TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 08 Września 2025, 03:20
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Jasna i ta druga strona księży(ca) - część CXXVIII

Jasna i ta druga strona księży(ca) - część CXXVIII

- Chciałbym, zanim pan Janusz wrzuci pierwszy bieg i wyruszymy w naszą pielgrzymkę do ziemi ojców, skierować modlitwę do Pana Boga. Ja głęboko wierzę, że w życiu nie ma przypadków. I wierzę, że to nie przypadek, że budowa naszego nowego kościoła tak długo się opóźniała. Wierzę, że nie jest przypadkiem, że Ksiądz Biskup skierował mnie akurat do naszej parafii, choć Bóg mi świadkiem, jak diabeł święconej wody bałem się budowy. Może, gdyby przyszedł tu ktoś bardziej obrotny ode mnie, budowa świątyni według wcześniej przygotowanego planu byłaby już o wiele bardziej zaawansowana. I wierzę, że nie przypadkiem ta moja nieporadność stała się dla was impulsem, aby zarazić mnie pragnieniem zobaczenia waszego starego ukochanego kościoła w Kołymce. I dlatego właśnie wyruszamy teraz w tę naszą pielgrzymkę. Wierzę, że Pan Bóg nam wskaże drogę do naszej nowej świątyni. Wierzę wreszcie, że ten wyjazd będzie prawdziwą pielgrzymką. Dla nas wszystkich. Wiem, że czasami są to okazje by się odprężyć, zrelaksować, coś wypić... Rozumiem to. Ale myślę, że tę pielgrzymkę musimy związać z jakimś wyrzeczeniem... Mam nadzieję, że rozumiecie co mam na myśli. Nie będę was zamęczał modlitwami przez całe dnie, ale bardzo was proszę o ducha pielgrzymkowego – powiedział Mateusz patrząc na twarze swoich parafian, którzy wypełnili wszystkie miejsca w autokarze.

- Proboszczu, jest tylko jeden problem – odezwał się Maliński z tyłu autokaru. - Że my na takiej pielgrzymce nigdy nie byliśmy, myślę, że poza kilkoma osobami, to nikt nie był. Ale jeśli chodzi księdzu o to, że ma nie być gorzałki, to spokojna głowa. Ino by który spróbował! - powiedział Maliński, kowal w trzecim pokoleniu, który niestety od kilkunastu lat musiał zamknąć warsztat i zająć się uprawą ziemi i innymi pracami dorywczymi, ale dłonie miał w dalszym ciągu „kowalskie” i po autokarze przeszedł tylko pomruk uznania i większość głów w milczeniu przytaknęła jego słowom.

- Powiem, że taka deklaracja w pełni mnie satysfakcjonuje – powiedział z uśmiechem Mateusz po czym zaczął modlitwy poranne. Po ich zakończeniu pan Janusz zjechał z parkingu przed kościołem, a chociaż była czwarta rano, to przynajmniej setka ludzi machała do nich na pożegnanie.

- No to w Imię Boże! Teraz można sobie jeszcze troszeczkę dospać, jeśli ktoś ma taką potrzebę, a jak się całkiem rozjaśni na zewnątrz i wszyscy się wybudzą, zobaczymy jak sobie ten czas długiej jazdy umilić – powiedział Mateusz, który szczerze mówiąc był okropnie zdenerwowany na właściciela firmy przewozowej i bardzo się starał, aby swojej złości i rozczarowania nie wyładować na Bogu ducha winnym kierowcy. W obiecanym autokarze, który Mateusz osobiście pojechał skontrolować, było wszystko: toaleta, dwa duże telewizory z odtwarzaczem dvd, spore lodówki na napoje i, dałby sobie głowę uciąć, że było w nim znacznie więcej miejsca pomiędzy fotelami, siedziało się w nich o wiele wygodniej, nawet jeżeli ktoś rozłożył swój fotel, nie było to uciążliwe dla osoby siedzącej z tyłu. Autokar, który pojawił się rano przed kościołem był inny, wyraźnie mniejszy choć z tą samą liczbą miejsc siedzących i bez telewizorów. Mateusz się wściekł! Od dwóch tygodni sondował ludzi i dobierał odpowiednie filmy, aby je odtwarzać podczas długiej i męczącej jazdy, a tutaj przyjeżdża autokar bez telewizji. I co najgorsze, właściciel ma wyłączony telefon komórkowy. Niestety nie mogli dłużej czekać, program był mocno napięty i musieli ruszyć w drogę tym autokarem, który im się przytrafił. Pan Janusz i jego zmiennik – pan Tomek, byli tylko kierowcami i nigdy nie wiedzieli jakim autokarem przyjdzie im podróżować.

- Wiem, że to dziwne – mówił pan Janusz. - Wszędzie gdzie dotychczas pracowałem, kierowcy byli przypisani do pojazdu. A tutaj szef ma inne zasady: przychodzisz rano i dyspozytor wskazuje ci maszynę i jedziesz.

- No rozumiem, panie Januszu, ja tylko wściekły jestem, bo mam te filmy, no i tamten autokar wydawał mi się większy – powiedział zrezygnowany Mateusz siadając na fotelu pilota, obok kierowcy.

- Rzeczywiście ten jest najmniejszy – odpowiedział pan Janusz, - zwykle używamy go na krótkie trasy w kraju. Nie mam pojęcia, dlaczego dali go nam na ten Wschód. Może myślą, że tam jakaś dzicz? Powiem księdzu, że nasz szef to nie za bardzo lubi puszczać maszyny w tamte strony... Ale damy sobie radę – uśmiechnął się szeroko pan Janusz poprawiając najpierw krawat, a potem obrazek Ojca Pio przyczepiony do wstecznego lusterka. - Widzi ksiądz? Ten obrazek zawsze mam ze sobą i zawsze mnie Ojciec Pio doprowadził do celu. 

- No to świetnie, oprócz św. Magdaleny mamy jeszcze św. Pio. Nie zginiemy – powiedział Mateusz ziewając. - Pan się nie gniewa panie Januszu, ale ja tej nocy jeszcze nie spałem, wie pan, przygotowania do ostatniej chwili, więc teraz oddam się w objęcia Morfeusza.

- Proszę spać spokojnie, tak z samego rana to ja lubię prowadzić w ciszy, więc nie ma problemu – powiedział z uśmiechem kierowca. 

Mateusz był tak zmęczony, że zasnął właściwie natychmiast i natychmiast zaczęła mu się śnić uroczystość Pierwszej Komunii, która się fantastycznie udała. Jeszcze raz przemknęły mu w świadomości wszystkie obrazy. Błogosławieństwo rodziców przed kościołem i powolna, pełna dostojeństwa procesja. Dzieci w pierwszych ławkach, rodzice w kolejnych, a wszyscy pozostali, gdzie się dało. No i ten ekran na zewnątrz. Maciek mu to wszystko załatwił, a ponieważ na zewnątrz było pięć razy tyle ludzi co w środku, więc był to naprawdę strzał w dziesiątkę. No i normalna, najnormalniejsza Eucharystia z dialogowanym kazaniem. Znowu widział moment przyjęcia Komunii Świętej: każde dziecko podchodziło i klękało na klęczniku, po czym podchodzili rodzice i klękali po obu stronach dziecka. Mateusz bał się trochę tego momentu, bo miał dwie rodziny bez ślubu, ale rodzice byli w porządku i przyjęli z czcią prosty znak krzyż na swoich czołach zamiast Komunii Świętej i jeszcze przytulenie do proboszczowskiej piersi. Mateusz spotkał się z nimi dwa razy na osobności i sporo mówił o duchowym przyjęciu Jezusa. I był pewien, że Jezus do nich przyszedł. Śpiew na Komunię wygasł na krótko przed jej przyjęciem przez ostatnich obecnych, a potem było dziękczynienie indywidualne w ciszy. Długie. W absolutnej ciszy. I były też łzy, wszystko to przebiegało Mateuszowi przez wyobraźnię, czy może przez podświadomość, kto to wie jak to tam jest z tymi snami... I jeszcze obrazy z ogrodu, do którego udała się procesja prosto z kościoła, ciastka i kanapki, zdjęcia, radość i te tłumy ludzi wokół Mateusza.

- Proszę księdza, nie wiem jak to powiedzieć, bo właściwie to była normalna Msza, ale to była najpiękniejsza Msza w moim życiu – mówiła jedna z mam.

- No widzi pani? Eucharystia jest taka piękna sama w sobie, że naprawdę nie potrzebuje ozdobników, w końcu to największy dar jaki nam Jezus zostawił – tłumaczył przeszczęśliwy Mateusz. A potem jeszcze inne gratulacje i jeszcze inne... W swoim śnie Mateusz niemal unosił się w powietrzu ze szczęścia słuchając tych wszystkich zachwytów.

- Proszę księdza, ja strasznie przepraszam, za to co się stało – powiedział pan w krawacie.

- Ależ za co, przecież widzi pan że wszystko udało się cudownie! - dziwił się Mateusz.

- No, nie do końca, tym autokarem dalej nie pojedziemy – powiedział pan w krawacie.

- Ale proszę pana, przecież my nigdzie nie jedziemy. Gdzie się pan spieszy? Pozwólmy dzieciom nacieszyć się tym momentem – mówił Mateusz coraz bardziej zdziwiony.

- Proszę księdza! - pan Janusz szarpnął go mocno za ramię i Mateusz wreszcie się obudził.

- Co się stało? - zapytał zasłaniając oczy przed słońcem, które było dokładnie na wprost przedniej szyby autokaru. 

- No mówię księdzu, że się zepsuł autokar i dalej nim nie pojedziemy – powiedział posępnie pan Janusz wpatrując się na przemian to w Mateusza, to w obrazek Ojca Pio, kręcąc głową z niedowierzaniem. Mateusz obudził się na dobre. Spojrzał za siebie. Większość ludzi w dalszym ciągu spała, ale ci, którzy nie spali zorientowali się, że coś nie gra.

- Jest pan pewien? - zapytał Mateusz, który nie wiedział czy się rozpłakać, czy może jednak cieszyć się, że skoro „kudłaty” zaczyna przeszkadzać na tak wczesnym etapie, to na pewno łaska Boża rozleje się jeszcze obficiej.

- Wie ksiądz, mógłbym coś pogrzebać, ale jaką mam pewność, że gdzieś na Ukrainie znowu się coś nie stanie. Dzwonimy do szafa i niech przysyła inny autokar – powiedział pan Janusz.

- Myśli pan, że ma jakiś, skoro dał nam ten najgorszy? - niedowierzająco pytał Mateusz. Za plecami słyszał coraz głośniejszy szmer zaniepokojenia oznaczający, że jednak świadomość sytuacji była już powszechna.

- Proszę księdza! Niech stanie na głowie i jak nie ma, to pożyczy od konkurencji. Szef jest honorowy, załatwi to. Ja do niego zadzwonię, a ksiądz niech wytłumaczy ludziom – pan Janusz wyskoczył na zewnątrz, a Mateusz wziął mikrofon, ale zanim przemówił wstał kowal Maliński.

- Proboszcz się nie martwi. My całe życie czekamy na ten dzień, poczekamy na drugi autokar  choćby i parę dni. A do Kołymki dotrzemy! Chłopy! Wyciągać kiełbachy i wszyscy na trawę, czas na śniadanie!

Jeremiasz Uwiedziony

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!