TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 08 Września 2025, 03:14
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Jasna ?i ta druga strona księży(ca) - część CXXIII

Jasna i ta druga strona księży(ca) - część CXXIII

I kto by pomyślał, że Mateusz zatęskni za swoim wikariuszem? Ale, jak widać, nawet ponadczterdziestoletni kapłan ciągle jeszcze może się czegoś nauczyć. Mateusz od kilku dobrych lat, kiedy perspektywa probostwa była coraz bliższa, w końcu proboszczem został jako ostatni ze swojego rocznika, dojrzewał do przekonania, że nie chce mieć wikariusza. Propozycję Księdza Biskupa, w której dostał w pakiecie nie tylko wikariusza, ale i budowę kościoła, czyli drugą rzecz, której z całego serca wolałby uniknąć, przyjął z ciężkim westchnieniem, choć oczywiście mógł odmówić. Ale stwierdził wówczas, że może to ostatni raz, aby po prostu zaakceptować wolę biskupa bez żadnej dyskusji, w przeciwieństwie do sytuacji z przeszłości. Ot, taka próba powrotu do tego, jak widział kapłaństwo, kiedy się do niego przygotowywał: biskup każe, ksiądz słucha. Życie pokazało, że biskupi bynajmniej nie są tak skorzy do rozkazywania i traktują kapłanów znacznie bardziej po partnersku, niż w niejednej światowej firmie „modelowej” pod względem zarządzania. Przyjął tę parafię tak trochę na zasadzie: skoro tak chcesz Panie Boże, to będziesz sobie musiał sam, Panie Boże, poradzić. I po raz kolejny okazało się, przynajmniej w życiu Mateusza, że kiedy czegoś pragnie, to Pan Bóg najpierw mu tego nie daje. A potem, kiedy Mateusz już się pogodzi, że nie będzie tak, jak chciał, a nawet polubi rozwiązanie, które Bóg mu „siłowo” zaaplikował, Pan Bóg najzwyczajniej w świecie daje to, o co wcześniej prosił i zdążył zapomnieć.

Tak właśnie było z wikariuszem. Mateusz już się przyzwyczaił do dyskretnej obecności ks. Darka, a Pan Bóg wtedy sobie „przypomniał”, że Mateusz chciał być sam. No i został sam, tuż przed Świętami, a teraz nawet trochę tego żałował, bo Darek, jak się okazało, odciążał go od wielu spraw, dzięki czemu mógł skoncentrować się na remoncie plebanii i próbach „ugryzienia” tematu budowy nowego kościoła. I teraz, kiedy Darek się wyprowadził, dopiero zdał sobie sprawę, ile rzeczy Darek mu wcześniej oszczędził. Na przykład katechetka Ewa.

- Ja chyba z tą kobietą oszaleję! - skarżył się Darkowi przez telefon. - Jak ty to robiłeś, że ja przez pół roku nie zorientowałem się, co to za puszka Pandory nam się tu trafiła?

- Hmm, jeśli już używamy takich pojęć, to raczej koń trojański. Albo nawet muł. Jak się uprze, to koniec - odpowiadał z uśmiechem Darek. - Ja ją pacyfikowałem w szkole, więc w parafii była raczej spokojna.

- Rozumiem, ale powiedz mi jeszcze, jak ją pacyfikowałeś? Bo ja w przygotowaniach do Triduum myślałem, że będę zmuszony w tym roku odwołać Święta, tylko po to, żeby jej nie oglądać - tłumaczył zdesperowany Mateusz.

- Aż tak źle? - dziwił się Darek.

- To, że dla niej nie jestem proboszczem, bo nim był, jest i będzie ksiądz Zenek, to już wiesz, prawda? No i w związku z tym, ja na każdym kroku słyszę, że ksiądz Zenek robił to, czy tamto inaczej. Już doszedłem do tego, że jak mam słabszy dzień, to nawet się z nią nie siłuję, tylko od razu się jej pytam, jak to robił ks. Zenek i mówię, że ok, zrobimy tak samo. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że jak dzwonię do Zenka i się pytam, to on sobie nic takiego nie przypomina i generalnie mówi, że tę katechetkę, to on rzadko kiedy widywał w parafii, bo się za bardzo nie angażowała. I jak sobie teraz pomyślę, to dopóki ty byłeś ze mną, to ona też się tu nie pojawiała tak często. Dopiero teraz, jak wzięła te twoje godziny w szkole, jakby w nią jakaś energia wstąpiła. Wiesz, o co mi chodzi, nie chcę mówić, że diabeł... 

- No co się dziwisz, widzi dziewczyna, że straciłeś wikarego, to ci go chce zastąpić - Darek zanosił się od śmiechu.

- Ty nie rżyj, tylko mi powiedz, jak ją pacyfikowałeś w tej szkole? - poprosił rzeczowo Mateusz, nie wdając się w żarty.

- Mój sposób u ciebie nie zadziała - odpowiedział zdecydowanie Darek.

- Skąd wiesz? Może akurat...

- Nie. Ale powiem ci: ona miała słabość do wuefisty w szkole, a to był mój najlepszy kumpel w pokoju nauczycielskim, no i reszty możesz się domyśleć - powiedział Darek. - Wiesz muszę kończyć...

- Zaraz, zaraz! Zaczekaj! Jak ona mogła mieć słabość do wuefisty, skoro ona non-stop, jak czegoś akurat nie wymyśla, na przykład dzisiaj rano Grób Pański był zrobiony z supermarketem w tle, wiesz, żeby ludźmi wstrząsnąć, zwłaszcza tymi, którzy w niedzielę zamiast do kościoła, lecą do galerii. Pomysł niczego sobie, ale wiesz, jaka nasza Magdalenka jest malutka, a ona mi pół kościoła zastawiła regałami i wózkami z marketu! Do kościoła weszłoby może ze sto osób. Jeszcze się obraziła, że jej „połowę grobu” usunąłem! W każdym razie, jak nie wymyśla kolejnych inicjatyw tego typu, to ona mi non - stop nawija, jaka jest szczęśliwa żyjąc samotnie. Ona mi tu normalnie Poświatowską jedzie, że „jest cudownie wolna, nie kocha nikogo i niczego”, oprócz Pana Boga oczywiście i swojej katechetycznej misji, w ktorej się spełnia kompletnie! A ty mi mówisz, że ona ma słabość do wuefisty! 

- Mateusz i ty się na te kity nabrałeś? - z niedowierzaniem pytał Darek.

- Może się i nabrałem, ale znasz mnie, ja jestem otwartą książką i mówię o tym, co i jak czuję, przed nią też się kilka razy odkryłem, więc myślałem, że ona jest ze mną szczera... - powiedział Mateusz, którego myśli w tym momencie były już bardzo daleko od katechetki Ewy, a gdzieś niebezpiecznie blisko Ani, serdecznej przecież przyjaciółki, jednej z najbliższych mu osób, która też była de facto sama i emanowała spokojem i radością, sprawiając, że nigdy się nie bał tej przyjaźni. Nie bał się, bo był pewien Ani, bo siebie przecież nie tak bardzo...

- Wiesz - przerwał mu rozmyślania Darek - ja w celibat z wyboru nie wierzę. My go mamy w „pakiecie” z kapłaństwem, prawda? I dla kapłaństwa ja jestem w stanie go zaakceptowć i dostrzec jego dobre strony. Ale bez kapłaństwa, czy życia konsekrowanego, to ja w wybór bezżeństwa nie wierzę. Albo może inaczej: ktoś może próbować przekonać samego siebie, że mu tak jest dobrze, ale potem, jak się taki wuefista pokaże, to mu przechodzi. Trzymaj się Mateusz i dobrego świętowania ci życzę, naprawdę muszę już kończyć. Z Panem Bogiem - zakończył rozmowę Darek.

Mateusz ciągle jeszcze rozmyślając o samotnych kobietach poszedł do kościoła, aby zobaczyć ostateczny efekt Bożego Grobu, bo za dwie godziny miała się rozpocząć liturgia. I mało go szlag nie trafił. Zasłona oddzielająca przygotowaną dekorację znowu się „przesunęła” niemal do środka kościoła. „Ktoś” ponownie powiększył Boży Grób do poprzednich rozmiarów. Zezłoszczony Mateusz szybko pomaszerował do salki mieszczącej się na opuszczonej przez Darka wikariatce, gdzie spodziewał się zastać katechetkę z młodzieżą.

- Pani Ewo, mogę panią na chwilę poprosić? - powiedział z wymuszonym uśmiechem nie chcąc robić scen przy dzieciakach.

- Oczywiście, księże Mateuszu - powiedziała spokojnie kobieta wychodząc z nim na zewnątrz. - Nie wiem, czy ksiądz widział, ale troszeczkę jeszcze zmodyfikowaliśmy grób, bo zupełnie stracił proporcje...

- Pani Ewo! Ja wiem, że dla pani proboszczem był, jest i będzie ksiądz Zenek. Ok. Ale dzisiejszą liturgię JA będę sprawował i chciałbym, żeby LUDZIE w niej mogli uczestniczyć, bo WÓZKI z marketu raczej nie będą. Więc albo pani przywróci stan sprzed dwóch godzin, albo...

- Albo co? - zapytała Ewa wyzywająco.

- Albo... albo... - z Mateusza uszło powietrze i nie miał pojęcia, czym ją postraszyć. - No nie wiem. Może po prostu, pogadam z księdzem Darkiem, a on pogada z kim trzeba! - powiedział wreszcie i szybko się odwrócił, żeby katechetka nie zobaczyła, że się czerwieni ze wstydu. Był przekonany, że się ośmieszył. Szybko wrócił na plebanię, nie czekając na odpowiedź pani Ewy.

Po 20 minutach rozległo się pukanie do drzwi. Stała za nimi pani Ewa.

- Księże Proboszczu, rzeczywiście miał Ksiądz Proboszcz rację, tam było za mało miejsca dla ludzi. Usunęliśmy parę regałów i dwa wózki i teraz nawet jest więcej miejsca, niż wtedy, jak Ksiądz Proboszcz to poprzestawiał. No! To ja lecę do pana organisty, bo jeszcze musimy przygotować śpiewy. Ma Ksiądz Proboszcz jakieś życzenia, czy zostawiamy wszystko tak, jak było podczas ostatniej próby? - zapytała.

- Nie, podczas próby było wszystko ok - powiedział Mateusz. - Mówiłem pani, pani Ewo, że ładnie pani wygląda w tej fioletowej sukience? - zapytał Mateusz oszołomiony czterokrotnie usłyszanym tytułem „ksiądz proboszcz”.

- W pokoju nauczycielskim też wszystkim się podobała - powiedziała pani Ewa po czym spłonęła rumieńcem i szybciutko pobiegła do kościoła. 

Jeremiasz Uwiedziony

CDN. Wszystkie imiona i fakty w powyższym opowiadaniu są fikcyjne i jakiekolwiek podobieństwo do rzeczywistości jest całkowicie przypadkowe i niezamierzone.

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!