TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 20 Kwietnia 2024, 06:42
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Jasna i ta druga strona księży(ca) część LXXXIX

Jasna i ta druga strona księży(ca) - część LXXXIX

 

- Księże Mateuszu, nawet ksiądz nie wie, jak jestem księdzu wdzięczna! - Weronika krzyczała do słuchawki tak głośno, że Mateusz musiał trzymać swoją komórkę 20 centymetrów od ucha. - Nie miałam pojęcia, że ksiądz im wszystko powie, sam ksiądz mówił, że z tym muszę sobie poradzić sama, ale strasznie księdzu dziękuję. Bo mnie byłoby bardzo ciężko.

- Szczerze mówiąc to nie miałem najmniejszego zamiaru im tego powiedzieć i nie powiedziałem – odpowiedział z uśmiechem Mateusz.

- Jak to nie? - zdziwiła się Weronika.

- Po prostu twoja mama natychmiast się wszystkiego domyśliła, więc nie było sensu udawać głupka – wyjaśnił.

- Sama się domyśliła? Jednak to prawda, że rodzice wiedzą i czują dużo więcej, niż nam się wydaje – powiedziała Weronika zamyślając się na chwilę.

- Przecież to oczywiste, że jeśli kochają, a twoi rodzice na pewno bardzo cię kochają, to uważnie obserwują swoje dzieci, starając się nie naruszać ich wolności. A powiedz mi Weroniczko, jak się teraz zachowują? Nie są na ciebie obrażeni, czy coś w tym stylu?

- Proszę księdza, tato to po prostu mnie przeraża – Weronika wybuchnęła śmiechem. - Dzisiaj rano szarpał się ze mną, bo chciałam wyrzucić śmieci. Wyrywał mi kubeł z ręki mówiąc, że w moim stanie nie mogę dźwigać. Normalnie traktuje mnie jak księżniczkę i co pół godziny chce dotykać mojego brzucha, którego jeszcze w ogóle nie widać, czy dzieciątko kopie. Co pięć minut pyta, jak się czuję. No normalnie jest kochany, wspaniały! 

- A mama?

- Hmm, mama też jest w porządku, ale o ile ojciec już się czuje dziadkiem na całego, o tyle mama zachowuje pewną rezerwę. Niczego mi nie wypomina, nie jest zła na mnie, tylko... tylko raz zapytała, kto jest ojcem. Ja powiedziałam, że na razie nie chcę o tym rozmawiać, ale wiem, że ona czeka na tę odpowiedź... - ton Weroniki zrobił się nieco smutny.

- No właśnie Weroniko, my też musimy to pytanie postawić i znaleźć odpowiedź – powiedział Mateusz.

- Ale mówiłam księdzu, że tematu nie ma! - Weronika podniosła głos. - Ten człowiek jest poza moim życiem. Gdy się dowiedział, że jestem w ciąży, po prostu zniknął! I jeszcze mamrotał coś o zabiegu! Matko Boska, ja nawet sama się zaczęłam zastanawiać... Jak sobie pomyślę, to aż mnie ciarki przechodzą! Nie chcę go w moim życiu! - słowa Weroniki powoli przechodziły w szloch.

- Jeśli go nie kochasz, to nawet nie ma o czym...

- Ależ oczywiście, że go kocham! - przerwała mu Weronika.

- W takim razie skontaktuj mnie z nim, jeśli sama nie chcesz z nim rozmawiać – powiedział myśląc, że skoro już wszedł w ten „taniec” to trzeba tańczyć dalej.

- Nie rozmawiam o tym z rodzicami i nie widzę powodu, żeby rozmawiać o tym z księdzem. Najważniejsze jest dziecko i z nim wszystko na razie jest dobrze i z moimi rodzicami też. O to księdza prosiłam – powiedziała stanowczo.

- Tak uważasz? – Mateusz próbował zachować spokój. 

- Tak! Nie! Proszę księdza przepraszam, ja już sama nie wiem – rozpłakała się ponownie.

- Weroniko, chcę tylko z nim porozmawiać. Do niczego nie chcę was namawiać. Chcę po prostu wiedzieć, co on teraz czuje. Umówmy się tak, że jeżeli do końca tygodnia ty z nim nie porozmawiasz, to dasz mi jego numer i ja spróbuję, zgoda?

- No dobrze – odpowiedziała Weronika, choć w jej głosie ciągle słychać było wątpliwości. - Jeszcze raz księdzu dziękuję i... przepraszam.

- Nie ma sprawy, z Panem Bogiem! - pożegnał się Mateusz i zakończył rozmowę. W sumie sam nie wiedział, czy dobrze robi, ale jakiś wewnętrzny głos popychał go, aby jeszcze troszkę pilotować tę sprawę. Swoją pracę magisterską wiele lat temu napisał o ochronie życie poczętego, ale tak naprawdę jeszcze nigdy nie miał realnie do czynienia z podobnymi sytuacjami. Więc może rzeczywiście Pan Bóg postawił go na drodze Weroniki, aby w życiu zweryfikować to, nad czym tak się wymądrzał czysto teoretycznie?

Ksiądz Proboszcz porozkładał na kuchennym stole jakieś kancelaryjne papiery i przeglądał je przed kolacją. Szkła jego okularów opuszczonych jak zawsze na czubek nosa, wydawały się być nieco przybrudzone.

- Ksiądz Proboszcz pozwoli – powiedział Mateusz delikatnie zdejmując swojemu zwierzchnikowi okulary.

- Co ksiądz robi? - zapytał zdziwiony kapłan.

- Tylko chwileczkę – powiedział Mateusz polerując serwetką przybrudzone szkła. O! Teraz na pewno będzie lepiej widać – powiedział z uśmiechem zwracając okulary.

- A rzeczywiście! - uśmiechnął się proboszcz wracając do swoich dokumentów.

- Nad czym Ksiądz Proboszcz tak zawzięcie pracuje?

- A widzi ksiądz, jak to się mówi „nosił wilk razy kilka ponieśli i wilka”. Zawsze śmiałem się z kolegów księży, którzy narzekali, że sąd kościelny przysyła im jakieś dokumenty, jakieś przesłuchania do przeprowadzenia i takie tam. No i koledzy mówili, że nie mają czasu, że sąd się nimi wysługuje, a ja im zawsze mówiłem, że trzeba pomóc. No bo niech ksiądz powie, jak czyjeś małżeństwo rzeczywiście jest od początku nieważne, to przecież sama radość pomóc takim nieszczęśnikom, prawda? No przecież chodzi o zbawienie dusz i życie w łasce... 

- Całkowicie się z księdzem zgadzam – odpowiedział Mateusz wyciągając z kredensu chleb.

- No i teraz mam taką właśnie sprawę...

- O stwierdzenie nieważności małżeństwa?

- Tak... I jestem prawie oskarżonym – cicho powiedział Ksiądz Proboszcz ciągle wpatrzony w dokumenty.

- Jak to oskarżonym? - zdziwił się Mateusz.

- No bo widzi ksiądz, tutaj jedna pani zeznała, że zaszła w ciążę ze swoim ówczesnym chłopakiem, ale wcale nie chciała wyjść za mąż, ale ją do tego namówili rodzice i... proboszcz. A proboszczem byłem wtedy ja, więc wygląda, że to moja wina też była.

Mateusz z wrażenia upuścił nóż, gdy sobie przypomniał, że chyba przyjdzie mu rozmawiać z ojcem dziecka Weroniki. Czyżby ta historia, która się przytrafił Księdzu Proboszczowi to też ma być jakiś znak? Co prawda Mateusz nie miał absolutnie zamiaru nikogo namawiać do ślubu, ale lekki niepokój jakby wzmógł się w jego sercu.

- A pamięta ksiądz w ogóle tę sprawę? - zapytał Mateuszowi.

- Przyznam się szczerze, że w szczegółach nie pamiętam, ale przecież wiem, jak mniej więcej się zachowywałem przez całe życie w takich sytuacjach. Wiem, że nigdy nikogo nie namawiałem na siłę. Zachęcać to może i zachęcałem. Ale na przykład nigdy mi się nie zdarzyło, żebym komuś postawił ultimatum typu: jak się nie pobierzecie to wam dziecka nie ochrzczę. A poza tym, to przecież ksiądz Mateusz wie, jak to zwykle wygląda, kiedy przychodzą załatwiać ślub „już w trójkę”. Zawsze pytamy, czy czasami nie żenią się, bo dziecko w drodze, to mówią, że absolutnie nie, że i tak planowali, a co najwyżej przyspieszyli o parę miesięcy – perorował proboszcz, a Mateusz widział, że się autentycznie przejmuje.

- Ksiądz Proboszcz zna moje poglądy na ten temat. Jakbym był biskupem, to bym wprowadził przygotowanie do małżeństwa, które trwa przynajmniej tyle, co do Pierwszej Komunii czyli dwa lata, albo i więcej – powiedział Mateusz.

- W tym momencie wszyscy przyszli małżonkowie dziękują Bogu, że nie będzie ksiądz biskupem – uśmiechnął się proboszcz.

- Ja też dziękuję – Mateusz odwzajemnił uśmiech. - Niech się Ksiądz Proboszcz nie martwi tą sprawą, znam księdza od lat i ostatnią rzeczą, o jaką bym księdza podejrzewał, byłoby zmuszanie ludzi do ślubu. Sam słyszałem, jak ksiądz często mówił, żeby to dobrze przemyśleli. O! Pamięta ksiądz tych dwoje z Irlandii, co chcieli ślub w ogrodzie i żeby im pies obrączki przyniósł?

- Pamiętam - uśmiechnął się proboszcz. - Powiedziałem im, żeby przemyśleli, przemodlili i wrócili za tydzień. 

- No właśnie. A w ogóle wrócili? - zapytał Mateusz.

- Wróciła tylko ona i powiedziała, że im pies zdechł i na razie są w żałobie, więc wszystko odłożone. Boże kochany! Wie ksiądz co? Wydaje się, że my tu sobie żarty stroimy, a to wszystko wydarzyło się naprawdę... No dobra! Dość tych papierów, kolacja! - zakończył temat Ksiądz Proboszcz, a Mateusz poczuł wibrujący w kieszeni telefon. Na wyświetlaczu migało imię Weroniki. 

- No słucham cię Weroniczko - powiedział wychodząc do przedpokoju.

- Wysyłam księdzu sms-em jego numer. Ma na imię Ahmed. Wie, że ksiądz będzie dzwonił – powiedziała.

- Ahmed? - jęknął Mateusz.

Jeremiasz Uwiedziony

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!