TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 07 Września 2025, 05:24
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Jasna i ta druga strona księży(ca) - część CLXXIX

Jasna i ta druga strona księży(ca) - część CLXXIX

- I od dzisiaj musisz sobie zapamiętać, że masz się mnie zawsze słuchać i cokolwiek ja ci powiem, to jest rzecz święta! - z uśmiechem tłumaczył mu Maciej, kiedy wyszli z przepięknej cerkwi po wspólnym odmówieniu Nieszporów. Rzeczywiście, ich wakacyjny wyjazd na wschodnie rubieże Polski był fantastyczny. Nie dość, że Bóg naprawdę dał im świetną pogodę, to jeszcze z każdym dniem coraz bardziej zachwycali się terenami, które z jakichś idiotycznych przyczyn przez wiele lat były uważane za Polskę B. A może właśnie dlatego? Przeplatanie się kultur i wyznań tworzyło niesamowitą mozaikę, ludzie byli życzliwi, jedzenie świeże i tanie, doznania estetyczne, a przede wszystkim duchowe niesamowite. Niby się o tym wie, że modlitwa uświęca płynące godziny, że rytm życia wyznaczany modlitwą jest czymś zupełnie innym od odmawiania w pośpiechu brewiarza, często kilku godzin brewiarzowych razem. Niby się wie. Ale dopiero kiedy się ma możliwość, aby na każdą modlitwę we właściwym czasie usiąść w jakimś przepięknym malutkim drewnianym kościółku, zaśpiewać ją bez pośpiechu nie szczędząc czasu na milczenie i ciszę to człowiek znowu się przekonuje, ile mu umyka każdego dnia i czego się pozbawia przez często powywracane do góry nogami priorytety. A tutaj, z Maciejem, mogli kontemplować i cieszyć się każdą chwilą. Wstyd przyznać, ale poza południem, skąd pochodziła mama i kieleckim, skąd pochodził tato, Mateusz na wschodniej ścianie Polski odwiedził jedynie Mazury i dopiero teraz odkrywał wszystko inne. Maciej nie na darmo się chlubił, że to dzięki niemu im się to wszystko przytrafiło, bo rzeczywiście kiedy w noc przed wyjazdem próbowano okraść z cegieł budowę kościoła w Strzywążu, Mateusz postanowił, że nigdzie nie pojedzie. Przede wszystkim ze strachu o parafię i budowę, a po drugie ze względu na ewentualne dochodzenie odnośne przyłapanych na kradzieży złodziei. A najbardziej dlatego, że za kradzieżą, a właściwie „sprzedażą” ich cegieł przez Internet stał stary esbek Skalnicki. Choć już następnego dnia o poranku było jasne, że Skalnickiemu nic nie można udowodnić, bo ogłoszenie w sieci zostało wprowadzone z kafejki internetowej we Wrocławiu i policjant, który prowadził sprawę bez ogródek powiedział Mateuszowi, żeby nie miał złudzeń. A kiedy byli sami niemal szeptem dopowiedział jeszcze kilka informacji.
- Nie ukrywam, księże proboszczu, że u nas „na górze” wszyscy znają „wielce zasłużonego” Skalnickiego i nawet gdyby był choć cień dowodu wskazujący na jego winę i tak by się to wszystko rozeszło po kościach. A do tego, sam Skalnicki powiedział komendantowi, że to albo ksiądz, albo ktoś z parafii podszył się pod niego, żeby go wrobić i ukarać za jego sprzeciwianie się budowie kościoła. Ja wiem, że to absurdalne oskarżenie, ale powiem księdzu, że komendant nawet chciał ciągnąć ten wątek... Teraz wszystko zależy od księdza. Możemy to umorzyć od razu, albo ciągnąć sprawę jeszcze przez jakiś czas, a efekt będzie ten sam. Jak ksiądz chce... - powiedział smutno policjant i Mateusz rozumiał, że Skalnickiemu nic nie udowodnią i jedynym skutkiem ciągnięcia dalej dochodzenia będzie ciąganie po sądach jego i nieszczęsnych „nabywców” cegieł z Podhala. Skalnickiemu włos z głowy nie spadnie.
- Proszę zamknąć sprawę, jeśli uważa pan to za najlepsze rozwiązanie – powiedział.
- Przyznam księdzu szczerze, że nam to oszczędzi niepotrzebnej roboty. Dziękuję – powiedział policjant. - Natomiast w zamian obiecuję księdzu, że nasze nocne patrole będą często zaglądać na waszą budowę.
- To ja też dziękuję – zakończył sprawę Mateusz, ale i tak na wakacje nie chciał jechać. Ale Maciej ani myślał zrezygnować, a sam nie chciał jechać. Sojusznika znalazł również w Malińskim, a także w księdzu Darku. Darek, który przez kilka miesięcy był wikariuszem u Mateusza w Strzywążu, zanim został przeniesiony do większej parafii, a później skierowany na studia, zawsze zastępował Mateusza, gdy była taka potrzeba. Znał parafię, a ludzie bardzo go lubili. I również tym razem miał go zastąpić i kiedy Mateusz zaczął się wymawiać od wyjazdu, Maciej natychmiast po niego zadzwonił. Darek przyjechał od razu, choć początkowo miał być dopiero wieczorem na Mszę.
- Mateusz, proszę cię, zaplanowałem sobie, że napiszę chociaż parę paragrafów mojego doktoratu – powiedział Darek wysiadając z samochodu.
- Ależ, nie ma problemu, ja chcę żebyś został, ale ja też zostanę. Ja się zajmę normalnie parafią, a ty się zajmiesz swoim doktoratem – wyjaśniał Mateusz.
- Nie ma mowy! - twardo powiedział Darek. - Jak ty tu będziesz, to wiesz, jak to się skończy? Będziemy gadać całymi dniami, reformować Kościół, jeździć do kina i nic nie napiszę. Wiesz dobrze, że tak będzie. Wynoś się na wakacje! - zakończył z uśmiechem.
- Tak jest! Na urlop! - dorzucił Maliński.
- Do samochodu! - pogonił go jeszcze Maciej.
- Może w ogóle zmienię imię na Azor? - boczył się jeszcze przez chwilę Mateusz, ale potulnie poszedł po swoje rzeczy.
I tak się włóczyli od wioski do wioski, spali na prywatnych kwaterach, odpoczywali i ładowali duchowe akumulatory. Kiedy po wyjściu z cerkwi mieli właśnie wsiąść do samochodu podszedł do nich tęgawy mężczyzna ubrany w kraciastą flanelową koszulę.
- Coś mi się wydaje, że jakieś brewiarzowe gęby – zagaił dość bezpośrednio.
- Zgadza się – uśmiechnął się Maciej. – Ale pan to raczej nie wygląda...
- A jak myślicie, kto tu jest proboszczem? – mężczyzna gestem głowy wskazał na cerkiew.
- Aha, czyli mamy przyjemność z... popem – zainteresował się Mateusz. – A mnie się wydawało, że wy zawsze chodzicie w sutannach.
- Prawie. Adam jestem – powiedział duchowny wyciągając rękę. – Może zaproszę kolegów do pobliskiego baru, mają świetne piwo z lokalnego browaru. Pszeniczne, szczerze zachęcam.
- No, w sumie bardzo chętnie, ale my w sierpniu staramy się powstrzymać od jakiegokolwiek alkoholu – powiedział Maciej.
- Ja też w sierpniu nie piję, ale dzisiaj jest 31 lipca, dlatego możemy po piwku wypić, bo jutro już będzie szlaban – powiedział pop Adam.
- A rzeczywiście, ja już normalnie straciłem rachubę czasu – powiedział Maciej ze śmiechem.
- To dziwne, bo tutaj czas się zatrzymał, a wam jakby za bardzo do przodu się wyrywa. To idziemy?
- Jasne! – powiedział Mateusz i ruszyli za Adamem.
Kiedy już usiedli w pustym jeszcze o tej porze barze i kelnerka przyniosła trzy kufle piwa Mateusz przyglądając się nieco rubasznemu w wyglądzie i manierach duchownemu zastanawiał się, czy wypada popytać go o żonę, rodzinę i naprawdę miał na to wielką ochotę.
- No widzę, że koledzy celibatariusze to sobie na wakacje ruszają bez najmniejszych problemów – zagaił Adam wycierając wierzchem dłoni usta po solidnym łyku piwa.
- Nie tak znowu bez problemów – powiedział Mateusz myśląc o perypetiach z kradzieżą. – A poza tym rodzina jest na pewno czymś wspaniałym i ma wiele plusów.
- Zależy jaka „popa-żona” się trafi – powiedział Adam uśmiechając się.
- Przepraszam, ale nie rozumiem – zdumiał się Maciej.
- No jak to? Nie opowiadacie sobie tych dowcipów? Jak się nazywa ksiądz prawosławny? Pop. A jego żona? Popa-żona. A organista? Pop music – zaśmiał się Adam. – No więc zależy od popa-żony. Ale ja nie narzekam. Mamy trójkę dzieci i jeszcze się nie rozwiedliśmy. No, ale wakacje od dziesięciu lat tylko nad morzem, popa-żona lubi plażę, a dzieci wodę. A że pop lubi góry, to już nikogo nie interesuje.
- Trochę mało optymistycznie to brzmi. Chyba nie próbujesz nas pocieszyć, co? Żebyśmy nie żałowali, że my w celibacie... – powiedział Maciej.
- Nie... - powiedział bez przekonania Adam.
- W końcu kobietę sam sobie wybrałeś, nikt cię przecież nie zmuszał – zauważył Mateusz.
- Niby tak, ale ja poszedłem bardzo wcześnie do seminarium – powiedział Adam.
- My też – uściślił Maciej.
- No tak, ale wy przed święceniami nie musieliście się ożenić – wyjaśnił Adam. – Przepraszam, że was wciągam w te tematy, ale akurat się pokłóciłem z popa-żoną i tak mnie naszło. U nas trzeba się ożenić przed święceniami, bo my wyświęcamy żonatych mężczyzn, ale jak już jesteś wyświęcony i bez żony to się nie możesz potem ożenić. No i młody byłem, a kobietę wybrałem po urodzie, a nie po charakterze. Żebyście mnie źle nie zrozumieli, to dobra kobieta i ja ją kocham, ale jaka to jest harówka życie codzienne, żeby się dogadać, to Pan Bóg tylko wie. Mamy zupełnie inne charaktery. Ja jestem bardziej teologiczny – uśmiechnął się Adam. – Dla mnie właściwie czas nie istnieje. Czego nie zrobię dzisiaj, mogę zrobić jutro, a nawet jak nie zrobię jutro, to świat się nie zawali. Moja żona to zupełne przeciwieństwo: co ma zrobić dzisiaj zrobiła już wczoraj! No to sobie możecie wyobrazić, jak te nasze dzieciaki w tym wszystkim lawirują i jak nas rozgrywają. I tak już prawie dwadzieścia lat! Ale jak powiedziałem, kochamy się i zawsze wszystko wraca do normy. I co by nie było, to wracasz wieczorem do chałupy i zawsze ktoś na ciebie czeka. No, to za moją poparzoną! - Adam ze śmiechem wzniósł kufel.
- Za poparzoną! - powiedział Mateusz.
- Nieraz człowiek to i chciałby się z kim pokłócić, ot tak, żeby było się z kim przed snem przeprosić... Za poparzoną! – powiedział Maciej.

Jeremiasz Uwiedziony? 

CDN. Wszystkie imiona i fakty w powyższym opowiadaniu są fikcyjne i jakiekolwiek podobieństwo do rzeczywistości jest całkowicie przypadkowe i niezamierzone.??

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!