TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 05 Września 2025, 20:16
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Jasna i ta druga strona księży(ca) - część CLXXXVII

Jasna i ta druga strona księży(ca) - część CLXXXVII

Mateusz próbował modlić się na Różańcu spacerując dookoła budowy nowego kościoła. Zdawał sobie jednak sprawę, że ta modlitwa za bardzo Bogu podobać się nie mogła, ponieważ jego myśli ciągle podążały za wzrokiem, a ten bez przerwy kierował się ku górze. Niestety nie ku niebu, ku Bogu, ale ku nieistniejącemu jeszcze dachowi budowanej świątyni.
„Pierwsza połowa listopada, pogoda ciągle jeszcze obiecująca, naprawdę grzechem byłoby nie przykryć tych podciągniętych już do samego końca ścian” - myślał, zamiast skupić się na tajemnicach bolesnych życia Jezusa i Maryi. Ale prawda była taka, że absolutnie się nie spodziewał takiego obrotu spraw, takiego tempa prac i osiągnięcia takiego etapu już w tym roku. W jego i tak śmiałych planach dach był przewidziany dopiero na wiosnę, bądź lato roku przyszłego. Ale zaangażowanie ludzi, a zwłaszcza kowala Malińskiego, uczciwość wykonawcy prac i nieoceniona pomoc pana Rysia z żoną, którzy wspierali finansowo bezrobotnych pomagających przy budowie sprawiły, że prace zaszły znacznie dalej. Ciemniejszą stroną tego medalu były oczywiście rosnące długi. I teraz Mateusz musiał podjąć decyzję, czy jeszcze bardziej ten dług powiększyć i położyć dach. I przede wszystkim, skąd te pieniądze pożyczyć. Chodził więc każdego wieczora wokół kościoła i odmawiał Zdrowaśkę za Zdrowaśką, ale co tu ukrywać, jego serce było pochłonięte czym innym. Konsultacje z kolegami księżmi też nie pomogły mu rozjaśnić umysłu wystarczająco, aby podjąć decyzję.
- Wziąłeś pod uwagę kredyt w banku? - pytał go Maciej.
- Wiesz, Maciej, ja już praktycznie nie oglądam informacji czy wiadomości telewizyjnych, a moją jedyną wiedzę o świecie czerpię z różnych internetowych forów i blogów. I to, co tam się czyta o bankach i całym tym systemie wprowadza mnie w takie przerażenie, że omijam je szerokim łukiem. Pamiętasz, jak w Piśmie Świętym król Dawid ma sobie wybrać karę za swoje grzechy?
- Jasne, że pamiętam - żachnął się Maciej.
- Przepraszam, ale od pewnego czasu przekonałem się po raz kolejny, że nasi wierni często nie mają pojęcia, co oznaczają słowa, których my używamy jakbyśmy mówili o bułce z masłem, na przykład Misterium Paschalne, wiesz? Przyszła do mnie wczoraj jedna parafianka, nauczycielka języka polskiego w podstawówce i się mnie po prostu zapytała, co to jest to Misterium Paschalne, bo ona od dziecka pamiętała, że misteria to były takie przedstawienia, które robili w kościele z siostrą zakonną i nie mogła pojąć, dlaczego ja tak często mówię o tych przedstawieniach, skoro akurat w naszej parafii w ogóle ich nie ma - Mateusz tłumaczył jeszcze kręcąc głową z niedowierzaniem.
- No to może czas, żebyś jakieś zrobił? - zaśmiał się Maciej.
- Co mam zrobić? - zdumiał się Mateusz.
- No przedstawienie, misterium - Maciej znowu się śmiał dostrzegając rozkojarzenie swojego przyjaciela.
- A wiesz, że może to i prawda? Ale czekaj, bo całkiem mnie sprowadziłeś na manowce.
- Sam się sprowadziłeś - ripostował Maciej. - No dobra, sprowadzę cię na właściwą ścieżkę. Rozmawialiśmy o kredycie w banku, a ty, nie wiedzieć dlaczego, zacząłeś poddawać w wątpliwość moją znajomość Starego Testamentu i historii króla Dawida.
- No właśnie, król Dawid. Kiedy miał do wyboru karę za swoje grzechy powiedział, że woli oddać się w ręce Boga, niż w ręce ludzi. No więc ja oczywiście muszę te pieniądze na dach gdzieś pożyczyć, ale absolutnie nie oddam się w ręce banków. To jest człowieku współczesna niewola babilońska. W którą sami się wprowadzamy. Dadzą nam trochę kasy, a potem będą nam zamykać usta i decydować o tym, co mamy mówić z ambony - perorował Mateusz.
- Spokojnie. Jak nam zamkną usta, kamienie wołać będą - ze spokojem powiedział Maciej.
- To na pewno. Ale ja zrobię wszystko, aby jednak od banku nie zależeć. Oddaję się w ręce Boga i czekam na jakiś znak - zakończył wówczas rozmowę Mateusz.
No i chodził wokół kościoła, modlił się i czekał na jakiś znak. Wszedł przez szeroki otwór w murze, w którym kiedyś, Bóg jeden wie, kiedy, pojawią się główne drzwi wejściowe i znalazł się wewnątrz budowanej świątyni. I aż się uśmiechnął, ponieważ wyjątkowo czyste niebo było rozgwieżdżone i wyglądała pięknie ta świątynia mająca niebo za sufit.
- Niebo gwiaździste nade mną i ład moralny we mnie - powiedział półgłosem słowa filozofa Immanuela Kanta studiowane niegdyś na zajęciach z filozofii. Po chwili jego oczy zaczęły rozróżniać kontury murów. Położył rękę na zimnych cegłach i przypomniał sobie również słowa Macieja, a właściwie Pana Jezusa, że kamienie wołać będą i pomyślał, że może i te kamienie jego kościoła przemówią. Do wiernych.
- Trzeba tylko ściągnąć tu wszystkich parafian - powiedział głośno i chociaż nie za bardzo wierzył, że ta myśl przyszła od Pana Boga, z braku innej postanowił uczepić się jej, jak ostatniej deski ratunku.

***

- Panie Maliński, jakby się pan tym wszystkim zajął, wie pan, sanepidy, pozwolenia, gastronomia i całe te formalności, to ja bym był panu bardzo wdzięczny. Bo ja na urzędy to mam alergię - powiedział do szefa komitetu.
- Bo widać, że ksiądz nigdy nie trafił na urzędnika z powołania - zaśmiał się Maliński i natychmiast zaczął notować coś w swoim notatniku.
- A są tacy? - Mateusz był sceptyczny, bo choć dobrych ludzi jest mnóstwo, to jednak niewydolne struktury potrafią ich przemielić jak maszynki mięso i wypluć sformatowanych i niewydolnych, jak sam system.
- Wie ksiądz, z takimi pytaniami to trza uważać, bo jeszcze kto księdzu odpowie, że jest ich tylu co i księży z powołania - ostrzegł spoglądając znad okularów stary kowal.
- Ma pan rację, nie powinienem tak mówić, nawet żartem - zmitygował się Mateusz. - Przepraszam. Ale coś mi się wydaje, że musi pan znać świetnego urzędnika. Mam rację?
- Jasne. I ksiądz też zna - powiedział Maliński, który nawet nie ukrywał swojego uznania dla kapłana, który potrafił przyznać się do błędu i przeprosić.
- Ja znam? - zdziwił się Mateusz.
- No przecież Lucynę Maziak ksiądz zna, nie?
- Oczywiście! Ale myślałem, że pani Lucynka jest… Wie pan, że ja nawet nie mam zielonego pojęcia, co może robić pani Lucynka? Aż wstyd! Ona jest tak cicha, tak dyskretna, że właściwie nigdy nie mówi o sobie, a ja nie zapytałem... - Mateusz musiał się chyba nawet zaczerwienić.
- Pani Lucyna pracuje w urzędzie gminy i ma najlepsze w województwie osiągi w przygotowywaniu wniosków o pieniądze w ramach projektów unijnych - tłumaczył Maliński.
- Ale ja bym nie chciał się uciekać do pieniędzy unijnych - jęknął Mateusz przerywając swojemu rozmówcy. - Na razie zróbmy ten festyn przy budowie, a potem zobaczymy.
- No i czemu się ksiądz denerwuje? Ja też się do pieniędzy z zewnątrz nie kwapię, mówię tylko o talentach pani Lucynki. I poza funduszami ona jest po prostu świetnym urzędnikiem. Napiszemy jej tylko, co nam potrzeba i za parę dni będziemy mieć wszystko na stole. Zobaczy ksiądz - zakończył Maliński.
- No to super! W takim razie ja się chętnie z panią Lucyną zobaczę - powiedział Mateusz.
- Ksiądz się z nią spotka, kiedy chce, ale ja już muszę jej powiedzieć, co i jak - zaznaczył Maliński.
- No to trzeba od razu zadzwonić, bo wypada żeby jednak proboszcz poprosił - powiedział Mateusz wyciągając telefon komórkowy, ale zauważył, że Maliński zaczął się drapać po głowie, a to był znak, że coś mu się nie podobało. - Co jest, panie Maliński? - zapytał.
- Wie ksiądz, jakby tu powiedzieć, do tej pory, wszystko co załatwiałem, gdy chodzi o budowę, wszystkie papiery, co ksiądz ode mnie dostał, to było przygotowane przez panią Lucynę. Wszystko! - zakończył Maliński.
- I nic mi pan nigdy nie powiedział? - jęknął Mateusz. - Panie Maliński i jak ja teraz wyglądam? Przecież ja jej nigdy nawet jednym słowem nie podziękowałem... No jak tak można?
- Proboszczu, żeby nie było, że ja zasługi na siebie biorę, zawsze mówiłem, że mam ludzi w urzędach. Pamięta ksiądz? Za każdym razem, kiedy kolejna sprawa była załatwiona, podkreślałem, że to nie moja zasługa…
- Panie Maliński, na miłość Boską, wiem! - przerwał mu Mateusz. - Ja pana o nic nie oskarżam, ale myślałem, że za każdym razem chodziło o innych ludzi, a tu się okazuje, że to była jedna kobieta i nigdy nie usłyszała ode mnie nawet słowa podziękowania - Mateusz patrzył na Malińskiego z mieszanymi uczuciami.
- No ale taki właśnie był warunek pomocy pani Lucyny, że ksiądz miał nie wiedzieć. Ona zawsze mówiła, że chce pozostać anonimowa i właśnie wcale nie chciała żadnych podziękowań. Ja naprawdę miałem księdzu nic nie mówić! I do tej pory wytrzymywałem, ale jak ksiądz tak powiedział, że dobrego urzędnika to ze świecą szukać, a i tak się nie znajdzie, to pomyślałem, że to jednak niesprawiedliwe. No i powiedziałem - Maliński chwilę patrzył w podłogę, jakby w poczuciu winy, by nagle niespodziewanie unieść głowę z błyskiem w oczach. - W sumie to powiem proboszczowi, że nawet nie czuję się winny, bo kobieta naprawdę zasługuje na słowa uznania, choć lepiej niech jej ksiądz publicznie nie dziękuje. A poza tym, to jak już ten kardynał z Krakowa wydał nawet zapiski naszego świętego papieża, co to sam papież zabronił ujawniać, to ja myślę, że ja też mogę zasługi pani Lucyny powiedzieć. Jak proboszcz myśli, mamy grzech? Ja i ten kardynał?

Jeremiasz Uwiedziony

CDN. Wszystkie imiona i fakty w powyższym opowiadaniu są fikcyjne i jakiekolwiek podobieństwo do rzeczywistości jest całkowicie przypadkowe i niezamierzone.

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!