TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 08 Września 2025, 03:20
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Jasna i ta druga strona księży(ca) - część CXXXVI

Jasna i ta druga strona księży(ca) - część CXXXVI

Ludzie nieco się zdziwili, kiedy Mateusz zamiast jak zawsze przed Mszą św. udać się do konfesjonału pomaszerował prosto przed ołtarz z mikrofonem bezprzewodowym w dłoni. Ich zdumione, ale i zaciekawione spojrzenia na chwilę zbiły Mateusza z tropu i zapomniał języka w gębie.

- Proszę księdza, czy coś się stało? - zapytała Marysia siedząca w pierwszej ławce.

- Ależ nie Marysiu – uśmiechnął się Mateusz, - poza tym, że ksiądz proboszcz skręcił nogę w kostce i już w pierwszym dniu musiał się wycofać z pieszego pielgrzymowania, wszystko jest w porządku - Mateusz zwrócił się już do całego zgromadzenia. – Chciałem was, kochani, poinformować, że pani Poziemska zorganizowała ponad czterdzieści osób do naszej parafialnej grupy pielgrzymkowej. Naprawdę sam się nie spodziewałem, ale z wielką radością wyruszyłem na szlak do Jasnogórskiej Pani, bo jak wiecie, mamy o co się modlić. Nasza budowa wchodzi wreszcie w fazę realizacji, brakuje nam już tylko jednego zaświadczenia – zakończył Mateusz.

- Księże Proboszczu, to zaświadczenie z geodezji już mamy – odezwał się niespodziewanie jeden z panów z komitetu. – Miałem księdzu zanieść po Mszy św., ale skoro ksiądz już zaczął ten temat...

- Naprawdę? Boże, to teraz już żadnej biurokracji tylko robota... - wyszeptał nieco wzruszony Mateusz.

- No i jeszcze pieniążki – dopowiedział ktoś z kościoła.

- Oczywiście, ale ja tutaj nie chcę dzisiaj mówić o pieniądzach – Mateusz nagle przypomniał sobie po co wyszedł przed ołtarz przed Mszą Świętą. - Kochani, nasi pielgrzymi pielgrzymują, a my łączymy się z nimi w kościółku. No i zauważyłem, że pan organista wprowadza nowe pieśni, ale niestety nie wszyscy potrafimy je śpiewać. Dlatego pomyślałem sobie, że dobrze będzie kilka minut przed niedzielnymi celebracjami poćwiczyć te nowe pieśni – powiedział Mateusz próbując nadać jak najwięcej entuzjazmu swoim słowom, ale od razu zauważył, że na niektórych twarzach pojawił się wyraz zniecierpliwienia, a nawet szmer rozmów z co dalszych ławek i spod chóru. 

- No to może po prostu śpiewać stare pieśni i po kłopocie? - podpowiedział głośno ktoś z końca kościoła.

- Tak by było oczywiście najprościej, ale przecież nie możemy śpiewać w kółko tych samych czterech pieśni – odpowiedział Mateusz. - Moi drodzy, Eucharystia ma w sobie wiele elementów niezmiennych i tych oczywiście będziemy się trzymać, ale jest tyle pięknych pieśni, które mogą pomóc lepiej przeżywać modlitwę, dlaczego mamy się ograniczać do kilku zaledwie i to śpiewanych rutynowo? A nawet i te znane nie wszyscy śpiewają... Ja rozumiem, że potem niektórzy się w kościele nudzą i im się dłuży, bo wcale nie uczestniczą: nie skupią się na słowie Bożym i nawet nie śpiewają, to ja się im wcale nie dziwię, że im się dłuży i im przychodzą do głowy głupie pomysły.

- Jakie pomysły? - zapytał ktoś z tyłu.

- No skoro już sobie tak gawędzimy przed tą Mszą to wam powiem... Albo nie! Przecież mamy ćwiczyć pieśni – zreflektował się Mateusz, ale ciekawość w ludziach była tak rozbudzona, że przynajmniej kilkadziesiąt osób zaczęło głośno protestować.

- Powiedział ksiądz „a”, to trzeba powiedzieć „b” - domagała się któraś z kobiet. 

- To już będziemy śpiewać, ale niech ksiądz powie co to za głupie pomysły... Może wcale nie takie głupie?

- Dobrze, ponieważ nie jest to żadna tajemnica i osoba, którą mam na myśli, całkiem poważnie wysunęła swoją propozycję, więc mogę wam powiedzieć. Otóż owa pani zasugerowała mi, aby przenieść Komunię św. na... po Mszy Świętej. Mówiła, że ponieważ nie wszyscy przyjmują Komunię, to oni by sobie mogli wcześniej pójść do domu. A ci co chcą przyjąć, zostaliby po Mszy Świętej i dostaliby Komunię. Rozumiecie? Msza Święta bez Komunii, bo po co ludzi trzymać tak długo w kościele – Mateusz jeszcze kręcił głową z niedowierzaniem na wspomnienie tej niedorzecznej propozycji.

- Żartuje ksiądz, prawda? - zapytała pani Kowalska.

- A dlaczego? To by wcale nie było takie głupie – odezwał się ktoś i natychmiast zrobił się hałas jak na targu. Znakomita większość osób „wskoczyła” na posybilistę co ucieszyło Mateusza tylko połowicznie, bo przecież okazało się, że paniusia, która odwiedziła go wczoraj w biurze parafialnym nie była odosobnioną jednostką. 

- Proszę o spokój! - Mateusz podniósł rękę próbując opanować sytuację w kościele. - Nie, pani Kowalska, nie żartuję, naprawdę takie rzeczy chodzą ludziom po głowach. Ja byłem w pierwszej chwili zszokowany taką propozycją, ale później pomyślałem, że pani żartuje i pozwoliłem sobie wejść w konwencję żartu, mówiąc, że oczywiście: Komunię zrobimy po Mszy Świętej dla chętnych, a kazanie przed Mszą, no bo jeśli ktoś nie chce żeby mu coś tłumaczyć, to dlaczego go narażać. Na co pani całkiem poważnie się ucieszyła i westchnęła, że potrzeba nam więcej takich księży. Wtedy ja stwierdziłem, że powinniśmy również przemyśleć wprowadzenie „drive-thru” w kościele, tak jak w McDonaldzie, że można podjechać samochodem i bez wysiadania zamówić i nabyć to, co kto chce: homilię na karteczce, czy Komunię Świętą wszystko bez wysiadania z samochodu i można jechać do domu. Albo do galerii odprężyć się trochę. Pani zupełnie „zbaraniała” i nie wiedziała co powiedzieć, by wreszcie stwierdzić, że niestety pomyliła się co do mnie i że jestem niereformowalny i że wcale się nie dziwi, że coraz mniej ludzi w kościele. Bo my nie wychodzimy naprzeciw potrzebom ludzi, którzy są zmęczeni i chcemy ich godzinami trzymać w kościele – zakończył Mateusz opowiadanie swojej przygody.

- Proszę księdza, to może już lepiej zacznijmy śpiewać i niech ksiądz tego więcej nie powtorzo, bo zaroz ktoś chętny się znajdzie na taką Mszę św. bez wysiadania z samochodu – powiedziała pani Kowalska. - Mój wnuczek to już mnie przekonywoł, że on może Mszę w komputerze oglądnąć. Ale dostoł szmatą przez plecy i na razie wystarczyło, ale jak babki zabraknie, to nie wiem, czy mu kto jeszcze przypomni.

- No właśnie – westchnął Mateusz. - Zabieramy się do śpiewania. Pan organista podegra, a ja zaśpiewam, a potem spróbujemy razem. A wy tam panowie nie szemrajcie, bo zaraz podzielę na głosy męskie i żeńskie i dopiero będziecie się wstydzić – uśmiechnął się Mateusz.

***

We wtorek Maliński przyjechał z synem i synową o czwartej rano i pojechali na Jasną Górę, aby wyruszyć w powrotną drogę z pielgrzymami. Maliński i jego syn byli przygotowani do pieszej wędrówki, a synowa miała wrócić samochodem do domu.

- Tato mam jechać od razu do domu, czy może jeszcze gdzieś na trasie na was poczekać, chociaż na pierwszym odpoczynku? - zapytała pod jasnogórskimi wałami.

- Jedź prosto do domu – powiedział pewnie stary kowal.

- A jakby co tacie dolegało, albo co? Poczekam na pierwszym odpoczynku, nawet lepiej dla mnie, bo się chwilę zdrzemnę w samochodzie, a potem jak dojdziecie, wypijemy kawę i pojadę do domu. No i wezmę tę skrzynkę z drożdżówkami co ksiądz Mateusz kupił, przydadzą się na pierwszym odpoczynku, prawda? – powiedziała i wsiadła do samochodu.

- Dziękuję za podwózkę – zdążył krzyknąć Mateusz i zarzucił plecak na ramiona, kręcąc w bucie stopą, tą która odesłała go do domu już w pierwszym dniu pielgrzymki. Po kontuzji wydawało się nie być śladu.

Mateusz razem z Malińskimi usiedli na ławce i czekali kiedy pojawi się ich grupa. Kiedy Maria Poziemska zobaczyła Mateusza z plecakiem i gotowego do drogi autentycznie się ucieszyła.

- Widzę, że księdza nie tak łatwo skruszyć – uśmiechnęła się ściskając mocno jego dłoń.

- Pani Poziemska... - zaczął Mateusz.

- Siostra Maria jestem, księże, tu jest pielgrzymka i jeden jest tylko Pan, a my wszyscy siostry i bracia, zapomniał ksiądz? - przerwała mu ze śmiechem Poziemska.

- No tak, ma siostra rację. Więc chciałem powiedzieć, że mamy już wszystkie pozwolenia na budowę i to jest pierwszy owoc waszego pielgrzymowania, dziękuję. No a teraz trzeba jeszcze więcej modlitwy i wyrzeczeń i proboszcz też musi dołożyć swoją cegiełkę, no i pan Maliński z synem też przybyli, więc wzmocnimy naszą grupę – uśmiechnął się Mateusz. 

- A jak stopa? - zapytała Poziemska.

- W porządku! - odpowiedział Mateusz i dziarsko pomaszerował do swojego imiennika, przewodnika grupy, aby się z nim przywitać. I dokładnie w tym momencie poczuł strzyknięcie w lewej kostce. Jęknął z bólu, a do oczu napłynęły mu łzy. Nie z bólu, ale z żalu. Bo już wiedział, dlaczego synowa Malińskiego czeka na pierwszym odpoczynku.

Jeremiasz Uwiedziony 

CDN. Wszystkie imiona i fakty w powyższym opowiadaniu są fikcyjne i jakiekolwiek podobieństwo do rzeczywistości jest całkowicie przypadkowe i niezamierzone.

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!