TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 08 Września 2025, 02:36
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Jasna i ta druga strona księży(ca) - część CLXXIII

Jasna i ta druga strona księży(ca) - część CLXXIII

Mateusz jak mógł, rękami i nogami i wszystkim innym bronił się przed dopadającą go myślą, że czas najwyższy rozpocząć kolejne prace przy budującym się kościele. Maliński co niedzielę spoglądał na niego znacząco czekając na jakieś ogłoszenie o spotkaniu komitetu budowy, kilka razy nawet sugerował, że pogoda sprzyjająca i szkoda czasu, ale Mateusz chciał choćby spłacić długi za już zakończone prace, zanim zacznie zaciągać nowe. A jeszcze zdenerwował go ten wikariusz Piotra... Na poświątecznym spotkaniu u Macieja, podczas którego Piotr skarżył się na wszystkich trzech swoich wikariuszy, a Mateusz odradził mu zwracanie się z prośbą do Księdza Biskupa o ich zmianę, a zasugerował, aby jeszcze próbował z nimi rozmawiać, Piotr odgrażał mu się, że swoich wikarych podeśle na rozmowę do Mateusza. Mateusz myślał, że kolega żartuje, a tymczasem wczoraj pojawił się ksiądz Grzesiu, który prosił Piotra o wolny drugi dzień Świąt, żeby spędzić trochę czasu z... mamusią, która go odwiedziła.
- No szczęść Boże – powiedział kiedy Mateusz otworzył mu drzwi i nie bardzo widział kto zacz i czego pragnie. - Mój proboszcz mi powiedział, że ksiądz ma mi coś do powiedzenia.
- Ja??? - nie ukrywał zdziwienia Mateusz.
- Zaraz, niech sprawdzę – odpowiedział z sarkazmem w głosie i udając zastanowienie ks. Grzegorz. - Ksiądz się nazywa Mateusz Zielnik? A ta wichura to Strzywąż? Zgadza się? No to tak. Ksiądz ponoć chciał ze mną porozmawiać, tak mi powiedział mój proboszcz.
- Trochę inaczej przypominam sobie rozmowę z księdza proboszczem, ale skoro się ksiądz pofatygował, to zapraszam – powiedział Mateusz pomstując w duchu na Piotra.
- Widzę, że ksiądz tu od niedawna, nawet mebli nie ma... - powiedział rozglądając się po pustym salonie. - No chyba, że ksiądz to taki minimalista, taki Franciszek i to tak z wyboru, no to żeby nie było, że ja się czepiam. Każdy żyje jak uważa – powiedział ksiądz Grzegorz siadając na krześle przy stole.
- Co mogę zaproponować do picia? - zapytał niespodziewanego gościa Mateusz.
- Kawę poproszę, byle nie rozpuszczalną – odpowiedział młodszy kolega. - Jak tu jechałem widziałem, że nowy kościół ledwo wyszedł z ziemi – powiedział podniesionym głosem do Mateusza, który robił kawę w kuchni.
- No tak, mamy fundamenty i prawie spłacone długi – odkrzyknął Mateusz z kuchni.
- To coś wam cienko idzie – odpowiedział Grzegorz. -  Pamiętam, jak byłem święcony, a było to osiem lat temu, to już się mówiło w seminarium, że w tym Strzywążu to jest wieczna budowa. Osiem lat minęło, a widzę, że się niewiele zmieniło – podsumował z sarkazmem Grzegorz, a Mateuszowi zrobiło się lekko gorąco, ale ze wszystkich sił próbował nie dać się wciągnąć w jakieś pyskówki.
- No cóż, robimy co możemy... – powiedział.
- A możemy niewiele! – dopowiedział Grzegorz. - Znam tę śpiewkę. Ja myślę, że tu po prostu potrzeba kogoś z wizją, z zębem. Jakby się ksiądz nie chciał dalej z tym męczyć, to proszę powiedzieć Księdzu Biskupowi. Nawet może mnie ksiądz wskazać, bo wiem, że na ten Strzywąż to by chętnych nie było. Ale ja myślę, że bym to udźwignął, myślę, że jestem gotowy, bo na pozycji wikariusza trochę mi już za ciasno – dokończył Grzegorz dokładnie w momencie kiedy Mateusz wszedł z kawą.
- I od czego by ksiądz zaczął tę swoją wizję tutaj w Strzywążu? - zapytał.
- No na pewno bym umeblował tę plebanię, bo ja pustelnikiem nie jestem, no i przywróciłbym wikariusza. I wie ksiądz, ja budowa i administracja, a wikariusz duszpasterstwo. Ale proszę nie myśleć, że ja chcę księdza stąd wygryźć, broń mnie Panie Boże! Tak tylko sobie mówię – zastrzegł się Grzegorz.
- Oczywiście – przytknął Mateusz. - To o czym będziemy rozmawiać?
- Mnie się ksiądz pyta? Przecież ja się nie wpraszałem na tę rozmowę – zaperzył się młody kapłan nerwowo odstawiając filiżankę.
- No tak – westchnął Mateusz. - To może się pomodlimy razem? Ja jeszcze jestem przed nieszporami...
- No jak się ksiądz upiera, to możemy się pomodlić, ale szczerze mówiąc to ja nie mam za wiele czasu, bo pod wieczór ma do nie mamusia przyjechać, więc wolałbym żebyśmy przeszli do meritum.
- Mamusia często odwiedza? - zapytał Mateusz z braku lepszego argumentu.
- Chciałaby częściej, ale wie ksiądz, na parafii jest robota... - odpowiedział Grzegorz błądząc wzrokiem po kątach pokoju. - No ale teraz ma blisko, no i jest dość często – dodał, a Mateusz wyczuł, że chłopak chyba nie jest szczególnie z tego powodu szczęśliwy.
- Moja mama też bardzo chciała, żebym został księdzem, ale potem tak się życie ułożyło, że zawsze miała do mnie daleko i bardzo rzadko mnie odwiedzała w parafiach, właściwie prawie nigdy. Ale była strasznie szczęśliwa, że jestem księdzem. No i mam nadzieję, że dalej jest, choć teraz z nieba to już widzi wszystko i wie jaki ze mnie gagatek i grzesznik – powiedział cicho Mateusz uważnie obserwując Grzegorza, prze którego twarz przemknął dziwny grymas.
- Moja mama wręcz STRASZNIE chciała żebym został księdzem. Do tego stopnia, że nie dopuszczała żadnego osobnika płci żeńskiej na mniej niż dziesięć metrów ode mnie – westchnął Grzegorz, a Mateusz zaczął się domyślać, co trapi młodszego kolegę.
- Ale ty chyba też chciałeś zostać księdzem? - zapytał nawet nie zauważając, że bezwiednie przeszedł na ty. Co prawda chłopak był dobrych dziesięć lat młodszy, ale nauczony nie najlepszymi doświadczeniami Mateusz zwykle tytułował wszystkich per ksiądz.
- Ależ oczywiście – uśmiechnął się Grzegorz. - Dzięki Bogu po dziś dzień nie mam żadnych wątpliwości, ale mamuśka potrafi być uciążliwa z tą swoją maniakalną chęcią kontroli, a ja nie potrafię się jej sprzeciwić. Mama myślała, że jeśli ja się nie żenię, to biblijne: „zostawi człowiek swojego ojca i matkę i połączy się ze swoją żoną” mnie nie dotyczy i ciągle chce mojego czasu dla siebie. I przyjeżdża kiedy może. No, ale do takiego Strzywąża, to by jej było trudno dojeżdżać, raz, że daleko, a dwa, że tu może jest z jeden autobus na dzień – powiedział zamyślając się.
- Nie tylko Strzywąż jest daleko od twojego rodzinnego domu – powiedział Mateusz, który z jednej strony chciał pomóc chłopakowi, ale z drugiej strony denerwowały go takie rozważania, jakby jego parafia się zwalniała.
- Zgadza się! Ale jakbym już sobie poradził z mamą, to dobrze byłoby rozpocząć jakieś nowe wyzwanie, więc gdyby ksiądz nie chciał... Podobno strasznie ksiądz nie chciał tej budowy, prawda to? - zapytał znowu pewny siebie młodszy kolega.
- Budowy nie chciałem, ale przyjąłem – odpowiedział Mateusz i tuż po tym Grzegorz szybko zaczął się zbierać i jeszcze szybciej się pożegnał.
I dzisiaj od samego rana zastanawiał się, po co była ta rozmowa. Gdzieś przeczytał, że św. Jan Paweł II zawsze mówił, że z każdego spotkania z człowiekiem czegoś się uczył i Mateusz próbował zrozumieć, czego miał się nauczyć. Czy może chodziło o to, że Pan Bóg daje mu jakiś znak? Może rzeczywiście ma ustąpić z parafii? I niestety, ani na spacerze, ani przed Najświętszym Sakramentem, żadna odpowiedź nie przyszła. Wręcz miał takie wrażenie, jakby św. Magdalena z ołtarza w ich kościółku... podśmiechiwała się z niego.
- I z czego się śmiejesz? Co tu jest do śmiechu? - mówił na głos do obrazu, bo w kościółku nikogo nie było oprócz niego.
- Głuptasie, ona się z ciebie nie śmieje, tylko się do ciebie uśmiecha – niespodziewanie usłyszał za sobą głos Ani.
- Ania! - wykrzyknął czując, że policzki palą mu się z gorąca. - Co ty tu robisz? Jak możesz w tak intymnej chwili mojej rozmowy z patronką przyjść tu i przeszkadzać? - Mateusz próbował odzyskać rezon.
- Wcale mi to nie wyglądało na intymną rozmowę, a raczej na zupełny brak zrozumienia, klasyczny u mężczyzny, który nie potrafi rozeznać kiedy kobieta patrzy na niego z miłością – powiedziała Ania podchodząc i całując go na powitanie w policzek. - A poza tym może byś się wytłumaczył? Pół roku bez sygnału życia! Zupełnie cię nie interesuje, czy żyję i w ogóle! - teraz z kolei Ania udawała obrażoną.
- No ciebie też za bardzo nie interesowało, czy ja żyję – ripostował Mateusz.
- O nie, nie! Tutaj nie ma żadnego remisu, bo ja jestem w ciągłym kontakcie z Maciejem i wiem wszystko. Wiem, że całkowicie pochłonęła cię ta budowa kościoła, że świata nie widzisz, nawet do Maćka jeździsz średnio trzy razy rzadziej niż kiedyś – wyliczała Ania.
- Naprawdę Maciek powiedział, że tak strasznie mnie wciągnęła budowa? - zdziwił się Mateusz.
- Naprawdę! Zresztą, nie musi mi Maciej mówić, sama widzę! No i Ksiądz Biskup cię strasznie wychwala...
- Ksiądz Biskup? Mnie? Kiedy?
- Wiesz, że moja mama jest w Akcji Katolickiej w zarządzie diecezjalnym i ona na każdym spotkaniu z Księdzem Biskupem o ciebie pyta...
- Czyli, że jednak mam tu zostać... - powiedział cicho Mateusz patrząc na Magdalenę w obrazie.
- A co ci do głowy przyszło? Jakbyś się stąd ruszył, to by dopiero była Jasienica, ale taka prawdziwa, a nie pod publiczkę – powiedziała Ania patrząc na niego z dumą. 

Jeremiasz Uwiedziony

CDN. Wszystkie imiona i fakty w powyższym opowiadaniu są fikcyjne i jakiekolwiek podobieństwo do rzeczywistości jest całkowicie przypadkowe i niezamierzone.

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!