TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 20 Kwietnia 2024, 10:50
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Jasna i ta druga strona księży(ca) część LXXII

Jasna i ta druga strona księży(ca) część LXXII

- Ksiądz Mateusz, słucham – powiedział Mateusz z trudem tłumiąc ziewanie i zdziwienie telefonem o tak późnej porze, była niemal jedenasta w nocy.

- Witaj Mati i wybacz późną porę, mam nadzieję, że cię nie obudziłem – odpowiedział ksiądz Jacek, wieloletni kapelan Księdza Biskupa.

- Cześć Jacku, oczywiście jeszcze nie spałem, ale powiedz mi szybko, czy dzwonisz prywatnie czy służbowo i czy w związku z tym powinienem zacząć się bać – zażartował Mateusz.

- Wiesz co? Służbowo, ale chyba nie masz się czego bać, przecież ostatnio nic nie narozrabiałeś – odpowiedział z uśmiechem kapelan.

- Jak wiesz Jacku, z Księdzem Biskupem nie zawsze mamy zbieżność poglądów w tej sprawie, więc mogło się zdarzyć, że moje działanie duszpasterskie mogło nie spotkać się ze zrozumieniem, nawet mój proboszcz nieraz mnie nie rozumie… Ale do rzeczy! Co się stało? – zapytał Mateusz przekonany, że Jacek nie dzwoniłby do niego o tej porze bez przyczyny.

- Nic się nie stało, po prostu Ksiądz Biskup chce z tobą porozmawiać pojutrze. Początkowo nie miał ciebie w grafiku, ale ponieważ jeden z księży zachorował, więc dzisiaj wieczorem poprosił, bym cię poinformował. Możesz pojutrze o 11.45? – zapytał Jacek.

- O 11.45? A następny ksiądz na którą godzinę jest zaproszony?

- Na 12.00 – odpowiedział Jacek – więc, jak widzisz, chodzi tylko o kwadrans.

- Czyli Ksiądz Biskup nie przewiduje żadnych komplikacji… Jasne, że będę… Słuchaj Jacku, masz pojęcie, o co może chodzić, czy jak zawsze „no comment’’? – próbował wysondować kolegę, choć z góry wiedział, że Jacek nigdy niczego i nikomu nie ujawniał, nawet jeśli coś wiedział. To chyba ta niesamowita dyskrecja i wrodzony takt sprawiły, że od wielu lat posługiwał jako kapelan.

- Mateuszku, ja nic nie wiem… - zgodnie z przewidywaniami odparł Jacek.

- Ostatnio Ksiądz Proboszcz podpuszczał mnie odnośnie probostwa w Boćkowie, ale nie sądzę, żeby to o to chodziło – głośno snuł rozważania Mateusz.

- Jak tak patrzę na listę zaproszonych księży, to powiem ci, że wszyscy są „papabili’’ albo na pierwsze probostwo, albo na zmianę probostwa – uszczknął rąbka tajemnicy Jacek – ale wierz mi, że ja nigdy się tymi sprawami nie interesuję, znasz mnie przecież.

- Oczywiście Jacku. Dzięki za info, czyli pojutrze o 11.45, tak?

- Dobra! Wpisałem w grafik. Dobranoc i do zobaczenia! – Jacek odłożył słuchawkę, a Mateusz zamknął właśnie czytaną książkę. Nie miał ochoty na lekturę, ponieważ myśli, czy tego chciał czy nie, biegły w kierunku spotkania z Biskupem.

„Czyżby rzeczywiście Ksiądz Proboszcz miał rację? – myślał. – W ostatnim czasie rzeczywiście znowu stał się nieco oschły, a przecież starsi koledzy zawsze mówili, że był to trudny we współpracy kapłan, ale jak się już do kogoś przekonał, to nawet mocno się przywiązywał. I ponoć zawsze, kiedy dowiadywał się, że wikariusz będzie miał zmianę, celowo oziębiał relacje, aby łatwiejsze było rozstanie. Kto wie? Może o to chodzi?’’

***

Mateusz bardzo sobie cenił doroczne spotkania z kolegami z roku w rocznicę święceń. Wybrali się we trzech do kolegi pracującego na terenie innej diecezji, który w tym roku był gospodarzem zjazdu, a podróż zajęła im dobrą godzinę. Jak zawsze, niektóre twarze ostatnio widział przed rokiem, albo jeszcze dawniej… Zanim udali się do kościoła na Eucharystię był czas na ciastko i kawę i oczywiście „catching up’’ czyli nadrabianie zaległości w informacjach o aktualnej sytuacji każdego z nich.

- Słuchajcie, zostałem wbombany na całego! – ogłaszał wszystkim Miras – Idę na parafię jako czwarty wikary, ale z zadaniem budowania kościoła – jęknął.

- No to właściwie już prawie jak proboszcz! – żartował któryś z kolegów.

- Jan bez ziemi! – dokładał inny.

- Nie, nie! Ziemię już mam pod kościół, ale problem jest inny – tłumaczył Miras. 

– Mój poprzednik był tam 7 lat z takim samym zadaniem i… nic nie wybudował!

- No to będziesz godnie kontynuował jego robotę! – powiedział Robert i wszyscy wybuchnęli śmiechem.

- Słuchaj, ale przecież musiałeś się zgodzić, prawda? – zapytał Mateusz, który ciągle jednak miał w głowie jutrzejsze spotkanie z Ordynariuszem i jakkolwiek Mirek posługiwał w innej diecezji, to przecież sytuacje są dość podobne – Ja nie wiem, czy ja bym chciał pójść na budującą się parafię – zakończył z powątpiewaniem Mateusz.

- Facet, a myślisz, że ja chciałem? Ale jak ci Biskup proponuje i mówi, że możesz oczywiście odmówić, ale odmowa to brak zapału duszpasterskiego i w związku z tym następny pociąg, kto wie kiedy przejedzie, no to zaraz mi zapał duszpasterski przyszedł! – roześmiał się Mirek.

- No pewnie, dasz radę! – powiedział Artur – A jakby co, to 7 lat szybko minie.

- Tak długo chyba tym razem Ksiądz Biskup czekał nie będzie – odpowiedział Mirek, ale widać było, że był zadowolony z nowego wyzwania. Inni koledzy jeszcze nie mieli pojęcia o ewentualnych czekających ich zmianach, a i Mateusz też się nie zdradził z jutrzejszą wizytą w kurii. 

Mszę Świętą dziękczynną sprawowali we wspólnych intencjach: jeden z nich modlił się za wszystkich rodziców, jeden za zmarłych, jeden za biskupów, którzy ich wyświęcili, kolejny za profesorów, którzy ich uczyli, dalej za ludzi, do których byli posłani, za młodzież, za kolegów z roku, którzy byli dzisiaj nieobecni, za kolegów, którzy borykają się z trudnościami. Mateusz modlił się w intencji dziękczynnej za kapłaństwo i z prośbą o radość w posługiwaniu. Piękna była ta Eucharystia, podobnie jak spowiedzi, które odbyły się przed nią gdzieś w różnych narożnikach kościółka, kiedy to wyznawali swoje grzechy jeden przed drugim, świadomi swoich upadków i słabości, a także pragnący, aby ta rocznicowa Msza Święta była jak najgodniej sprawowana. Mateusz też się wyspowiadał i po spowiedzi i już do końca dnia w ogóle nie wracał myślami do jutrzejszego spotkania. Boży pokój i radość ze spotkania z kolegami rozlały się po każdym zakamarku jego duszy i nie odczuwał już żadnego niepokoju. W końcu nie stanie się nic innego, jak tylko Wola Boża. 

***

- Szczęść Boże, księże Biskupie – powiedział Mateusz delikatnie zamknąwszy drzwi za sobą.

- Szczęść Boże, witam księdza i przepraszam, że czekał ksiądz nieco dłużej, ale nie zawsze da się tak wszystko załatwić w piętnaście minut i nieraz trzeba poświęcić więcej czasu – Ksiądz Biskup wyjaśniał motywy niemal półgodzinnego opóźnienia ich spotkania. – Proszę mi powiedzieć, jak się księdzu pracuje z Księdzem Kanonikiem, to już prawie trzy lata, prawda?

- Nie wiem, jak to ocenia Ksiądz Proboszcz, ale ja myślę, że współpraca układa się dobrze. Początkowo była pewna nieufność, ale jakoś się dotarliśmy wzajemnie i na dzień dzisiejszy jest bardzo dobrze – odpowiedział Mateusz.

- Widzi ksiądz, wrócił ksiądz z Włoch, więc pewna nieufność była naturalna, myślę, że sam się ksiądz zastanawiał, jak się odnajdzie w polskich realiach. Ksiądz wyjechał z Polski, która była zupełnie innym krajem niż po powrocie. Tak… czyli dobrze wam się współpracuje?

- Tak, nie mogę narzekać – odpowiedział Mateusz myśląc, że przecież mógł na przykład trafić do takiej parafii św. Kosmy i Damiana i to dopiero byłby dramat, bo tam nie zdzierżyłby ani pół roku.

- Czyli jakby ksiądz został tam na kolejny rok, to by się ksiądz nie poczuł skrzywdzony? – zapytał Ksiądz Biskup.

- Hmm – Mateusz miał pustkę w głowie,  – Proszę księdza Biskupa pokrzywdzeni to są inni biedni ludzie, którzy z trudem wiążą koniec z końcem, albo i nie wiążą. Ja jako ksiądz jestem szczęściarzem i gdziekolwiek bym nie był, na pewno nie będzie mi się działa krzywda.

- Bo widzi ksiądz… - Ordynariusz patrzył w okno niewidzącym wzrokiem, jakby głęboko coś rozważał. – Ksiądz Kanonik prosił, żeby ksiądz został jeszcze z nim ten kolejny rok, bo później i tak chyba odejdzie na emeryturę i wolałby nie mieć kolejnego wikariusza…

Mateusz w tym momencie właściwie stał się jednym wielkim uchem i chłonął każde słowo Księdza Biskupa. Z jednej strony ucieszyło go, że jednak Proboszcz prosił, aby został na kolejny rok, ale z drugiej całe to roztrząsanie w ostatnich dniach ewentualnej zmiany rozbudziło w nim pewną, jakby to powiedzieć, gotowość na zmianę?

- A ja z kolei mam co do księdza inne plany – odezwał się wreszcie Biskup. – I co mam teraz zrobić?

Jeremiasz Uwiedziony

 

CDN. Wszystkie imiona i fakty w powyższym opowiadaniu są fikcyjne i jakiekolwiek podobieństwo do rzeczywistości jest całkowicie przypadkowe i niezamierzone.

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!