TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 03 Września 2025, 03:22
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Jasna i ta druga strona księży(ca) - część CLXXXVIII

Jasna i ta druga strona księży(ca) - część CLXXXVIII

Pani Lucyna Maziak okazała się fantastyczną osobą i niezwykle sumienną urzędniczką. Rzeczywiście, przy pierwszym spotkaniu była wyraźnie zmieszana wysłuchując mnóstwa pochwał i podziękowań, którymi Mateusz obdarzył ją ze względu na wszystko, czego dotychczas dokonała dla wspólnoty parafialnej i tylko bezradnie spoglądała na starego Malińskiego, jakby chciała powiedzieć: „No przecież to miało zostać między nami”. Maliński co jakiś czas wtrącał się przypominając kolejne procedury i pozwolenia związane z budową kościoła, które zostały przyznane dzięki jej zabiegom, jakby chciał mieć całkowitą pewność, że nie zostanie jej odebrana żadna zasługa, zwłaszcza że w takim przypadku zostałaby przypisana jemu, ponieważ to on we wszystkim pośredniczył. I każde jego wtrącenie pani Lucyna przyjmowała kręcąc głową z niedowierzaniem i czerwieniąc się jak piwonia. A Mateusz oczywiście za każdym razem musiał dołożyć kolejne słowa uznania. Kiedy tak patrzył na nią, czerwieniącą się i taką wycofaną, to aż nie mógł uwierzyć, że jest tak efektywną urzędniczką. Ale kiedy rozpoczęli rozmawiać konkretnie na temat jego pomysłu zorganizowania jakiegoś wydarzenia czy festynu na terenie budowy kościoła, pani Lucyna zupełnie się przeobraziła. Przestała się czerwienić i słuchała uważnie tego, co mówił, by po chwili wymienić mu z pamięci numery ustaw i rozporządzeń gminnych, które mogą dotyczyć jago planów, liczbę potrzebnych zezwoleń, a czasem mówiąc z rozbrajającą szczerością, że czegoś nie da się załatwić wcześniej, niż na przykład za dwa, trzy miesiące.
- Proszę mnie dobrze zrozumieć. Wszystko, o czym mówimy, dotyczy procedur zgodnych z prawem, bo ja oczywiście niczego innego nie załatwiam, na nic nie przymykam oczu, ani innych o to nie proszę. Myślę, że ksiądz proboszcz wie, co mam na myśli. Cokolwiek robi się dla Kościoła i kościoła, tego pisanego małą literą, musi być jak żona Cezara, poza najmniejszym podejrzeniem. Przynajmniej w naszej gminie - powiedziała stanowczo, a Mateusz, choć zrzedła mu mina, bo zrozumiał, że nic nie da się zorganizować w najbliższym czasie, jak to sobie zaplanował, to z drugiej strony dziękował Bogu, że właśnie taką kobietę mu zesłał. Bo o taką współpracę zawsze mu chodziło i o taką uczciwą pomoc.
- Ależ oczywiście pani Lucyno, w zupełności się z panią zgadzam. Rozumiem, że teraz w listopadzie nic nam się już nie uda zrobić - powiedział i choć się starał, nie potrafił ukryć nutki rozczarowania w swoim głosie.
- Nie. Jeśli chciałby ksiądz coś zorganizować na Boże Narodzenie, to jestem w stanie wszystko ogarnąć, by nikt nie miał zarzutów, ale nie wcześniej - powiedziała pani Lucyna.
- Na Boże Narodzenie to możemy co najwyżej zorganizować dokarmianie zwierząt - mruknął Maliński. - Wie proboszcz, tych co to w Wigilię gadają ludzkim głosem. No ale z szukania pieniędzy na dach nici. Zresztą, pewnie byśmy nie zdążyli przed zimą z tym dachem.
- A wie pan, panie Maliński, że to nie jest głupi pomysł z tym dokarmianiem? - zamyślił się Mateusz. - Można zrobić tutaj żywą szopkę, ze zwierzętami, wie pan, tak jak to robi zawsze ksiądz Ślusarek, można go poprosić o wskazówki. A przy okazji zrobimy „dokarmianie” wszystkich obecnych, na przykład w dzień św. Jana Ewangelisty. Wtedy też święci się wino i można wszystkich poczęstować, bez oskarżenia o rozpijanie parafian... Co pani sądzi na ten temat, panu Lucyno?
- Czyli będziemy potrzebować pozwoleń, papierów od sanepidu, opieki weterynaryjnej dla zwierząt i paru innych drobnych dokumentów. Myślę, że da się zrobić. A co ksiądz zrobi z tym dachem? - zapytała.
- Pomodlę się jeszcze do jutra. Jak nic Pan Bóg nie ześle, to i ja nic nie wymyślę i dach poczeka do wiosny. Wie pani, to jest akurat najbardziej komfortowa sytuacja: kiedy widzę, że nic nie potrafię wymyślić, to wtedy mogę wreszcie odetchnąć. Bo albo coś Pan Bóg podsunie, albo nic z tego nie będzie. Ale zrobimy tę żywą szopkę z „dokarmianiem” parafian, przynajmniej będzie coś nowego, a może i parę złotych się uzbiera - powiedział Mateusz.
- Ksiądz to naprawdę jest jak ten w filmie - powiedział Maliński spoglądając na Mateusza.
- W jakim filmie? - zdziwił się Mateusz.
- A wyciągnęła mnie synowa na taki film o czterech siostrach, co się wszystkie za jakichś innowierców powydawały, a ich rodzice mało się nie przekręcili - powiedział Maliński. - I powiem proboszczowi, że tam też jest taki ksiądz podobny do proboszcza. Niech ksiądz się wybierze, na pewno jeszcze grają w kinie.
- Skoro pan tak mówi, to ja chyba rzeczywiście pójdę dzisiaj do kina. Festyn i tak będzie dopiero w grudniu, więc chyba mogę sobie na to pozwolić - powiedział Mateusz, któremu przyszła wielka ochota zobaczyć ten film. Może wreszcie zrozumie, co taki Maliński na przykład, a z nim przynajmniej połowa parafii, myśli o nim. - Pani Lucyno, zaprosiłbym i panią do kina, ale jak pójdziemy we dwójkę, to nas wezmą na języki - powiedział.
- No właśnie! Dokładnie taki jest ten ksiądz w filmie! - powiedział Maliński klepiąc się w uda swoimi wielkimi dłońmi.
- Dziękuję, ale dzisiaj i tak bym nie mogła. Ja się zajmę tymi papierami i będę księdza na bieżąco informować. A gdy chodzi o pieniądze na dach... mam pewien pomysł, ale więcej będę mogła powiedzieć jutro - uśmiechnęła się tajemniczo.
- Naprawdę? No Bóg jest niesamowity! Ledwie powiedziałem, że będę się modlił o pomoc i jeszcze nie zacząłem, a On już działa - uśmiechnął się zaintrygowany Mateusz.
- Jak Boga kocham! Jak w tym filmie! - Maliński patrzył na Mateusza z jakimś dziwnym uśmiechem, który coraz mniej mu się podobał.
- Ja chyba naprawdę powinienem zobaczyć ten film - powiedział powoli Mateusz i zanim Maliński zdążył cokolwiek powiedzieć zapytał: - Pamięta pan tytuł?
- Kto by to pamiętał, coś o grzechach i o Panu Bogu - Maliński drapał się w czoło.
- To jakiś pobożny film - zdziwił się Mateusz.
- Na inny bym nie poszedł - uśmiechnął się kowal Maliński.
***
Mateusz wyszedł z kina i prosił Boga, żeby czasem nie wpadł mu w ręce Maliński. Bo by go chyba pobił. Film zatytułowany „Za jakie grzechy, dobry Boże?”, skądinąd całkiem sympatyczny, pomimo różnych bohaterów, do których można było czuć mniejszą bądź większą sympatię, najgłupszego protagonistę miał właśnie w księdzu. Jak Maliński w ogóle mógł wpaść na pomysł, że Mateusz jest do niego podobny? Do idioty, który podczas spowiedzi w konfesjonale przegląda na iPadzie stronę elektronicznych zakupów paramentów liturgicznych? I który chichocze się, jak jakaś siusiumajtka i w ogóle jest jakiś taki miękki, niemęski, po prostu rozpacz! I on ma być taki?
- Dlaczego zawsze w filmach, już nie tylko amerykańskich, ale nawet i w tym francuskim pokazują nas jako idiotów? - niemal wykrzyknął Mateusz.
- Bo może jesteście debilami? - powiedział jakiś przechodzący obok chłopak wywołując salwę śmiechu swoich kolegów.
- Jasne! - rzucił Mateusz zły na siebie, że nie potrafił opanować nerwów i szybko wyciągnął komórkę i wybrał numer Malińskiego.
- Słucham! - zaspany głos starego kowala uświadomił mu, że było już dobrze po jedenastej w nocy, ale to go nie powstrzymało.
- Panie Maliński, czy pan naprawdę postradał zmysły? - wykrzyczał do słuchawki.
- Ja? Przecież to nie ja budzę ludzi po nocy...
- Pan naprawdę myśli, że ja jestem taki debil, jak ten ksiądz w filmie? - przerwał mu Mateusz.
- Aha! Był ksiądz w kinie - Mateusz wyraźnie usłyszał śmiech w głosie swojego najbliższego współpracownika. - Ja nie wiem, czy on jest debil, no ale ksiądz też używa tego tableta, tak czy nie? - pytał Maliński.
- Używam, ale na miłość Boską, nie podczas spowiedzi w konfesjonale! - Mateusz aż się wił ze złości, jak ktoś może nie dostrzec różnicy.
- A poza tym, czy ja się tak chichoczę, jak jakaś siusiumajtka, jak ten pacan w filmie?
- Może się ksiądz nie chichocze, ale taki ksiądz trochę jest jak baba, ciągle mówi, że Pan Bóg pomoże, że trzeba się modlić, czekać... Normalny mężczyzna to bierze sprawy w swoje ręce, a ksiądz to tak ciągle, że Pan Bóg, że trza się modlić. Albo dzisiaj z tą panią Lucyną! Niby ją ksiądz chciał zaprosić do kina, a potem mówi, ale co ludzie powiedzą... No jest ksiądz chłop, czy kalesony? Czasem się tak ksiądz cacka ze wszystkimi, jak ta baba. Jak mówię, może się i ksiądz nie chichocze, ale chłop to musi nieraz i w stół trzasnąć, a nawet i w gębę! No, nie mówię, że akurat ksiądz tak ma robić, ale powiem księdzu, że ja to sobie tak myślę... Może i jestem ze wsi i głupi, ale tak sobie myślę, że jeżeli Pan Jezus chciał tylko mężczyzn jako Apostołów, a chciał tylko mężczyzn tak? Bo Marii Magdaleny nie zrobił Apostołem, tak?
- No tak. Po dziś dzień święcimy na kapłanów tylko mężczyzn - odpowiedział nieco zmieszany Mateusz.
- Właśnie! To mnie się tak po ludzku wydaje, że nie po to Pan Jezus wybiera tylko mężczyzn do tej roboty, żeby oni potem jako księża niewieścieli... Po prostu on potrzebuje w tej robocie mężczyzn! I wy musicie być najpierw mężczyznami, a potem księżmi. My takich facetów - księży potrzebujemy! Nie wiem, może się mylę, ale jak nieraz widzę te galarety w sutannach, nie mówię o księdzu, ok? Ale jak widzę te galarety w sutannach, to się nie dziwię, że wszystko się rozłazi.

Jeremiasz Uwiedziony

CDN. Wszystkie imiona i fakty w powyższym opowiadaniu są fikcyjne i jakiekolwiek podobieństwo do rzeczywistości jest całkowicie przypadkowe i niezamierzone.

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!