TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 08 Września 2025, 02:31
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Jasna i ta druga strona księży(ca) - część CLXXII

Jasna i ta druga strona księży(ca) - część CLXXII

Ogarnęła go tak wielka chęć spotkania się z jakimś bratem kapłanem, że natychmiast wskoczył w auto i pognał do Macieja. Już w samochodzie, prosząc Boga, aby Maciej był w domu, zadzwonił do przyjaciela.
- Maciej, proszę, tylko mi nie mów, że jesteś gdzieś poza domem, bo właśnie do ciebie jadę - wykrzyknął, gdy tylko Maciej odebrał telefon.
- Prawdziwie zmartwychwstał, u nas na wsi też - odpowiedział ze śmiechem Maciej.
- Alleluja! Przepraszam, że nawet Pana Boga nie pochwaliłem, ale miałem tak wielką chęć spotkać się z jakimś księdzem...
- Bój się Boga! - przerwał mu Maciej. - Już nagrzeszyłeś w trzecim dniu Oktawy Wielkanocy i potrzebujesz spowiedzi, czy umierasz i chodzi o namaszczenie? W tym drugim przypadku zatrzymaj się, gdzie jesteś i zaraz przyjeżdżamy – śmiał się po drugiej stronie Maciej.
- Może do ciebie ludzie przychodzą tylko jak są blisko śmierci, bo do mnie jak się chcą czymś radosnym podzielić też przychodzą – odpalił Mateusz, by za chwilę spoważnieć. - Powiedziałeś „przyjeżdżamy”? Masz gości? - zapytał.
- Tak jest! Piotruś mnie odwiedził, bo wiesz, jak masz trzech wikariuszy, to sobie możesz latać, gdzie dusza zapragnie – śmiał się Maciej.
- Dawaj Mati! Przyjeżdżaj! - darł się gdzieś w pobliżu Macieja Piotrek.
- Świetnie! To do zobaczenia za chwilę! - krzyknął Mateusz i już miał wyłączyć telefon, ale niestety było za późno. Pan policjant stanowczym ruchem ręki nakazywał mu zjechanie na pobocze, a pani policjantka zbliżała się z radarem w dłoni.
- Rany Boskie! - jęknął Mateusz. - Panie Boże, dlaczego mi to robisz? Dopiero co mi wyszły punkty i teraz od nowa? Szczęść Boże w pracy – powiedział głośno z kwaśną miną patrząc na policjanta.
- Dzień dobry panu, poproszę dokumenty – policjant jakby nie widział koloratki, ani się nie wzruszył chrześcijańskim pozdrowieniem. Mateusz podał dokumenty, a w międzyczasie zbliżyła się również umundurowana pani.
- Pewnie pan nie zauważył, ale tam w lesie jest tablica oznaczająca ,,teren zabudowany” z dozwoloną prędkością 50 km na godzinę. Proszę spojrzeć na odczyt z radaru. Ile pan jechał? - zapytała policjantka.
- Osiemdziesiąt trzy kilometry na godzinę? - nie mógł uwierzyć własnym oczom Mateusz.
- Nawet się pan nie zorientował, prawda? - policjantka wydawała się dość koncyliacyjna.
- Rzeczywiście... - Mateusz szukał w myśli jakichś mądrych słów.
- No bo w sumie trudno się zorientować, ile się jedzie, jak się rozmawia przez komórkę, prawda? - policjantka chyba tylko udawała koncyliacyjną. Albo robiła za tą dobrą.
- Widzę, że nic wam nie umknie – gorzko uśmiechnął się Mateusz.
- Jak się tak stoi i kontroluje po kilka godzin dziennie to się wszystkie mechanizmy wyrabiają, a i wzrok się wyostrza – westchnęła tym razem policjantka.
- Szczerze wam współczuję – powiedział Mateusz. - Rozumiem, że na pouczeniu się nie skończy...
- Niestety nie – wtrącił się do rozmowy pan policjant. - Ale damy najniższy mandat z możliwych – uśmiechnął się policjant znacząco stukając palcem w nazwisko Mateusza na prawie jazdy.
- Czyżby znał pan to nazwisko? - zapytał Mateusz, w którego wstąpiła nadzieja, że może ta sprawa nie zakończy się aż tak tragicznie.
- Oczywiście i to od dawna! Mam takie samo od urodzenia. I powiem księdzu, że nawet jesteśmy z tego samego rocznika – policjant udał się do radiowozu, a Mateusz w duchu zmówił „Wieczny odpoczynek” za swojego ojca i wszystkich zmarłych przodków, po których odziedziczył nazwisko.
Pan policjant ostatecznie wręczył mu mandat w wysokości 50 zł i ukarał 2 punktami karnymi.
- Ty to masz farta! - nie mógł się nadziwić Maciej, kiedy im później opowiadał swoją przygodę. - I pomyśleć, że zawsze się śmiałem z twojego nazwiska.
- Powiem ci szczerze, że ja aż tak wielu Zielników nie znam, ale to nie jest istotne. Ważne, że jeden stanął na mojej drodze. O rany... Zrób jakąś kawkę – Mateusz opadł na fotel.
- A co cię tak dzisiaj przypiliło, żeś sobie o kolegach księżach przypomniał? - zapytał głośno Maciej z kuchni.
- Przypiliło, nie przypiliło... Przecież całkiem niedawno się widzieliśmy – zaczął niepewnie Mateusz usiłując sobie przypomnieć, kiedy było ich ostatnie spotkanie.
- Tak! Całkiem niedawno... W styczniu chyba! - żachnął się Maciej. - Ty jak w coś wsiąkniesz, to można o tobie zapomnieć. Nawet Ania Grabowska do mnie dzwoniła i pytała, czy u ciebie wszystko w porządku, bo się chyba z pół roku nie odzywałeś. Mam nadzieję, że chociaż złożyłeś jej świąteczne życzenia – Maciej spojrzał na czerwieniejącego Mateusza. - A nie? Ja naprawdę nie wiem, jak to możliwe, żeby ciebie tak wszyscy kochali. Za co? No powiedz mi Piotrek, za co? - z dramatyczną przesadą w głosie pytał Maciej.
- No jak to, nie wiesz? - uśmiechnął się Piotrek. - Za to, co zawsze, od samego początku: ten dołek w brodzie, gitara i jak gębę otworzy, to choćby mówił o ostatnim odcinku „M jak miłość” albo, nie daj Boże, o meczu piłki nożnej, to i tak ci przychodzi chęć to zobaczyć – Piotrek zakończył swoją diagnozę, a Maciej aż znieruchomiał z wrażenia.
- Piotrek! Jak Boga kocham, ty to masz dar syntezy, to jest właśnie to! Jak gębę otworzy to choćby mówił o najgłupszej telenoweli, przychodzi ci chęć to zobaczyć! - Maciek jeszcze był pod wrażeniem, a przy okazji sprawdzał dłonią swój własny podbródek, czy nie było w nim jakiegoś dołka. - No, a ja nawet dołka w brodzie nie mam – powiedział z udawanym smutkiem.
- Dobra, poużywaliście sobie? No to może dawaj tę kawę – wtrącił się Mateusz.
- Słuchaj no ty z dołkiem w brodzie – zagaił ze śmiechem Maciej. - To czym się chciałeś z nami podzielić?
- No, jakby to powiedzieć, chłopaki, niesamowite były te święta. Ja już sam czasem nie rozumiem, od czego to zależy, ale coraz częściej myślę, że od nas to w sumie nie za wiele. Znaczy dużo możemy schrzanić, to na pewno... Normalnie tyle ludzi było w kościele, że od lat nie pamiętam, ani w Strzywążu, ani wcześniej jak jeszcze byłem u Księdza Kanonika. A przecież tyle było propagandy, znowu powyciągali jakąś pedofilię, tego Lemańskiego odkurzyli, a ludzi na Triduum mimo wszystko pełno! I to na Triduum, nie tylko w Niedzielę Wielkanocną. W Wielką Sobotę miałem tyle spowiedzi ludzi co z zagranicy na Święta poprzyjeżdżali, że ściągnąłem kleryka do święcenia pokarmów, bo bym nie dał rady! I nie mówcie mi, że to pogoda, bo to nie to...
- Ja mam dokładnie takie same odczucia – wtrącił się Piotrek. - Chociaż tak mnie wkurzyli wikarzy przez te Święta, że przyjechałem do Maćka się poradzić, czy prosić Księdza Biskupa, żeby ich wszystkich zabrał, czy czekać na to, co będzie. Ale tak, jak Mati mówisz, uczestnictwo ludzi było super. Pierwszy raz zrobiliśmy całe Triduum jak Pan Bóg przykazał, wiesz z umyciem nóg w Wielki Czwartek, ucałowaniem jednego krzyża w Wielki Piątek i z wszystkimi dziewięcioma czytaniami w Wigilię Paschalną!
- No to prawdziwa rewolucja w twojej parafii! - uśmiechnął się Maciej, bo parafia Piotra była znana z wielkiej „odporności” na liturgiczne zmiany.
- Ale, jak mówię, ludzie przyjęli wszystko świetnie, jeszcze nigdy tyle osób nie przyszło dziękować za liturgię i z dnia na dzień było więcej ludzi w kościele – cieszył się Piotr.
- A co z wikariuszami? -  zapytał Mateusz.
- No to jest właśnie ta łyżka dziegciu – zasępił się Piotr. No wyobraźcie sobie, że jeden w Wielki Czwartek, ledwie skończyliśmy liturgię, jeszcze ludzie wychodzą z kościoła, bo adoracja i w ogóle, a ten wylatuje w stroju sportowym, a na moje pytanie, gdzie idzie, mówi, że mają wolną salę gimnastyczną i on z młodzieżą idzie grać w kosza! No myślałem, że padnę! I z młodzieżą zamiast na adorację, poszli grać w kosza.
- No to jeden odhaczony – uśmiechnął się Maciej. - Co dalej?
- Chłopaki, żeby nie było, że ja się skarżę. Znacie mnie. Jeżeli wam coś mówię, to dlatego, że naprawdę wyczerpała się już moja cierpliwość. Te incydenty to są tylko ostatnie przykłady. No nasz neoprezbiter, Rysiu, składając mi życzenia, powiedział, że on SOBIE życzy takiej parafii, gdzie proboszcz pracuje tyle samo, co wikarzy.
- A to dopiero! - Mateusz wybuchnął śmiechem, bo Piotrek był pracoholikiem i jego młody wikariusz musiał mieć niezły tupet, żeby tak powiedzieć. - I co mu odpowiedziałeś?
- No powiedziałem mu, że to życzenie na pewno mu się spełni. Zwłaszcza jak zostanie proboszczem. Powiedziałem mu, że nawet może być lepiej niż sobie wymarzył. Będzie mógł pracować jako proboszcz WIĘCEJ niż jego wikarzy. Pan Bóg wysłuchuje naszych marzeń i modlitw – śmiał się już sam z tego, co mówił Piotrek.
- No to mamy dwóch asów, a co z trzecim – Maciej koniecznie chciał się dowiedzieć, czym zdenerwował ich przyjaciela trzeci wikariusz.
- Grzesiu poprosił mnie o wolne w Poniedziałek Wielkanocny, bo mówi, że mama do niego przyjeżdża i on chciałby z nią trochę czasu spędzić. Mówię mu, czy widział, ilu ludzi mamy do Komunii na każdej Mszy i co by było gdyby moja mama też przyjechała i jeszcze mama Rysia na przykład... I wiecie co odpowiedział? Że tylko jego mama mieszka tak blisko! A ja na to, że no właśnie, może przyjechać kiedy chce! A mój wikariusz: No właśnie! I przyjechała... Ręce opadają...

Jeremiasz Uwiedziony

CDN. Wszystkie imiona i fakty w powyższym opowiadaniu są fikcyjne i jakiekolwiek podobieństwo do rzeczywistości jest całkowicie przypadkowe i niezamierzone.

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!