłyszał głos Księdza Proboszcza.

- Ale pana mamusia to pewnie pana widziała codziennie i chętnie pańskich próśb wysłuchiwała, ale obcych to chyba do domciu w nocy na przykład nie wpuszczała. A może wpuszczała? Proszę pana w tym Kościele, który JEST naszym domem, ja jestem ojcem i ja pana NIGDY na oczy nie widziałem, więc proszę sobie swoją retorykę zachować na inne okazje! - zakończył niezwykle ostro Ksiądz Proboszcz, ale mężczyzna tak łatwo się nie poddał.

- A może ja jestem jak ten syn marnostrawny i po prostu ojciec mnie od dawna nie widział i  nie poznaje?

- Marno STRAWNY to pan jest rzeczywiście, a ten z Ewangelii to był MARNOTRAWNY i wrócił do domu ojca bijąc się w pierś i błagając o wybaczenie, a nie z roszczeniami i pełen buty, jak pan - ripostował Ksiądz Proboszcz, który zupełnie nie przypominał staruszka na progu śmierci. - Ale żeby pan się nie utwierdzał w swojej wrogości do Kościoła...

- Ależ ja nie jestem wrogi, tylko... - próbował się bronić mężczyzna, który chyba zrozumiał, że w batalii na ewangeliczne porównania nie ma szans.

- Ależ mowa pańska pana zdradza, proszę się nie wypierać - Ksiądz Proboszcz na polu ewangelicznej dialektyki czuł się natomiast doskonale. - Więc, jak mówię, żeby pan nie powiedział, że ktoś pana źle potraktował, to ksiądz Mateusz pójdzie z panem do kancelarii i panu napisze zaświadczenie, chociaż nie wiem co tam zaświadczy, bo chyba nie to, że jest pan wierzącym katolikiem praktykującym swoją wiarę w naszej świątyni. Ale to już ksiądz wikariusz sam rozezna, co tam panu napisać. Księże Mateuszu, bardzo proszę - powiedział już do Mateusza, który wziął swój brewiarz i gestem dłoni wskazał kierunek nieznajomemu, który o dziwo, patrzył na niego tryumfalnie, jakby chciał powiedzieć, że wyszło na jego.   

- Czyli chrzest będzie jutro - zagaił Mateusz w drodze do kancelarii.

- I całe szczęście! Ksiądz chciał zrobić w sobotę i to w nocy! - tłumaczył mężczyzna.

- Tak byłoby najpiękniej, Wigilia Paschalna to najpiękniejszy moment na chrzest - powiedział Mateusz otwierając drzwi i przepuszczając przodem nieznajomego.

- Najpiękniej?? I kolacja o 1.00 w nocy? Wolne żarty. Na szczęście wybiłem to szwagrowi z głowy, chociaż on już prawie, prawie się zgodził. Może myślał, że mu się śmignie z kolacją... O, nie ma tak dobrze. Jak chrzest, to trzeba gości ugościć, tak czy nie?

- Wie pan co? Chyba mamy jednak zupełnie inne podejście do pewnych spraw - powiedział Mateusz próbując zrozumieć jakie motywy kierowały rodzicami dziecka przy wyborze tegoż chrzestnego. Chyba tylko to szwagrostwo. 

- Poproszę pana godność - powiedział Mateusz.

- Zbigniew Śruba - odpowiedział mężczyzna i w tym momencie rozległo się pukanie do drzwi.

- Przepraszam - powiedział Mateusz do pana Śruby, - proszę!

Zza uchylonych drzwi pojawiła się głowa Księdza Proboszcza

- Księże Mateuszu, obiad będzie gotowy za 5 minut. Oczywiście pana...

- Śrubę! - podpowiedział Mateusz.

- Pana Śrubę też oczywiście zapraszamy, u nas, wie pan, jak w domu, frykasów nie ma, ale to co na stole, to jest dla wszystkich. Porozmawiamy i o Ewangelii, bo słyszę, że pan lubi te tematy i doradzimy trochę jak być ojcem chrzestnym... Swoją drogą, to pan musiał być „w tych dalekich krajach” sporo lat, bo ja nazwiska Śruba, to tutaj nie pamiętam.

- Ja... dziękuję, ale nie skorzystam z zaproszenia. A o co księdzu chodzi z tymi krajami, ja nigdzie nie byłem... - mówił zmieszany pan Zbigniew.

- No, ale syn marnotrawny był, a do niego się pan przyrównywał... To ja już nie przeszkadzam - Ksiądz Proboszcz zamknął drzwi.

- Panie Zbigniewie, jest pan żonaty? - zapytał Mateusz.

- Pewnie! Trzeci raz, mam nadzieję, że ostatni - pan Śruba uśmiechnął się z ulgą, że Ksiądz Proboszcz już wyszedł.

- To obawiam się, że nie będzie pan mógł być chrzestnym - powiedział Mateusz patrząc panu Śrubie prosto w oczy, do których dokładnie w tym momencie napłynęła krew.

 

Jeremiasz Uwiedziony

CDN. Wszystkie imiona i fakty w powyższym opowiadaniu są fikcyjne i jakiekolwiek podobieństwo do rzeczywistości jest całkowicie przypadkowe i niezamierzone.

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!