TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 08 Września 2025, 02:37
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Jasna i ta druga strona księży(ca) - część CXLV

Jasna i ta druga strona księży(ca) - część CXLV

Nieustannie psująca się panda Mateusza stała się niemal tematem dyżurnym podczas wizyty duszpasterskiej, a parafianie często dzwonili do niego z zapytaniem, czy auto jest sprawne, czy mają po niego przyjechać. Kiedyś był w tej parafii zwyczaj, że ludzie zawsze przyjeżdżali po księdza, ale już poprzednik Mateusza, ksiądz Zenon, zrezygnował z tej możliwości i jeździł swoim samochodem.
- Jak proboszcz chce, to możemy do starej tradycji powrócić – mówił na przykład Maliński, – choć nie ukrywam, że nie zawsze było łatwo kogoś znaleźć. Dawniej, jak ludzie pracowali tylko w gospodarstwie i na roli, to zimą nie było problemów, żeby kto z księdzem pojeździł, ale teraz prawie każdy oprócz pola i paru ogonów w stajni ma jakąś inną pracę, najczęściej w mieście – tłumaczył stary kowal.
- Tak właśnie myślałem – Mateusz był świadomy sytuacji – nie ma problemu, przecież mam samochód.
- Samochód, w przypadku tego złoma, który ktoś księdzu wcisnął, to dużo powiedziane
- śmiał się Maliński - ale jakby miał ksiądz problemy, to proszę śmiało dzwonić. Albo ja, albo syn na pewno pomożemy.
Podczas pierwszych dwóch tygodni kolędy panda zawiodła go trzy razy. Dwa razy po prostu nie udało jej się uruchomić w garażu, a raz zepsuła się już na trasie, pomiędzy dwoma dość od siebie odległymi domostwami. Strzywąż jest dość sporą wioską, właściwie małym miasteczkiem, choć bez praw miejskich, podczas gdy pozostałe wioski w parafii były znacznie mniej liczebne, ale za to bardzo rozległe. Bez samochodu byłoby ciężko. Czasami po awarii Mateusz zarzekał się, że natychmiast, następnego dnia pójdzie do banku, weźmie kredyt i kupi coś bardziej użytecznego, ale później rozsądek brał górę i podpowiadał, że zakup auta w sytuacji, kiedy budują kościół, może popsuć dobry klimat, jaki udało się wokół budowy utworzyć. Więc męczył się dalej. Ale podobnie jak przed rokiem głównym tematem rozmów na kolędzie był kościół, tak podczas tegorocznej wizyty ludzie wypytywali Mateusza o jego życie, rodzinę, zainteresowania i wreszcie o samochód.
- Co księdzu odbiło, żeby takiego starego grata kupić? – pytał Waldek Kosmalik, właściciel małego sklepiku spożywczego, a oprócz tego sporego mercedesa. – Czasami wydaje mi się, że wy księża, to nie macie jakiegoś wyczucia. Albo jakaś nowa bryka, taka, że chłopom oczy wyłażą, głównie z zazdrości, bo każdy by chciał takie auto mieć, albo dziadujecie, jak ksiądz z tą pandą, albo proboszcz u mojego szwagra, który wcale samochodu nie ma i ludzie klną na niego, bo wszędzie go trzeba wozić. Mało tego, są przekonani, że albo ma jakąś babę, albo pije, bo niemożliwe, żeby w takiej parafii nie stać go było na samochód.
- Przesadza pan, panie Waldku, przecież wystarczy popatrzeć na auta księży w naszym dekanacie, to głównie jakieś ople i stare volkswageny – powiedział spokojnie Mateusz.
- No, kłóciłbym się z Księdzem Proboszczem, bo jednak większość ma auta salonowe, a wartość niektórych z nich w stówie się nie zmieści... Zresztą, mnie tam nic do tego, ale księdza mi trochę szkoda, bo nieźle ksiądz rozhulał społeczność, a jeździ jak dziad. Powiem księdzu taką historyjkę – zagaił z uśmiechem Kosmalik. – Stoję kiedyś w sklepie, bo ekspedientki nie było i musiałem ją zastąpić, i podjechał proboszcz z Wańkowic, a on ma takiego mercedesa, jak ja. No i było dwóch klientów w sklepie i wie ksiądz co mówili? „Patrz, ten buc z Wańkowic przyjechał, ale trza mu oddać, że przynajmniej samochód ma porządny, nie jak nasz proboszcz...” I coś tam jeszcze, że syn jednego z nich już dwa razy księdza ściągał z drogi. Tak że ja księdzu mówię, jak będzie miał ksiądz okazję coś lepszego za rozsądne pieniądze kupić, to brać i się nie zastanawiać. Ludzie głupie nie są. A jak kto będzie chciał krytykować, to i tak skrytykuje – zakończył swój wywód Kosmalik.
- Kilka razy myślałem, jak panda nawaliła, że trzeba będzie się za czymś rozejrzeć, ale nie jest to priorytet. Ja zawsze czekam na jakiś znak. I najczęściej w ten, czy inny sposób go dostaję. Poczekam – uśmiechnął się Mateusz.
- A w tym, że się co i rusz samochód psuje, nie zdąża ksiądz na czas i ktoś musi po księdza jeździć żadnego znaku ksiądz nie widzi? – zdziwił się pan Waldek.
- Może, że czas zmienić mechanika? – zażartował Mateusz.
- Księże, nie wiem, kto księdzu to auto naprawia, ale zapewniam księdza, że z pustego to i Salomon nie naleje – powiedział Kosmalik.
- Oczywiście żartuję. Pan Wolski, który się opiekuje moim autem i tak cudów dokonuje, że to się jeszcze nie rozleciało – pośpiesznie wyjaśnił Mateusz, bo tak rzeczywiście było. Naturalnie, można było dokonać poważniejszych napraw, ale ich cena przekraczała wartość starej pandy. Podczas kolędy ludzie pytali też często o sprawy rodzinne Mateusza.
- A księdza rodzice nie byli przeciwni, żeby ksiądz poszedł do seminarium? – dociekała Gosia Osadczuk.
- Absolutnie! Moi rodzice byli dumni i szczęśliwi, że jeden z ich synów chce iść do seminarium – odpowiedział. – Wie pani, pani Gosiu, to były jednak inne czasy i dla większości rodzin taki wybór u jednego z dzieci był wielką radością. A dlaczego pani pyta? Czyżby pani Tomek o tym myślał? Wcale bym się nie zdziwił, bo to jeden z moich najlepszych ministrantów – zainteresował się Mateusz.  
- Przyznam się księdzu, że rzeczywiście zaczynam go o to podejrzewać. Wczoraj proszę sobie wyobrazić, że zostawił komputer włączony ze stroną internetową seminarium, i sama nie wiem, czy się cieszyć, czy smucić. Bo z jednej strony bardzo bym chciała, mam przecież czwórkę dzieci i gdyby jedno wybrało taką drogę, to by było wspaniale. Ale z drugiej, jak słyszę, jak na was najeżdżają... To już sama nie wiem. A przedwczoraj byłam w mieście i widziałam księdza kanonika Strzeleckiego. On u nas kiedyś był proboszczem, może ze 30 lat temu, ale teraz jest już chyba z 10 lat na emeryturze. Ponoć jakaś rodzina się nim opiekuje, ale jakby go ksiądz zobaczył, to aż się serce kraje... Szedł i sam nie wiedział gdzie, cały porozpinany, nieogolony, jak jakiś szaleniec... Jak sobie pomyślę, że mój syn ma tak kiedyś skończyć, bez rodziny... No sama nie wiem
– zakończyła bezradnie Osadczukowa.
- Pani Gosiu, normalnie księża emeryci mają miejsce w domu księży emerytów, gdzie mają pełną opiekę – odpowiedział Mateusz. – Przypadek kanonika Strzeleckiego jest zupełnie wyjątkowy, gdyż miał on mieszkanie po rodzicach, które komuś tam odstąpił w zamian za opiekę, no i z tą opieką to różnie bywa... Ale wie pani co? Kapłaństwo jest piękne! Proszę mi wierzyć, to co człowiek otrzymuje w kapłaństwie jest nie do opisania. Ja już dziś, gdybym nawet wiedział, że na starość będę się błąkał jak oszalały, podpisuję raz jeszcze mój wybór... Więc proszę się nie martwić o Tomka, zwłaszcza o jego starość. Proszę zrobić wszystko, aby miał pełną wolność i jasność wyboru i proszę nadal być dla niego taką świetną mamą, jak pani jest do tej pory, a on na pewno dobrze wybierze, bo ostatecznie to on będzie wybierał, a nie pani – uśmiechnął się Mateusz.
- Oczywiście, że tak – powiedziała poważnie Osadczukowa, – on sam wybierze, a my będziemy go wspierać. Mam tylko nadzieję, że potem nie będzie jeździł takim starym gratem, jak ksiądz – zażartowała na koniec.
- A co wyście się wszyscy mojej pandy czepili? - nie wytrzymał Mateusz.
- Przepraszam, przepraszam, proszę się nie gniewać, ale... u Rogoźniaków czeka na księdza niespodzianka! Ale ja nic nie mówiłam!
- dodała pośpiesznie Osadczukowa.
- Jaka niespodzianka?- zapytał.
- Ja nic nie wiem! - zarzekała się pani Małgosia, ale oczy jej się śmiały.
Następnym domem, który Mateusz odwiedził, była rzeczywiście spora willa Rogoźniaków. Wszystko zaczęło się normalnie, modlitwą i lekturą z Pisma Świętego, ale później Tadek Rogoźniak, który od wielu lat miał przedsiębiorstwo produkujące palety i trzeba przyznać, bardzo pomagał przy budowie kościoła, poprosił Mateusza, aby usiadł, bo żona przygotowywała kawę i herbatę.
- Ksiądz ponoć lubi zieloną, a ja też, więc jak Proboszcz chce, to żona zaparzy – powiedział.
- Skąd pan wie, panie Tadeuszu, że lubię zieloną herbatę, bo szczerze mówiąc, to ja od niedawna – zdziwił się Mateusz.
- Od starego Malińskiego – uśmiechnął się Rogoźniak. - Tak a propos, to Maliński też wpadnie na herbatę, o, chyba już wchodzi – powiedział z uśmiechem.
- Szczęść Boże! – powiedział Maliński do Mateusza, a później spojrzał pytająco na gospodarza. – Powiedziałeś już?
- Panowie! - zniecierpliwił się Mateusz. - Może ktoś mi wyjaśni, o co tu chodzi?
- Proboszczu, powiem krótko. Skończył mi się leasing na auto, wykupiłem je za grosze no i mnie się opłaca wziąć następne w leasing, na firmę. Żona nie jeździ, auto mało jeżdżone, szkoda go dla obcego – tłumaczył Rogoźniak.
- I ksiądz je kupi! - wtrącił się Maliński. - Zapłaci ksiądz po trochu, jak ksiądz będzie miał! A jakby kto z parafii pyskował, to będzie miał do czynienia ze mną! No, pani Rogoźniakowa, dawaj pani tę herbatę!

Jeremiasz Uwiedziony

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!