TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 27 Sierpnia 2025, 17:36
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Jasna i ta druga strona księży(ca) - część CXVI

Jasna i ta druga strona księży(ca) - część CXVI

Mateusz rozglądał się po przytulnym mieszkanku wikariusza i nawet przez chwilę pomyślał, że i jemu przydałby się taki sponsor, co to rzuciłby okiem na plebanię, przysłał ekipę budowlaną i na własny koszt wyremontował. A jakby jeszcze do tego kościół wybudował...

- Muszę powiedzieć, księże Darku, że tato przysłał prawdziwych fachowców. Odkąd sam się grzebię z tym remontem plebanii to stałem się znawcą i widzę, że tu u księdza wszystko zrobione fachowo – powiedział Mateusz z uznaniem.

- Wie Ksiądz Proboszcz, jednego mojemu ojcu nie mogę odmówić: profesjonalizmu – mówił ksiądz Darek przelewając wino z butelki do specjalnego dekantera, w którym szlachetny trunek mógł się lepiej utlenić i tym samym być prędzej w optymalnym stanie do spożycia. Mateusz z lekką zazdrością patrzył na doskonały zestaw do wina, jaki był w posiadaniu jego wikariusza, a którego nie powstydziłby się najlepszy koneser w episkopacie. Piękne kieliszki, wysokie i pękate, specjalne do czerwonego wina, dekanter kryształowy i jeszcze, proszę, specjalny termometr...

- Widzę, że się księdzu podoba mój zestaw do wina – uśmiechnął się wikariusz. - Obiecuję sprawić księdzu taki na imieniny. A wracając do mojego ojca. Dorobił się naprawdę sporego majątku właśnie przez swój profesjonalizm. Zanim wziął się za jakąkolwiek robotę, najpierw uczył się wszystkiego od najlepszych i jeśli nie był w stanie im dorównać, nie pchał się w dany interes. Dlatego, kiedy wielu przedsiębiorców „popłynęło” rzucając się w coraz to nowsze obszary działalności, mój ojciec jest ciągle na wierzchu – opowiadał ksiądz Darek ustawiając talerzyki z wędlinami na ławie. - To moje mieszkanko ma jedną wadę. Ale proszę mnie źle nie zrozumieć, nie chcę się skarżyć. Chodzi mi tylko o to, że nie ma miejsca na porządny stół i trzeba się przy ławie schylać – uśmiechnął się.

- Wie ksiądz co? - powiedział Mateusz patrząc uważnie na młodszego kolegę, który sprawdził temperaturę wina a następnie nalał do kieliszków. - Jak księdza zobaczyłem pierwszy raz, to myślałem, że będziemy drzeć koty. Ale z każdym dniem widzę, że mamy wiele wspólnego...

- Ma ksiądz na myśli wino i stół, tak? - przerwał mu ks. Darek - Księże Proboszczu, czy istnieje ktoś normalny, kto woli ławę od stołu? Nie sądzę. Ale cieszę się, że się ksiądz do mnie przyzwyczaja, bo ja wiem, że ja trudny jestem.

- No to jest nas tutaj dwóch, powiedzmy niełatwych – uśmiechnął się Mateusz i wzniósł lampkę wina w powietrze. - To co? Mateusz jestem, w końcu nie dzieli nas aż tak wiele lat i szacunek nie mierzy się w tytułach, którymi się obdarzamy.

- Jeśli to księdzu nie przeszkadza, to i dla mnie nie ma problemu. Darek. Oczywiście, przy ludziach będę zawsze zachowywał stosowną formę zwracania się - powiedział wikariusz, a Mateusz pomyślał, że chłopak naprawdę jest całkiem nieźle poukładany. 

- Opowiedz mi, Darku, oczywiście jeśli chcesz, jak to było z twoim ojcem, dlaczego nie chciał, żebyś poszedł do seminarium – zagaił Mateusz, kiedy odstawili kieliszki na ławę i rozpoczęli jeść świeżutkie i pachnące wędliny.

- Moja rodzina nie była szczególnie praktykująca i nie powiem, żebym się tym bardzo przejmował, zwłaszcza w szkole średniej, kiedy wszyscy woleliśmy się powłóczyć niż pójść do kościoła. Miałem przewagę nad kumplami, że oni musieli się pytać innych, o czym było kazanie, żeby ściemnić starszym w domu, a mnie nikt o to nie pytał. Na religię w szkole chodziłem, ale głównie darliśmy łacha z naszego księdza katechety, a i on najchętniej gadał z nami o samochodach. Ale kiedy przyszliśmy we wrześniu na rozpoczęcie trzeciej i ostatniej klasy okazało się, że mamy zmianę katechety. Nowy ksiądz był zupełnie inny. Najpierw nas wkurzał, bo skończyły się gadki o samochodach, więc ja przestałem chodzić na religię. Ale chłopcy z klasy byli zafascynowani nowym księdzem, ba, nawet w niedzielę zaczęli chodzić na Mszę. Zaintrygowało mnie to, no i najpierw byłem trochę zły na nich, a potem jednak zacząłem chodzić na relę. Rzeczywiście gość był zupełnie inny od wszystkich. Dzisiaj z perspektywy mojej edukacji teologicznej mogę powiedzieć, że rozumiem, co czuli ci żołnierze w Ewangelii, których arcykapłani wysłali do synagogi celem pojmania Jezusa, a ci wrócili z pustymi rękami mówiąc, że jeszcze nikt tak nie przemawiał jak Pan Jezus. Ja właśnie to samo czułem na religii z tym nowym księdzem. Miał na imię Ryszard. Słuchaliśmy go z rozdziawionymi gębami. Nawet dzisiaj trudno mi to określić, ale miał w sobie taką wewnętrzną wolność i taką radość, że nie chcieliśmy na przerwę wychodzić. Autentycznie! Nie było tematu, w którym on czułby się obco, a jeśli już, to mówił z taką rozbrajającą szczerością, że po prostu nie wie. I na jakiekolwiek manowce byśmy go nie sprowadzili na tych lekcjach religii, skubaniec zawsze potrafił naprowadzić nas na temat, który sobie zamierzył. Zawsze. Chciałem nawet zacząć chodzić na Mszę, ale kontrast między moimi parafialnymi księżmi a katechetą był tak potężny, że nie mogłem tam wytrzymać – mówił Darek patrząc w okno.

- Czyli do kościoła dalej nie chodziłeś, ale byłeś zafascynowany swoim katechetą – podsumował Mateusz.

- Dokładnie. No i któregoś majowego dnia nasza klasowa piękność, Rita miała na imię, która była głupia jak kilo gwoździ, ale w księdzu Ryśku kochała się na zabój i zawsze zadawała mu pytania, najczęściej głupie, wyskoczyła z jednym ze swoich idiotycznych: „A niech ksiądz nam powie... i tutaj trzepotała rzęsami jak fanki Beatlesów – kto z naszej klasy pójdzie na księdza, a kto na zakonnicę?” My oczywiście zabuczeliśmy, wszystkie kciuki w dół, ale nieoczekiwanie ksiądz Rysiek powiedział coś takiego: „No Rita, wreszcie jakieś mądre pytanie”, a potem zaczął się rozglądać po klasie. Kiedy spojrzał na mnie, poczułem takie gorąco, że myślałem, że mi krew uszami tryśnie. No i on mówi, że ja będę księdzem, a jedna koleżanka, Gosia zakonnicą. Cała klasa zatrzęsła się od śmiechu, bo ja wiadomo, byłem synem bogacza przeznaczonym do przejęcia fortuny ojca, a Gosia, była delikatnie mówiąc wątpliwej reputacji, bo kochliwa straszebnie, no i niejeden tego nadużył. Więc wszyscy się śmiali, tylko nie ja i Gosia. No i ksiądz Rysiek też się nie śmiał. Potem był dzwonek i wszyscy się rozeszli.

- Rozmawialiście jeszcze później na ten temat? - zapytał Mateusz.

- Oczywiście. Nie wiem, jak to wytłumaczyć, ale ja chodziłem potem przez kilka dni, jakby mi ktoś przywalił w łeb. Aż się mnie ojciec zapytał, co ze mną, a ja z głupia frant powiedziałem, że myślę o pójściu do seminarium. O dziwo, ojciec nawet mnie nie wyśmiał, tylko z taką śmiertelnie poważną miną powiedział, że nie mogę mu tego zrobić. I niech sobie Ksiądz Proboszcz wyobrazi, to znaczy wyobraź sobie Mateusz, że jak ja mu to powiedziałem, to mi przeszło całe to walnięcie obuchem. Zobaczyłem wszystko ponownie jasne i normalne i miałem pewność, że pójdę do seminarium. Nie, że będę księdzem, ale że pójdę do seminarium. Potem jeszcze kilka razy rozmawiałem z księdzem Ryśkiem, ale na samym początku wakacji on pojechał na misje do Indii. Nigdy więcej nie miałem od niego znaku życia. Poszedłem do seminarium najpierw w mojej diecezji, ale ksiądz prefekt ze mną pogadał i kiedy nie potrafiłem mu powiedzieć, jak się nazywa nasz biskup, pogonił mnie. No i we wrześniu zgłosiłem się do tej prześwietnej diecezji i zostałem przyjęty, oczywiście wcześniej uzupełniłem moją elementarną wiedzę na temat Kościoła. Ojciec nie chciał mnie widzieć przez całe seminarium. Nie zwrócił się do mnie choćby jednym słowem przez całe sześć lat. I wyobraź sobie, że dopiero na Mszę prymicyjną przyszedł ze łzami w oczach. Mama mówi, że mu się śnił papież Jan Paweł II i coś mu powiedział, ale mi tego nigdy nie potwierdził. Na prymicje podarował mi to audi A6, w którym teraz wyglądam jak idiota, zważywszy, że mój Proboszcz jeździ starą pandą – uśmiechnął się Darek.

- Nie martw się, ja tę pandę to tylko chwilowo – odpowiedział Mateusz.

- Ja też chwilowo z tym A6. Ojczulek już dwa razy proponował mi zmianę, ostatnio na Q7 – na razie udało się go przegonić.

Jeremiasz Uwiedziony

CDN. Wszystkie imiona i fakty w powyższym opowiadaniu są fikcyjne i jakiekolwiek podobieństwo do rzeczywistości jest całkowicie przypadkowe i niezamierzone.

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!